Dojazd do Budapesztu. Informacje praktyczne

Dojazd do Budapesztu z Polski nie powinien stanowić dużego problemu. Najłatwiej mają mieszkańcy Polski południowej. Ci, co mieszkają bardziej na północy naszego kraju, niestety muszą doliczyć dodatkowe kilka godzin na sam przejazd przez Polskę. Obecnie mamy całkiem sporo możliwości – są pociągi, są autobusy, samoloty. Który sposób na dojazd do Budapesztu będzie najwygodniejszy, który najszybszy, a który najtańszy? Poniżej znajdziecie wszystkie niezbędne informacje praktyczne na temat możliwych form transportu do stolicy Węgier, które pomogą Wam zaplanować podróż. 

Parlament w Budapeszcie | Dojazd do Budapesztu

Dojazd do Budapesztu pociągiem

Przede wszystkim, dojazd do Budapesztu pociągiem jest drogi, bardzo drogi. Chyba, że uda Wam się upolować bilety w promocyjnych cenach. Przewidziane są zniżki dla dzieci. Na trasie do Budapesztu kursuje pociąg dzienny z Warszawy i Katowic, nocny z Warszawy i Krakowa oraz nocny pociąg z Berlina do Budapesztu jadący przez Zieloną Górę, Głogów, Wrocław, Racibórz, Opole.

Standardowe ceny biletów na pociąg w jedną stronę oraz godziny:

  • dzienny z Warszawy – 103,50 euro, wyjazd o 09:06, dojazd o 19:20;
  • dzienny z Krakowa – intercity nie podaje cen na stronie, chociaż będzie to pewnie kwota ok. 80 euro, wyjazd o 10:02, dojazd o 19:20;
  • nocny z Krakowa – 88,30 euro, wyjazd o 22:58, dojazd o 08:35;
  • nocny z Warszawy – 105,10 euro, wyjazd o 19:35, dojazd o 08:35;
  • dzienny z Katowic – 83,20 euro; wyjazd o 11:57, dojazd o 19:20l
  • ewentualna dopłata za miejsce do leżenia w przedziale 3osobowym w pociągu z Warszawy – 22,40 euro, a 6osobowym – 11,90 euro;
  • ewentualna dopłata za miejsce do leżenia w przedziale 3osobowym w pociągu z Krakowa – 16,10 euro, a 6osobowym – 9,40 euro;

Jak widać, ceny zwalają z nóg i prawdopodobnie każda inna opcja dojazdu do Budapesztu okaże się bardziej opłacalna, niż kupowanie pojedynczego biletu w jedną stronę.

Oferta Sparday/Sparnight – czyli bilety po 19 euro w jedną stronę. Są, ale mało kto widział, mało kto słyszał. Rozchodzą się w mgnieniu oka, obowiązują na ściśle określoną datę, nie podlegają wymianie. Obowiązują na połączenia z Krakowa, Katowic i Warszawy. Ciężko ustrzelić, ale warto próbować. Można je kupić 60 dni przed planowaną podróżą,a najpóźniej 3 dni i tylko w kasach.

kościół św. Macieja w Budapeszcie | Dojazd do Budapesztu

Oferta Visit Budapest – polega na tym, że kupując bilet od razu w dwie strony, zapłacicie mniej. Obowiązuje tylko podczas bezpośrednich przejazdów w klasie drugiej. Bilety ważne są przez miesiąc. Oprócz zakupu biletu należy dokonać dodatkowej opłaty rezerwacyjnej za miejsce siedzące w wysokości 3,5 euro w jedną stronę. Można dopłacić za miejsce leżące w pociągach nocnych. Niestety korzystając z tej oferty, po drodze nie można już wysiadać i wsiadać do kolejnego pociągu, można jechać tylko bezpośrednio do Budapesztu. Bilety kupuje się maksymalnie na 60 dni przed planowaną podróżą. Promocja nie jest limitowana, każdy może załapać się na przejazd w tych cenach.

  • 39 euro za przejazd w dwie strony z Katowic i Krakowa;
  • 49 euro za przejazd w dwie strony z Warszawy;

Dojazd do Budapesztu nocnym pociągiem z Berlina przez Zieloną Górę, Wrocława, Opole itp. – jest to pociąg nocny, który z Zielonej Góry odjeżdża o godzinie 20:57, z Głogowa o 21:32, z Wrocławia o 23:00, z Opola o 23:40. Z Budapesztu w kierunku Berlina wyjeżdża o 19:30, do Wrocławia dociera około 5 rano. Dostępne miejsca do spania za dodatkową opłatą (od 20 euro w przedziale 6osobowym po 100 euro w przedziale dla jednej osoby). Bilety do kupienia w kasach.

  • 59 euro w jedną stronę z Zielonej Góry i Głogowa;
  • 49 euro w jedną stronę z Wrocławia, Opola, Raciborza i Kędzierzyna-Koźle;

Oferta SparSchiene – bilet kupiony z wyprzedzeniem na pociąg jadący z Berlina do Budapesztu, będzie tańszy. Bilety w tej promocji można kupić już 6 miesięcy przed wyjazdem. Nie podlegają zwrotowi. Co istotne, nie trzeba ich kupować w kasie, można to zrobić online na przykład na stronie austriackich kolei. Im szybciej kupimy bilety, tym większa gwarancja, że będą tańsze. Po wyczerpaniu się puli biletów w określonej cenie, kwota wskakuje na wyższy pułap cenowy. Najtańsze bilety, jakie pojawiają się w systemie rezerwacyjnym, kosztują 19,90 euro z Wrocławia, 29,90 euro z Zielonej Góry i Głogowa, najdroższe 59 euro. W cenę wliczona jest rezerwacja miejsca. Można dokupić kuszetkę za 10 euro lub miejsce w wagonie leżącym za 30 euro.

Wskazówka: bilety można kupić online na stronie węgierskich kolei, jednakże na Węgrzech w przypadku pociągów międzynarodowych nie można posługiwać się biletem elektronicznym lub wydrukowanym w domu. Dlatego podróż z Polski do Węgier z biletem zakupionym online jest niemożliwa, ale w drugą stronę już tak. Warunek jest jeden – na dworcu trzeba odebrać zarezerwowany bilet! Stronę węgierskich kolei znajdziecie tutaj. 

Zamek Królewski w Budapeszcie | Dojazd do Budapesztu

Czy warto jechać do Budapesztu pociągiem?

Mamy co do tego mieszane uczucia. Ceny są bardzo wysokie. A standard pociągu niestety pozostawia wiele do życzenia, przynajmniej tego, którym sami jechaliśmy (pociąg nocny, wsiadaliśmy na stacji Czechowice-Dziedzice). Okazało się, że nie był to bezpośredni pociąg do Budapesztu, tylko do Wiednia, do którego jest podstawiany jeden (przynajmniej wtedy) wagon. Jest on następnie odłączany w Bratysławie i podłączany do innego składu, jadącego już do Budapesztu. Co istotne, była to majówka, kiedy zainteresowanie biletami zawsze jest ogromne. Miejsc siedzących oczywiście zabrakło dla wielu podróżujących, więc całą drogę (8,5 godziny) musieliśmy spędzić na stojąco na korytarzu, gdyż nie było tam nawet miejsca, by przycupnąć. Brak wagonu jadalnego, okropny ziąb – ludzie w przedziałach przykrywali się kurtkami i marzli mimo, że na dworze panowała dość wysoka temperatura. Sam wagon stary i brudny.

Jedyny plus jest taki, że bilety nie są imienne i obowiązują 30 dni od chwili zakupu. Byliśmy w podbramkowej sytuacji i musieliśmy jechać  nocnym pociągiem, jednak więcej się na to pewnie nie zdecydujemy. Nie rozumiemy dlaczego PKP, na majówkę, na trasę międzynarodową, podstawia jeden wagon i to w tak opłakanym stanie. Przejazd pociągiem będzie dobrym wyborem pod warunkiem, że wybierzemy wagon sypialny z kuszetkami lub gdy znajdziemy bilety w promocyjnej cenie. Wówczas nie będzie żal wydanych pieniędzy. Pociągi jadące z Berlina do Budapesztu przez południe Polski podobno są w lepszej kondycji.

Baszta Rybacka | Dojazd do Budapesztu

Samolotem do Budapesztu

Loty są opcją z reguły opcją najwygodniejszą, a często i najtańszą. W końcu sam lot trwa około godziny, a przejazd pociągiem lub autobusem nawet do 10 godzin. Co więcej, bilety na pociąg są bardzo drogie, a od kiedy Flixbus powoli uzyskuje monopol na większość połączeń autobusowych w Europie, to i bilety autokarowe potrafią nieprzyjemnie zaskakiwać. Minus lotu do Budapesztu jest taki, że siatka połączeń między Polską a Węgrami jest stosunkowo uboga, a loty realizowane są tylko z kilku miast – z Poznania i Warszawy oraz Krakowa, jednak to ostatnie to już połączenie nie najtańszego LOT-u.

Funicular w Budapeszcie | Dojazd do Budapesztu

Wizzair – Lata jedynie z Warszawy, za to niemal codziennie (z wyjątkiem sobót). Z Polski wylatuje o godzinie 06:10, z Węgier do Polski o 08:10. Lot trwa godzinę z minutami. Ceny zależą od okresu, w którym lecimy i terminu zakupu, ale uśredniając, cena za bilet w jedną stronę oscyluje zazwyczaj koło 100 zł. Zdarzają się większe promocje, jak i bilety potrafią kosztować nawet kilkaset złotych, jeśli kupujemy je na ostatnią chwilę lub w wysokim sezonie (np. Boże Narodzenie). W lepszej sytuacji są osoby, które posiadają członkostwo w klubie Wizzair (mamy i sobie chwalimy, przy częstych lotach po Europie świetnie się sprawdza). Kiedy osoby bez wykupionego członkostwa za bilet w jedną stronę płacą 99 zł, członkowie Discount Club płacą za bilet 49 zł.

Ryanair – Lata tylko z Poznania. Rozstrzał cenowy jest spory. Często można znaleźć promocyjne bilety w cenie 39 zł w jedną stronę. Ceny zazwyczaj oscylują między 70 a 130 zł w jedną stronę. Więcej niż 150 nie zapłacilibyśmy. Minus jest taki, że loty odbywają się tylko dwa razy w tygodniu, w piątki i poniedziałki. Czyli jest to dobre połączenie dla celów biznesowych lub przedłużony weekend, ale jeśli ktoś chce się wybrać tylko na sam weekend, to będzie ciężko. Wylot w piątek o 12:00, lot powrotny w poniedziałek o 13:50. Lot trwa godzinę i 25 minut.

LOT – Loty odbywają się 3 razy dziennie z Warszawy (o 8 rano, około 11 i 15) i raz dziennie (około 8 rano) z Krakowa. Ceny są różne. Bilety mogą kosztować raz 200 zł w jedną stronę, innym razem 900 zł. Ogólnie to najmniej opłacalna sposób na dojazd do Budapesztu, ceny dla takich turystów, jak my, są absurdalne. A że jest to krótki lot, to lepiej się przemęczyć już w Wizzairze czy Ryanairze.

Lato w Budapeszcie | Dojazd do Budapesztu

Dojazd do Budapesztu autobusem

Tutaj oczywiście monopol ma Flixbus. Za każdym razem zarzekamy się, że nigdy więcej z nimi nie jedziemy (oj, negatywnych „przygód” mieliśmy z nimi co nie miara), a potem i tak się okazuje, że nie mamy zbyt dużego wyboru i jesteśmy na Flixbusa skazani. Trasę między Polską a Budapesztem pokonywaliśmy na ich pokładzie już kilkakrotnie i na szczęście, w przypadku połączenia do Budapesztu,  obyło się bez kłopotów. Nasza pierwsza podróż do Budapesztu autokarem odbywała się jeszcze z Polskim Busem, kiedy za bilety w jedną stronę zapłaciliśmy po 15 zł. Niestety od kiedy Flixbus przejął Polskiego Busa, ceny biletów, a także siatki połączeń w większości zmieniły się na niekorzyść. Teraz wszystko zależy od momentu zakupu. Najtańsze bilety można dostać od razu, kiedy na stronie przewoźnika pojawią się bilety do kupienia na kolejne miesiące. Wtedy na stronie dostępne są najtańsze pule biletów, które można kupić za kilka, kilkanaście złotych.

Most Łańcuchowy w Budapeszcie | Dojazd do Budapesztu

Szkopuł tkwi w tym, że najtańsze bilety wyprzedają się jak świeże bułeczki. Nie jest też wiadome, kiedy przewoźnik wrzuca nową pulę. Polski Bus robił to co 3 miesiące, we Flixbusie zależy to od podwykonawców. Na ten moment (listopad 2019), bilety z Polski do Budapesztu można kupić aż do kwietnia 2020 roku. Co więc można zrobić? Przede wszystkim najlepiej planować swoją podróż wcześniej. Wtedy macie największe szanse na upolowanie tanich biletów, czyli tych zaczynających się od 39 zł (w teorii bilety zaczynają się od 4,99 zł, ale na takie naprawdę trudno trafić). Jeśli planujecie swoją podróż z wyprzedzeniem, a pula biletów na Wasz termin nie jest jeszcze wrzucona, to wtedy trzeba obserwować stronę przewoźnika (np. na Facebooku) i jak tylko pojawi się informacja o nowej puli biletów dostępnej na stronie, nie zastanawiać się i od razu rezerwować.

Wskazówka: Świetnym pomysłem jest pobranie aplikacji Flixbusa na telefon, ponieważ wtedy o nowych pulach biletów i promocjach dowiecie się jako pierwsi, a nawet dostęp do niektórych promocji mają jedynie posiadacze aplikacji. Przewoźnik raz na jakiś czas robi naprawdę świetne promocje. Przykład? Zimą 2019 roku posiadacze aplikacji mogli zarezerwować bilety do europejskich miast (Praga, Drezno, Berlin, Budapeszt) po 98 groszy w jedną stronę, na luty i marzec. Wybór był ogromny, sami się obkupiliśmy co nie miara. Także owszem, dojazd do Budapesztu autobusem może się odbyć dosłownie za grosze, jednak nie należy tego brać za pewnik. Najczęściej ceny oscylują między 49 zł (raczej z wyprzedzeniem) a 100 zł (już bliżej wyjazdu) w jedną stronę. Także jadąc autokarem trzeba zakładać, że za bilet zapłacicie stówkę, a może Wam się poszczęści i wydacie tylko stówkę, ale… groszy.

Póki co bezpośrednie połączenia autobusowe do Budapesztu realizowane są z Warszawy, Wrocławia, Katowic, Krakowa i Poznania. Ze względów strategicznych, najczęściej wybieraliśmy połączenie z Krakowa, które trwa około 7 godzin, a do samego Krakowa jechaliśmy wygodnym pociągiem. Jechaliśmy także w nocy, aby zaoszczędzić czas i pieniądze na nocleg. Nie za wygodnie, ale to dobry sposób na budżetową wycieczkę do Budapesztu.

Widok na Budę, część Budapesztu | Dojazd do Budapesztu

Dojazd do Budapesztu samochodem

Można jechać własnym. W najkorzystniejszej sytuacji są mieszkańcy Polski południowej. Ale jazda z północy kraju własnym autem i tak wydaje się lepszym pomysłem, niż autokarem. Z Krakowa to 400 kilometrów i 6 godzin jazdy z hakiem, z Wrocławia 700 km i 7 godzin jazdy, z Warszawy około 850 km i 9 godzin z minutami, z Gdańska ponad 1000 km i 10 godzin jazdy. Dlatego w przypadku tego ostatniego loty wydają się najlepszym rozwiązaniem. Pamiętajcie, że aby móc poruszać się po węgierskich autostradach, musicie kupić winietę (np. tygodniową za około 50 zł). Winietę można kupić przez internet lub np. na stacjach benzynowych lub różnego rodzaju sklepach i zajazdach przy granicy.

Dunaj w Budapeszcie | Dojazd do Budapesztu

Warto korzystać ze strony Bla Bla Car, gdzie prywatni kierowcy oferują miejsce w samochodzie za określoną opłatą. Nie jest to strona, według której można szczegółowo zaplanować wyjazd na długi czas przed planowaną podróżą, bo nigdy nie mamy pewności, że akurat w wybranym przez nas dniu czy godzinie ktoś będzie oferował przejazd do Budapesztu. Korzystanie z Bla Bla Cara sprawdza się bardziej w nagłych, nieprzewidzianych wypadkach, gdy musicie szybko dostać się w jakieś miejsce lub spóźniliście się na pociąg/autobus/samolot. Bla Bla Car sprawdzi się również na ostatnią chwilę, kiedy najdzie Was spontaniczna ochota na wycieczkę do Budapesztu. Warto też sprawdzać różnego rodzaju fora i grupy na Facebooku. Np. w grupie Non stop w drodze kierowcy ogłaszają się, że za kilka dni lub nawet tego samego dnia jadą o konkretnej godzinie z punktu a do b i mogą zabrać tyle i tyle osób, za darmo.

