Weekend w Berlinie. Atrakcje, informacje praktyczne

Weekend w Berlinie to dla ciebie nudna perspektywa? Zmieńmy to! Berlin nie musi kojarzyć się ze zwiedzaniem muzeów i zabytków związanych z tragiczną historią XX wieku. Poważę się nawet o stwierdzenie, że to miasto idealne na city break: położone blisko Polski, więc łatwo się tu dostać w krótkim czasie. Wiele możliwości dojazdu. I ta luźna, niezobowiązująca atmosfera, która sprawia, że w Berlinie się bywa, a nie zwiedza.

Nie znajdziesz tu zatrzęsienia atrakcji, które wołają z każdej strony. To nie Paryż, Londyn czy Florencja. Za to fajne wydarzenia, klimatyczne knajpki, pikniki w parkach, kajaki, sławne już imprezy, imponujące muzea sztuki, oryginalne sklepy, modne butiki, pyszna kawa, księgarnie i wiele innych miejsc tworzących tkankę miasta, w którym przyjemnie być i bywać. Na luzie, dla relaksu, na zakupy, dla jedzenia czy sztuki. Bez presji. I taki właśnie może być twój weekend w Berlinie.

Wybierz się w podróż do Niemiec? Nasz blog podróżniczy może się przydać!

Brama Brandenburska | Weekend w Berlinie
Podświetlona Brama Brandenburska

Dojazd do Berlina

Pociągi

Najwygodniej jest dojechać pociągiem. Połączeń lotniczych mamy do Berlina jak na lekarstwo, a to ze względu na bliskie położenie niemieckiej stolicy od Polski. Dlatego do Berlina dolecieć można jedynie Ryanairem z Krakowa oraz LOTem z Warszawy. Ceny LOTu, w porównaniu z biletami kolejowymi, nie są konkurencyjne, dlatego pociąg zazwyczaj będzie najlepszą opcją. Zwłaszcza, że do Berlina da się dojechać niemal z każdego większego miasta w Polsce, czyli z Warszawy, Wrocławia, Poznania, Krakowa, Katowic, Szczecina i Trójmiasta.

Bilety na pociąg z Polski do Berlina najlepiej kupować z wyprzedzeniem (max. 60-dniowym, w kasach, na stronie Intercity lub w aplikacji), aby załapać się na promocję Super Promo International. Ceny biletów w tej promocji dzielą się na szczeble od I do V, z czego I zawiera najtańsze bilety, wrzucane do systemu sprzedaży w pierwszej kolejności. Dlatego im szybciej kupi się bilet, tym mniej się za niego zapłaci. W ten sposób bilet na pociąg z Poznania do Berlinia można kupić już za 15 euro, z Warszawy 25.

Pociągi te są wygodne, kursują kilka razy dziennie, a przejazd nimi zajmuje niewiele czasu (chyba, że zdarzy się opóźnienie. W Poznaniu na tej trasie widywaliśmy takie i po 200 minut ;D). Wyjeżdżając z Poznania po 07:00 rano, na stacji Berlin Hauptbahnhof byliśmy już o 10:00. Więcej szczegółowych informacji znajdziesz w naszym artykule Podróż pociągiem do Niemiec..

Inne połączenia kolejowe

Oprócz tego do Berlina można dojechać z innymi przewoźnikami, a są to:

  • Koleje Dolnośląskie z Wrocławia, „Pociąg do Kultury”, z zupełnie nieprzydatnym dla polskich turystów rozkładem jazdy.
  • Polregio ze Szczecina, Zielonej Góry i Kostrzyna.

Wskazówka: jeśli nie mieszkasz na zachodzie kraju, w Trójmieście lub Warszawie, a planujesz weekend w Berlinie, podziel swoją podróż na dwa etapy. Już w piątek postaraj się jak najszybciej dotrzeć do Poznania. Tutaj zarezerwujesz nocleg, który będzie tańszy niż w Berlinie. A z samego rana wsiądź do pociągu do Niemiec.

Autobusy do Berlina

Tutaj jak zawsze od kilku lat monopol sprawuje Flixbus. Przejazd zielonym autobusem jest dłuższy niż pociągiem, ale czasem nie ma wyjścia i trzeba skorzystać z ich usług. Flixbusy do Berlina jeżdżą m.in. z Wrocławia, Poznania, Warszawy, Krakowa, Szczecina czy Trójmiasta i mniejszych miast. Ceny są różne, ale tu również panuje zasada, że im szybciej się kupi, tym bilety będą tańsze. Zdarzają się takie za kilkadziesiąt zł, chociaż bardziej standardowa cena oscyluje teraz wokół 100-120 zł w jedną stronę. Bilety za kilka złotych to już pieśń przeszłości.

Sporo osób oferuje też przejazdy prywatne w ramach usługi Bla Bla Car, co również warto sprawdzić przed planowaną wycieczką. Są też inni przewoźnicy, np. Sindbad, jednak ich ceny są jeszcze mniej korzystne, niż u Flixbusa. Kupując bilety na przejazd Flixbusem do Berlina, zwróć uwagę na przystanek końcowy. Najtańsze bilety oferowane są na lotnisko lub stację Sudkreuz i Wannsee, położone daleko od centrum. Ciebie powinien interesować dworzec autobusowy ZOB.

Komunikacja miejska w Berlinie

Warto mieć na uwadze, że Berlin jest ogromny. Ale tak naprawdę ogromny. To, co na mapie wydaje się krótkim dystansem, często jest wielokilometrową trasą do pokonania w 30-40 minut autobusem. Przemieszczanie się po mieście zajmuje dużo czasu, nawet przy sprawnie działającym metrze. Jeżeli chcesz zobaczyć coś więcej niż Wyspę Muzeów, katedrę i Bramę Brandenburską, prawdopodobnie będziesz musiał/a skorzystać z komunikacji miejskiej. Składają się na nią tramwaje, autobusy, metro (U-Bahn), kolej naziemna (S-Bahn), pociągi regio i tramwaje wodne.

Komunikacja miejska w Berlinie podzielona jest na strefy A, B i C, z czego dostępne są bilety na strefy AB, BC lub ABC (nie ma biletów na pojedyńczą strefę). Turyści poruszają się zazwyczaj tylko po strefie AB, a jeśli chcą jechać do Poczdamu lub na lotnisko – również C. Rozkłady jazdy możesz sprawdzić w Google Maps lub w tym planerze.

Bilety na transport w Berlinie

Trasport zbiorowy w Berlinie jest zintegrowany, tzn., że na wszystkie środki transportu obowiązują te same bilety i ceny. Bilety można kupić w aplikacji VVB, w biletomatach na stacjach i niektórych przystankach, gotowką u kierowcy autobusu lub kartą płatniczą w automacie w tramwaju. Bilety fizyczne kasujemy przed wejściem do metra/pociągu lub w autobusie i tramwaju. Dzieci do 6 roku życia podróżują za darmo, a do 14 – ze zniżkami. Od 14 roku życia obowiązują już bilety normalne.

