Wodospad Detian jest chyba najbardziej znaną atrakcją w południowej prowincji Guangxi i jednym z najbardziej spektakularnych wodospadów w Chinach. Jednak jego położenie zdala od utartych turytycznych szlaków sprawia, że niewielu zagranicznych turystów tu dociera. Jak zaplanować taką wycieczkę? Czy warto zobaczyć wodospad Detian? Sprawdźmy.
Wodospad Detian – co to za miejsce?
Wodospad Detian leży na granicy chińsko-wietnamskiej i jest czwartym co do wielkości wodospadem granicznym świata, zaraz po wodospadach Iguazu, wodospadzie Wiktorii i wodospadzie Niagara. Wodospad znajduje się w górnym biegu rzeki Guichun i dzieli się na dwie części – jedna leży po stronie chińskiej, a druga – o nazwie Ban Gioc – po wietnamskiej. Wody Detian spadają miejscami z wysokości 30 metrów. Wodospad ma trzy części, poprzecinane głazami i drzewami, a w porze deszczowej huk wody przybiera na sile – rzeka zasilana ulewnymi deszczami wzmaga przepływ, co daje niesamowity efekt. Potężne kaskady spadają z rzeki wijącej się między krasowymi górami, które tak bardzo kojarzą nam się z egzotyką i dzikością, a są tak pięknym dodatkiem do tego krajobrazu. Pojawiają się rozbieżności co do dokładnego przebiegu granicy między krajami, jednak nie stanowi to żadnego problemu dla zwiedzających.
Czy warto odwiedzić wodospad Detian?
Wodospad Detian to miejsce, które chyba najbardziej uchwyciło nas za serce podczas długiego pobytu w Chinach. W tym miejscu jest coś egzotycznego, dzikiego i niewymownie pięknego. Gdy stoicie na jednej z platform widokowych, widzicie zielone stożki gór porośniętych tropikalną roślinnością i błękitne kaskady spadającej wody, a do Waszych uszu docieka huk wodospadu – to jest coś, co zostanie z Wami na długo po powrocie do domu. Taki widok jak z obrazka, jak ze zdjęcia lub z płótna jakiegoś wybitnego malarza. Wręcz nierzeczywisty widok. Tutaj nie trzeba wielu słów, by opisać to miejsce – jest zwyczajnie, a zarazem nadzwyczaj piękne. Z jednej strony jest to plusem, że wodospady leżą na samym południu Chin, daleko od najpopularniejszych atrakcji turystycznych – Detian nie jest aż tak bardzo oblegane (przynajmniej przez zagranicznych turystów). Podczas wycieczki byliśmy tam jedynymi cudzoziemcami. Z drugiej strony szkoda, że dojazd do Detian zajmuje tyle czasu. Powinien je zobaczyć każdy przybywający do Chin!
Gdzie najpiękniejszy widok na wodospad Detian?
Co ciekawe, chińscy turyści tłumnie tłoczyli się na platformach tuż pod samymi wodospadami, co naturalnie skutkowało ograniczonym widokiem. A wystarczyło przejść kilkaset metrów do tyłu, by trafić na punkt widokowy, gdzie nie było absolutnie nikogo poza nami. Tylko my i obcowanie z czystą naturą. Intensywne kolory roślin, motyle, niesamowity górski krajobraz – a tym wszystkim możecie cieszyć się w samotności. Gdy tam będziecie, uciekajcie jak najdalej od wodospadu! Tuż przy nim widok jest ładny, ale bez porównania z tym, co można zobaczyć z większej odległości. Wystarczy wejść na górę po schodach przy wodospadzie, wzdłuż jedynej ścieżki i udać się w stronę bramy wyjściowej. Po drodze będziecie mijać platformy widokowe, ale ta najlepsza czeka na Was przy końcu, tuż przy bramie. Gdy zobaczycie po lewej wyjście z terenu parku, spójrzcie na prawo – zobaczycie tam kilka schodków prowadzących na drewniany taras, skąd rozpościera się jeden z najpiękniejszych widoków, jakie zobaczycie w życiu.
Wodospady Detian – informacje praktyczne
Położenie – południowe Chiny, prowincja Guangxi, granica chińsko-wietnamska, okolice miasta Jingxi i Hurun. Najbliższa metropolia to Nanning.