Bazylika św. Stefana w Budapeszcie | Dojazd do Budapesztu

Która forma dojazdu do Budapesztu opłaca się najbardziej?

Jeśli komuś zależy na szybkości lub/i wygodzie -Generalnie najwygodniejszy i najszybszy będzie samolot. Zwłaszcza, jeśli mieszkasz w północnej Polsce. Dojazd z Gdańska czy Szczecina do Budapesztu to raczej męczarnia i ciężko zaplanować wtedy krótki city break.

Jeśli komuś zależy na oszczędności – to również zależy. Od cen, sezonu, momentu zakupu biletów, promocji. Warto sprawdzać połączenia lotnicze, bo w końcu lotniska w Poznaniu czy Warszawie leżą w miarę w centrum kraju i nietrudno do nich dojechać. Da się upolować bilety na autobus po około 50 zł w jedną stronę z wyprzedzeniem, a bliżej wyjazdu tak około stówki. Jeśli bilety i na loty i na autobusy będą kosztować więcej, niż stówkę w jedną stronę, to warto korzystać z biletów pociągowych Visit Budapest, po 39 euro w dwie strony z Krakowa i Katowic. Do tych miast również nietrudno dostać się pociągiem czy samolotem z innych części kraju.

Kopuła w bazylice św. Stefana w Budapeszcie | Dojazd do Budapesztu

Podsumowując…

Wiele zależy od tego, gdzie mieszkamy. Dojazd do Budapesztu może być tani, ale może też okazać się sporym wydatkiem. Najlepiej jest na bieżąco śledzić promocje i planować z wyprzedzeniem. Dla osoby z północnej Polski korzystniejszy cenowo i czasowo może być samolot, dla kogoś z południa kraju – pociąg lub Flixbus podczas promocji. Ale generalnie:

  • Najkorzystniejszy cenowo jest Flixbus, ale tylko podczas dużych promocji, kiedy bilety można dostać za kilka złotych, co nie jest zasadą.
  • Na drugim miejscu loty, ale tylko jak się trafi te po 39-100 zł w jedną stronę
  • Jeśli nie ma tanich lotów, to pociąg z Krakowa/Katowic w ofercie Visit Budapest po 39 euro w dwie strony
  • A na ostatnią chwilę najkorzystniejszy będzie Flixbus, po około 69-129 zł za bilet w jedną stronę. W teorii autobus może być kilka złotych tańszy niż oferta Visit Budapest, ale jednak pociąg jest wygodniejszy od autokaru (zwłaszcza sypialny).
  • W nagłych lub spontanicznych wypadkach warto sprawdzać Bla Bla Cara. Tutaj ciężko zaplanować coś z wyprzedzeniem, ale jeśli najdzie Was w piątek ochota na spontaniczny wyjazd, to warto sprawdzić ich stronę, a może akurat trafi się jakaś ciekawa oferta przejazdu. Ewentualnie polecamy sprawdzać stronę grupy na Facebooku „non stop w drodze”, gdzie członkowie grupy oferują sobie na wybranych trasach darmowy transport.
  • Najwygodniejszy i najszybszy będzie samolot (w kwestii wygody i bagażu raczej LOT, nie Wizzair/Ryanair).
Bazylika w Budapeszcie | Dojazd do Budapesztu

Jak widzicie, dojazd do Budapesztu jest stosunkowo łatwy, a to czy będzie tani, zależy od kilku czynników. Gdybyśmy mieszkali w północnej części Polski, zdecydowalibyśmy się na niedrogie loty z Warszawy. Kilkunastogodzinna podróż autobusem to męczarnia, poza tym poważnie utrudnia krótkie, weekendowe wycieczki. Mieszkając na południu Polski, korzystalibyśmy z Flixbusa z Krakowa lub pociągu, o ile znalazłyby się bilety promocyjne. Zawsze też warto sprawdzić Bla Bla Cara, z którym dojazd do Budapesztu może okazać się zarówno wygodniejszy, niż autokarem, jak i tańszy. Jak widzicie, żadna z opcji nie jest idealna i wybór najlepszego środka transportu do stolicy Węgier zależy od wielu zmiennych. Dlatego warto rozejrzeć się za wszystkimi możliwościami, porównać ceny i szukać promocji. Udanej podróży!

Magda

Parlament w Budapeszcie | Dojazd do Budapesztu

O tym jak dojechać do Lwowa, przeczytacie tu ,do Wilna tu, a do Drezna tu

Azulejos w Portugalii. Gdzie je oglądać?

Azulejos to element portugalskiej rzeczywistości, który tak bardzo uatrakcyjnia miasta półwyspu Iberyjskiego. Najczęściej biało-niebieskie, niekiedy kolorowe kafelki są jednym z symbolem Portugalii, chociaż nie występują tylko w tym kraju. Czym są azulejos, skąd pochodzą, jak powstają i przede wszystkim, gdzie można je oglądać? 

Wybierasz się w podróż do Portugalii? Na naszym blogu podróżniczym znajdziesz dużo inspiracji:

Azulejos w Portugalii

Czym są azulejos?

Najprościej mówiąc, azulejos to zwykła ceramiczna płytka pokryta lśniącym szkliwiem. Urocza w pojedynkę, w grupie tworząca już arcydzieło. Dlaczego? Kafelki azulejos wykorzystywane są nie tylko ze względów praktycznych, jako zwykle płytki. Układa się je na ścianach, sufitach, podłogach w większą całość, tym samym tworząc mozaiki i obrazy przedstawiajace sceny historyczne oraz religijne.

Kiedyś tych płytek używano (i nadal się używa!) do pokrywania ścian budynków użyteczności publicznej: dworców, kościołów, urzędów, muzeów, pałaców, ale też elewacji kamienic, klatek schodowych, mieszkań i prywatnych domów. Płytki spełniają wiele zadań – są tanie, estetyczne, odporne na wilgoć, a do tego cieszą oko.

Ciekawostka

Nazwa azulejos prawdopodobnie pochodzi od portugalskiego słowa azul, oznaczającego kolor niebieski lub od arabskiego słowa oznaczającego wypolerowany kamień.
Błękine azulejos na kościołach w Portugalii

Jak wyglądają azulejos?

Z reguły są to białe kafelki, na których pojawiają się niebieskie wzory – postacie, zwierzęta, motywy roślinne. Ale często można też spotkać się z kolorowymi azulejos. Warto wiedzieć, że nie ma jednego typu kafelek, jednej techniki ich wyrabiania czy jednego motywu zdobniczego. Azulejos, jako element sztuki, przez wieki ewoluowało wraz z całą portugalską kulturą.

A więc w Portugali zobaczysz azulejos inspirowane lokalnymi wydarzeniami, islamskimi motywami roślinnymi (gdzie zakazane jest przedstawianie w sztuce wizerunku człowieka) i kształtami geometrycznymi, włoskimi baśniowymi legendami, holenderskim motywem wazonu wypełnionego kwiatami czy odbiciem francuskiego rokoko. Najczęściej przybierają kształ kwadratu, chociaż zdarzają się azulejos owalne.

Azulejos w Porto

Skąd się wzięło azulejos?

Azulejos po raz pierwszy nie powstały w Portugalii, ponieważ wytwarzano je już w czasach starożytnych, między innymi w Egipcie. Wraz z rozwojem Islamu, umiejętność tworzenia tego typu kafelek rozprzestrzeniała się po północnej Afryce oraz krajach Europy. Jak to się stało, że najmocniej tradycja ich wytwarzania zakorzeniła się właśnie w Portugalii? Do XV wieku półwysep Iberyjski zasiedlali Maurowie, co miało znaczący wpływ na kulturę Hiszpanii i Portugali.

Z kolei Maurowie poznali technikę pokrywania porcelany szkliwiem dzięki chińskiej porcelanie, która docierała do Europy przez Jedwabny Szlak. W XV wieku portugalski król Manuel I podróżował po sąsiedniej Hiszpanii, gdzie zachwycił się kolorowymi azulejos. Zlecił budowę nowych sal w Narodowym Pałacu w Sintrze, gdzie do dziś możemy podziwiać jedne z najwspanialnych komnat pałacowych z niebieskimi azulejos.

Sztuka związana z kolorowymi kafelkami szybko rozprzestrzeniła się w Portugalii i nasiąknęła lokalnym kolorytem. W ten sposób narodziło się azulejos w wydaniu portugalskim, a tradycja jego wytwarzania i użytkowania sięga aż 500 lat wstecz.

Kolorowe azulejos

Jak powstaje azulejos?

Oczywiście trzeba wziąć pod uwagę, że Portugalia nie jest jedynym domem azulejos, a barwne płytki o nieco odmiennym charakterze możemy podziwiać także w Brazylii, Holandii czy Włoszech. To jednak w Portugalii sztuka tworzenia azulejos rozwijała się najkonsekwentniej, a w czasach współczesnych stanowi jeden z symboli kraju.

W każdym z wyżej wymienionych państw, technika wyrabiania azulejos nasiąkała lokalnymi wpływami, zmieniała się, rozwijała i tworzyła bardziej lokalne style. Azulejos dzieli się nie tylko na rodzaje technik ich wyrabiania, ale nawet na kategorie zdobień. Jak powstają kafelki? Między innymi:

  • w piecach o wysokiej temperaturze poprzez odciśnięcie na nich nasiąkniętego farbą stempla
  • w drodze drukowania płytek
  • dzięki kalkomanii
  • przez wydrapywanie kształtów ostrymi narzędziami.

Sposobów wytwarzania azulejos jest oczywiście o wiele więcej, podobnie jak grup tematycznych dotyczących motywów i historii.

Azulejos w Sintrze

Gdzie można oglądać azulejos?

Muzeum Azulejos w Lizbonie

Ta lizbońska atrakcja jest najbardziej oczywistym wyborem. Bo gdzie można dowiedzieć się więcej na temat azulejos, niż w muzeum mu poświęconym?

Chyba najpiękniejsza w tym muzeum jest jego lokalizacja, bo placówka prezentuje swe zbiory w dawnym klasztorze Madre Deus, założonym w 1509 roku przez królową Leonorę. Ogromne wrażenie robi barokowa kaplica św. Antoniego, a także kościół Madre Deus. Ale cóż to jest za barok! Wewnątrz kościół u dołu przyozdobiono błękitnymi kafelkami, a wyższe partie ścian – okazałymi obrazami sięgającymi sufitu. Także same sufity są niebywale bogate w przeróżne zdobienia.

W tylnej części świątyni znajduje się renesansowy chór, ale nie byle jaki chór, tylko wyglądający jak osobny kościół czy pałac. Chór posiada drewniane sklepienia, złocone ramy i niezwykłe obrazy, a jego okna wyłożono azulejos. Wnętrza urządzono z takim przepychem, że momentami aż odbiera mowę.

Manufaktura Loja Viúva Lamego

Przepiękna fasada manufaktury wyłożona jest kolorowymi kafelkami z motywem kwiatowym oraz postaciami ludzkimi i aniołami. W XIX wieku w budynku działała manufaktura kafelek, później sklep z azulejos. Jak dotąd na miejscu można było kupić ceramiczne płytki, jednak obecnie sklep jest zamknięty. Mimo to kamienica nadal istnieje i wciąż można się nią zachwycać prosto z ulicy.

Igreja e Convento da Graça w Lizbonie

Masywna bryła kościoła skrywa ogromne, niemal puste sale zdobione li i jedynie błękitnymi płytkami, przedstawiającymi niezwykłe obrazy. Pochodzą one z czasów między XVI a XVIII stuleciem. Kościół i klasztor augustianów założono już w XIII wieku, ale że uległ zniszczeniu podczas trzęsienia ziemi, odbudowano go w duchu baroku. Kompleks świątynny znajduje się przy jednym z najładniejszych punktów widokowych w Lizbonie. Co ciekawe, kościół obecnie spełnia cele wojskowe, ale otwarty jest dla zwiedzających.

Igreja e Convento da Graça w Lizbonie

Museum Medeiros e Almeida w Lizbonie

Kolejne lizbońskie muzeum, ale tym razem mniej znane i oblegane, a do tego niezwykle ciekawe! Wewnątrz znajduje się 27 wytwornych i bogatych sal, pełnych interesujących eksponatów. To niezwykłe muzeum – dom należało do biznesmena António de Medeiros e Almeida. W XIX wieku Almeida rozpoczął budowanie kolekcji, której większość eksponatów należała wcześniej do Watykanu.

Największe wrażenie robią pokoje mieszkalne, które w sumie można nazwać co najmniej książęcymi komnatami. Chińska porcelana, francuskie meble, flamandzkie obrazy, portugalska zastawa, biżuteria, żyrandole, zegary… kolekcja jest naprawdę imponująca! Kilka pomieszczeń domu ozdobiono ładnie zachowanymi obrazami z azulejos.

Stacja Sao Bento w Porto

Bardziej przypomina muzeum lub pałac, niż dworzec. Większy tłum robią raczej turyści, a nie podróżujący. Stacja pochodzi z XX wieku i za sprawą wielkich, pięknych mozaik azulejos wpisano ją na Listę UNESCO. Mozaiki przedstawiają sceny historyczne z różnych regionów Portugalii. Stacja kolejowa robi ogromne wrażenie. Warto rozplanować zwiedzanie Porto w ten sposób, by właśnie na tej stacji rozpocząć lub zakończyć wycieczkę.

Azulejos na dworcu Sao Bento Porto

Klasztor Karmelitów w Lizbonie

Czy wiesz, że Lizbonę nawiedziło jedno z największych w historii ludzkości trzęsień ziemi, a w jego następstwie 20 metrowa fala tsunami zalała miasto? Katastrofa z 1 listopada 1755 roku zabrała ze sobą prawie 100 tysięcy osób. Większość zabytków uległa zniszczeniu. Ale jeden z nich, choć zrujnowany, zachował się jako pomnik tych tragicznych wydarzeń.

Klasztor Karmelitów, który obecnie można zwiedzać, robi ogromne wrażenie. Bardzo refleksyjne i melancholijne miejsce. Chociaż błękitne kafelki nie są głównym powodem, dla których odwiedza się ruiny tego klasztoru, to warto zwrócić na nie uwagę w przyklasztornym muzeum.

Miradouro Santa Luzia

Chociaż obecnie widok z miraduro Santa Luzia bywa nieco ograniczony, mimo to warto zahaczyć o punkt widokowy podczas spaceru po Alfamie. Ten klimatyczny taras jest przyozdobiony prostymi, niebieskimi kafelkami oraz pięknymi, fioletowymi kwiatami oplatającymi arkadowe kolumny. Jest to dość romantyczne miejse, a do tego fajna miejscówka na zdjęcia.

Miradouro Santa Luzia

Pałac Narodowy w Sintrze

W tym interesującym gotyckim pałacu, który wygląda jak rodem z baśni, możemy podziwiać jedne z najstarszych azulejos w całej Portugalii. Już sam budynek pałacu jest niezwykły (te ogromne kominy!). Poszczególne sale i komnaty robią wrażenie, ale najokazalsza Sala Herbów, to prawdziwy majstersztyk, dla którego warto przyjechać do Sintry.

Salę Herbów wybudowano na planie oktagon i liczy ona aż 14 metrów wysokości. Ściany otulają obrazy z azulejos, prezentujące między innymi sceny z polowań. Drewniany, malowany sufit z kasetonami ozdobiony jest kilkudziesięcioma herbami, a najważniejszy z nich, herb króla Manuela I, znajduje się na jego środku.

Igreja São Vicente de Fora

To jedno z tych miejsc, które w Lizbonie zrobiło na nas największe wrażenie. Chociaż klasztor i kościół Igreja São Vicente de Fora powstał już w XI wieku, to ostateczny kształt nadała mu późniejsza modernizacja w stylu manierystycznym.

Okazałą, majestatyczną fasadę kościoła widać już z wielu punktów widokowych w mieście. Igreja Sao Vicente de Fora dominuje nad Alfamą. Jednonawowa świątynia z bocznymi kaplicami zwieńczona jest potężną kopułą, a największą ozdobę kościoła, czyli barokowy ołtarz z baldachimem i licznymi posągami, wykonał jeden z najbardziej znanych portugalskich rzeźbiarzy, Joaquim Machado de Castro.

Azulejos w Igreja São Vicente de Fora

W klasztorze największe wrażenie robi przepiękna sala wejściowa z sufitowym obrazem włoskiego artysty, zdobne w azulejos klatki schodowe oraz ogromne krużganki, również z kafelkami. Zdawać by się mogło, że każda pusta powierzchnia klasztoru zapełniona jest obrazami z niebieskich płytek. Obrazy te przedstawiają historię klasztoru, łącznie z oblężeniem Lizbony w XII wieku, a także bajki francuskiego pisarza, La Fontaine. Na dachu klasztoru znajdziesz punkt widokowy, z którego roztacza się wspaniała panorama Lizbony.