Rodzaje i ceny biletów

Ceny biletów na komunikację miejską zmieniają się w zależności od wybranych stref i oczywiście samego rodzaju biletu. Do wyboru mamy:

  • Bilet jednorazowy za 3,50€ (strefa AB), 4€ (BC) i 4,40€ (ABC); obowiązują 2 h, można się przesiadać w jednym kierunku.
  • Paczka 4 biletów jednorazowych za 10€ (A), 13,80€ (B) i 15€ (ABC).
  • Bilet na krótki przejazd za 2,40€ w każdej strefie na trzy przystanki metra (możliwe przesiadki) lub sześć przystanków autobusem/tramwajem (bez przesiadek).
  • Paczka 4 biletów na krótki przejazd za 7€ w każdej strefie.
  • Bilet dobowy za 9,90€ (AB), 10,40€ (BC) i 11,40€ (ABC), ważny przez 24 godziny od momentu skasowania (później kasować już nie trzeba).
  • Bilet dobowy dla grupy max. 5 osób za 31€ (AB), 32€ (BC) lub 33€ (ABC).
  • Bilet siedmiodniowy na wszystkie środku komunikacji miejskiej, który kosztuje od 41 do 49€, w zależności od strefy.
Nowe skrzydło w pałacu Charlottenburg
Nowe skrzydło pałacu Charlottenburg

Weekend w Berlinie: dojazd z lotniska Brandenburg

Lotnisko Brandenburg składa się z dwóch terminali położonych obok siebie. Na poziomie U2 pod terminalem T1 znajduje się stacja kolejowa, z której kursują do centrum Berlina pociągi regionalne, kolej miejska (S9 i S45) oraz Airport Express (FEX). Ponadto ze stacji metra Rudow w kierunku lotniska kursują linie autobusowe X7 oraz X71. Z kolei ekspresowy autobus BER2 jeździ między lotniskiem a dworcem kolejowym w Poczdamie. Siatkę transportu lotniskowego uzupełnia kilka linii autobusowych, których wykaz znajdziesz na stronie lotniska.

Rozkłady jazdy sprawdzisz w Google Maps. Na lotnisko w Berlinie bez problemu dostaniesz się też nocą, m.in. autobusami N7 i N7X czy całodobowym pociągiem RE8. Lotnisko Brandenburg znajduje się w strefie komunikacyjnej C, więc aby dojechać do portu, należy zakupić zwykły bilet na komunikację miejską, obowiązujący również w strrefie C: czyli BC lub ABC. Przystanki autobusowe znajdują się przed Terminalem 1, na poziomie EO.

Atrakcje w Berlinie
Staatsbibliothek

Gdzie spać podczas weekendu w Berlinie?

Tak jak wspomnieliśmy już wcześniej, Berlin jest bardzo dużym miastem, którego przemierzanie zajmuje wiele czasu. Dlatego podczas poszukiwań noclegu warto zdecydować się na strategiczną lokalizację. Gdzieś blisko centrum, z dobrym dostępem do metra i kolejki miejskiej, najlepiej w pobliżu większej stacji, by uniknąć licznych przesiadek. Lub w centrum konkretnej dzielnicy, na której chcesz się skupić podczas wycieczki.

Drugi istotny czynnik to ceny. Jak już wiemy, im dalej na zachód od Polski, tym drożej i Niemcy nie są w tej kwestii wyjątkiem. Noclegi w Berlinie są drogie lub bardzo drogie. Jednak po ostatnich wzrostach cen w Polsce, te różnice nie są już aż tak bardzo odczuwalne, jak jeszcze kilka lat temu. Jeżeli nie chcesz spać w hostelu, a nie możesz znaleźć rozsądnego pod wględem cenowym obiektu w dobrej lokalizacji, sprawdź sieciówki: Ibis, Best Western, Premier Inn itd. Nie sugeruj się ich ocenami w Google i na Booking.

Jeżeli zarezerwujesz nocleg w sieciówce, najlepiej z wyprzedzeniem, możesz trafić na naprawdę komfortowe warunki za nieduże pieniądze. Podróżując po Europie wielokrotnie sprawdzała nam się zasada, że tam, gdzie jest bardzo drogo, lepiej zostawić Booking i przez Google Maps poszukać sieciówki. Znany, pewny standard, zazwyczaj bardzo dobre lokalizacje i ceny o wiele korzystniejsze, niż w prywatnych obiektach noclegowych. Sami spaliśmy w hotelu Select Hotel Style Berlin, w spokojnej okolicy. Bylo czysto, wygodnie i niedrogo (240 zł za noc), a to najważniejsze. Oprócz tego możemy polecić jeszcze nocleg w the niu Dwarf oraz B&B HOTEL Berlin-Alexanderplatz.

Hotel na weekend w Berlinie
Select Hotel Style Berlin

Weekend w Berlinie: jaka dzielnica?

Jeśli zależy ci na dostępie do licznych restauracji, sklepów, barów, kawiarnii itd. wybierz nocleg w dzielnicy Kreuzberg, ewentualnie w Mitte. Sami śpiąc w – teoretycznie dobrej – okolicy Tiergarten, wszędzie mieliśmy daleko i nie chciało nam się długo dojeźdżać do polecanych restauracji w Kreuzbergu. Z kolei jeśli interesujesz się atrakcjami z Wyspy Muzeów i okolic, szukaj noclegu w okolicy Alexanderplatz i Mitte. Z Kreuzbergu i Mitte w miarę szybko można dojechać do większości atrakcji w mieście.

Upewnij się tylko w opiniach, czy twój hotel ma odpowiednie wyciszenie pokoi, by hałas dobiegający z barów nie utrudniał ci snu. Nieco tańsze obiekty noclegowe można znaleźć też w dzielnicach Lichtenberg, Spandau czy Köpenick, jednak są one położone dość daleko od centrum. Wybierając którąś z nich, zwłaszcza Köpenick, warto skoncentrować się na zwiedzaniu atrakcji w jej okolicy.

Hackesche Höfe 
| Weekend w Berlinie
Hackesche Höfe

Weekend w Berlinie: polecane restauracje

Najpierw nasze subiektywne wrażenia, mocno odbiegające do tego, co zazwyczaj można wyczytać w sieci na temat Berlina. Wiele dobrego słyszałam na temat berlińskiej sceny gastronomicznej, ale póki co nie zachwyciła nas ona tak bardzo, jak choćby w Londynie, Barcelonie, Kopenhadze czy nawet Budapeszcie i Pradze. Na pewno nie można odmówić Berlinowi tego, że w swej ofercie ma przeróżne kuchnia świata, ogromny wybór, całkiem rozbudowany street food i sporo knajpek z klimatem. Ale nie ma ich znowu aż tak dużo. Zaskoczyło nas to, że wcale nie tak łatwo jest znaleźć jakąś super śniadaniówkę albo lokal z duszą i jedzeniem, które pamięta się jeszcze długi czas. Te naprawdę dobre restauracje albo są położone daleko od centrum, albo mają zaporowe ceny, albo są tak oblegane, że trudno się do nich dostać bez dużo wcześniejszej rezerwacji.