Dojazd – najłatwiej będzie najpierw dojechać do Nanning, do którego można się dostać praktycznie z każdego dużego miasta w Chinach, m.in. z Pekingu, Szanghaju, Shenzhen, Xian, Chengdu czy Guilinu. Z Nanning dojedziemy do Detian np. z dworca Nanning Langdong do Detian za 75 juanów o godzinie 08:30, czas przejazdu to około 4 godziny. Polski przewodnik z 2018 roku (wydawnictwo Bezdroża) wskazuje jeszcze możliwość złapania busa spod Centrum Dystrybucji Turystów – koszt 50-60 juanów, czas przejazdu 3,4 godziny. Rozkład internetowy pokazuje godziny odjazdów widoczne na zdjęciach, na kilku chińskich stronach można znaleźć jeszcze informacje o autobusie odjeżdżającym dworca centralnego o godzinie 11:30. Według tych samych źródł autobus powrotny odjeżdża do Nanning o 15:00 lub 15:30. Wyszukiwarka jednak na ten temat milczy, mimo że w drugą stronę działa – jednak jakoś kompletnie nas to nie dziwi.
Przewodnik wskazuje również trzecią opcję – przejazd autobusem z przesiadką w mieście Daxin lub podróż od strony Ningmingu z przesiadką w Chongzuo – koszt 60-70 juanów, czas przejazdu 3,4 godziny. Jednak najlepszą opcją wydaje się być ranny przejazd autobusem z dworca w Nanning. Po wizycie przy wodospadach, na parkingu przy wejściu stało całkiem sporo autobusów wycieczkowych, w tym jeden zwykły do Nanning. Odjechał o 17, przejazd trwał około 4 godzin, a za bilety zapłaciliśmy 75 juanów. Gdybyście nie znaleźli żadnego autobusu, można próbować zabrać się z wycieczką.
Bilety wstępu – osoby dorosłe płacą 80 juanów, studenci ze zniżką płacą 40 juanów. Oprócz tego w kasie należy wykupić bilety na przejazd od kas do samego wodospadu. Uwierzcie – chcecie ten bilet wykupić, bo jedzie się naprawdę długo. Możliwe, że pieszy spacer nie jest nawet dozwolony. Gdy w kolejce strażnicy zobaczą Wasze białe twarze, prawdopodobnie przepuszczą Was od razu do autobusu.
Przejazd powrotny – do bramy wyjściowej kursują melexy. Odradzamy! Odległość jest niewielka, przejazd dodatkowy płatny po 10 juanów od osoby, a widoki po drodze są zniewalające – szkoda by było zmarnować szansę na ich podziwianie.
Forma zwiedzania – bez przewodnika, w sporawym tłumie przy samych wodospadach, w samotności w pewnej odległości od wodospadu.
Czas zwiedzania – samo przejście z przystanku do wodospadu, schodami powyżej jego poziomu i z powrotem zajęło nam około 1-1,5 godziny, łącznie z długimi postojami na zdjęcia. Jeśli dodać do tego przejazd autobusem od kas do wodospadu oraz powrót, a także kupienie biletów itp., wszystko może zająć około 3 godzin.
Godziny otwarcia – 07:30-17:30. Pierwszy autobus do wodospadu odjeżdża o godzinie 07:45, a ostatni powrotny o 18:30.
Strona wietnamska – jeśli przebywacie w Wietnamie, również możecie odwiedzić wodospad po wietnamskiej stronie. Wietnamska nazwa wodospadu to Ban Gioc.
Wskazówka: wodospad Detian leży około 40 kilometrów od kanionu Tongling. Warto połączyć zwiedzanie obu miejsc w ciągu jednodniowej wycieczki. O ile do wodospadu Detian można dojechać z Nanning, a do Tongling również z Nanning przez Jingxi, o tyle między samym kanionem Tongling a wodospadem Detian nie kursuje transport zbiorowy. Co naszym zdaniem, jest wielką szkodą dla rozwoju turystyki w tym regionie. Połączenie obu atrakcji autobusami lub wspólnymi biletami z pewnością urozmaiciło by zwiedzanie. Jedynym rozwiązaniem będzie przejazd stopem lub taksówką – nas zgarnął ktoś z drogi i za przejazd wziął 100 juanów za dwie osoby, czyli około 55 zł, co stanowi raczej akceptowalną kwotę. A widoki po drodze! Coś niewiarygodnego. Więcej o Kanionie Tongling przeczytacie tutaj -> https://www.wypiszwymalujpodroz.pl/praktyczny-poradnik/kanion-tongling/
Jeśli macie taką możliwość, koniecznie odwiedźcie wodospad Detian. To zapewne będzie jedna z najpiękniejszych wycieczek w Waszym życiu. Dla tego jednego widoku – warto.