Capela das Almas w Porto

Capela das Almas, czyli Kościół Dusz. Według legendy dusze zmarłych na morzu marynarzy i kapitanów po śmierci wracały do tej świątyni. W naszym osobistym rankingu jest to najpiękniejsze miejsce, w którym można oglądać azulejos. Cały kościół od góry do dołu pokryty jest kafelkami i wygląda jak namalowany. Portugalczycy doliczyli się na kościele aż 15 947 błękitnych płytek wyprodukowanych w Lizbonie w XX wieku. Przedstawiają one sceny z życia św. Franciszka oraz św. Katarzyny.

Muzeum Militarne w Lizbonie

Na dziedzińcu tego skąd inąd tego bardzo ciekawego muzeum, możesz oglądać niebieskie azulejos i stare armaty. Jest to miejsce dość rzadko odwiedzane przez turystów, więc masz możliwość oglądania azulejosc w spokoju. Sama kolekcja muzeum jest ciekawa i prezentowana w pięknie zdobionych salach przypominających pałace.

Igreja da Santa Carla w Porto

Jest to unikatowa atrakcja Porto. Wnętrze barokowej świątyni, której budowa została ukończona w XV wieku, w całości pokryte jest złotem. Takie miejsca jak to, dobitnie obrazuje dawną potegę i bogactwo Portugalii. Azulejos możecie podziwiać na przedniej fasadzie świątyni.

Pałac Fronteira

Nie ma lepszego sposobu i miejsca na rozpoczęcie przygody z azulejos, niż zwiedzanie pałacu Fronteira na obrzeżach Lizbony. Sam pałac Fronteira jest okazały, jego wnętrza – zwiedzane z przewodnikiem – interesujące, a ogród malowniczy. Ale to, co zostało zrobione na tarasie pałacu i w kilku punktach ogrodu, to prawdziwe cuda wianki.

Elewacja pałacu i tarasy ozdobiono fantastycznymi azulejos, od patrzenia na które można dostać mętliku w głowie. Azulejos znajdziemy też w największej pałacowej komnacie – w Sali Reprezentacyjnej. Jej ściany pokrywają obrazy ułożone z niebieskich płytek przedstawiających wydarzenia, w których brał udział pierwszy markiz Fronteira w związku z walką o niepodległość Portugalii.

Portugalskie azulejos

Pałac Queluz 

Wspaniały pałac pod Lizboną, niegdyś należący do rodziny królewskiej. Niektórzy nazywają go portugalskim Wersalem. Jest to także jedna z ostatnich europejskich, dobrze zachowanych rezydencji, która została zaprojektowana w stylu rokoko. Wewnątrz pałacu możemy podziwiać fascynujące wnętrza, dzieła sztuki, rzeźby, meble oraz oczywiście azulejos – tym razem głównie kolorowe.

Fundação Ricardo Do Espirito Santo Silva w Lizbonie

To nieduże, lecz wystawne muzeum w dzielnicy Alfama w Lizbonie i prezentuje zbiory mebli, tapet oraz urządzeń domowych używanych przed wiekami. Wszystkie meble, obrazy i przedmioty ustawione są w ten sposób, by imitowały wnętrza bogatego pałacu. Zwiedzając każdą z sal można odnieść wrażenie, że przeniosło się w czasie do dawnego domu arystokratycznej rodziny w Lizbonie. Niewielka, ale piękna klatka schodowa w muzeum wyłożona jest niebieskimi kafelkami i układa się w piękne, kwiatowo-wazonowe wzory.

Igreja do Carmo i Igreja das Carmelitas

Rozległy plac z fontanną, dużą palmą i ogromnym kościołem, jest jedną z wizytówek Porto. Tak naprawdę ten z pozoru jeden masywny kościół tworzą dwie oddzielne świątynie: Igreja do Carmo, kościół karmelitów oraz Igreja das Carmelitas – karmelitanek. Z racji tego, że kościoły  – według prawa kanonicznego – nie mogły stykać się nawet jedną ścianą, wybudowano między nimi szeroką na metr kamienicę, która, oprócz praskich kamienic i podobnej znajdującej się na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, jest najwęższą konstrukcją tego typu na świecie.

Przez lata w tej kamienicy mieszkała rodzina, która w końcu została stamtąd eksmitowana. Jeden z jej członków zapytany o to, jak mu się mieszka w innym miejscu odpowiedział, że nie lubi nowej lokalizacji. Kiedyś do kościoła mógł iść w kapciach, a teraz droga na mszę zajmuje mu 15 minut. Zewnętrzne ściany obu kościołów są oczywiście ozdobione błękitnymi kafelkami.

Azulejos w kościele karmelitów w Porto

Azulejos: Sztuka dla każdego 

Choć wspaniałe okazy azulejos możemy podziwiać w muzeach, kościołach, pałach czy konwentach, to jednak najlepszym sposobem na bliższe zapoznanie się z nimi będzie… spacer. W końcu to ulice Lizbony, Porto i innych mniejszych miast są prawdziwymi muzeami na świeżym powietrzu. Właśnie podczas spacerów po najpiękniejszych miasteczkach w Portugalii możesz podziwiać mozaiki, zdobienia, wizerunki czy obrazy z kafelek. Jest to już jakaś forma sztuki ulicznej, dostępna dla każdego.

Zastanawiam się jak bardzo mrówczą pracą jest układanie całych obrazów z kafelek, ile w niej kunsztu? Choć eleganckie i finezyjne azulejos wydają się proste, to gdy przyjrzycie się poszczególnym elementom mozaik, od razu zauważycie ile detali, niesmaowitych kształtów i postaci można znaleźć nawet na jednym niewielkim azulejos.

Magda

Gdzie zjeść w Lizbonie? Przewodnik kulinarny

Gdzie zjeść w Lizbonie? Co oferuje nam kuchnia portugalska? Gdzie zjeść najlepsze owoce morza, gdzie szukać eleganckich restauracji, a gdzie budżetowych miejscówek? Zapraszamy Wam w podróż kulinarną po Lizbonie, podczas której odkryjcie gdzie warto zjeść śniadanie, gdzie kolację, a gdzie wypić drinka. Jest to dopiero początek tej podróży, bo i my będziemy w przyszłości ten przewodnik rozszerzać, jak i Wy sami odkryjecie w Lizbonie nowe smaki i nowe miejsca.

Jeśli nie lubicie wchodzić do restauracji na chybił trafił, a wolicie raczej sprawdzone lokale, gdzie zjecie lokalne, smaczne dania, zapraszamy Was do poniższego przewodnika. Nie jest to jakiś wyznacznik, bo pamiętajmy, że gust i smak to są sprawy bardzo subiektywne. To co smakuje Wam, niekoniecznie musi nam i na odwrót. Jednak mamy nadzieję, że znajdziecie w tym miejscu inspirację, a Lizbona, podobnie jak nam, dosłownie zgotuje kulinarne niespodzianki.

Gdzie zjeść w Lizbonie?

Czego spróbować w Lizbonie? | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Pytanie nie brzmi tylko „Gdzie zjeść w Lizbonie”, ale i co? Z reguły prosta kuchnia portugalska to mieszanka wpływów śródziemnomorskich, arabskich (obecność Maurów na półwyspie Iberyjskim) oraz smaków i przypraw przywiezionych z kolonii zamorskich. Portugalczycy jedzą dużo mięs, ryb i owoców morza (popularny dorsz i sardynki). A jako, że kraj zlokalizowany jest na południu Europy, kuchnia portugalska obfituje w świeże owoce i warzywa, także takie, których łatwo nie dostaniemy w Polsce. Warto próbować portugalskich oliw (dla mnie mistrzostwo świata, smakowały mi bardziej niż włoskie) i oczywiście trunków. Portugalskie wina są znane na świecie (vinho verde, a także wina wzmacnianie, porto czy madera). Oprócz win w Lizbonie trzeba spróbować wiśniowej nalewki.

  • Owoce morza. Zawsze, wszędzie, pod każdą postacią.
  • Sardynki! I te z grilla, i te z puszki.
  • Bifana – kanapka z wolno gotowaną wieprzowiną w winie i czosnku. Portugalski street food, pychota!
  • Caldo verde – zielona zupa z ziemniaków i kapusty galicyjskiej podawana z chorizo oraz inne popularne zupy dnia
  • Gulasze – w różnej formie, z różnymi składnikami. Np. gulasz portugalski z dużymi kawałkami mięsa i papryki, czy duszona jagnięcina lub duszona ośmiornica w winie, także caldeirada, czyli gulasz z ryb, skorupiaków, warzyw.
  • Feijoada – gulasz z fasolą, mięsem, często podawany z ryżem, jajem i frytkami na raz. W Portugalii nie próbowaliśmy, bo w Brazylii to danie nam trochę obrzydło.
  • Pasteis de nata – deserowy klasyk. Gdzieś ostatnio przeczytałam, że „powiedzieć, że to ciasto francuskie z budyniem, to nic nie powiedzieć”.
  • Bacalhau – czyli dorsz pod każdą postacią. Najpopularniejsze są przekąski, ciastka ze smażonego dorsza oraz dorsz z kawałkami ziemniaków zapiekane w sosie, najczęściej beszamelowym, także krokiety z dorsza lub pulpety z dorsza.
  • leite creme – deser przypominający creme brulee

To teraz przejdźmy do tego, gdzie zjeść w Lizbonie…

Sardynki w Portugalii | Gdzie zjeść w Lizbonie?

NA ŚNIADANIE

Frutaria | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Ładny, klimatyczny lokal w sercu Lizbony, zaraz przy placu Rossio. Nacisk na zdrową żywność. W obszernym menu dużo warzyw i owoców, zwłaszcza świeżych soków. Ciekawy wybór standardowych śniadań, ale też sporo urozmaiceń, jak na przykład hummusy. Śniadania bardzo obfite, smaczne. Polecamy tosty z awokado, jajecznicą, serem feta i pomidorkami. Można samemu wybrać czy chcemy jajecznice czy jajko na twardo. Czasem przed wejściem ustawiają się kolejki. Nasze najsmaczniejsze śniadanie w Lizbonie. Super atmosfera, miła obsługa, angielskie menu, umiarkowane ceny. Frutaria oferuje także menu brunchowe.

Informacje praktyczne: Czynne codziennie od 09:00 do 20:00, nadaje się na późne śniadania. Warto pomyśleć o wcześniejszej rezerwacji stolika. Ceny śniadań oscylują między 3 a 7 euro; naleśniki po 4-5 euro, podobnie owocowe owsianki i tosty. Tutaj znajdziecie ich stronę. Minus – nie mają na stronie udostępnionego menu. Adres –  R. dos Fanqueiros 269. Dojazd metrem na stację Rossio. 

Śniadanie w Lizbonie | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Brick Cafe Lisboa | Gdzie zjeść w Lizbonie?

W tym miejscu byliśmy zaskoczeni tłumami, bo lokal znajdował się 100 metrów od naszego mieszkania, ale w pobliżu nie było żadnych atrakcji turystycznych. A wewnątrz całkiem spory tłumek turystów, kolejki do stolików. Może to wynikało z konferencji Web Summit, z powodu której sami przyjechaliśmy do Lizbony (a oprócz nas 70 tysięcy osób). Typowy śniadaniowy lokal, przyjemny wystrój, przyjazna obsługa, angielskie menu. Spory wybór niedrogich śniadań. Za bardzo smaczną jajecznicę z upieczonym chlebkiem i croissanta z cappuccino zapłaciłam około 6 euro. Croissant był wyjątkowo dobry, mimo, że wydaje się, że w tym temacie nie ma zbyt dużego pola do popisu. A jednak, delikatne ciasto francuskie idealnie współgrało z cienkimi plastrami sera i szynki. W ciągu dnia można tu spróbować też dań bardziej obiadowych, np. zupy dnia za mniej niż 2 euro. Menu lunchowe zmienia się codziennie.

Informacje praktyczne: lokal nieco oddalony od turystycznych szlaków, ale wciąż w centrum Lizbony. Niskie ceny, duże porcje, dobre składniki. Stronę Brick Cafe Lisboa znajdziecie tu, a adres tu – Rua de Moçambique 2. Dojazd metrem na stację Anjos. 

Gdzie na śniadanie w Lizbonie? | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Każda Pastelaria | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Pastelaria to takie typowe miejsce, gdzie Portugalczycy zazwyczaj jadają śniadania. Nie są to lokale ani wytworne, ani rzucające się w oczy. Z reguły to niewielkie pomieszczenia, wyglądające z zewnątrz jak sklep albo kiosk. Wewnątrz znajdziecie lady, w których wyłożone są portugalskie desery i słodkości (można dostać oczopląsu), wypieki na słono, proste kanapki. Tutaj też wypijecie poranną kawę, a nawet zjecie zupę dnia około południa. W pasteleriach spotkacie Portugalczyków sączących poranną kawę, czytających gazety, naprędce jedzących pasteis de nata przed pracą. Takich lokali w Lizbonie jest bez liku, będziecie natykać się na nie na każdym kroku. Czasem ciężko nawet zapamiętać ich nazwy, w internecie raczej ich nie znajdziecie. Większość pastelerii prezentuje równy poziom, w każdej zjecie smacznie i lokalnie, dlatego nie będziemy Wam polecać konkretnych miejsc. Z pewnością będąc w Lizbonie wielokrotnie kupicie coś w takim miejscu. Niech nie odstrasza Was wygląd! Może nie jest to modna śniadaniówka, ale właśnie w pasteleriach można się poczuć jak mieszkaniec Lizbony. Warto próbować i szukać swojej ulubionej! Jedliśmy w wielu i w każdej było smacznie.

Śniadanie na słodko w Lizbonie | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Tartine na Time Out Market | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Time Out Market to nowoczesny koncept, połączenie wielu modnych smaków w jednym tradycyjnym miejscu – na targu. W zabytkowym budynku targu stworzono przestrzeń, w której rozwija się 26 restauracji, wiele barów i sklepów. To tutaj sprzedaje się najlepsze specjały, tutaj kucharze prezentują to, co kuchnia portugalska ma najlepsze do zaoferowania. My akurat byliśmy na Time Out Market na śniadaniu, ale jest to świetne miejsce na dłuższy postój i chodzenie od budki do budki próbując miejscowych dań. Nie jest jakoś tanio, ale drogo też nie. Ceny zazwyczaj zaczynają się od 10 euro w górę, chociaż niektóre pozycje w poszczególnych budkach mają niższe ceny. Można też próbować menu lunchowego za (zazwyczaj) 8-9 euro. Tartine urzekło nas swoimi śniadaniami. Na miejscu wypiekany jest świeży, mięciutki chleb z chrupiącą skórą, z którego robi się duże kanapki. Te z kolei naładowane są lokalnymi składnikami. Polecamy kanapki z łososiem i rostbefem i cebulką, pycha. Oprócz tego można zamówić tu standardowa jajecznicę czy naleśniki, a także jajka po benedyktyńsku i wiele słodkości. Nawet jeśli jesteście już po śniadaniu, to warto wpaść na Time Out Market, który jest najciekawszą kulinarną atrakcją Lizbony.

Informacje praktyczne: W teorii market czynny jest od godziny 10:00 rano do północy, jednak wiele restauracji zaczyna pracować od późniejszych godzin. Śniadanie w Tartine zjecie od samego rana. Na środku ogromnej hali targu rozstawione są liczne stoły, przy których spożywa się swoje dania. Tutaj strona internetowa Time Out Martket, a tutaj adres – Av. 24 de Julho 49. Dojazd metrem/tramwajem/autobusem do stacji Cais do Sodre. 

Gdzie na śniadanie w Time out market w lizbonie? | Gdzie zjeść w Lizbonie?
Time Out Market w Lizbonie | Gdzie zjeść w Lizbonie?

NA LUNCH (LUB PÓŹNE ŚNIADANIE)

La Boulangerie | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Bardzo klimatyczne, domowe i ciepłe miejsce na lunch lub śniadanie znajduje się naprzeciwko Muzeum Arte Antiga. Jak tylko zasiądziecie przy jednym z drewnianych stołów poczujcie się sielsko, a czas zacznie płynąć wolniej. Do La Boulangerie przyszłam na lunch, chociaż mój wybór był bardziej śniadaniowy. Menu jest spore, bo można zamówić i pozycje typowo śniadaniowe, a także bardziej obiadowe. Kusiły mnie owocowe naleśniki, ale skończyło się na portugalskiej zielonej zupie z chorizo oraz na domowych tostach, popularnych w lizbońskich śniadaniówkach. Bardzo ciekawą opcją jest „koszyk na wynos”. Możecie zamówić cały zestaw śniadaniowy, składający się z wybranych składników – soków, kaw, granoli, jajek, dżemów, pieczywa, kanapek, sałatek. To wszystko otrzymacie w ładnie zapakowanej torbie i z takim ekwipunkiem możecie ruszać na piknik nad Tagiem. Świetny pomysł na letnie śniadanie w plenerze! Moja zupa była bardzo ciekawa w smaku, chociaż to nie mój typ dań i trochę się z nią męczyłam – ale to tylko ze względu na osobiste upodobania. Tosty były super – chrupkie, nie przypalone i niezbyt tłuste, za to porządnie nadziane szynką i serem, który dosłownie rozpływał się w ustach. W trakcie zwiedzania okolicznych muzeów, warto zajść tu zajść – La Boulangerie to idealna miejscówka na lekki posiłek w ciągu intensywnego dnia.