Do tego dochodzi fakt, że tak naprawdę większość fajnych knajpek znajduje się w jednej, góra dwóch dzielnicach (głównie Kreuzberg, ewentualnie Mitte), a cała reszta to posucha i trzeba długo dojeżdżać, by zjeść w sprawdzonym miejscu. A modne i polecane wszędzie adresy okazały się rozczarowaniem. Dlatego kulinarnie mamy niedosyt Berlina i na pewno będziemy chcieli w przyszłości to zmienić. Jeśli więc chcecie dobrze pojeść, sprawdźcie okolice, w jakiej wybieracie nocleg. Póki co możemy polecić te miejsca:

Gdzie zjeść w Berlinie?

Na śniadanie, coś słodkiego: Ben Rahim, Sofi (o ile nie ma kolejki, inaczej nie warto stać), The Sanctuary, Keit, 44 brekkie, Die Creme i The Visit Coffee & Eatery.

Na brunch, lunch, szybki obiad: 60 second to Napoli, Sarajevo Berlin, Bonvivant, Spindler, Buya Ramen Factory, Meet me halfway, LIU 成都味道面馆 Nudelhaus, Rüya Gemüse Kebap.

Wyborna kolacja/degustacja, eleganckie klimaty: Mont Raw, Il Calice, Cookies Cream, Otto, Irma La Douce, NOVEMBER Brasserie.

Na luźną kolację, ze znajomymi: hale targowe, Night Kitchen, Lovebirds Pizza, Tsomi, Hatay Ocakbasi, Mama Cook, Nea Pizza 1989, Trio.

Atrakcje na weekend w Berlinie

Atrakcji w stolicy Niemiec nie brakuje. Choć Berlin nie przypomina innych stolic i miast-ikon, na pewno nie można się w nim nudzić.

Zwiedzanie muzeów podczas weekendu w Berlinie

Przede wszystkim muzea, których jest naprawdę mnóstwo. I to światowej sławy muzea, potężne kolekcje, historyczne znaleziska i znane nazwiska. Sama do Berlina wracałam już jakieś pięć razy i to tylko w celu zobaczenia jego muzeów. W niektórych byłam już kilka razy, ale wziąż mi mało. Wystarczy wymienić Wyspę Muzeów z niezwykle imponującym Muzeum Pergamońskim (obecnie w remoncie), Muzeum Bodego, Muzeum Altes, Starą Galerię Narodową czy galerię obrazów Starych Mistrzów Gemaldegalerie.

Do tego dochodzą równie ciekawe placówki tematyczne: Muzeum Techniki, Niemieckie Muzeum Historyczne, Muzeum Historii Naturalnej, Muzeum Fotografii, interaktywne Muzeum Szpiegów, Muzeum Rzemiosła Artystycznego i wiele, wiele innych. Każdy powinien znaleźć coś dla siebie! Jeśli planujesz zwiedzać Muzeum Egipskie czy Muzeum Pergamońskie, koniecznie przeczytaj przed wyjazdem książkę pt.: „Łowcy Skarbów. Jak ojcowie archeologii rozkradli skarby Orientu”.

Top atrakcje, czyli ikony Berlina

Jeśli to twój pierwszy raz w Berlinie, warto zacząć od podstaw. Czyli oczywiście Brama Brandenburska, monumentalna katedra berlińska, jedno z najładniejszych miejsc w mieście – Gendarmenmarkt z dwoma katedrami. Do tego wejście na taras w kopule Reichstagu, punkt widokowy na Kolumnie Zwycięstwa, Alexanderplatz z wieżą telewizyjną, pałac Charlottenburg, Kościół Pamięci i Plac Poczdamski. I może jeszcze rejs statkiem po Sprewie. Wszystkiego w sam raz na weekendowe zwiedzanie Berlina.

KKatedra berlińska | Weekend w Berlinie
Katedra berlińska

Zabytki w Berlinie związane z historią XX wieku

Berlin nieodłącznie kojarzy się z tragiczną historią – z II wojną światową, jej następstwami i murem berlińskim. Nie sposób nie zauważyć śladów tejże historii. Jeśli chcesz poznać lepiej przebieg wydarzeń XX wieku i historię miasta, koniecznie zobacz takie miejsca, jak muzeum Topografia Terroru, Pomnik Pomordowanych Żydów Europy, Eastside Gallery czy Muzeum NRD.

Gdzie spacerować w Berlinie?

Oczywiście nie może tu zabraknąć słynnej alei Unter den Linden. Spacerując nią, zajrzyj na dziedziniec biblioteki Stabi (możesz też zwiedzić ją w środku z przewodnikiem). Jak dotąd Tiergarten w Berlinie był chyba najpiękniejszym parkiem, który widzieliśmy w życiu. Wiosną i latem to absolutnie magiczne miejsce. Na jego terenie znajduje się słynne berlińskie ZOO. Koniecznie zobacz też zachwycające Ogrody Świata (Gärten der Welt) z Pawilonem Herbacianym, do ktorych możesz dostać się… kolejką linową.

Na uwagę zasługuje również Berliński Ogród Botaniczny z ogromnymi szklarniami, a także okolice Jeziora Tegel. Berlin nie posiada zabytkowego rynku, ale po wojnie odbudowano fragment najstarszej części, czyli dzielnicę Mikołaja (Nikolaiviertel) z ładnymi uliczkami i kamienicami, z muzeum w Domu Koumbacha (najstarszy dom mieszczański w Berlinie) Miło spaceruje się też po dzielnicy Mitte i jej popularnych dziedzińcach Hackesche Höfe, w tym Dead Chicken Alley i Rosenhöfe. O tym, że jesteś w Berlinie, możesz zapomnieć spacerując po dawnej osadzie rybackiej Kietz.

Zwiedzanie Berlina
Dead Chicken Alley

Weekend w Berlinie na nowo

Czyli o nieco mniej znanych atrakcjach. Zapisz sobie: Humboldt Forum z punktem widokowym na dachu i Konzerthaus, czyli odbudowany po zniszczeniach wojennych teatr, który dwa raz w miesiącu można zwiedzać z przewodnikiem. Niestety póki co tylko po niemiecku, ale zawsze coś. Wejdź do kościoła mariackiego i Czerwonego Ratusza.

Warto zobaczyć też zabytkowy most Oberbaum, cytadelę Spandau, rzeźbę Molecule Men, Nową Synagogę. Latem wybierz się na Holzmarkt, na street food w Parku Tajskim, do wodospadów w Viktoriapark, a także podziwiaj panoramę miasta w świetnym klimacie na Klunkerkranich. Jeśli interesują cię nietypowe atrakcje Berlina, pojedź do dawnej stacji szpiegowskiej Teufelsberg, zobacz dawny uniwersytecki teatr anatomiczny, zamek Köpenick, wyspę Insel der Jugend. I jeszcze wiele, wiele innych miejsc!