Wpis powstał we współpracy z pośrednikiem wizowymAina.pl
Atrakcje w Chinach to nie tylko Mur Chiński, Armia Terakotowa, rezerwat pandy w Chengdu czy Szanghaj. Na palcach dwóch rąk można zliczyć atrakcje, które kojarzą nam się z Chinami i które są najczęściej przez nas odwiedzane. Chiny są niemal wielkości Europy. Ten kraj, to także nieprzemierzone rubieże, miejsca nieskażone masową turystyką, nieodwiedzane przez zagranicznych turystów. To miejsca, o których istnieniu nie wiedzą często nawet i sami Chińczycy. Do których dotarcie zajmuje mnóstwo czasu, a powoduje jeszcze więcej zmęczenia i stresu. To miejsca dziewicze, dzikie, zielone i piękne.
Takie właśnie są południowe krańce Chin. Chociaż standardowe turystyczne szlaki z reguły omijają południową część Chin, to właśnie w tamtych regionach postanowiliśmy spędzić większą część naszych chińskich wakacji. To tam zauroczyła nas subtropikalna roślinność, ciekawość Chińczyków widzących często po raz pierwszy białych turystów, brak jakiejkolwiek infrastruktury turystycznej, brunatne wody rzek, zachmurzone niebo, wysokie wodospady, strzeliste góry, żółte łąki, białe domy, etniczne wioski z drewnianą zabudową i wieżami bębnów.
Nie będziemy się tu rozwodzić o Pekinie, Kantonie, rejsie po rzece Jangcy czy Klasztorze Shaolin. O tych miejscach znajdziecie zatrzęsienie informacji w internecie i przewodnikach. My zabierzemy Was w miejsca mniej znane, pomijane, a równie piękne. Czy w Chinach warto zboczyć z utartego szlaku? Po stokroć warto. Ale przygotujcie się na przygodę w miejscach, gdzie ciężko spotkać białego turystę, gdzie będziecie budzić zdziwienie a nawet niechęć, gdzie kontakt jest utrudniony, mur kulturowy niemal nie do przeskoczenia, a bajkowe widoki zapierają dech w piersiach. W tym artykule pokażemy Wam miejsca znane wśród turystów, żeby rozwiać Wasze wątpliwości i potwierdzić, że naprawdę warto je odwiedzić, a także te pomijane, spoza utartego szlaku. A więc, co warto zobaczyć w południowych Chinach?
Prowincja Guangxi
Miejscem, które nas najbardziej w południowych Chinach urzekło, to prowincja Guangxi. Jest tu wszystko co widzieliśmy wcześniej podczas naszej wycieczki po tym kraju i co nam się w nim najbardziej podobało. No i nie ma tu zbyt wielu chińskich turystów (a tym bardziej zagranicznych). Guangxi to krasowe wzgórza i stożkowate góry, intensywnie zielone pola ryżowe, liczne wodospady, białe wioski zbudowane w stylu kolonialnym, plantacje herbaty, żółte rzeki na równinach i przejrzyste górskie potoki wypływające z jaskiń. To wszystko tworzy sielankowy krajobraz, nieoszpecony miejską zabudową, turystyczną infrastrukturą czy kominami fabryk. Tutaj industrializacja nie jest tak bardzo widoczna, jak w innych częściach kraju.
W prowincji Guangxi ludzie mówili do nas i pisali po chińsku mimo, że tłumaczyliśmy wszelkimi sposobami, że ich nie rozumiemy. Wydawało im się niepojęte, że ktoś może nie znać chińskiego. W recepcji hotelu pytali co to jest ten nasz paszport i jak go używać, na ulicach nasz wzrost budził zainteresowanie, nikt nas nie próbował naciągnąć, bo też nikt nie wiedział po jakiemu ma z nami rozmawiać, niektórzy młodzi Chińczycy uśmiechali się do nas lub sami wskazywali drogę. Tutejsi mieszkańcy nie zdają sobie sprawy, że żyją obok jakichś atrakcji wpisanych na listę UNESCO, autobusów i pociągów jeździ niewiele, a w łóżkach nogi nam wystawały, bo materace są „skrojone” na człowieka metr sześćdziesiąt. To był dla nas nowy nieodkryty świat. Żółte rzeki leniwie toczące się polami, bystre górskie potoki, kaskady niezliczonych wodospadów, które w Europie byłyby zaraz okrzyknięte największymi atrakcjami, bielone ściany prostych domów czy ciągnące się po horyzont pola, są zaskoczeniem i czymś, czego po Chinach się nie spodziewaliśmy.