Informacje praktyczne: Spory rozstrzał cenowy.  W menu znajdziecie pozycje od 3 do 8 euro, w zależności od wyboru składników (kanapki, tosty), miski z jogurtami, granolą, owocami itp. po 6 euro, zupy po 3 euro, naleśniki po 5-7 euro, croissanty z różnymi składnikami 2-3 euro,duży wybór słodkości i deserów po 1-3 euro, makarony po 10-11 euro.  Codziennie inny zestaw lunchowy (zupa + 2 danie) za 12 euro. Nie można płacić kartą. Czynne codzienne od 08:00 do 22:00. Strona z menu tutaj, a tutaj adres – R. do Olival 42. Dojazd autobusem np, 714. 

e tem Dente! | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Idealne miejsce na lunch w ładnej lokalizacji blisko metra. Centrum miasta, jednak z dala od głównych atrakcji turystycznych (między dzielnicą Alfama a Baixa, koło stacji metra Intendente). Ciekawostkę stanowi fakt, że na miejscu wyrabia się różne gliniane przedmioty użytku codziennego, kolorowe azulejos i inne ceramiczne cacka. W tym wyrabianych talerzach i garnuszkach podawane są też posiłki. Fajny pomysł! Nawet nie widziałam menu, ponieważ kelner zaproponował mi zestaw lunchowy, który mnie zainteresował. Portugalskie danie – ryż zapiekany z kaczką i chorizo, do tego napój. Biorę! Uwielbiam kaczkę, więc długo się nie zastanawiałam. Danie zostało podane w czerwonym półmisku. Nie było zbyt duże, ale że była pora lunchu i nie szukałam obfitego posiłku, wystarczyło idealnie. Najadłam się, ale nie przejadłam i miałam chęć oraz siłę na dalszy spacer po mieście. Porcja na zdjęciu wygląda na mniejszą, niż była w rzeczywistości. Co ciekawe, danie nie zostało podane z żadnym sosem, ale w ogóle nie było suche. Poszarpana, ugotowana kaczka świetnie komponowała się z brązowym ryżem. Łatwe to, proste (jak cała kuchnia portugalska) i już próbujemy odtworzyć to w domu. E tem Dente! Idealne na lunch, zwłaszcza jeśli mieszkacie gdzieś obok.

Informacje praktyczne: Lokal z tych tańszych, serwujących portugalskie dania. Zestaw lunchowy (danie plus picie, w moim przypadku piwo), kosztuje 8 euro. Można płacić kartą. Mają też zestawy lunchowo-brunchowe za 15 lub 22 euro. Duży wybór win i lokalnych dań. Stosunkowo niskie ceny, główne dania mieszczą się w przedziale od 6 do 12 euro, zdecydowana większość to koszt 7-8 euro. Długie godziny otwarcia – codziennie od 11 rano do północy, w piątki i soboty do 2 nad ranem. Dojazd zieloną linią metra na stację Intendente. Obok przepiękna kamienica wyłożona kolorowymi azulejos. Strona z menu tutaj, adres – n13, Largo do Intendente Pina Manique 285. 

Ryż z kaczką i chorizo | Gdzie zjeść w Lizbonie?

PRZEKĄSKI W CIĄGU DNIA

Pizzeria Romana Al Taglio | Gdzie zjeść w Lizbonie?

To tak naprawdę nie prawdziwa pizzeria, a niewielki lokal, w którym zjecie zaskakująco dobrą pizzę na kawałki. Wybór jest ogromny, a pizze kolorowe i różnorodne. Wybrałam kawałek z białym serem i szynką i byłam bardzo zaskoczona. Ciasto nieco trwardawe, chrupiące, przypominało apulijską foccacię. Składniki nie byle jakie, bo włoskie. Nie spodziewałam się tego, że za sprawą małej pizzy sprzedawanej w Lizbonie na kawałki, na moment przeniosę się do ukochanych Włoch. Szybkie to i smaczne, idealnie nadaje się na prędką przekąskę w ciągu dnia podczas zwiedzania miasta. Można się nieźle najeść za niewielkie pieniądze.

Informacje praktyczne: Czynne codziennie od południa do 23:00. Zlokalizowane rzut beretem od katedry Se i kościoła Marii Magdaleny, czyli w samym centrum. Obok przejeżdża tramwaj nr 28E. Spory kawałek pizzy – od 2 do 4 euro, są też opcje wegańskie i wegetariańskie. Strona tutaj, adres – Rua da Conceição 44.

Pizza w Lizbonie | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Pieczone kasztany | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Odwiedzając Lizbonę jesienią pewnie nieraz zwrócicie uwagę, że poszczególne ulice zasnute są gęstym dymem. Spokojnie, to nie smog. To ładnie pachnący dym z przenośnych wózków, przy których serwowany jest najlepszy lizboński street food – pieczone kasztany! Smakują podobnie do ziemniaków i orzechów, są sycące, zdrowe i idealnie nadają się na przekąskę w ciągu zwiedzania. Takich budek z kasztanami spotkacie na lizbońskich ulicach naprawdę wiele, bez problemu uda Wam się je namierzyć. Smakowo niby są wszędzie takie same, chociaż nam najbardziej smakowały te przy stacji kolejki Restauradores – Gloria. Paczka kasztanów kosztuje zazwyczaj 3 euro, czasem uda się złapać za 2,5.

kasztany w Lizbonie | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Mercado da Baixa | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Świetnym pomysłem jest próbowanie lokalnych potraw na targach. Time Out Market nie jest oczywiście jedynym targiem w Lizbonie. W samym centrum miasta przy stacji metra Rossio znajduje się targ Mercado da Baixa, którego stoiska oferują głównie portugalskie przekąski, desery, kanapki, ser i mięsa oraz wina. Także warto odwiedzić którekolwiek stoisko na Mercado da Baixa, bo można tu posilić się w trakcie zwiedzania i to jeszcze na dodatek lokalnymi specjałami. Próbowaliśmy potężnej kanapki z portugalskimi serami i szynką (6 euro) i powiem szczerze, że ledwo to zjedliśmy. Porcja jest ogromna. Do tego ser miał tak bardzo intensywny, swojski i ostry smak (jak większość portugalskich serów), że w dużej ilości był dla nas nie do przejedzenia. Jeśli nie jesteście bardzo głodni, taką olbrzymią kanapkę lepiej zamówić na pół. Do tego próbowaliśmy smażonej kiełbaski (kiełbasy są jednym z głównych portugalskich dań, warto ich w Lizbonie spróbować), a wszystko zapijaliśmy owocowym, różowym porto. Na deser wpadło nieśmiertelne ciasto z dorsza, czyli Pasteis de Bacalhau, których w Lizbonie spróbować po prostu trzeba.

Informacje praktyczne: Targ czynny jest od poniedziałku do piątku między 09:00 a 18:00, w weekendy zamknięty. Pomiędzy stoiskami rozłożone są stoły, przy których można zjeść swoje zamówienie. Ceny umiarkowane. Targ znajduje się w centrum miasta przy placu Rossio, dojazd metrem. Strona internetowa tutaj, adres – Rua da Assunção, 42. 

NA KOLACJĘ

Prado | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Najpierw było zdjęcie znalezione w internecie. Spodobało nam się. Potem była próba zrobienia rezerwacji. Najbliższy dostępny stolik? Za tydzień o 22:00. Potem było kulinarne uniesienie, a na koniec okazało się, że w książce, którą zabrałam ze sobą do Lizbony, znajduje się cały rozdział poświęcony restauracji Prado. Zachwyciło nas wnętrze – duże, okwiecone. Na zdjęciach wydaje się o wiele większe, niż w rzeczywistości. Do Prado nie idzie się po to, żeby zapełnić pusty żołądek po uciążliwym dniu. Tam się idzie smakować, cieszyć oczy, sączyć wino, chłonąć klimat, cieszyć się wieczorem. Proste menu składa się z kilku pozycji. Zazwyczaj zamawia się trzy, góra cztery. Każdą otrzymujemy po kolei i dzielimy się porcją, zachwycając się przy okazji sposobem podania, niezwykłym połączeniem smaków. Szczerze mówiąc, w większości przypadków nie mieliśmy pojęcia co zamawiamy. Na duży plus zasługuje otwarta kuchnia. Z naszego stolika doskonale było widać uśmiechniętych kucharzy. Jeden dawał drugiego do spróbowania, ten doprawiał do smaku. Super widok!

Na przystawkę wjechała potrawka z pora, małż, pietruszki i upieczonych kawałków chleba. W pierwszym momencie mina mi zrzedła gdy zobaczyłam ugotowanego pora. Ten podświadomie kojarzy mi się z rozgotowanymi warzywami często spotykanymi w polskim rosole. W Prado por był soczysty, chrupiący, aromatyczny, a jego smak przeszedł do wyśmienitego sosu.

Restauracja Prado w Lizbonie | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Był też tatar w grillowanej kapuście galicyjskiej, tak trudno dostępnej w Polsce, a wszystko to doprawione zostało solą morską. Delikatny, rozpływający się w ustach.

Przystawka w Prado | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Na główne wjechały dania, których nie umiemy teraz zidentyfikować. A nie zrobiliśmy zdjęcia menu, także musicie nam wybaczyć te niedociągnięcia. Ale jedno jest pewne. Czego nie zamówicie w Prado, Wasze kubki smakowe będą zaskoczone. Nasze pierwsze danie główne to cieniutko posiekane grzyby w sosie, z żółtkiem jajka. Cudowne połączenie. Drugie danie główne, to biała rzodkiew, orzechy, delikatne mięso wołowe i jeszcze kilka innych ciekawych składników, których teraz nie pamiętamy.

Całości dopełnił niezwykły deser. Prado specjalizuje się w deserach, które łączą ze sobą smaki słodkie i słone. Zamówiliśmy tartę z całymi kawałkami słodziutkiej brzoskwini obsypanej… kozim serem. I słuchajcie, to był strzał w dziesiątkę. W życiu nie przyszłyby nam na myśl, że słodko słonawy, intensywny w smaku kozi ser tak świetnie będzie współgrał ze słodkimi owocami.

Wnętrze Prado w Lizbonie | Gdzie zjeść w Lizbonie?

W książce „Lizbona. Miasto, które przytula” już po powrocie znaleźliśmy wywiad z polskim kucharzem, który pracował w Prado i pokazuje kulisy działania w restauracji. Okazuje się, że właścicielem Prado jest 28-letni Lizbończyk, który po 7 latach wrócił z Londynu i postanowił otworzyć nowoczesną restaurację serwującą fine dining, wykorzystując lokalne produkty i opierając się na tradycyjnych przepisach. W Prado wykorzystuje się lokalne produkty, codziennie przyjeżdża świeża dostawa. Kuchnia w Prado prowadzona jest w duchu zero waste, a kucharze starają się każdy produkt wykorzystać do maksimum. Na plus zasługują też ceny. Patrząc na standard Prado, jakość produktów, obłożenie restauracji, spodziewaliśmy się, że w takim miejscu zostawimy fortunę. Za butelkę wina, dwie przystawki, dwa dania główne i deser zapłaciliśmy 52 euro. Może to dużo jak na polskie warunki, ale restauracja z takimi jedzeniem w centrum Lizbony za taką cenę? Prosimy o więcej takich miejsc!

Spodziewaliśmy się też, że Prado będzie sztywne. Przyszliśmy tam w nienajlepszej formie, po zwiedzaniu – zmęczeni i przemoczeni. A nie było sztywno, czuliśmy się swobodnie. Głośne rozmowy, stolik przy stoliku, uroczy wystrój, przemiła obsługa dopełniły tylko czaru tego wieczoru, który uznajemy za najlepiej spędzony podczas tygodniowego pobytu w Lizbonie. W jednym momencie kelnerka zapomniała o naszej prośbie o menu, ale w ramach pocieszenia otrzymaliśmy do deseru po dodatkowej lampce wyśmienitego czerwonego wina. Kolacja w Prado to jedno z tych przeżyć kulinarnych, których się nie zapomina.

Informacje praktyczne: spory rozstrzał cenowy. Większość dań kosztuje mniej niż 10 euro, zazwyczaj 5-7 euro, ale są też takie po 10, 12 i 18. Desery po 4-5 euro. Super stosunek jakości do ceny. Nie próbowaliśmy, ale ponoć warto skosztować specjału lokalu, jakim są wędzone lody. Koniecznie rezerwacja wcześniej! Można płacić kartą. Restauracja jedna z tych bardziej eleganckich, ale nie ma potrzeby przychodzić pod krawatem. Dojazd tramwajem 28 lub metrem na stację Baixa-Chiado. Strona tutaj, adres – Tv. Pedras Negras 2. 

Deser w Prado | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Alfama Cellar | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Pierwszy wieczór po przylocie do Lizbony. Na dworze jesienna słota, my głodni, przemoczeni, zmarznięci, zmęczeni podróżą. Szukamy czegoś byle blisko, byle szybko. I tak trafiamy do absolutnie klimatycznego, ciepłego i swojskiego Alfama Cellar, położonego tuż przy jednej z głównych ulic Alfamy, blisko Panteonu Narodowego. Niewielka sala opromieniona jest przygaszonym, żółtym światłem. Ściany obwieszone półkami z winem i figurkami świętego Antoniego. Niewielka przestrzeń jest tak klimatyczna i ciepła, że ciężko po kolacji się podnieść i opuścić przyjemne wnętrza. Obsługa na najwyższym poziomie, czego się nie spodziewaliśmy. Pani kelnerka tłumaczy, cierpliwie czeka, pokazuje zdjęcia potraw, których nie znamy. Po krótkim oczekiwaniu otrzymaliśmy przystawkę – chleb z nieco ostrą w smaku, portugalską oliwą (jak dla mnie najlepsza w życiu, nie mogłam przestać jeść). Po chwili na stołach ląduje chłodnik z buraka z oliwą i… lodami waniliowymi. Tak, z lodami i nasze kubki smakowe oszalały. Próbowane osobno lody były wściekle słodkie. W połączeniu z gazpacho z buraka – przełamywały kwaskowatość, świetnie się komponowały, a ich słodkość gdzieś się ulatniała. Początkowo nawet długo zastanawialiśmy się, czy to nie jest jednak jakiś rodzaj sera.

Wnętrze Alfama Cellar | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Na głównie danie zamówiliśmy 1) ośmiornicę z ziemniakami i kapusta galicyjską, wszystko duszone i podane w uroczym garnku pod przykrywką, 2) gulasz z jagnięciny z ziemniakami i dynią, wszystko również duszone i pięknie podane. Moja ośmiornica została przyrządzona w sosie z porto, więc danie było nieco ciężkie. Jednak kruche ziemniaki przełamywały ciężkość sosu. Na deser? Czekoladowa gruszka w białym serze polana winem! Deser to już było cudo cudeńko. Ciężko nam ocenić, co bardziej nas w tym lokalu oczarowało – kuchnia, wystrój czy atmosfera?

Restauracja w dzielnicy Alfama | Gdzie zjeść w Lizbonie?
Gdzie zjeść w Alfamie? | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Informacje praktyczne: Czynne codziennie poza środą od 12:30 do 10:45. Gazpacho 5 euro, Pico’s style octopus 14 euro, Portuguese lamb stew 14 euro, desery często się zmieniają. Nie jest to najtańsza restauracja, krótkie menu zawiera pozycje po 13-17 euro oraz jedną za 33 dla dwóch osób. Ale jakość, dobry smak, klimat i miłą obsługę się ceni. Można płacić kartą. Strona tutaj, adres – R. dos Remédios 127-131. Dojazd ciężki, bo pagórkowata Alfama ma słabe połączenia z resztą miasta. Najlepiej w okolice Panteonu i stamtąd pieszo, albo tramwajem 28 do Portas do Sol i pieszo lub do dworca Santa Apollonia i stamtąd pieszo. 

Najlepsze restauracje Alfama | Gdzie zjeść w Lizbonie?
Kolacja w Alfama Cellar, Alfama | Gdzie zjeść w Lizbonie?

RetroGusto84 | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Jeśli znudzą Wam się portugalskie smaki i będziecie mieli ochotę na urozmaicenie, to uderzajcie na świetną pizzę w Retro Gusto, wypiekaną w piecu. Nie planowaliśmy tam kolacji, ale w oczekiwaniu na klucze do naszego pokoju postanowiliśmy coś przekąsić. Zaskoczyła nas kolejka i rzesza mieszkańców Lizbony i kilku turystów w środku. Okazało się, że Retro Gusto to bardzo oblegane miejsce mimo, że nie jest położone w turystycznej lokalizacji. Pizza okazała się świetna. Już po menu widać, że restauracja celuje w kuchnię neapolitańską. Główne skrzypce grają tu pizze, których wybór jest ogromny. Nie dość, w oglądając długie menu trudno się zdecydować, to jeszcze na ścianach wypisane są specjały szefa kuchni (po 10 euro). Ciasto jest smaczne, ale jakoś nie zapadające w pamięć. Największym atutem pizzy w Retro Gusto jest olbrzymia ilość dobrych, włoskich składników. Można rzec, że moja pizza była nawet lekko przeładowana. Włoskie szynki, rukola, pomidorki, bresola, pesto, spora ilość mozzarelli i apulijskich serów – pychota. Ale ze względu na ciężar składników rozkładałam ją na części pierwsze i smakowałam pojedynczo – też było bardzo smacznie.