Weekend w Berlinie: Kiedy jechać?

Berlin to zasadniczo kierunek całoroczny, w którym będzie co robić o każdej porze roku. Pogoda podobna do tej w Polsce, nie ma większych różnic. Zimą i podczas deszczu można skoncentrować się na licznych muzeach (podobno Berlin ma ich więcej, niż dni deszczowych), latem – piknikować w parkach, wypożyczyć kajaki, brać udział w wydarzeniach plenerowych. Jak to w przypadku większości miast, ładniej jest wiosną, latem i wczesną jesienią. Berlin generalnie nie zalicza się do pięknych miast (co nie oznacza, że jest nudny!). Uwydatnia się do zwłaszcza zimową porą, gdy szare ulice w pochmurny dzień mogą sprawiać wrażenie smutnych i posępnych. Zimą odbywa się tu znany jarmark świąteczny.

Na ile jechać do Berlina?

To dość trudne pytanie, bo do Berlina można pojechać zarówno na jeden dzień i zobaczyć większość głównych atrakcji, jak i na cały tydzień i nie zobaczyć nawet połowy. To zależy co cię interesuje, bo jeśli chcesz obejrzeć tylko te najważniejsze miejsca z zewnątrz, to weekend w Berlinie będzie idealny. Ale jeśli planujesz zwiedzać liczne muzea, to trzeba będzie zostać w mieście na dłużej lub wracać kilka razy.

East Side Gallery | Weekend w Berlinie
East Side Gallery

Weekend w Berlinie a karty muzealne

Berlin Welcome Card

Istnieją trzy warianty tej karty: klasyczny (tylko transport zbiorowy i zniżki do atrakcji) od 26 do 54€, rozbudowany (transport + Wyspa Muzeów) za 54 euro oraz wersja all inclusive od 99 do 185€. Podane ceny dotyczą transportu w strefie AB, dla ABC są wyższe o kilka euro. Ostateczy koszt zależy od wariantu czasowego, jaki wybierzemy (od 48 h do 6 dni). Ceny nie są zbyt korzystne w przypadku wersji podstawowej, bo bardziej opłaca się kupić po prostu zwykły bilet 24-godzinny na komunikację miejską. Opłacalna wydaje się wersja druga, z wliczonym wstępem do wszystkich muzeów na Wyspie Muzeów oraz transportem zbiorowym przez 72 godziny, za 54€.

Museum Pass Berlin

Za to bardzo interesującą opcją jest Museum Pass Berlin. Ta turystyczna karta uprawnia do darmowego wstępu do najważniejszych muzeów w ciągu trzech dni za 32 euro.

Wszystkie karty i inne bilety możesz kupić online na stronie Visit Berlin.

Berlin Museum Island

Jednodniowy bilet turystyczny, uprawniający do jedonkrotnego wejścia do pięciu najważniejszych muzeów na Wyspie Muzeów, czyli do Muzeum Pergamońskiego, Muzeum Neues, Muzeum Altes, Muzeum Bodego i Alte Nationalgalerie.

Kulturforum Day Ticket

Kolejny karnet dniowy, który upoważnia do wstępu do pięciu muzeów na terenie Kulturforum w ciągu jednego dnia. Bilet obejmuje wizytę w Nowej Galerii Narodowej, galerii obrazów Starych Mistrzów Gemaldegalerie, Muzeum Rzemiosła Artystycznego prezentujące m.in. kostiumy najsłynniejszych projektantów mody w historii, a także w Gabinecie Rycin oraz Bibliotece Sztuki. Bilet kosztuje 20 euro.

Taras widokowy w kopule Reichstagu
Reichstag

Weekend w Berlinie: pozostałe informacje praktyczne

Muzea w czwartki otwarte są dłużej, najczęściej do godziny 20:00. Z kolei w każdą pierwszą niedzielę miesiąca, zwiedzanie berlińskich muzeów publicznych jest darmowe. Koniecznie zarezerwuj darmową wejściówkę z tygodniowym wyprzedzeniem do tych najpopularniejszych obiektów!

Linia metra U5 jest przydatna dla turystów, ponieważ kursuje z głównego dworca kolejowego przez Bramę Brandenburską, Wyspę Muzeów i Alexanderplatz.

Wejście na kopułę Reichstagu trzeba zarezerwować z wyprzedzeniem, najlepiej co najmniej dwa dni przed planowaną wizytą. Po otrzymaniu maila z potwierdzeniem rejestracji, należy wypełnić dane osobowe w przesłanym formularzu.

Strefa niskiej emisji obejmuje całe centrum Berlina, dlatego do centrum miasta mogą wjeżdżać tylko samochody, które w jak najmniejszym stopniu zanieszczyszczają powietrze i posiadają specjalną zieloną naklejkę. Plakietkę można kupić przez internet (np. na stronie niemieckiego Senatu lub w Allegro) oraz w punktach sprzedaży wzdłuż autostrady z Polski do Berlina.

Parkingi P&R są zazwyczaj bezpłatne i nie wchodzą do strefy niskiej emisji. Położone są przy stacjach metra/kolejki miejskiej, dlatego warto na nich zostawiać auto i do centrum przemieszczać się komunikacją miejską.

Przechowywalnie bagażu znajdują się na wszystkich większych dworcach kolejowych w Berlinie. Koszt pozostawienia torby na cały dzień waha się od 4 do 6 euro, w zależności od wielkości torby/walizki.

Mam nadzieję, że ten artykuł okazał się pomocny, a ty spędzisz idealny weekend w Berlinie!

Udanej podróży, Magda

Tarragona – atrakcje. Czy warto tu spędzić wakacje?

Chcielibyście pojechać do Hiszpanii na wakacje i zastanawiacie się, jakie miejsce wybrać na swój pobyt? Mamy dla Was rozwiązanie. Wybierzcie nie popularną Costa Bravę, a wybrzeże Costa Dorada. Dlaczego? Powodów jest tysiące. W Tarragonie, położonej na tym drugim  wybrzeżu, znajdziemy wszystko – wspaniałe plaże, mnóstwo zabytków, starożytne budowle, niezwykłe tradycje i huczne wydarzenia. Każdy będzie dobrze czuł się w tym miejscu pełnym Słońca. Poniżej w kilku punktach wyjaśniamy, dlaczego właśnie Tarragona jest jednym z najlepszych miejsc na spędzenie wakacji w Hiszpanii. Znajdziecie tu 5 powodów, dla których warto tam zaplanować urlop lub wyjazd połączony ze zwiedzaniem. 