Obszar ten o wiele bardziej przypadł nam do gustu, niż okolice tak popularnego Guilin i Yangshuo, ponieważ był on bardziej odcięty od świata, nieskażony turystyką, dziki. Charakterystycznych, stożkowatych gór jest jakby więcej i wydają się one wyższe od tych w okolicach Guilin. Dżungla jest gęsta, zielona, dziksza. Drogi są w opłakanym stanie, kilometrami można nie spotkać na nich żywego ducha. Na polach widać pracujących ludzi, pasące się stada zwierząt, a o wierzchołki gór obijają się białe chmury. Widok jak z bajki. Moglibyśmy zatrzymać się w nim na o wiele dłużej. Przed Wami lista miejsc, które warto zobaczyć w Chinach południowo-wschodnich.
1. Punkt widokowy Cuiping
To jest ten widok, który większość ma z nas przed oczami, myśląc „Chiny”. Widok nieprawdopodobny, jak nie z tej planety, dla którego warto się męczyć i jechać na drugi koniec świata. Jak wąż wijąca się leniwie rzeka, przecinająca różnobarwne pola ryżowe, opływająca wioski i góry w kształcie piramid, niekończąca się zieleń i błękit nieba. A do tego niezwykła cisza, bo… można mieć to miejsce tylko dla siebie! Do wzgórza nie prowadzi żadna porządna droga, dojechać tam można jedynie skuterem lub rowerem, dlatego Cuping nie jest odwiedzany przez chińskie wycieczki. Przyjeżdżając tam około południa zastaliśmy zamknięte bramy, a strażnik otworzył je dla nas jako dla pierwszych odwiedzającymch tego dnia. Po drodze nie spotkaliśmy żywej duszy, co tylko spotęgowało pozytywny odbiór wzniesienia. Wrażenia i widok obłędne.
2. Skuterowa wycieczka wokół Yangshuo
Nie ma chyba lepszego sposobu na zwiedzanie okolic Yangshuo, niż przejażdżka skuterem! Same Yangshuo jest typowym chińskim, bardzo turystycznym miastem, w którym nie ma raczej nic ciekawego do roboty. Ale to doskonała baza wypadowa na eksplorowanie okolicznych gór, pól i wiosek. Polecamy zostawić w pokoju mapy, telefony i wszystko co zbędne, a potem wypożyczenie skutera i przejażdżkę w siną dal. Warto wręcz zgubić się między polami ryżowymi, odkrywać nowe atrakcje, piękne widoki, spokojne wsie, urządzić piknik nad wodą, zatrzymywać się w małych wsiach. Warto też jechać wzdłuż rzeki Li, w której odbijają się niesamowite mogoty i białe chmury. Wiele osób decyduje się na rejs po rzece Li, my jednak wolimy skuter. Widoki te same, a skuter macie do dyspozycji na cały dzień, rejs – na godzinę czy dwie. No chyba, że zdecydujecie się na rejs do Yangshuo z Guilin – to już zupełnie inna para kaloszy. Tak czy siak, na co byście się nie zdecydowali – na pewno nie będziecie żałować, a mogoty przy rzece Li wyglądają obłędnie z każdej perspektywy. Okolice Yangshuo są jednym z najpopularniejszych miejsc w południowych Chinach wśród zagranicznych turystów, jednak bez najmniejszego problemu znajdziecie tu miejsca odludne, ciche i położone blisko natury – wystarczy tylko wyjechać poza miasto. Dla tych kosmicznych widoków naprawdę warto tutaj przyjechać.