Informacje praktyczne: czynne codziennie oprócz poniedziałków od 19:00 do 23:00. Ceny umiarkowane, najtańsza pizza 6 euro, większość cen oscyluje wokół 7-10, pizze specjalne po 10-14 euro. Dojazd metrem na stację Anjos lub tramwajem 28 (listopad 2019 tramwaj tam nie jeździ z powodu remontu). Strona tutaj, adres – R. Maria 54 . Warto pomyśleć o rezerwacji stolika. 

Pizza neapolitańska w Lizbonie | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Beira Gare | Gdzie zjeść w Lizbonie?

To takie miejsce do tańca i do różańca. Poranna kawa, popołudniowy deser, szybki i sycący obiad podczas zwiedzania? To właśnie tu. Beira Gare to żadna tam wyszukana restauracja, raczej tłoczny lokal z ceratą, pełny od rana do wieczora. Nie spróbujecie tu wykwintnych dań, a raczej typowych portugalskich obiadów na szybko, które znamy już z Brazylii. Czyli fryty, kawał mięcha, jajo, sałata z pomidorem. Ja zamówiłam sobie coś w stylu paluszków rybnych, to znaczy smażone kawałki ośmiornicy. Lokal ma dobrą lokalizację, w centrum miasta tuż obok dworca Rossio. Także więc kiedy spieszycie się na pociąg lub czujecie wilczy głód podczas zwiedzania, niezbędnych kalorii dostarczycie właśnie tu. Ceny nawet niskie jak na lokalizacje, chociaż to zależy od dania –  zaczynają się od 7, 8 euro za dania mięsne aż do 18 euro za lepsze dania z owocami morza. Porcje są bardzo duże. Moja ośmiorniczka kosztowała bodajże niecałe 10 euro, mięso Marcina też. W internecie krąży opinia, że jak na lokalizację w turystycznym miejscu, to miejscówka w sam raz dla budżetowych turystów. W sumie racja, o ile nie zamówi się owoców morza.

Informacje praktyczne: czynne codzienne od 06:00 rano do 22:00. Dojazd na stację Rossio. 

Tanie jedzenie w Lizbonie | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Ramiro | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Początkowo chcieliśmy ominąć to miejsce z owocami morza i znaleźć mniej znane i polecane, ale czytaliśmy o nim tyle zachwytów, że w końcu się skusiliśmy. I ludzie moi złoci, płakaliśmy nad tym jedzeniem. Bo wiadomo, owoce morza nie są duże i o ile nie są podawane w zestawie (np. z krewetki z ryżem), to zważając na ich ceny, trudno się nimi najeść. A Ramiro najtańszą restaurację nie jest. Ale warto, warto, po stokroć warto. Nad krewetkami w maśle i czosnku dostaliśmy ekstazy, a krewetkami tygrysimi nawet nie umiałam się cieszyć, bo wiedziałam, że zaraz się skończą. Smak świeżych owoców morza w Ramiro po prostu pobił wszystko, co do tej pory próbowaliśmy w Lizbonie i w ogóle na świecie jeśli chodzi o krewetki. A próbowaliśmy ich już w różnych miejscach – w Wietnamie, Brazylii, Maroko czy we Włoszech.

Najlepsze owoce morza w Lizbonie | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Mieliśmy farta i krótko czekaliśmy na stolik bez rezerwacji. Po opuszczeniu lokalu na ulicy czekało ponad 50 osób! A sama restauracja jest ogromna, zajmuje dwa duże piętra. Cała organizacja zasługuje na najwyższą ocenę. Dla oczekujących na stolik przygotowania na zewnątrz ławeczki i automat na piwo za 2 euro. Do tego kolejny automat jak w urzędzie – obierasz numerek i czekasz, aż Cię wywołają. Na miejscu dostajesz tableta, na którym wyświetla się menu, a po kolacji mokre chusteczki do rąk. Przy takim ogromnym obłożeniu sensowna organizacja jest na wagę złota. Już sam chleb z masełkiem na przystawkę przyjemnie rozgrzewa żołądki przed dalszymi przyjemnościami – później tym chlebem wyjadaliśmy maślano czosnkowy sos, który pozostał po krewetkach. Niebo w gębie.

Kucharze i kelnerzy często podchodzą do stolików pokazując okazy ryb i owoców morza, aby goście zaakceptowali wybór. W ogóle obsługa jest super ogarnięta i miła. Polecamy Wam krewetki, które zamówiliśmy później jeszcze raz, a których zdjęcie przez przypadek usunęliśmy. Polecamy też krewetki tygrysie z delikatnym sosem maślanym. To danie sprawiło, że miałam w oczach łzy przyjemności i smutku przez zbliżającym się końcem uczty. Polecamy też doskonałe, miękkie mule idealnie ugotowane w rosołku, który później podjadaliśmy. I deser w najprostszej postaci – zwyczajne, dojrzałe, turbo słodkie mango. Jedno z najlepszych jakie jedliśmy, o ile nie najlepsze. Do tego portugalski deser leite creme, przypominający nieco francuski creme brulee, różniący się przygotowaniem – portugalski deser jest nie pieczony, a gotowany. Ramiro zaserwuje Wam kulinarną rozkosz. W nie najniższej cenie, ale owoce morza niestety do tanich przyjemności nie należą. A przyjemności zaznacie tam co niemiara.

Informacje praktyczne: Czynne codziennie z wyjątkiem poniedziałków od 12:00 do północy. Dojazd metrem na stację Intendente. Małe krewetki w sosie czosnkowym około 12 euro, mule 10 euro, krewetki tygrysie 72 euro za kilogram. Zamówiliśmy 200 gram czyli dostaliśmy 2 spore krewety podzielone na pół. W cenie pyszny chleb z masłem. Desery po 4,5 euro.

Retiro Dos Sentidos | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Tutaj pierwszy raz spróbowałam grillowanej ośmiornicy zapiekanej z ziemniakami oraz cebulą i oszalałam. Ludzie, jakie to jest dobre! To typowe portugalskie danie, którego warto spróbować odwiedzając ten kraj. Ośmiornicę z ziemniakami znajdziecie niemal w każdej restauracji, więc warto skusić się chociaż raz. Próbowaliśmy też dorsza z ziemniakami, a wszystko to zapiekane w beszamelu. Teraz ciężko nam się zdecydować co było smaczniejsze, dorsz czy ośmiornica. Krem z beszamelu były tak subtelny, dobrze doprawiony i właśnie kremowy, że idealnie pasował do rozpadających się, delikatnych kawałków ryby. Do tego zamówiliśmy nietypową zupę, krem pomidorowy z jajkiem sadzonym. Smakowało to trochę jak koncentrat pomidorowy, ale świetnie komponowało się z jajkiem. Retiro Dos Santos to niewielki lokal w dzielnicy Baixa, gdzie do kolacji słuchaliśmy fado na żywo, a ze ścian patrzyły na nas figurki świętych. Dziwny wystrój potęgował tylko niezwykłą atmosferę z pozoru zwyczajnej knajpki. Restauracja była wypełniona po brzegi, jakimś cudem zdobyliśmy bez rezerwacji ostatni wolny stolik. Polecamy tym, którzy szukają typowych, portugalskich smaków i chcą posłuchać fado na żywo.

Dorsz zapiekany z ziemniakami w sosie | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Informacje praktyczne: Czynne codziennie od 17:00 do 2 w nocy. Koncerty fado odbywają się codziennie o godzinie 19:00. Główne dania po 10-12 euro. Dojazd metrem na stację Baixa Chiado lub tramwajem 28. Stronę znajdziecie tu. Adres –  A, R. do Diário de Notícias 40. Porcje są o wiele większe, niż to może się wydawać po zdjęciach. 

Tapas Bar 52 | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Przed kolacją w Prado o 22 byliśmy tak głodni, że postanowiliśmy wstąpić na tapas. I w Tapas Bar 52 mieliśmy naprawdę spory problem, żeby powstrzymać się przed zamówieniem większej ilości dań! Tutaj jedliśmy najsmaczniejsze w Lizbonie ciastko z Dorsza, przepyszne pikantne ziemniaczki w sosie aljoli – twarde i chrupiące z zewnątrz, mięciutkie w środku. W Tapas Bar 52 próbowaliśmy też smażonych rollsów, wewnątrz których skrywała się duszona kaczka i duszona jagnięcina. Do tego odpowiednie sosy, między innymi słodko kwaśny. To było genialne! Świetne połączenia smaków, świeżość, smażone tapasy nie były tłuste, miały odpowiednią konsystencję. Lista tapasów do wyboru jest bardzo długa. Potrawy portugalskie mieszają się z hiszpańskimi, warto próbować tego i tego. No i oczywiście dobre winko przy okazji. Tapas Bar 52 to dość głośne, imprezowe miejsce z zaskakująco smacznym jedzeniem. Jeśli szukacie miejscówki na wieczór, gdzie i wypijecie trochę piwa, drinka czy wina a do tego popróbujecie różnych drobnych przekąsek, to ten lokal nadaje się do tego idealnie.

Informacje praktyczne: czynne codzienne od południa do drugiej w nocy, w poniedziałek tylko do północy. Ceny zróżnicowane, są tapasy po 2 euro, są po 7. My zapłaciliśmy około 40 euro, co w sumie trochę nas zaskoczyło, ale jednak zamówiliśmy całkiem sporo. Strona tutaj. Adres – R. Dom Pedro V 52. Dojazd m.in. autobus 758, tramwaj 24. 

Tapas w Lizbonie | Gdzie zjeść w Lizbonie?

NA DESER

Alcoa | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Naszym zdaniem Alcoa oferuje najsmaczniejsze pasteis de nata w Lizbonie, przynajmniej z tych, których próbowaliśmy. Już sam jasny lokal zachęca do wejścia, a jak już zobaczycie słodycze na wystawach, to przepadniecie na resztę dnia. Portugalska kuchnia to także szeroki wybór przeróżnych deserów, co widać dobrze w takich miejscach jak Aloca. Można dostać oczopląsu. Próbowaliśmy kilku smakołyków, których nazw nie umiemy zidentyfikować. Ale każdy z nich był wręcz idealny – idealnie kremowy, niezbyt słodki, niezbyt kruchy. Warto wstąpić na szybki deser podczas zwiedzania i zabrać ze sobą uroczą paczuszkę ciastek na wynos.

Informacje praktyczne: Czynne codziennie od 09:00 do 22:00. Zlokalizowane w centrum miasta. Adres – R. Garrett 37. Strona tutaj. Najbliższa stacja metra – Rossio, Baixa Chiado. Jedno pasteis de nata kosztuje 1,5 euro. 

Doce Real | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Doce Real to taki typ kawiarni, do których się nie wchodzi po ładne zdjęcia, a raczej mija się szybko przechodząc obok. A w środku zaskakuje nas ciekawe wnętrze, prostota, wybór podstawowych słodkich i słonych portugalskich przekąsek. Pasteis de nata i espresso o siódmej wieczorem? Czemu nie! Ciastka są duże, o wiele większe niż zazwyczaj się spotyka. Smakowo również pycha. Fajny klimat, miłe panie plotkujące za kontuarem.

Informacje praktyczne: Ceny za ciastka 1-2 euro. Czynne codziennie od 07:30 do 19:30. Dojazd tramwajem 24 lub autobusem 758. Adres – Portugal, R. Dom Pedro V 119. 

Ciastka pasteis de nata | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Patriarcal – Panificação Reunida de São Roque | Gdzie zjeść w Lizbonie?

To chyba jedna z najładniejszych, najbardziej uroczych kawiarni, w jakich byliśmy. Cudo! Miłe wnętrze, duży wybór, pyszne ciastka. Idealne miejsce na poranną kawę i coś słodkiego lub popołudniowy deser.

Informacje praktyczne: Czynne codziennie od 06:30 do 19:00, niskie ceny. Dojazd tramwajem 24 lub autobusem 758. Adres – R. Dom Pedro V 57. 

Kawiarnie w Lizbonie | Gdzie zjeść w Lizbonie?

NA DRINKA

Pavilhao Chines | Gdzie zjeść w Lizbonie?

To jest jeden z najdziwniejszych, najbardziej absurdalnych barów, w jakich byliśmy. Ogromna przestrzeń zastawiona oszklonymi półkami, na których poustawiane są nietypowe przedmioty, głównie…lalki i zabawki. Są także mundury, porcelanowe talerze, ceramiczne płytki, modele statków i samolotów, są dziwactwa, jest dosłownie wszystko. Bar mieści się w ciekawym budynku z początku XX wieku. Ostrzeżenie – to nie jest tanie miejsce. W Pavilhao Chines serwuje się głównie drinki, które kosztują około 10 euro. Za 5,6 można wypić wino. Fajne miejsce jako ciekawostka, ale na wieczorne drinkowanie raczej tylko dla tych, którzy nie muszą przejmować się budżetem.

Informacje praktyczne: Czynne codziennie od 18:00 do 02:00. Strona tutaj. Adres – R. Dom Pedro V 89. Dojazd tramwajem 24 lub autobusem 758. 

Pavilhao Chines | Gdzie zjeść w Lizbonie?

House of Corto | Gdzie zjeść w Lizbonie?

To również bardzo dziwne, klimatyczne miejsce. Centrum Lizbony, żadnych gości. Barman w stroju pirata za kontuarem, wokół mnóstwo dziwnych przedmiotów. Ciekawy klimat (taki trochę podróżniczo-odkrywczy, jak byśmy trafili na strych pirata), świetny wystrój i rewelacyjne drinki w niewygórowanych cenach. Ale i tak najbardziej podobały nam się różowe drzwi wejściowe, menu zapisane w paszportach i mapy na ścianach.

Informacje praktyczne: Zamknięte w niedziele i poniedziałki, przez resztę tygodnia czynne od 20:30 do 1/2 w nocy. Adres – Rua da Boavista 11. Najbliższa stacja metra Cais Sodre. 

Klimatyczny bar w Lizbonie? | Gdzie zjeść w Lizbonie?
Gdzie na drinka w Lizbonie? | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Noobai | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Z racji swego położenia, Lizbona oferuje nam wiele punktów widokowych. A co w nocy? wieczorami warto wybrać się na jeden z barów na dachu. Możemy polecić ten przy Miradoruo Santa Catarina, na którym wieczorami zbierają się ludzie, śpiewają, grają na instrumentach, popijają piwo. Fajny klimat! Tuż obok znajduje się bar w którym można i wypić i zjeść. Zdecydowaliśmy się tylko na piwo, bo byliśmy po kolacji. Zostało nam ono podane w uroczych słoikach, ciekawie to wyglądało. Z tarasu Noobai rozciąga się wspaniały widok na Lizbonę, figurę Chrystusa i Most 25 kwietnia. Co ciekawe, Noobai to taki trochę miszmasz, bo można tam nawet zjeść śniadania czy obiad.

Informacje praktyczne: Czynne codziennie od 10:00 do północy. Strona internetowa tutaj. Adres – Miradouro de Santa Catarina, Adamastor, 1200-401. 

Bar na dachu w Lizbonie | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Na co uważać, o czym pamiętać? | Gdzie zjeść w Lizbonie?

  • Przystawki, czekadełka – często przed posiłkiem zostaną podane Wam do stołu różnego rodzaju przekąski (oliwki, chleb z oliwą itp.). Nie zawsze, ale zdarza się (zwłaszcza w turystycznych miejscach), że za te przystawki płaci się dodatkowo. Dlatego zanim je ruszycie, upewnijcie się ile kosztują w menu. Jeśli cena Wam odpowiada i macie na nie ochotę, to śmiało. Zdarzają się jednak akcje, że miseczka oliwek potrafi kosztować kilka euro (sami na coś takiego nie trafiliśmy, ale słyszeliśmy wiele ostrzeżeń na ten temat). Jeżeli więc nie macie ochoty na przystawkę albo cena jest nie do zaakceptowania, po prostu nic nie ruszajcie. Kelner je w końcu zabierze, a Wy za nie nie zapłacicie.
  • Płatność kartą – w bardzo wielu restauracjach albo nie można płacić kartą, albo używać można jedynie karty portugalskiej. Dlatego zanim zajmiecie miejsce zawsze upewnijcie się, że lokal akceptuje karty płatnicze albo macie przy sobie wystarczającą ilość gotówki.
  • Godziny otwarcia – między godziną 15:00 a 18/19/20 (w zależności od restauracji) lokale są zazwyczaj zamknięte. W miejscach turystycznych można znaleźć czynne restauracje. Warto zjeść obiad wcześniej lub wyszukać przed wyjściem z domu taką knajpkę, która jest otwarta także popołudniami.
  • Rezerwacje – podczas tygodniowego pobytu w Lizbonie tylko raz udało nam się wejść z marszu do restauracji. Zazwyczaj trzeba trochę poogonkować, czasem nawet bardzo długo. Są restauracje, do których bez uprzedniej rezerwacji nie ma co się wybierać (Prado, gwiazdkowe Tapisco). Jeśli zależy Wam na kolacji w konkretnym miejscu, pomyślcie wcześniej o rezerwacji.
  • Ceny – trochę nas zaskoczyły. Wiele słyszeliśmy na ten temat, że Portugalia jest krajem tanim, co nie wydaje nam się do końca zgodne z prawdą – przynajmniej w kwestii stołowania się na mieście. Owszem, można znaleźć knajpki, gdzie za posiłek zapłacimy poniżej 10 euro, ale są to lokale oddalone od miejsc turystycznych, a na szukanie takich nie zawsze jest czas. W centrum Lizbony, tak baaaardzo uśredniając, za jedno danie trzeba liczyć około 10 euro i więcej. W tych miejscach, które udało nam się odwiedzić, główne dania kosztowały zazwyczaj 10-15 euro, z pojedynczymi odchyłami poniżej 10 i powyżej 15. Niby podobnie jak we Włoszech, ale tam można w razie czego kupić pizze za 4 euro lub mniej i kłopot z głowy. Pizza w Lizbonie to koszt co najmniej 8 euro i w górę (mowa o lokalach innych niż sieciówki). Jakoś bardzo drogo nie było, ale tak tanio, jak zwykło się o Portugalii pisać, to też nie.