Plaża w Tarragonie

 

1. Położenie

Widok na starą część Tarragony

Tarragona położona jest w Katalonii, na południe od Barcelony, co jest ogromnym plusem. Każdy, kto ma na to ochotę, może wsiąść do pociągu, który w 30 minut zawiezie go do stolicy Katalonii, gdzie atrakcji jest od groma. Bilet z Barcelony do Tarragony kosztuje 8 euro, a zakupić go można na stronie http://www.renfe.com/EN/viajeros/index.html

Kolejnym plusem jest fakt, że na lotnisko Barcelona – Girona oraz Barcelona El-Prat, latają z Polski tanie linie lotnicze, między innymi z Wrocławia, Krakowa i Warszawy. Będzie to najtańsza możliwa forma transportu do Hiszpanii. Bilety w promocyjnej cenie można czasem kupić już poniżej 100 zł w jedną stronę.

Tarragona leży na wybrzeżu Costa Dorada, czyli Złotym Wybrzeżu. Plaże w okolicach miasta rzeczywiście sprawiają wrażenie, jakby były złote. Woda jest turkusowa, a plażowiczów niewielu. Większość z nich wybiera bardziej znane Costa Brava. Spacerując wzdłuż wybrzeża, co chwilę można się natknąć na rajskie zatoki odcięte od świata bądź długie plaże, na których tętni życie. Wybrzeże jest urozmaicone, piękne, a pogoda wręcz idealna. We wrześniu temperatura wody wynosi ponad 20 stopni. Na długości 216 kilometrów Costa Dorada odnajdziecie prawdziwy raj. Tak więc położenie Tarragony jest niezwykle dogodne pod każdym względem.

 

2. Plaże 

Było już o nich kilka słów powyżej, jednak trzeba je wyodrębnić jako osobny punkt. Costa Dorada nie jest oczywistym celem pielgrzymek wczasowiczów z całego świata, nie jest tak znana i oblegana jak Costa Brava. A spokojnie możemy stwierdzić, że ten odcinek wybrzeża Katalonii jest równie piękny, jeśli nawet nie piękniejszy od jego sąsiadki z północy. Oczywistym też się wydaje, że im dalej na południe, tym cieplej. Jest to może różnica jedynie około 150 kilometrów, ale zawsze to coś i w okolicach Tarragony pogodę mamy gwarantowaną. Zazwyczaj temperatura jest tu wyższa o około 5 stopni, niż w północno-zachodniej części Katalonii. Płytkie wody przybrzeżne, szerokie plaże z miękkim, złocistym piaskiem, otoczone śródziemnomorskimi lasami, bezchmurne niebo przez większą część roku… Wystarczy spojrzeć na zdjęcia.

 

3. Miasto 

Gwarantuje ciekawe spędzenie czasu. Miasto jest na tyle duże, że zawsze będzie co robić. Ale nie aż tak wielkie, żeby przepychać się na ulicach i nie móc znaleźć miejsca na plaży. Nie jest tu zbyt spokojne i cicho, ale też nie tak tłoczno jak w Barcelonie. Można trafić miejsca ustronne i odosobnione, a dla spragnionych rozrywki, tańca i obecności wielu ludzi, z pewnością też się coś znajdzie. Tarragona ma bardzo dobrze rozwiniętą infrastrukturę turystyczną – nie będziecie mieć problemu ze znalezieniem 5-gwiazdkowego hotelu, studenckiego hostelu, pensjonatu czy campingu. W tym miejscu możemy polecić Tarragona Hostel (43 zł za noc) lub Camping Torre de la Mora (w okolicach Tarragony jest mnóstwo świetnych kampingów, tuż nad samym morzem!) Sklepy, bary, restauracje, kawiarnie? Muzea ? Rejs statkiem? Zakupy? Kino? Wielki port, gdzie spróbujecie pysznych i świeżych owoców morza? Wszystko tu jest, jak na miasto przystało. Z pewnością niczego Wam nie zabraknie.

 

4. Starożytne Tarraco

Katedra w TarragonieStarożytną nazwą Tarragony było Taracco. To osada założona przez Rzymian, która była jednym z elegantszych miast Imperium Rzymskiego. Jakie to ma znaczenie dla nas, chcących spędzić udane wakacje w starożytnym Tarraco? A takie, że w mieście zachował się olbrzymi kompleks archeologiczny pochodzący z czasów rzymskich i wpisany w 2000 roku na Światową Listę Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Do naszych czasów dotrwały m.in. resztki starożytnych murów miejskich , teatru, amfiteatru (dla 15 tysięcy widzów), dwóch forów, cyrku, na którym począwszy od I wieku p.n.e. urządzano wyścigi rydwanów, a także rozległej nekropoli z okresu między III a VI w. n.e.

Z kolei w miejscowym, niesamowitym Muzeum Archeologicznym, podziwiać można m.in. sarkofagi, mozaiki i amfory znalezione w grobowcach. Kilka kilometrów od miasta obejrzymy akwedukt, zwany od wieków Diabelskim Mostem oraz łuk triumfalny. W mieście znajduje się również wspaniała Katedra, która wcześniej była świątynią rzymską, kościołem Wizygotów, meczetem, by ostatecznie uzyskać obecny kształt. W obrębie katedry można zawiedzać piękny dziedziniec. Warto również wejść do Muzeum Katedralnego, które posiada aż 6 tysięcy eksponatów. Tarragona, na wzór stolicy Katalonii, posiada własną „ramblę” – Rambla Nova, na której panuje atmosfera nieustannej imprezy, wieczorami tętni życie i zawsze można spotkać mnóstwo osób spragnionych zabawy. Z jej końca, z punktu widokowego Balcón del Mediterráneo, roztacza się wspaniała panorama wybrzeża Morza Śródziemnego. Ale to nie wszystkie atrakcje miasta. Muzeum Morskie, Ratusz z dziełami Salvadora Dali, przepiękna starówka, secesyjne budynki – można byłoby wymieniać jeszcze długo. Dla osób, które nie lubią spędzać całego urlopu na plaży, a wolą zerknąć na jakieś interesujące zabytki znajdujące się w okolicy, Tarragona będzie idealnym miejscem wypadowym. Można tu połączyć w najlepszy sposób wypoczynek ze zwiedzaniem.

 

5. Miasto tradycji

Wieża z ludzi

W Tarragonie tradycja jest nadal żywa i wciąż możecie jej doświadczyć na własnej skórze. Słyszeliście kiedyś o wieżach z ludzi? Katalończycy zwykli mawiać, że Hiszpanie mają corridę, a Katalonia Castellers, czyli ludzkie wieże. Na czym to polega? Ludzie tworzą krąg, a na ich barski wspinają się kolejne osoby, tak powstają już dwa kręgi. Na drugi krąg wchodzą kolejne osoby, tworząc kolejne zamknięte koło i tak co raz wyżej i wyżej. Najwyższe wieże mają po 9, 10 kręgów. W tworzeniu wież biorą udział wszyscy – dzieci, miejscowi politycy, bezrobotni, mundurowi, rybacy, nauczyciele, prezesi firm, osoby pracujące w korporacjach, sklepikarze, lekarze, studenci… dosłownie wszyscy. I nie chodzi tu o akrobatykę. Tu liczy się równość, to że każdy może zapisać się do odpowiedniej grupy, przychodzić na treningi, na których nikt nie jest lepszy od innych, a wszyscy są traktowani tak samo. Ma to być wyrazem równości w społeczeństwie. Chodzi o zaufanie, które w ten sposób budują między sobą mieszkańcy, chodzi o wspólne próby i spędzanie ze sobą czasu i o podtrzymanie ponad dwustuletniej tradycji. Robi to tak niesamowite wrażenie, że nawet dla samego tego widoku warto odwiedzić Tarragonę chociaż raz w życiu. Co roku organizowane są pokazy, zawody i oficjalne mistrzostwa.