…czyli wioski położone między tarasami ryżowymi Smoczego Grzbietu. A Wam z czym kojarzą się Chiny? Idziemy o zakład, że między innymi właśnie z ryżem. Tarasy ryżowe Smoczego Grzbietu są jednym z najbardziej znanych miejsc, gdzie można to dzieło natury i człowieka podziwiać. Poletka ryżowe skrupulatnie rzeźbione w zboczach góry od ponad 500 lat, zmieniające kolory wraz z porami roku są widokiem, który z pewnością warto zobaczyć podczas wycieczki do Chin. Polecamy na kilka dni zostać w jednej z okolicznych miejscowości i każdego dnia wędrować tarasami, napawając się widokiem gór i zielonych pól. Longji jest najbardziej znane, Ping’an z kolei oblegane przez chińskie wycieczki zorganizowane. Wymienione w tym punkcie wioski są naprawdę urocze, ale lepiej unikać straganów – to głównie na nich koncentruje się uwaga chińskich turystów. Wystarczy opuścić teren rażenia, zapuścić się w ciche uliczki, wyjść z wiosek i ruszyć na wędrówkę tarasami od wioski do wioski, mijając po drodze mieszkańców na polach czy zajętych swoimi przydomowymi sprawami. Na miejscu byliśmy zaskoczeni, ale tak pozytywnie. Zdjęcia w pełni nie oddają urody tego miejsca i są dość ograniczone, obejmując jedynie same tarasy. Spacerując między nimi szokująca jest właśnie ta przestrzeń i ciemne masywy gór, na tle których pola ryżowe prezentują się wspaniale.
4. Kanion Tongling
Kanion Tongling dosłownie wyrwał nas z butów. Nasz obiektyw nie był w stanie uwiecznić na zdjęciach ogromu tego miejsca. Wygodna ścieżka prowadzi wzdłuż rwącej rzeki, między pionowymi skałami o niezwykłych kształtach, przez niesamowite jaskinie, podziemne tunele, dżunglę z niewiarygodnie zieloną roślinnością, aż po wodospad liczący ponad 170 metrów wysokości. Wysokie ściany skalne otaczające z dwóch stron kanion mają tak niespotykane kształty, że trudno je do czegokolwiek nam znanego porównać. Poza tym już sam ich ogromn robi wrażenie. Chińskie altany mijane po drodze tylko podnoszą atrakcyjność tego miejsca. W kanionie spotkaliśmy ledwie kilka osób, bo nie jest to typowe „must see” w Chinach, a jego położenie sprawia, że Tongling nie stanowi oczywistego celu wycieczek zachodnich turystów. Jednak warto nadłożyć drogi, żeby zobaczyć takie cuda!
Już się obawialiśmy, że znienawidziliśmy każde miasto w Chinach, jednak w Guilin jest naprawdę przyjemnie. Czyste, bardzo kolorowe, żywe miasto z kilkoma ciekawymi atrakcjami. Nocą jest intensywnie i barwnie oświetlone, co daje ciekawy efekt. Na kilka dni Guilin stał się naszą bazą wypadową na zwiedzanie okolicy. Może samo miasto nie jest jakąś wybitną atrakcją samą w sobie, ale w porównaniu do innych chińskich metropolii, wypada całkiem przyzwoicie. I fajnie jest wieczorem przejść się wzdłuż oświetlonej rzeki, przypatrując się spacerującym rodzinom i grupom znajomych odpoczywających w cieniu rozłożystych drzew, podświetlonym altanom, mostkom i pagodom.
6. Hong Kong
Hong Kong jest totalnie hipnotyzującym miastem, które zachwyca od pierwszej chwili. Tutaj nie można się rozczarować, jest dokładnie tak jak w filmach i na zdjęciach! Naszym zdaniem jest to miasto z tych, które trzeba odwiedzić chociaż raz w życiu. Na jednej ulicy można znaleźć szklane drapacze chmur, ogrody z tropikalną roślinnością, spokojne świątynie, głośne centra handlowe, targi, ulice pełne ludzi i ciche zaułki oświetlone neonami. Niektóre rozwiązanie zastosowane w mieście są naprawdę zachwycające – wielopoziomowe chodniki i pasy jezdni, ulice przebiegające przez wnętrza budynków, nielimitowana herbata podawana do posiłków, dwupiętrowe autobusy i tramwaje, pokrowce na parasole przy wejściach do restauracji, knajpy z gwiazdkami Michelina, gdzie posiłek dla dwóch osób kosztuje 30 zł, życie toczące się na ulicach 24 godziny na dobę siedem dni w tygodniu… można byłoby wymieniać jeszcze długo. Warto odwiedzić to miasto już dla samego widoku rozciągającego się ze wzgórza Wiktorii oraz dla smaku rewelacyjnych dim sumów! Odwiedzając południowe Chiny po prostu nie można pominąć Hong Kongu.