Oczywiście jak na ogromne miasto przystało, jak Lizbona długa i szeroka, znajdziecie w niej mnóstwo świetnych knajpek, barów czy eleganckich restauracji. Powyższa lista to nawet nie 1 % miejsc, gdzie zjeść w Lizbonie warto, gdzie można próbować ciekawych i smacznych dań – nie jest to też żadna wyrocznia. Co smakowało nam, niekoniecznie podejdzie Wam. Ale w przewodnikach kulinarnych staramy się polecać miejsca pewne, z dobrymi i jakościowymi składnikami. Kwestia osobistych preferencji to już zupełnie inna sprawa. Niech ten przewodnik służy Wam za podpowiedź podczas Waszych podróży kulinarnych, ale próbujcie też własnych smaków, szukajcie ulubionych miejsc, odkrywajcie swoje restauracje. Kuchnia portugalska ma tak wiele do zaoferowania!

Magda

Słodycze w Portugalii | Gdzie zjeść w Lizbonie?

Rejs po fiordach w Norwegii. Jak go zaplanować?

Rejs po fiordach był naszym marzeniem, które spodziewaliśmy się spełnić na dalekiej i dostatniej emeryturze. Kiedy to, w naszym pozytywnym wyobrażeniu, nie będziemy musieli przejmować się budżetem i zrealizujemy wszystkie swoje zachcianki, na które wcześniej nie mogliśmy sobie pozwolić. Niespodziewanie przyszło nam to marzenie ziścić o wiele wcześniej, niż śmieliśmy w ogóle o tym myśleć. Okazało się, że norweskie fiordy są w naszym zasięgu, więc skorzystaliśmy z okazji, by ulec wręcz mistycznemu urokowi skandynawskiej natury.

Artykuł został zaktualizowany w 2022 roku. Podane w nim godziny i ceny aktualne są na ten rok. Mimo wszystko warto sprawdzić aktualne godziny i ceny na oficjalnych stronach, do których odsyłami w tekście w konkretnych linkach.

Widok na fiord | Rejs po fiordach w Norwegii

Czy było warto? Jak zaplanować rejs po fiordach w Norwegii? Gdzie zacząć, jak kupić bilety na rejs po fiordach, ile to kosztuje? W tym przewodniku znajdziecie opis i zdjęcia fiordów, a także atrakcji w ich okolicach oraz informacje praktyczne o tym, jak taki rejs zorganizować.

Popularne marzenie | Rejs po fiordach w Norwegii

Wiele artykułów na temat norweskich fiordów zaczyna się w ten sam sposób. To było nasze marzenie lub marzyliśmy o tym od lat. Okazuje się, że fiordy w Norwegii są bardzo popularnym marzeniem i nasze głowy także ono zaprzątało. Nie spodziewaliśmy się jednak, że tak szybko przyjdzie nam owo marzenie spełnić. I Wy też możecie to zrobić. Skoro to czytacie, to z pewnością jesteście już świadomi urody norweskich fiordów. A jeśli jeszcze jej nie odkryliście i zastanawiacie się, o co takie halo z tymi fiordami, to zapraszamy Was w podróż subtelną, acz majestatyczną, zapierającą dech w piersiach. Do miejsca, gdzie dzieją się cuda.

Fiordy w zimie | Rejs po fiordach w Norwegii

Norweskie fiordy | Rejs po fiordach w Norwegii

Tam, gdzie morze wcina się głęboką doliną w ląd i żłobi rozgałęzione wodne drogi między górami, tam odbywa się wspaniały spektakl natury. Morze Norweskie zalało zatoki polodowcowe, tworząc zajwisko niewiarygodnie piękne – fiordy. W Norwegii znajdziecie nie trzy czy cztery fiordy, nawet nie dziesiątki, tylko setki fiordów, uznawanych za jedne z największych cudów natury. Drogie marzenie, które prawdopodobnie ma spora część z Was.

Ta wodna plątanina otoczona jest przez strome szczyty po których można wędrować, a z których spływają setki wodospadów. Między górami rozciągają się jeziora, lodowce, zielone doliny, a gdzie niegdzie wysrastają czerwone plamki niewielkich, norweskich domków. Bujne lasy, rwące potoki, zielone łąki są tutaj zwyczajnym krajobrazem, który dosłownie wbija nas w ziemię. Człowiek tu się nie panoszy. Owszem, od czasu do czasu między tymi wszystkimi krajobrazami wybija się kamienna dzwonnica kościoła czy mała wioska, jednak to wszystko wydaje się niczym, jest ledwie cieniem cywilizacji, małą kropką na mapie, otoczoną z każdej strony przez wszechobecną, nieskażoną przyrodę.

Kolorowe domki przy fiordach | Rejs po fiordach w Norwegii

Strome zbocza gór zdają się schodzić pionowo do wody, w której odbija się ich obraz, a także cień białych obłoków sunących po niebie. Barwa wody zmienia się w zależności od pory dnia i roku. Fiordy zakręcają, owijają się wokół poszczególnych pasm i szczytów, przechodzą w załomy, czasem biegną prosto lub delikatnym łukiem. Dzięki temu za każdym zakrętem czeka na nas kolejny wspaniały krajobraz, nowy widok zapierajacy dech z wrażenia. Nad wszystkim szybują wysoko mewy, a gdy odwiedzacie Norwegię wiosną lub latem, zachłyśniecie się widokiem zielonych traw i kolorowych kwiatów, sadów i drzew.

Ciepły Prąd Zatokowy powoduje, że w Norwegii zachodniej panuje łagodny klimat,  a w słonych wodach fiordów żyją foki, morświny i wiele gatunków ryb. Spośród tysięcy fiordów, niektóre z nich nazywane są ikonicznymi, często występują na pocztówkach, a nawet zostały wpisane na listę UNESCO.

Góry otaczające fiordy | Rejs po fiordach w Norwegii

Naeroyfjord i Aurlandsfjord | Rejs po fiordach w Norwegii

Kraina Fiordów znajduje się w zachodniej Norwegii, w okolicach miasta Bergen. Najdłuższym i najgłębszym norweskim (a zarazem europejskim) fiordem jest Sognefjord, którego głębokość przekracza aż 1300 metrów, a długość 200 kilometrów! Liczne rozgałęzienia fiordów, ich szerokość i stosunkowo łatwy dostęp do nich powodują, że po niektórych fiordach można pływać statkami lub kajakami, co uznaje się za najlepszy sposób ich podziwiania.

Sognefjord posiada dwie wyjątkowe odnogi, Naeroyfjord oraz Aurlandsfjorden, należące do tych najsłynniejszych, które można zwiedzać z pokładu statku i o których Wam dzisiaj opowiem. Ten pierwszy został wpisany na listę UNESCO. Liczy sobie 17 kilometrów długości, otaczają go strzeliste góry, a w najwęższym miejscu ma jedynie 250 metrów – wrażenie spektakularne. Rejs promem zaczyna się w niewielkiej wiosce Gudvangen, dalej prom przedziera się przez Naeroyfjord, a następnie wypływa na szerokie wody prawie 30-kilometrowego Aurlandsfjord, by dobić do portu w wiosce Flam. 

Plan wyjazdu do Norwegii | Rejs po fiordach w Norwegii

Naszym miastem startowym, tak jak większości turystów wybierających się nad fiordy, było Bergen. Początkowo chcieliśmy udać się na wycieczkę „Norway in a nutshell”, jednak po przeliczeniu kosztów okazało się, że jest to zupełnie bezsensu. Możecie przeczytać o tym w naszym artykule. Dlatego postanowiliśmy posiłkować się planem wycieczki Norway in a nutshell, trochę ją uzrozmaicić i zrobić to samodzielnie, bez zbędnych dodatkowych opłat. Nasza podróż do Norwegii trwała weekend, od piątku wieczór do niedzieli, ale sama wycieczka nad fiordy – tylko jeden, pełny dzień.

Trasę, która odbyliśmy, można oczywiście modyfikować, a nad fiordami spędzić nawet tydzień, odpowiednio dodając do planu kolejne atrakcje w okolicy. Wszystkie bilety kupowaliśmy samodzielnie, przez internet z wyprzedzeniem. Pokażemy Wam jak zaplanować rejs fiordami krok po kroku. Jest to plan intensywny, ale w pełni satysfakcjonujący.

Wodospady nad fiordami | Rejs po fiordach w Norwegii

Weekend w okolicach Bergen | Rejs po fiordach w Norwegii

A więc jak wyglądała nasza trasa? Przylecieliśmy do Bergen w piątek po południu z Gdańska. W sobotę rano wsiedliśmy do pociągu do Voss. Zwiedziliśmy miasteczko i ciekawy wąwóz w okolicy. Z Voss mieliśmy autobus do Gudvangen (chociaż ostatecznie jechaliśmy taksówką, ale to już inna historia, przeczytacie o niej w akapicie z informacjami praktycznymi). W Gudvangen wsiedliśmy na prom, którym płynęłiśmy przez fiordy aż do wioski Flam. Po zwiedzeniu Flam wjechaliśmy busem na platformę widokową Stegastein, z której rozciąga się spektakularny widok na Aurlandsfjord. Wróciliśmy do Flam, gdzie wsiedliśmy do zabytkowej kolei Flamsbana, która zawiozła nas do Myrdal. W Myrdal przesiedliśmy się do szybkiego pociągu do Bergen, gdzie wracaliśmy na noc. W niedzielę zwiedzaliśmy Bergen i popołudniowym lotem wracaliśmy do Polski. Przepis wprost idealny na ciekawe spędzenie weekendu poza Polską.

Widok ze statku na fiord | Rejs po fiordach w Norwegii

Istotne modyfikacje planu | Rejs po fiordach w Norwegii

Nasz plan był tak ułożony, że ostatni przystanek wycieczki przypadał w Myrdal. Na miejscu okazało się, że Myrdal to jeden peron i trzy domy na krzyż. Co prawda w wiosce ma swój start najsławniejsza trasa rowerowa w Norwegii, Rallarvegen, jednakże w śnieżnej zadymie jaka nas zastała na miejscu, nie było mowy o żadnym spacerze, droga była nieprzejezdna. Musieliśmy więc prawie 3 godziny czekać na stacji na pociąg powrotny do Bergen. Dłuższy postój w Myrdal ma sens raczej tylko latem, kiedy możecie udać się na wędrówkę po słynnej trasie i macie więcej czasu w okolicy. Zimą to była strata czasu.

Bergen | Rejs po fiordach w Norwegii
Bergen

Dlatego też chcieliśmy przedstawić Wam trasę wyjazdu z pewnymi modyfikacjami, mianowicie – zrobienie całej pętli na odwrót. Zamiast z Bergen do Voss, dojechać rano pociągiem z Bergen do Myrdal i zrobić identyczną wycieczkę jak nasza, tylko od końca. Wtedy nie zmarnujecie w Myrdal zbyt wiele czasu. Zaletą zorganizowania wycieczki od drugiej strony jest też fakt, że widoki podziwiane z kolei Flamsbana wydają nam się lepsze, jeśli jedzie się z Myrdal do Flam, a nie na odwrót. Jadąc z Flam do Myrdal pociąg ciągle wspina się pod górę, zostawiając za sobą dość szybko widoki. Jadąc z Myrdal, co chwilę otwiera się przed Wami szeroki widok na kolejne doliny i wodospady, na wszystko patrzycie bardziej z góry.

Trasa przejazdu koleją Flamsbana | Rejs po fiordach w Norwegii

Wycieczka zimą

Szkopuł tkwi w tym, że jeśli zaplanujecie trasę w trakcie zimy od strony Myrdal, to według rozkładów, do Gudvangen dopłyniecie promem dopiero o godzinie 17. Co najmniej kolejną godzinę zajmie Wam dojazd do Voss, a tym samym prawdopodobnie nie zdążycie przed zachodem słońca zobaczyć wąwozu Bordalsgjelet. Od Was więc zależy, od której strony zaczniecie. Ta trasa to tak naprawdę pętla i można ją rozpocząć w każdym punkcie, np. pominąć Voss i wąwóz i dojechać od razu autobusem z Bergen na prom w Gudvangen.

Z jednej strony szkoda nam straconego czasu w Myrdal, z drugiej strony udało nam się za dnia zobaczyć Voss i wąwóz. Nasza trasa od strony Voss z pewnością będzie fajna do zrealizowania latem, kiedy dzień jest dłuższy i będziecie mieli sporo czasu na eksplorowanie okolicy Myrdal a jeśli nie interesuje Was Myrdal, to latem też lepiej będzie zacząć wycieczkę od tej miejscowości, traktując ją jedynie jako punkt przesiadkowy. Zimą wybór zależy już od Was – czy wolicie spędzić dużo czasu na stacji i zobaczyć wąwóz, czy obyć się bez czekania, ale i zwiedzania Bordalsgjelet.

Widok z gór na fiordy | Rejs po fiordach w Norwegii

Bergen | Rejs po fiordach w Norwegii

Bergen jest przeurocze! Rozkapryszona pogoda nieco utrudniała nam zwiedzanie, ale mimo to od razu odczuliśmy, że to bardzo klimatyczne miasto. Może to kwestia pierwszego razu w Norwegii i pierwszej styczności z norweskim miastem, ale Bergen nas zachwyciło. Kolorami i wspaniałą śnieżną oprawą, przez która przebijały się już pierwsze oznaki wiosny.

W Bergen warto zwiedzić zabytkową dzielnicę Bryggen (przepiękna! Zwłaszcza rząd kolorowych domków na tle ośnieżonych gór), a także wjechać kolejką na wzgórze Floyen i stamtąd ruszyć na spokojną wędrówkę po szczytach otaczających Bergen, między innymi na urokliwą górę z pięknym widokiem, Ulriken. Oprócz tego warto odwiedzić port i targ rybny, Muzeum Hanzeatyckie, Håkonshallen, Bryggens Museum, skandynawski drewniany kościół przypominający świątynię Wang, Fantoft stavkirke, ewentualnie Muzeum Morskie czy Muzeum Historii.

W Bergen znajdzie się sporo ciekawych zabytków, ale naszym zdaniem najlepszym sposobem na zwiedzanie miasta, jest powolny spacer po przepięknych, białych dzielnicach miasta oraz po najstarszej części Bergen, Bryggen. Bergen odwiedziliśmy z końcem zimy i zadbane białe budynki zachwyciły nas wystrojem, tym jak były zadbane oraz licznymi kwiatami, które przebijały się przez ostatnie śniegi. Bergen to super miasto na krótki city break, nawet bez rejsu po fiordach.

Atrakcje w Bergen | Rejs po fiordach w Norwegii
Zima w Bergen | Rejs po fiordach w Norwegii

Voss | Rejs po fiordach w Norwegii

Pociąg z Bergen do Voss, odjazd o 06:19, koszt biletu – 207 koron (94 zł). Bilety można kupić tu. Ok. 2,5 godzin na zwiedzanie Voss i wąwozu Bordalsgjelet. 

Trasa kolejowa z Bergen do Voss jest przepiękna! Niewysokie góry, gęste lasy, rwące potoki, wodospady, kolorowe wioski. W pustym wagonie lataliśmy od jednego okna do drugiego, próbując zapamiętać każdy detal tej podróży. Samo Voss specjalnie nas nie zachwyciło. Jest to norweska stolica sportów ekstremalnych, w okolicy możecie pojeździć na nartach, próbować windsurfingu czy skakać ze spadochronami – co dusza zapragnie. Voss jest ładnie położone, nad sporym jeziorem, ale w samej miejscowości nie ma zbyt wielu atrakcji do zwiedzania. Na szczęście w okolicy można obejrzeć kilka przyrodniczych perełek, na których polecamy Wam się skupić, jeśli macie tylko jeden dzień na tę wycieczkę.