Uwielbiacie karnawały?

Nie musicie na nie czekać cały rok, aż do srogiej zimy. Co powiecie na to, że możecie wziąć udział w karnawale już we wrześniu? Pewnie popukacie się w czoło i ominiecie tą część tekstu. A jednak, to właśnie mieszkańcy tego zakątka świata, w połowie września organizują karnawał rodem z Rio! Patronką miasta jest święta Tekla i to właśnie na jej cześć odbywa się tarragoński karnawał. Przebywając w Tarragonie, rzeczywiście możecie się poczuć jak w Rio. Kolorowe, fantastyczne stroje, parady, przedstawienia, koncerty, ludzie tańczący na ulicach miasta, wspólne biesiady – wszystko to spotkacie na ulicach Tarragony w połowie września. A jak to Hiszpanie, świętować potrafią hucznie, więc możecie spodziewać się zabawy do samego rana.

Kiedy najlepiej jechać do Tarragony?

Zdecydowanie we wrześniu. Nie ma typowych wakacyjnych tłumów, za to pogoda jest wciąż cudowna, woda ciepła, a ceny niższe. Plaże wówczas świecą pustkami. Podczas gdy my siedzimy wieczorem przez trzy godziny w cieplutkiej wodzie, Hiszpanie pukają się w czoło twierdząc, że temperatura jest zbyt niska na kąpiele. Dodatkowo, to właśnie we wrześniu odbywa się tutaj karnawał, podczas którego zobaczycie, jak się tworzy wieża z ludzi.

Czy Was przekonaliśmy?

Chyba najlepiej będzie, jeśli tam pojedziecie i po prostu przekonacie się sami! Jedno z nas miało to szczęście, że kiedyś spędziło w Tarragonie dużo czasu i może z całego serca polecić to miejsce. Jest ono idealne na wakacje, podczas których można połączyć czas spędzony w promieniach słońca na plaży, z popołudniowym zwiedzaniem niesamowitych pomników starożytnej historii i wieczorną zabawą w iście hiszpańskim stylu.

Maroko – niespełniony afrykański sen ?

Maroko naprawdę jest bajkowe? Czy to dla nas niespełniony afrykański sen?

W Marrakeszu kupiliśmy olej arganowy. Tam go próbowaliśmy w każdej postaci – jako olej, jako pastę, jako mydło czy dopiero co zebrany z drzewa owoc. Widzieliśmy go na co drugim straganie. Czuliśmy niemal wszędzie. Jego zapach towarzyszył nam przez całą podróż. Płynne złoto Maroka to coś, co od razu przypomina nam o tym wyjeździe. A w domu? W domu olej zwyczajnie nam śmierdzi.

Zapachy

Zapach, który nam się podobał w Maroku i w ogóle nie był dla nas uciążliwy, w domu jest nie do wytrzymania. Po otwarciu jednej z zakupionych buteleczek oleju, gdy intensywna woń dotrze do naszych nozdrzy, od razu staje nam przed oczami cały ten marokański kram. I zaraz szybko zakręcamy buteleczkę, by schować ją głęboko w czeluściach szafy.

Essaouira / Ludzie w Maroku

Dźwięki

Przemierzyliśmy małym busem w Maroku setki kilometrów, a czas podczas drogi umilały nam arabskie przeboje disco, słuchane przez kierowców. Gorsze czy  lepsze – tam były znośne. Po powrocie do Polski, z ciekawości i sentymentu, chcieliśmy posłuchać tych hitów. To było niewykonalne, gdyż uszy nam po prostu zwiędły.

Smaki

Zamówiliśmy obiad w jednej z przydrożnych knajpek przy drodze do Merzougi. Po chwili słyszymy, że nie ma tego, co chcemy. Proponują nam keftę (mięso jagnięce lub wołowe z czosnkiem, kolendrą, zwinięte w kulki, gotowane w sosie z pomidorów i cebuli, podawane z jajkiem ścinającym się na wierzchu), na co chętnie przystajemy.  Czekamy (dość długo), po czym na nasz stół wjeżdża danie przygotowanie w tadżinie. Są jakieś pomidory, są jakieś jajka – próbujemy. Po chwili dochodzimy do wniosku, że nie jest to kefta. Jeszcze nie do końca jesteśmy rozeznani  w nazwach lokalnych przysmaków, które w większości podawane w glinianym naczyniu, tadżinie. Po prostu nam się ze sobą mylą.

Zjedliśmy już część, więc by nie robić zamieszania, danie bez słowa skończyliśmy.  Po prostu było nam głupio, że chcemy oddać naruszony już posiłek. Że na ulicach biegają bose dzieci, a my wybrzydzamy. Dopiero gdy berberyjski kelner zaczął zbierać naczynia ze stołu, uprzejmie zapytaliśmy czy coś się stało, że nie dostaliśmy naszego zamówienia, tylko co innego. Kelner odpowiedział: „Nie rozumiem o co wam chodzi. Byliście głodni, my zrobiliśmy dla was posiłek, jesteście najedzeni i uśmiechnięci. Czego chcieć więcej? Dlaczego robicie problem?”.

Szok

Bam. Tu nastąpiło zderzenie. Zderzenie kultury europejskiej z arabską. Zderzenie wymagań europejskiego turysty – przyzwyczajonego do zazwyczaj łatwego podróżowania po Starym Kontynencie –  z minimalizem, prostotą i pogodnością.  I wtedy zaczęły pojawiać się w naszych głowach takie myśli: „No właśnie, czuliśmy głód, oni nas nakarmili. Jesteśmy najedzeni i szczęśliwi, nie mamyy pustych żołądków. Przecież o to tylko chodzi. Dlaczego szukamy dziury w całym?”

Essaouira / Ludzie w Maroku

W Europie raczej byłoby to nie do pomyślenia. U nas kelner wróciłby do stolika, oznajmił wszem i wobec, że nie można przyrządzić zamówionego dania i zaproponowałby co innego. Mielibyśmy wybór, czy chcemy zamówić coś innego, czy po prostu zmienić lokal.