7. Reed Flute Cave
Południowe Chiny obfitują w ogromne i piękne jaskinie, a najbardziej popularną jest właśnie ta. Zdjęcia Jaskini Reed Flute Cave, które oglądamy w Internecie nieco rozmijają się z rzeczywistością. Grota owszem, jest piękna. Jednak na zdjęciach wyglądała na ogromną, a naprawdę jest niewielkich rozmiarów. Podziemne jezioro okazało się bajorkiem o powierzchni kilku metrów kwadratowych. Co nie zmienia faktu, że Reed Flute Cave jest bardzo interesującym miejscem. Uroku dodają jej kolorowe światła. Widać różnice między grotami europejskimi, a tymi w Chinach. Inne kształty, inne nacieki, inne stalagmity i stalaktyty. To wszystko przypominało nam… pałac! Niektóre skały wyglądały jak kwiaty, girlandy, grzyby i… bakłażany oraz ludzkie mózgi ? z resztą, zobaczcie sami na zdjęciach. Skojarzenia z lasem i roślinami same się nasuwają podczas tej krótkiej wycieczki. Reed Flute Cave jest bardzo komfortowa do zwiedzania – wygodne chodniki i schody, optymalna temperatura, zero wilgoci, zapach kwiatów unoszący się w powietrzu, bardzo ułatwiają spacer. Na koniec wyświetlany jest propagandowy film o tym, jacy to znani politycy odwiedzili już jaskinię przed nami. Jakby nie było, grota zrobiła na nas duże wrażenie, głównie dzięki nieprawdopodobnie ciekawym kształtom skał.
Wodospad Detian to południowe Chiny w najlepszym wydaniu. Jest czwartym pod względem wielkości wodospadem granicznym na świecie – zaraz po Niagarze, Wodospadach Wiktorii oraz Iguazu. Wodospady leżą na granicy chińsko – wietnamskiej. Bajkowe otoczenie sprawia, że odwiedza je wielu chińskich turystów, ale odległość od głównych atrakcji turystycznych odstrasza turystów zagranicznych. Widok z tarasu na spienione wodospady i zielone stożki gór, a do tego odgłosy dżungli to coś, co chyba najlepiej zapamiętaliśmy z podróży do Chin i najbardziej wryło nam się w serce. Kolory tego miejsca są tak intensywne, że aż biją po oczach. Ten obrazek jest dla nas synonimem egzotyki, natury i urody Chin. Kojarzy nam się z nieodkrytym jeszcze rajem, miejscem dzikim, niedostępnym, nieskażonym ludzką ręką i dziewiczo pięknym. Co ciekawe, wszyscy chińscy turyści tłoczyli się bezsensownie pod samymi wodospadami, a wystarczyło przejść się wzdłuż rzeki i pozostaliśmy z tym widokiem zupełnie sami!
9. Rezerwat Leye-Fengshan
To niezwykły geopark pełen jaskiń, podziemnych rzek, lejów, wodospadów, stożkowatych gór, skalnych mostów, komór i studni, a wszystko to porośnięte jest gęstą tropikalną roślinnością. Te nieznane szerszemu gronu turystów rubieże południowych Chin, z pewnością zainteresują każdego amatora jaskiń. Cały rezerwat wpisany jest na listę UNESCO. Teren jest ogromny, na tym obszarze znajdują się również największe jaskinie na świecie, które rozmiarem ustępują jedynie tym wietnamskim – leżącym całkiem niedaleko. To miejsce to trochę taka terra incognita pod względem turystycznym. W internecie – posucha, informacji brak. W przewodniku kilka strzępkowych wiadomości, które swoją drogą wyprowadziły nas w pole. Na rezerwat składa się kilka obszarów krajobrazowych, które oddalone są od siebie nierzadko po 100-150 km. Do Leye prowadzi jedna, tragiczna droga, której przejechanie zajmuje nie 4, a 8 godzin. Autobusów jeździ niewiele. Na miejscu mieszkańcy traktowali nas niemal jak przybyszy z innej planety. Punktem wypadowym dla zwiedzania rezerwatu może być miasto Baise.