Alternatywa: jeśli Wasza wycieczka jest dłuższa, niż jeden dzień, to w okolicy Voss warto zobaczyć liczne wodospady, m.in. Tvindefossen

Wąwóz Bordalsgjelet | Rejs po fiordach w Norwegii

Pieszo, około 1,5-2 h godzin w dwie strony łącznie z przejściem wąwozu, robieniem zdjęć itp. Atrakcja darmowa, czynna całą dobę przez cały rok.

Wąwóz Bordalsgjelet | Rejs po fiordach w Norwegii
Wąwóz Bordalsgjelet

Leży tuż za granicami miasteczka Voss i to na nim skupiłabym się podczas pobytu w okolicy. Do wąwozu można dojść w około 20-30 minut z centrum Voss malowniczą drogą prowadzącą nad jeziorem. Po drodze towarzyszyć Wam będą ciekawe widoki. Wejście do wąwozu jest łatwo dostępne, a sam Bordalsgjeket – krótki, ale zachwycajácy.

Ścieżka przyklejona do ostrych krawędzi skały, prowadzi aż do balkonu widokowego na wodospad. Trasa jest bardzo malownicza, ulokowana mniej więcej w połowie wysokości – znajduje się poniżej szczytu gór otaczających wąwóz, ale wysoko nad jego dnem. Huk rzeki zagøusza wszystkie myśli. Widok mokrych, niemal czarnych, pionowych skał obrośniętych mchem i rwącej, krystalicznej wody – zapiera dech w piersiach. Wąwóz Bordalsgjelet to pierwszy cud natury, jaki zobaczycie tego dnia, a który bardzo podkręci Wam apetyt na więcej.

Gudvangen | Rejs po fiordach w Norwegii

Autobus Nor-way z Voss do Gudvangen o 10:45, przejazd ok. 50 minut, bilet 140 koron (czyli ok. 64 zø). Bilety można kupić tu. Istotne: jeśli macie możliwość i zgadza się to z pozostałymi godzinami odjazdów w trakcie tej wycieczki, spróbujcie skorzystać z oferty innego przewoźnika, np. Nettbuss. Dlaczego, o tym przeczytacie pod koniec przewodnika w akapicie o naszych błędach podczas wycieczki. Pół godziny na spacer po Gudvangen .

Nærøyfjord | Rejs po fiordach w Norwegii

Z Voss do Gudvangen dojedziecie autobusem. Już sama trasa między miasteczkami sprawia, że będziecie mieć nosy przyklejone do szyby. Największą atrakcją mijaną po drodze są spektakularne wodospady. Krajobraz będzie szybko się zmieniał i prędko zauważycie, że wspinacie się coraz wyżej. Nie tylko krajobraz zmienia się szybko, bo i pogoda, fundując nam istną przeplatankę. Od śnieżycy, po ostre słońce i mgłę. Droga wiodąca tuż przy niewzruszonej tafli wody i pomiędzy górami, jest niezwykła.

Im bliżej Gudvangen, tym piękniej. A już najlepiej jest na sam koniec, kiedy tuż przed wioską góry zdają się otaczać nas ze wszystkich stron, nawet od nieba. Sama osada jest naprawdę maleńka, gdyż jej rozwój utrudniało położenie. Gudvangen, choć niewielkie, ważne jest z punktu widzenia historii – to właśnie stąd wypłynęło wiele statków Wikingów na podbój Wysp Brytyjskich. Obecnie można zwiedzać tu pradawną osadę Wikingów.

Alternatywa: Jeśli dysponujecie większą ilością czasu i na miejscu zostajecie dłużej niż jeden dzień, warto udać się na spacer przepiękną ścieżką do miejscowości Bakka.

Między fiordami | Rejs po fiordach w Norwegii

Rejs rozpoczyna się o 12 w południe i trwa dwie godziny z hakiem. Nowoczesny, elektryczny statek z restauracją i barem na pokładzie (piwo za 90 koron). Bilety kupicie tu. Można kupić bilety w jedną lub dwie strony, na potrzeby tego planu kupujecie tylko w jedną, z Gudvangen do Flam. Bilet dla jednej osoby kosztuje 530 NOK koron (ok. 242 zł). Prom elektryczny odpływa z Gudavangen dwa razy dziennie, o godzinie 12:00 i 17:50 latem, a zimą o 12:00 i 17:30 (stan na 2022 rok).

Zmienna pogoda nad fiordami | Rejs po fiordach w Norwegii

TIP: są dwa rodzaje promów. Zimą kursują tylko promy elektryczne, te droższe wspomniane wyżej. W sezonie, czyli od końca kwietnia do końca października, po fiordach pływają także duże promy (w 2019 roku kosztowało to 295 NOK, rejsy odbywały się codziennie o 08:45, 10:45, 11:15, 13:00, 13:45, 15:15 i 16:00, w październiku rzadziej; obecnie brak rozkładów i cen na 2022 roku, niewiadomo czy rejsy będą wznowione ze względu na covid-19). Jeśli te ceny nadal się utrzymają, będzie to o wiele mniejszy koszt niż za bilet na prom elektryczny. Bilety na te większe i tańsze promy kupicie tu.

Jak wyglądał rejs?

Już pierwszy moment, kiedy prom odbił od brzegu, wprawił nas w zachwyt. Wysokie góry zdają się szczelnie otaczać dolinę wypełnioną granatową wodą, chociaż ich szczyty były przez większość rejsu spowite we mgle i nie dostrzegaliśmy ich końca. Przyglądając się dolnym partiom pasma górskiego, mogliśmy już dostrzec wyraźne oznaki wiosny, chociaż wyższe połacie góry wciąż tonęły w białej zimie. Wiał tak silny wiatr, że ledwo byliśmy w stanie ustać na nogach, a pogoda zmieniała się jak w kalejdoskopie.

Gdzieniegdzie można dostrzec malowniczo położone domki w cieniu gór, które zdają się być zamieszkiwane przez krasnoludki – tak silnie kontrastują z wielkością okolicznych szczytów. Tego jednego dnia widzieliśmy więcej wodospadów, niż przez całe nasze życie. Płynąc fiordami można ich podziwiać dosłownie setki. Niewielkie i ukryte, wysokie i spektakularne, pojedyncze i rozgałęzione.

Z każdym przebytym w głąb fiordu kilometrem, coraz trudniej było nam uwierzyć, że jest to miejsce rzeczywiste. Fiordy w tej zimowej okrasie okazały się wyjątkowo majestatyczne. Ten surowy krajobraz i bliskość natury sprawiły, że norweska przyroda wydała się nam wręcz mistyczna i baśniowa. Każdy jeden zakręt, kolejny wyłom, kolejny wodospad powodował, że z naszych ust dobywały się kolejny westchnienia zachwytu. Mimo że dech w piersiach zapierały nam nie tylko widoki, ale i przeraźliwy wiatr. Nie przeszkadzał nam on jednak i wciąż trwaliśmy na zewnątrz pokładu, obejmując wzrokiem tyle ile się da.

Widoki ze statku płynącego po fiordach | Rejs po fiordach w Norwegii
Fiordy w marcu | Rejs po fiordach w Norwegii

Ciężko jest opisać zwykłymi słowami piękno tego miejsca, a niestety ze względu na paskudne warunki pogodowe, nasze zdjęcia do najlepszych nie należą. Liczymy jednak, że chociaż w ułamku powiedzą Wam to, czego my nie umiemy – że warto tam jechać, warto wydać każdą złotówkę, by ten jeden raz zobaczyć takie cuda. Nasz pierwszy dzień w Norwegii i rejs po fiordach stał się zarazem jednym z naszych najpiękniejszych podróżniczych dni.

Norweskie fiordy | Rejs po fiordach w Norwegii
Najpiękniejszy widok na fiord | Rejs po fiordach w Norwegii
Zamglone fiordy | Rejs po fiordach w Norwegii

Stegastein | Rejs po fiordach w Norwegii

Po dopłynięciu do Flam od razu udajcie się do busa czekającegow porcie. Bus odjeżdża o godzinie 14:15 spod portu, do którego przypłyniecie, czeka na ludzi wysiadających z promu, więc trzeba się pośpieszyć. 30 minut zajmuje dojazd na platformę widokową, na górze macie około pół godziny, w drodze powrotnej zatrzymujecie się na jeszcze jednym punkcie widokowym, znajdującym się poniżej Stegastein. Bilet w dwie strony dla jednej osoby kosztuje 360 koron (ok 164 zł).  Bilety można kupić tu, chociaż bardziej polecam zrobić to na miejscu, po sprawdzeniu warunków pogodowych. Zimą busy z Flam do Stegastein odjeżdżają jeszcze o godzinie 10 rano i 12, z kolei latem – regularnie co godzinę lub pół godziny od 09:00 do 17:00. Jeżeli do portu we Flam dopłyniecie tańszym promem wspomnianym wcześniej, na miejscu będziecie o godzinie 15:00, a do busa na Stegastein wsiądziecie od razu po opuszczeniu promu. 

Stegastein | Rejs po fiordach w Norwegii

Stegastein, to szklano-drewniana platforma widokowa wzniesiona na wysokości 650 metrów nad fiordem Aurlandsfjorden. To jeden z najlepszych i najbardziej panoramicznych widoków na norweskie fiordy. Na punkt trafiliśmy podczas  potężnej zawiei śnieżnej, ale tym razem mieliśmy sporo szczęscia. Początkowo nie było nic widać na 2 metry do przodu. Ale po 20 minutach oczekiwania i kilku odmrożonych kończynach, ukazał nam się taki widok, jak na powyższych zdjęciach. Sztos! Warunki pogodowe i widoczność nie były najlepsze, ale jesteśmy wdzięczni, że udało nam się zobaczyć cokolwiek.

Platforma widokowa Stegastein | Rejs po fiordach w Norwegii

Alternatywa: Jeśli zotajecie w okolicy na dłużej niż jeden dzień, koniecznie rozważcie wędrówkę na szczyt Prest. Nie możemy odżałować, że zabrakło nam na to czasu. Zdjęcia tego szlaku, które oglądamy w internecie, przyprawiają o dreszcze przyjemności. Coś niebywałego! Szlak na Prest zaczyna się kawałek dalej na parkingu za platformą widokową Stegastein.

Flam | Rejs po fiordach w Norwegii

Po powrocie do Flam macie czas na spacer po miasteczku, zwiedzanie muzeum czy zakup pamiątek.

Flam jest najbardziej znanym miasteczkiem w okolicach fiordów i Bergen. Chociaż zamieszkuje je ledwie kilkaset osób, to rocznie odwiedza kilka milionów turystów. Zaletą Flam jest spektakularne położenie. U końca (lub u początku, zależy jak na to spojrzeć) jednego z najpiękniejszych fiordów na świecie, między wysokimi górami i zielonymi łąkami. We Flam można zwiedzić darmowe Muzeum Kolei czy wybrać się na spacer do Wodospadu Brekkefossen. To natura jest gwiazdą tego dnia, więc małe miasteczka typu Flam czy Gudvangen, to tylko przyjemne dodatki, ładnie prezentujące się na tle gór. Swą popularność Flam zawdzięcza właśnie portowi, z którego wypływają statki oraz kolei Flamsbana, o której przeczytacie w kolejnych akapitach.

Muzeum Kolei we Flam | Rejs po fiordach w Norwegii

Alternatywa: Dysponując większą ilością czasu warto przespacerować się (lub dojechać autem/rowerem) do położonej 8 kilometrów dalej miejscowości Aurland, spokojniejszej i naszym zdaniem ładniejszej wersji Flam.

Fiordy z lotu ptaka | Rejs po fiordach w Norwegii

Kolej Flamsbana | Rejs po fiordach w Norwegii

Ze Stegastein do Flam wrócicie prawdopodobnie o godzinie 15:30 (zakładając, że do Flam dopłyniecie tym droższym, elektrycznym promem o 14:15). Wasz pociąg Flamsbana odjeżdża o 16:50 (zimą), a jeśli podróżujecie latem, to o 17:25 lub 18:40. Bilety kosztują 500 koron (228 zł), a kupicie je tu. Z kolei tutaj znajdziecie szczegółowy rozkład jazdy kolei Flamsbana. Przejazd trwa 50 minut. 

Flamsbana | Rejs po fiordach w Norwegii

Kolej Flamsbana uznawana jest za najpiękniejszą trasę kolejową w Skandynawii. Jest też jedną z najbardziej stromych linii kolejowych na normalnym torze i biegnie między wioską Flam a Myrdal. Ledwie 20 kilometrów długości, po drodze 20 tuneli, średnia prędkość – 30 km/h. Jakie są nasze odczucia? Przede wszystkim widzieliśmy piękną, wręcz bajkową zimę. Do tego dziesiątki wodospadów, dolin, górskich szczytów, kolorowych norweskich wiosek. Im wyżej się wspinaliśmy, tym więcej śniegu było dookoła.

Widoki z zabytkowego pociągu Flamsbana |Rejs po fiordach w Norwegii

Niestety niemal połowa trasy to przejazd tunelami, co jeszcze mocniej skraca wrażenia z i tak już krótkiej podróży (około godzinna jazda). Jednak za każdym razem gdy wyjeżdżaliśmy z takiego tuneli, krajobraz zmieniał się diametralnie, a przez wszystkie wagony przetaczała się fala westchnień i zachwytów turystów przyklejonych nosami do szyb. Trasa jest krótka, ale faktycznie te kilka panoram dosłownie zwala z nóg. Skoro droga wyglądała tak niezwykle podczas zimy, to jak pięknie musi tam być w środku lata?

W pociągu dosłownie dostaliśmy obłędu i skakaliśmy od okna do okna, robiąc zdjęcia i filmy. Może urok tego miejsca nie jest aż tak dobrze widoczny na zdjęciach, bo nie tak łatwo jest fotografować w ruchu, przez szybę, pod wieczór, ale musicie nam uwierzyć na słowo, że jest pięknie. Albo pojechać i samemu sprawdzić.

Myrdal i powrót do Bergen| Rejs po fiordach w Norwegii

Ostatni pociąg z Myrdal do Bergen odjeżdża o 21:20, czyli na stacji macie do przeczekania bardzo dużo czasu. Jeśli jedziecie zimą i Wam się poszczęści, a na drodze nie będzie zalegał śnieg, może uda się zrobić jakiś przyjemny spacer. Jeśli jedziecie latem, warto zwiedzić okolicę. Bilet powrotny do Bergen kosztuje 314 NOK (143 zł). Bilety kupione na ostatnią chwilę mogą być droższe. Kupicie je tu

Myrdal | Rejs po fiordach w Norwegii

Myrdal to maleńka wioska, w której za bardzo nie ma co robić. Lepiej jest latem, kiedy można wędrować po okolicznych górach czy trasie Rallarvegen. Jeśli wybieracie się do Norwegii zimą, prawdopodobnie ze względu na pogodę będziecie musieli oczekiwać na pociąg do Bergen na stacji. Pamiętajcie, że całą wycieczkę możecie zacząć też od tej strony, właśnie od Myrdal. Latem uda się Wam wówczas zrealizować cały plan, ceny będą takie same, a rozkłady jazdy możecie sprawdzić w podanych w tym przewodniku wyszukiwarkach. Jednak zimą możecie nie zdążyć zwiedzić okolic Voss, zwłaszcza wąwozu, bo uniemożliwi Wam to wczesny zachód słońca.

Stacja kolejowa w Myrdal | Rejs po fiordach w Norwegii
Stacja kolejowa w Myrdal

Rejs po fiordach w zimie – czy warto?

Jak to widać na zdjęciach, pogoda była wyjątkowo niesprzyjająca. Norwegię odwiedziliśmy w najmniej dogodnym ku temu momencie – na przełomie lutego i marca. Bo ani nie było zieleni, słońca, kolorów i bezchmurnego nieba, ani ostrej zimy, kiedy biel gór odcina się wyraźnie w tafli niezmąconej wody. Nie była to też złota jesień, tylko szaro bura, nieprzyjemna chlapa przychodząca wraz z początkiem wiosny. A mimo to, rejs po fiordach zachwycił nas jak mało co dotychczas – nie ma więc chyba lepszej rekomendacji, by wybrać się w te okolice.

Statki pływają po fiordach przez cały rok, więc warto tu się wybrać bez względu na porę roku – w końcu fiordy zachwycają bez przerwy. Rejs zimą jest świetnym pomysłem. Wystarczy obejrzeć zdjęcia w internecie – granatowe niebo, nieruchoma woda, ośnieżone szczyty. O takich fiordach marzyliśmy, jednak nasz wybór terminu podróży okazał się dość niefortunny. Nie żałujemy, ale w planach mamy powtórzenie tej samej trasy, tylko latem. Zalety lata – dobra pogoda, minusy – mnóstwo turystów i wyższe ceny. Zalety zimy – spokój, cisza, niski sezon, niższe ceny, wady – bardzo niepewna pogoda. To od Was zależy czy podejmiecie ryzyko i udacie się na rejs po fiordach zimą.