Tutaj zostaliśmy postawieni przed faktem dokonanym. Marcinowi nie spodobał się sposób, w jakim mężczyzna się do nas odnosił i powiedział mu spokojnie, że owszem, jesteśmy najedzeni, ale nie rozumiemy sytuacji. Zamawiamy danie X, mówią, że go nie ma, proponują danie Y, po czym na stół wjeżdża danie Z. My je potulnie zjedliśmy, żeby właśnie nie stwarzać tych problemów, ale kelner niestety na nas naskoczył. Że jesteśmy kłopotliwymi gośćmi, że zabrakło im prądu (przed wejściem widzieliśmy panele słoneczne), jeśli nie chcemy, to nie musimy płacić i możemy się wynosić. Że mógł nam zrobić pizzę i się nami nie przejmować.

Trochę straciliśmy rozeznanie. Czy rzeczywiście jesteśmy problematycznymi gośćmi, roszczeniowymi turystami z Europy, którzy zamiast się cieszyć piękną pogoda i pełnym brzuchem, tylko narzekają i szukają dziury w całym? Którzy w kraju, gdzie widać biedę na ulicach, wybrzydzają, bo nie dostali tego, na co mieli ochotę? Nie potrafią wyluzować, poczuć ducha pustyni, trochę wolności i radości z tego, co się ma?

Marrakesz / Ludzie w Maroku

A może właśnie tak powinno być, że skoro mamy za to zapłacić, skoro jesteśmy klientami – nieważne, w jakim zakątku globu się znajdujemy. Czy to w Polsce, czy w Maroku, powinny obowiązywać te same, albo chociaż podobne standardy – płacimy za to, co zamówiliśmy. Chcemy wiedzieć, jaki dostaniemy towar czy posiłek. Zwykłe naciągactwo czy pogodna natura kelnera?

Może berberyjski strój kelnera był tylko wabikiem dla spragnionych nowości turystów, jego zachowanie zasłoną dymną i próbą wzbudzenia w nas wyrzutów sumienia, przygotowanie innego zamówienia – zwyczajnym naciąganiem przyjezdnych, byleby zarobić coś za wszelką cenę?

A może zachowaliśmy się nieodpowiednio. Trzeba było od razu powiedzieć, że nie jest to danie, które zamówiliśmy. Wstać i wyjść, nie jeść. Lub zjeść i siedzieć cicho. A my nieświadomi rozpoczęliśmy posiłek, w trakcie zorientowaliśmy się, że nie jest to nasze zamówienie, a po zjedzeniu  – może trochę bez zastanowienia – zwróciliśmy uwagę. Chcieliśmy zapłacić. I zapłaciliśmy. Ale pozostał olbrzymi niesmak.

bazar w Marrakeszu

Prawda czy mit?

Bo w Maroku tak to już właśnie jest. Człowiek traci rozeznanie. Nie wie, co jest prawdą, a kłamstwem. Co bajką, a rzeczywistością. Co fikcją, a codziennością. Pewne rzeczy, które byłyby nie do pomyślenia u nas, w Polsce czy Europie, w Maroku jakoś na nie się godzimy i patrzymy na nie z przymrużeniem oka.

Gdzie te nieprzebyte pustynie, gdzie te równe kopczyki orientalnych przypraw na straganach, gdzie te rzemieślnicze wyroby, gdzie ta smakowita marokańska kuchnia, gdzie ta gościnność, prawdziwe berberyjskie wioski, przyjaźni mieszkańcy, uczucie wolności, życiodajne oazy, kupieckie karawany? Gdzie to wszystko, o czym tyle słyszeliśmy i tak bardzo pragnęliśmy ujrzeć na własne oczy?

To wszystko gdzieś w Maroku ginie. Podróżując po tym kraju, ma się świadomość, że to wszystko gdzieś jest, ale szczelnie ukryte przed okiem wścibskiego turysty. Berberowie są nieraz tylko „z przebrania”. Pustynia, po której podróżuje się na wielbłądzie, na około jest przeorana śladami kół quadów i aut do tego stopnia, że traci się poczucie, iż naprawdę jesteśmy w odległym i tajemniczym miejscu. Berberyjskie wioski na pustyni nie są wcale pięknymi namiotami, postawionymi pośrodku niczego. Czerwone kazby chylą się ku upadkowi. Hotelowe riady nie wyglądają tak, jak na zdjęciach w ofertach. Kuchnia nie zawsze  jest tak wspaniała. Plaże nie tak odpowiednie do kąpieli. Jazda na wielbłądach nie do końca  tak wygodna. Miętowa herbata często nie tak dobra. Marokańczycy czasem nie tak mili i gościnni. Nie jest tak, jak w opowieściach.

Essaouira / Ludzie w Maroko

Więc jak jest?

Najlepszym tego przykładem jest główny plac Marrakeszu – Jamaa el Fna. Znajdzie się tam wszystko, czego dusza zapragnie (lub wolała by uniknąć). Miotacze ognia, fakirzy, zaklinacze węży, akrobaci, stragany ze ślimakami, głowami baranów lub innymi interesującymi produktami przeznaczonymi do spożycia, kobiety z kurami na głowie, bajarze, muzycy, wróżbici, handlarze każdym możliwym badziewiem, którzy wprost włażą ci na głowę z każdej strony i wołają w każdym języku świata. Istna wieża Babel. Takie jest pierwsze wrażenie.

Jamaa el-Fna  jest tak przesiąknięte ułudą i naciągactwem,  to tak turystyczne miejsce, że nie wiadomo, gdzie zaczyna a gdzie kończy się granica między kiczem a dobrą zabawą. Ale Marrakesz już taki jest. Brutalny, ze swoją głośna muzyką dobiegającą z bębnów. Nieco brudny i zakurzony, czasem popadający w ruinę. Zdarza się, że paskudny. Ale też olśniewający, wzbudzający zachwyt bogactwem zdobień, kunsztem architektury, przepychem, oryginalnością, precyzją i spójnością.  Gwarny, zatłoczony na placu lub między straganami, pusty i tajemniczy na mniejszych uliczkach. Tam olśniewające dzieła sztuki mieszają się z ruinami budynków, tloczne bazary krzyżują z tajemniczymi i cichymi uliczkami.

Czerwone miasto wprost tętni życiem, muzyką i tajemnicą. Bo tak, tam dobitnie czuć, że Marrakesz ma tajemnicę. Piękną, głęboko skrywaną, która tylko czeka na odkrycie. Nam jest sprzedawana wersja turystyczna. Wchodzisz albo do widzenia. Albo bierzesz Marrakesz takim, jakim jest, albo nie masz tu czego szukać.  Poza światłem latarni na Jamaa el – Fna, w cieniu, kryją się zaułki, sklepy, domy, ogrody i place, które tylko czekają na poznanie, która mają swoją niesamowita tajemnicę – ukryte piękno. W tym mieście, mimo jego turystycznego oblicza, czuć magię.   I tak jest z całym Marokiem. Trzeba szukać mocniej, dłużej, głębiej, żeby odkryć prawdziwą twarz tego afrykańskiego kraju.