Raczej niemożliwością jest zwiedzić wszystkiego w ciągu jednego dnia. Przez brak informacji i słabe zaplanowanie wycieczki udało nam się ledwie liznąć Leye i do tej pory nie możemy odżałować, że nie poświęciliśmy na Leye-Fengshan więcej czasu. Geopark jest atrakcją niezwykłą, nieznaną, oddaloną od głównych szlaków turystycznych w Chinach. Polecamy ją wytrwałym, cierpliwym i tym, którzy dysponują większą ilością czasu i mogą zatrzymać się tu na dłużej. Naprawdę, jest co oglądać.
10. Zhaoxing
Pomijając już kwestie, że mamy sprzeczne uczucia co do kupowania biletów wstępu do wiosek mniejszości etnicznych, musimy przyznać, że Zhaoxing jest miasteczkiem pięknym. Właśnie tak wyobrażaliśmy sobie chińskie wioski. Niestety wiele wątpliwości w nas budziło zaklasyfikowanie Zhaoxing ( i innych okolicznych wiosek) jako biletowanej atrakcji i rodziło to w nas wiele pytań – czy mieszkańcy mają z tego jakieś profity? Czy taki stan rzeczy im przeszkadza? Wydawać się może, że nie. Na miejscu było tak normalnie. Zwłaszcza wieczorem, gdy turyści wyjechali, a we wiosce toczyło się zwykłe życie. Ludzie pracowali, prali, jedli, rozmawiali z sąsiadami. Niczym się nie wyróżniali – ani ubiorem, ani zachowaniem. Wydawali się nie zwracać na przyjezdnych większej uwagi. Ale na ten temat napiszemy jeszcze obszerniejszy artykuł. Sama miejscowość jest bardzo klimatyczna i spokojna. Drewniana zabudowa, czerwone lampiony, smoki, kolorowe zdobienia wieże bębnów, w których spotykali się mieszkańcy wioski, prezentują się wyjątkowo. Polecamy spędzić wieczór z mieszkańcami, usiąść przy jednym z grillów na ulicy i pałaszować chińskie przysmaki. W życiu nie jedliśmy lepszego bambusa, niż ten z grilla w Zhaoxing.
11. Tang’An
Kolejna wioska etniczna, Tang’an. Położona wysoko w górach między tarasami ryżowymi, sprawia wrażenie odciętej od świata. Jest senna, spokojna i piękna. Nie ma w niej sklepów, straganów, restauracji, wielu wycieczek. Wydaje się opuszczona, bo wszyscy mieszkańcy są na polach – podczas naszej wizyty rozpoczęły się zbiory. Zwyczajna wieś i zwyczajne życie. Tang’an jest stosunkowo i tak dość często odwiedzane przez turystów. W okolicy leży wiele innych wiosek, których mieszkańcy praktykują plemienne tradycje (wspaniałe stroje, noszenie długich włosów do ziemi, strzelanie z łuku, śpiewy i obrzędy, własne dialekty), a które rzadko kiedy goszczą u siebie przybyszów z zewnątrz. Wydaje się, że ludzie tu zwyczajnie żyją i przestrzegają tradycji, nie przejmując się turystami i nie zwracając uwagi na to, że gdzieś jakiś urzędnik inkasuje opłatę z racji ich “inności” i za to, że my możemy do ich wiosek wejść. Żałujemy, że bariera językowa uniemożliwia nam poznanie wersji mieszkańców i postrzegania przez nich tej sytuacji. Tutejsze tarasy ryżowe urzekły nas bardziej, niż popularne tarasy ryżowe Smoczego Grzbietu, ponieważ było ich nieporównywalnie więcej. Jak okiem sięgnąć, ciągnęły się po horyzont. Część z nich była jeszcze nawodniona. Sama wioska była jak rodem wyjęta z naszych wcześniejszych wyobrażeń o Chinach – dziadkowie siedzący pod domami z długimi brodami i fajkami, kobiety dźwigające na barkach ciężary, kury biegające po ulicy, dzieci bawiące się pod szkołą w trakcie przerwy, żadnych sklepów czy restauracji, tradycyjna drewniana architektura – dla nas całkowicie nowa i orientalna. Ta wioska była bardziej zaniedbana i brudna niż Zhaoxing, przez co wydawała się autentyczna i nie na pokaz.