Ludzie w Maroku

Bunt i akceptacja

To miejsce tak intensywne, tak impulsywne, przesycone zapachami i dźwiękami, że podróżujący w pewien sposób staje się otumaniony tą feerią barw, smaków i odgłosów. Zapachy, które w domu nas odstraszają, tam wydają się przyjemne. Smaki nie pasujące nam na co dzień, tam okazują się pyszne. Dźwięki zazwyczaj nieznośne dla uszu, tam zachęcają do tańca. W Maroku gdzieś gubi się poczucie rzeczywistości i realizm, zatraca się zdolność logicznego myślenia. Rzeczy, które nam nie pasują w domu, których nie lubimy w miejscu naszego zamieszkania, tam schodzą na dalszy plan lub po prostu je akceptujemy. Bo chcemy tej magii.

A więc coś za coś. Dajemy 10 dirhamów więcej, jedziemy 100 kilometrów dalej, akceptujemy 3 godziny spóźnienia, śpimy w zimnie pod gołym niebem, żyjemy bez bieżącej wody w kurzu i zgiełku ulic, wśród dzikich tłumów między straganami, by właśnie poczuć tą magię. I do nas należy wybór, czy chcemy tą magię poczuć. Możemy się na miejscu zbuntować. Bo to nie to, czego oczekiwaliśmy. Nie to nam obiecywali. Nie o tym czytaliśmy. Spakować walizki, wrócić do domu i o Maroku szybko zapomnieć.

Ludzie w Maroku

Ale możemy też się poddać i zaakceptować Maroko takim, jakim jest naprawdę. Wyluzować, oddychać głębiej, patrzeć dalej, nie zwracać uwagi na niuanse – tak jak berberyjski kelner z naszej pechowej restauracji. Chodzić w kurzu, w tłumie, w przykrym zapachu, ale cieszyć się chwilą w tym magicznym miejscu. Po prostu pamiętać – to nie jest już Europa. To  Czarny Ląd, nawet jeśli blisko powiązany z europejską kulturą, to nadal inny kontynent, inne zwyczaje, inny standard życia. Trzeba się dostosować.

Mimo naciągania, krętactwa, wrednych taksówkarzy, niezorganizowania, zaniedbania, niepunktualności – Maroko to magia, którą czuje się nawet między tym wszystkim, co nam się w tym kraju nie podoba.

Ciemna strona Maroka

Nasz wyjazd był dosyć pechowy. Na lotnisko dojechaliśmy 5-osobową taksówką w siedem osób (trzy z przodu, cztery z tyłu). Lot był oczywiście opóźniony o jakieś 3 godziny. Wszystko co mogło pójść nie tak w trakcie wyjazdu – tak właśnie poszło. Zgubione – karta pamięci, telefon, ręcznik, okulary słoneczne, kilka kosmetyków, torebka z paszportem i pieniędzmi ( dwa ostatnie odzyskane). Organizatorzy wycieczek zapominali nas na nie zabrać, wsadzali nas do złych busów, sama organizacja wołała o pomstę do nieba.

Naciągacze, wredni taksówkarze, brak prądu czy wody zdatnej do picia, węże i skorpiony, wszechobecni naganiacze, dziesiątki godzin spędzonych w busie, paskudna pogoda, przeraźliwy ziąb, zatrucia pokarmowe (faraon musiał się bardzo wkurzyć, skoro jego zemsta dosięgła nas  już w Polsce…), spadające na głowy małpy, dostawanie do jedzenia nie tego, co się zamawiało, problemy z dojazdem na lotnisko, pozamykane atrakcje, które najbardziej chcieliśmy odwiedzić, czy pomijanie atrakcji z planu wycieczek organizowanych przez biuro (nomen omen, najbardziej polecanego w internecie), wszechobecna komercja.

Noclegi zupełnie różniące się od tego, jak miały wyglądać według oferty (oczywiście na niekorzyść), nieustanna walka ze sklepikarzami o każdego dirhama, spóźnione busy, uciekające wielbłądy (tak, tylko nasze musiały odczepić się od karawany, by ruszyć samemu hen, w siną dal) – to tylko wierzchołek góry lodowej wszystkich pechowych historii, jakie nam się przytrafiły podczas tej podróży.

Essaouira / Ludzie w Maroku

Jasna strona Maroka

Ale będąc w Essaouirze, udało nam się poznać tą prawdziwą marokańską gościnność i inną stronę Maroka – nie turystyczną i komercyjną. Kupując przyprawy w kiosku przy targu rybnym, zaczęliśmy rozmawiać ze sprzedawcą, który nie mógł mieć więcej, niż 30 lat. Zaprosił nas na herbatę (odmówienie takiemu zaproszeniu jest olbrzymim nietaktem), podarował kilka upominków ze swojego kramu, opowiedział pare historii, pokazał swoje kameleony.

Zapytany przez nas, jak często jeździ po Maroku i co ciekawego może nam tu polecić odpowiedział, że jedyne miejsce, gdzie do tej pory podróżował, to Marrakesz, bo mieszka tam jego rodzina.
I wtedy dopiero do nas dotarło, jak wielkie mamy -mimo wszystko – szczęście.

Spotkaliśmy naciągaczy i bardzo pomocnych ludzi. Wprowadzających w błąd i niezwykłych przewodników. Widzieliśmy krajobrazy jak z bajki i miejsca brudne, zaśmiecone. Doświadczyliśmy prawdziwej uczty dla podniebienia i zatruliśmy się jedzeniem. Zostaliśmy wyrolowani i poznaliśmy prawdziwą marokańską gościnność.

Dolina Tysiąca Kazb, Maroko

Jednak magia

Maroko jest piękną bajką, mitem. Mitem, ponieważ jego wyobrażenie jest w nas wciąż żywe, ale naprawdę takie Maroko nie istnieje. Bajką, bo wciąż chcemy w takie Maroko wierzyć. Będąc tam, trafiamy to innego wymiaru, nierzeczywistego miejsca, niepodobnego do żadnego innego. Jest snem, w którym błądzimy jak dzieci. I choć wiemy, że prawda może wyglądać zupełnie inaczej, nie chcemy z tego snu się budzić, a jedynie dalej w tą piękną bajkę wierzyć.

My przyjmujemy Maroko takim, jakim jest – z wszystkimi jego wadami i zaletami. A przede wszystkim z jego magią, choć nieco inną, niż sobie to wcześniej wyobrażaliśmy. I im szybciej Wy zaakceptujecie prawdziwe Maroko, tym szybciej i łatwiej przyjdzie Wam prawdziwe doświadczanie tego kraju.

Ludzie w Maroko

Ludzie w Maroku

Ludzie w Maroku

Ludzie w Maroku

Ludzie w Maroku

Ludzie w Maroku

Ludzie w Maroku

Ludzie w Maroku

Ludzie w Maroku

Ludzie w Maroku

Ludzie w Maroku