12. Zhangjiajie
Z oceną tego miejsca mamy niewielki problem, ponieważ nie udało nam się go w pełni zobaczyć. Utrudniło nam to załamanie pogody, przez które w ciągu trzech dni w Parku Narodowym Zhangjiajie widzieliśmy naprawdę niewiele. Jedynie pierwszego dnia udało nam się wjechać kolejką linową do Yangjiajie Scenic Area. Mieliśmy tam mało czasu, ale zdążyliśmy się zachłysnąć ogromem tego miejsca, potęgą natury, niezwykłością gór. Widzieliśmy ledwie skrawek Parku i to był jakby przedsmak kolejnych widoków, na jakie nastawiliśmy się kolejnego dnia. Niestety pogoda uniemożliwiła nam poznanie uroków tego miejsca w całości. Ale cieszymy się, że chociaż przez te kilka godzin mieliśmy możliwość zrozumieć, jak ogromny jest ten park i że warto do niego przyjechać. I na pewno w przyszłości tam wrócimy. Ilość oryginalnych formacji skalnych i ich kształt są imponujące. Widok z platform widokowych wyglądają jak żywcem wyjęte z chińskich obrazów. Na zwiedzanie Zhangjiajie z pewnością warto poświęcić więcej czasu, niż tylko jeden dzień. Zwłaszcza, że pogoda w tych górach nigdy nie jest pewna.
Południowe Chiny zaskoczyły nas swoimi niewielkimi miastami. Nie mówimy tu o kolosach typu Nanning czu Kunming, ale o tych mniejszych i raczej nieznanych zagranicznym turystom. Baise i Jingxi to dwa nieduże miasta położone w prowincji Guangxi, które nas zauroczyły spokojną atmosferą, czystością i ciekawą architekturą. Szczególnie Baise i jego monumentalne, socrealistyczne, czerwone pomniki, zrobiły na nas duże wrażenie. Po wizycie w tych miastach nabraliśmy trochę większej sympatii do chińskich metropolii, które niestety potrafią do Chin bardzo zrazić. Baise i Jingxi są ciekawymi miejscami, a w ich okolicach znajduje się sporo fajnych atrakcji (np. Equan Spring). Tutaj nie dogadacie się po angielsku, nikt nie zrozumie Was ani do czego służy Wasz paszport, ludzie będą patrzeć na Was dziwnie. Tutaj też nie zobaczycie zmasowanej turystyki, bo do Baise i Jingxi nie docierają Chińskie wycieczki ani turyści zza granicy. Są to po prostu zwyczajne, chińskie miasta – autentyczne, nieskażone turystyką i naprawdę zachęcające chociaż do krótkiej wizyty. Może nie jako docelowa atrakcja, ale postój w drodze do innego miejsca, np. kanionu Tongling.
14. Fenghuang
Mimo, że Fenghuang było naszym największym rozczarowaniem wyjazdu, musimy oddać mu sprawiedliwość i umieścić je w tym zestawieniu. Fenghuang, zwane miastem feniksów, kojarzyło nam się wcześniej ze starym Singapurem, ale w takiej miniatureowej wersji. Gdy zobaczyliśmy zdjęcia tego miejsca przed wyjazdem, od razu było wiadome, że musimy tam pojechać. Miasto niestety jest bardzo popularne wśród chińskich turystówm oblegane i turystyczne. Pełno tam dyskotek, barów, straganów, naganiaczy, dudniącej muzyki, kiczowatych neonów, głośnych przewodników i kijów selfie. Taki urok chińskiej zmasowanej turystyki. Początkowo Fenghuang nas odstraszyło – zwłaszcza, że była to nasza pierwsza styczność z chińskimi wycieczkami zorganizowanymi. Jednak warto temu miejscu dać szansę. Gdy pominiecie zwiedzanie miasteczka wieczorem, a wstaniecie skoro świt i zapuścicie się między wąskie uliczki, na których dopiero się budzi życie – wówczas odkryjecie prawdziwy urok Fenghuang. Szczególnie duże wrażenie robią domu osadzone na drewnianych palach wbitych w koryto rzeki.
Chiny są trudne do podróżowania, do poznania i zrozumienia. Ale warte podjętego wysiłku. Nawet jeśli nie uda nam się ich poznać w takim stopniu, w jakim byśmy tego pragnęli i zrozumieć choć w części. Warto jednak próbować i starać się zobaczyć jak najwięcej. Mamy nadzieję, że powyższa lista pomoże Wam w jakimkolwiek stopniu zaplanować wymarzona podróż do Państwa Środka!
Wpis powstał we współpracy z pośrednikiem wizowym Aina.