Gdybyśmy mieli jeszcze raz wybierać, zdecydowalibyśmy się albo na grudzień/styczeń, albo na miesiące letnie. Luty, marzec, to tak ni w pięć, ni w dziesięć. Wyjazd był wspaniały, ale pogoda dała nam się nieźle w kość.

Fiordy zimą, czy to ma sens? | Rejs po fiordach w Norwegii

Co zrobilibyśmy inaczej? | Rejs po fiordach w Norwegii

Czyli uczcie się na naszych błędach !!!

Inny termin rejsu – Wybralibyśmy inny termin podróży. Rejs po fiordach z trakcie zimy jest fajny, pod warunkiem, że wszędzie dookoła leży jeszcze śnieg. A luty i marzec to nieciekawa plucha, silny wiatr (dzień wcześniej odwołano rejs z powodu zbyt silnych porywów wiatru) i ogólnie najmniej sprzyjająca zwiedzaniu atmosfera.

Kupno biletów – Jeśli jednak wybieracie się w okresie jesienno zimowym, nie kupowałabym wcześniej biletów tylko robiłabym to na miejscu lub przez internet w trakcie wycieczki. Dzień przed naszym pobytem w Norwegii rejs został odwołany z powodu paskudnej pogody. Więc gdy kupicie bilety na wszystkie etapy podróży, a rejs się nie odbędzie, to macie problem. A tak zawsze możecie w pewnym momencie zawrócić.

Wcześniejsze kupowanie biletów ma sens w sezonie, kiedy obłożenie turystów jest ogromne i na ostatnią chwilę może zabraknąć dla Was miejsc. W zimie nie jest to konieczne, bo i ruch turystyczny jest mniejszy. Nie powinno być problemu z kupowaniem biletów w ostatnim momencie. Wcześniejsze kupowanie biletów na Stegastein jest w ogóle strzałem w kolano. Nie warto, bo pogoda w Norwegii zmienia się jak w kalejdoskopie. Podczas Waszej wycieczki może świecić słońce, ale jak już dostaniecie się do Flam, na górze może nic nie widać. Bilety lepiej kupić już na miejscu po przekonaniu się, jakie zastaliście warunki atmosferyczne.

Wnętrze pociągu Flamsbana | Rejs po fiordach w Norwegii
Wnętrze pociągu Flamsbana

Informacje praktyczne – Jak zaplanować rejs po fiordach w Norwegii?

Loty do Bergen

Linie Wizzair latają do Bergen z Gdańska, Katowic, Warszawy, Krakowa i Szczecina. Rozstrzał cenowy jest spory, bo za bilet w jedną stronę można zapłacić nawet kilkaset zł, w zależności od terminu wyjazdu i momentu zakupu biletów. Na szczęście często można znaleźć bilety po 39 zł w jedną stronę, głównie poza sezonem – sami również zakupiliśmy bilety w tej cenie. Najbardziej opłaca się lecieć z Gdańska, bo stamtąd samoloty latają do Bergen codziennie z wyjątkiem wtorków i sobót, a z innych miast tylko po dwa razy w tygodniu. Poza tym loty z Gdańska do Bergen są zazwyczaj najtańsze i bardzo łatwo jest znaleźć bilety po 39, 59 czy 89 zł w jedną stronę.  Warto trochę poszukać i obserwować ceny przed wyjazdem.

Transfer z lotniska w Bergen

Tramwaj nr 1, odjeżdża spod lotniska co 10 minut, do centrum miasta jedzie 45 minut, bilety można kupić w automatach płacąc kartą lub gotówką (37 koron). Rozkład jazdy można sprawdzić tu. Z lotniska do Bergen kursują też co 20 minut autobusy Flybussen, jednak jest to opcja droższa – bilet w jedną stronę kosztuje 118 koron, a 185 w dwie. Rozkłady jazdy można sprawdzić (i też kupić bilety) tu.

Gdzie spać w Bergen?

Już dwa razy się przekonaliśmy, że w tak drogich krajach jak Norwegia, o wiele bardziej opłaca się rezerwować nocleg przez Airbnb, niż przez np. Booking. Tutaj znajdziecie nasz nocleg zarezerwowany przez Airbnb. Za pokój 4-osobowy płaciliśmy 107 dolarów, a za dwójkę około 80 dolarów (jechaliśmy dużą grupą). Mieszkanie jest super ładnie i zadbane – dobrze wyposażona kuchnia, przyjemny salon, czyste łazienki, pokoje proste, ale wygodne. I najlepszy widok z balkonu na Bergen, super! Mieszkanie nie jest położone w samym centrum miasta, ale w mniej niż pół godziny można dojść tam spacerem lub w kilka minut podjechać autobusem z przystanków zlokalizowanych tuż obok budynku.

Gdzie zjeść w Bergen?

Polecamy przejść się na targ rybny w porcie w Bergen i spróbować sushi, kanapek czy sałatek z rybą. Pyszne świeże i jak na Norwegię, nie aż tak drogie. W ostateczności w mieście znajdziecie Mcdonalda.

Jedzenie w Norwegii 

Jeśli Wasza podróż jest krótka, proponuję dokupić mały bagaż na lot i trochę jedzenia w Polsce. Sami również tak robimy w przypadku wycieczek do Norwegii i zawsze się sprawdza. Ewentualnie można kupić coś w Cafe Deli Luca – sklepach, które znajdują się często przy dworcach, stacjach benzynowych itp. W tych lokalach w miarę sensownych cenach znajdziecie smaczne kanapki, makarony, burgery, wrapy i tego typu jedzenie. Nie jest to wyszukane, ale w norweskich warunkach nie pogardziliśmy takimi cenami za coś ciepłego na ząb.

Komunikacja miejska w Bergen

Miasto posiada świetną komunikację miejską. Polecamy ściągnąć na telefon aplikację Skyss, dzięki której możecie kupić bilety na przejazd (37 koron bilet 90-minutowy). Łatwe i przyjemne w obsłudze. W tej apce sprawdzicie też rozkłady jazdy autobusów, to takie coś jak nasze „jak dojadę”.

Wąwóz Bordalsgjelet

Trasa z Voss do wąwozu w dwie strony wynosi 5 kilometrów i jest łatwa do pokonania. Sezon na wizytę w wąwozie trwa od maja do września, ale tak naprawdę można odwiedzać go przez cały rok. Należy uważać na śliskie kamienie. Trasa jest ogólnodostępna, niebiletowana i nietrudna – chociaż trzeba w kilku miejscach zejść i z powrotem wejść po kamienistych, śliskich stopniach. Drogę z dworca kolejowego w Voss do wąwozu można łatwo sprawdzić w Google Maps.

Zniżki studenckie w pociągach w Norwegii

Co istotne, bardzo wiele stron internetowych i grup podróżniczych twierdzi, że zniżki studenckie nie obowiązują w norweskich pociągach. Nie jest to prawda. Posiadam tylko i wyłącznie zwykłą zieloną legitymację studencką, nie mam karty ISIC ani żadnej innej legitymacji. Napisaliśmy w tej sprawie przed wyjazdem do kolei NSB. Otrzymaliśmy odpowiedź, że mogę kupić bilety studenckie ze swoją polską legitymacją. A w pociągach nawet nikt o to nie pytał. Wyjątkiem jest kolej Flamsbana, tam zniżki studenckie nie obowiązują (ale dla dzieci do 17 roku życia już tak).

Rozkłady jazdy

Pamiętajcie, żeby przed każdym wyjazdem sprawdzić AKTUALNE rozkłady jazdy. Godziny odjazdów mogą się zmienić w każdej chwili, a my możemy nie zdążyć z aktualizacją przewodnika. Pamiętajcie również, że rejsy po fiordach odbywają się według dwóch rozkładów – zimowego i letniego. Powyższy plan dotyczy rozkładu zimowego, kiedy kursów w ciągu dnia jest o wiele mniej. Na wszystkich stronach, które podaliśmy w tym przewodniku, możecie sprawdzić godziny odjazdów/odpłynięć wiosną i latem i ułożyć własny plan. Ceny biletów będą identyczne, jak podane tutaj (no chyba, że przewoźnicy coś w tej kwestii zmienią).

Koszt wyjazdu

Uwzględniając kurs z marca 2019 roku, za wycieczkę zapłaciliśmy 688 zł. A z moimi zniżkami studenckimi na pociąg wyniosło nas to jeszcze mniej. Identyczny plan wyjazdu zrealizowany w ramach „wycieczki” Norway in a nutshell to koszt 830 zł. Robiąc to na własną rękę zaoszczędziliśmy łącznie 300 zł, które mogliśmy poświęcić m.in. na loty lub nocleg w Bergen. Do 688 zł trzeba doliczyć 190 zł za dwa noclegi oraz 78 zł za loty. Większość jedzenia przywieźliśmy z Polski.

Na miejscu jedliśmy sushi na targu rybnym za 70 koron, kanapkę za 50 koron w Cafe Deli Luca i cztery razy korzystaliśmy z komunikacji miejskiej, w tym dojazdu na lotnisko (4 x 37 koron). Czyli łącznie na osobę wydaliśmy około 1066 zł. Gdybyśmy nie kupowali jedzenia i odpuścili sobie komunikację miejską, wyszłoby mniej niż 1000 zł. Oczywiście nie wliczając w to przejazdu taksówką. No i da się to zrobić taniej. Można odpuścić Stegastein, można jechać do Gudvangen komunikacją miejską zamiast Nor-wayem, można płynąć tańszym i większym promem, zamiast elektrykiem. Wyszło dużo jak na krótki weekend, ale warto. Nie żałujemy ani złotówki. A jeździliśmy taksówką po Norwegii, więc wiemy o czym mówimy 😀

Aktualizacja 2022. Ze względu na wzrost cen, obecnie zorganizowanie samwgo dnia nad fiordami to koszt ponad 900 zł za osobę.

Rejs po fiordach w Norwegii – czy warto? 

To miejsce jest tak magiczne, że nie sposób w pełni oddać mu sprawiedliwość i uhonorować to piękno. To trzeba zobaczyć na własne oczy. Może nie mamy aż tak dużej siły perswazji, a nasze zdjęcia w ułamku nawet nie pokazują emocji, jakie towarzyszą podziwianiu takich widoków. Pozostaje nam jedynie namawiać Was, byście nie żałowali ani jednej złotówki. Bo nawet tylko jeden dzień w raju wart jest każdej sumy.

Magda

Jak zorganizować rejs po fiordach w Norwegii?
Początek wiosny w Norwegii, Bergen | Rejs po fiordach w Norwegii

Tutaj znajdziecie informacje praktyczne na temat wycieczki Norway in a nutshell

Plan wyjazdu do Maroko. Tydzień w Maroko

Plan wyjazdu do Maroko, który przedstawimy poniżej, przetestowaliśmy na własnej skórze. Zamieszczamy więc tutaj program sprawdzony, który możemy polecić osobom podróżującym do tego niezwykłego kraju na własną rękę. Maroko jest krajem stosunkowo dużym. W tydzień można zwiedzić bardzo wiele, ale nie będzie to nawet połowa atrakcji, jakie można tam odnaleźć. Samodzielna podróż do Maroko nie jest trudna do zorganizowania, a podróżowanie na miejscu nie powinno stanowić problemu. Co warto zobaczyć w Maroko i jak zaplanować podróż?

Krajobrazy w Maroko są bardzo zróżnicowane | Plan wyjazdu do Maroko

Poniższy plan wyjazdu do Maroko nadaje się na pierwszą podróż do tego kraju. Nie jest to plan odkrywczy, ale zakładający wizytę w najpopularniejszych miejscach – oczywiście nie wszystkich. Tak więc jest Marrakesz, jest pustynia, jest ocean. Co istotne, po powrocie z Maroko już wiemy, że w ciągu tygodnia o wiele więcej udałoby się zobaczyć, gdybyśmy poruszali się wynajetym autem. Korzystaliśmy z transportu publicznego, więc i ten plan zakłada przemieszczanie sie autobusami i z wycieczkami zorganizowanymi w te miejca, do których nie da się dojechać. Dlatego dobrze jest pamiętać, że wypożyczając w Maroko auto, z pewnością zdołacie zobaczyć o wiele więcej. Ten plan jest przewidziany dla osób, które nie planują wypożyczenia auta, ale oczywiście planem może się posiłkować każdy.

Wiosna w Maroko | Plan wyjazdu do Maroko

Loty do Maroko | Maroko na własną rękę

Bezpośrednio – Siatka połączeń lotniczych z Maroko jest stosunkowo płynna i kiedyś była „bogatsza”. Istotne jest, aby z wyprzedzeniem sprawdzić z których miast samoloty startują do Maroko, bo połączenia realizowane przez tanich przewoźników zmieniają się z sezonu na sezon. Na przykładnasz plan wyjazdu do Maroko obejmował loty z Wrocławia do Agadiru Wizzairem, ale to połączenie zostało już zlikwidowane. Podobny los spotkał połączenie Ryanaira z Krakowa do Marrakeszu. Obecnie (październik 2019) jedyną opcją na bezpośredni lot do Maroko, jest połączenie Wizzair z Warszawy realizowane w środy i niedziele. Rozstrzał cenowy jest ogromny. Najtańsze bilety kosztują około 150 zł, najdroższe nawet 1500. Sytuacja zmieniła się na niekorzyść, bo kiedy połączenia miedzy Polską a Maroko były liczne, to i ceny świetne. Zdarzały się takie promocje, że do Marrakeszu można było polecieć nawet za 40 zł w jedną stronę. Sami kupiliśmy bilety po 395 zł dla dwóch osób w dwie strony. Taką standardową ceną jeszcze rok czy dwa lata temu było około 200 zł w jedną stronę, ale często można było upolować fajną okazję. Teraz niestety, uśredniając, za bilety w dwie strony można zapłacić po około 500 zł i na obecne warunki nie będzie to taka zła cena. Ale! Promocje oczywiście mogą się pojawiać, dlatego warto śledzić stronę Wizzair. Mamy nadzieję, że wkrótce tanie loty loty do Maroko powrócą.

Z przesiadką – na szczęście siatka połączeń między krajami Europy Zachodniej a Maroko jest bardzo bogata. Ryanair lata aż na kilkanaście lotnisk w Maroko, m.in. do Fezu, Rabatu, Essouiry, Tangeru, Marrakeszu itp. Najwięcej połączeń realizowanych jest z Niemiec (Berlin, Frankfurt, Kolonia), z Francji (Paryż. Bordeaux, Marsylia), Wielka Brytania (Londyn, Liverpool), a także z Pragi, Wiednia czy Mediolanu. Na szczęście dostanie się do tych miast zazwyczaj drogie nie jest, dlatego warto rozważyć lot z przesiadką. Bilety z tych krajów potrafią być sprzedawane w naprawdę korzystnych cenach. Popularnym portem przesiadkowym jest lotnisko Mediolan-Bergamo, bo z Polski tanio można dolecieć do Bergamo i stosunkowo tanio wylecieć do Maroko. Warto rozważyć też opcję lotu przez Londyn, Paryż lub dojazdu do Berlina, Wiednia lub Pragi.

Lot do Maroko trwa prawie 5 godzin. Na aktualne potrzeby musieliśmy lekko zmodyfikować plan wyjazdu do Maroko, bo my do Agdiru przylatywaliśmy w środku nocy, a samolot z Warszawy do Marrakeszu ląduje w południe. Jednak nie zmienia to znacząco całego planu zwiedzania.

Targ w Marrakeszu | Plan wyjazdu do Maroko

Informacje praktyczne | Maroko na własną rękę

  • Już w samolocie otrzymacie specjalne karty wjazdowe, w których wypełnicie swoje dane, daty przyjazdu i wyjazdu, Wasze pierwsze zakwaterowanie w Maroko. Karty te dacie razem z paszportem w okienku podczas kontroli na lotnisku. Aktualizacja 2020: kart wjazdowych podobno już się nie wypełnia, może ktoś potwierdzić?
  • Wizy i szczepienia nie są wymagane. Konieczny paszport ważny przez 6 miesięcy. Bez wizy można przebywać w Maroko 90 dni.
  • Trzeba uważać na to, co się je. Żadnych surowych potraw i niemytych/nieobranych warzyw/owoców. Woda tylko butelkowana.
  • Niewarto jechać w lipcu i sierpniu (za gorąco). Najlepiej jesienią lub wiosną, np. w marcu, kwietniu. Byliśmy w marcu i pogoda skrajna – na pustyni i w Marrakeszu ciepło, nad oceanem kalejdoskop pogodowy. Gdybyśmy jechali jeszcze raz, to w kwietniu, maju, październiku lub listopadzie.
  • Należy się targować. Szczególnie z taksówkarzami, bo Ci żyją na innej planecie.
  • Trzeba uważać na drogach, zarówno jako pieszy, jak i kierowca.
  • W hotelach zazwyczaj podawane są śniadania (zazwyczaj marokański chleb, miody, dżemy, herbata, owoce).
  • Ubiór, bezpieczeństwo – w teorii nie ma restrykcyjnych zakazów, ale że to kraj muzułmański, to lepiej nie odkrywać się zbyt mocno. Z szacunku dla tamtejszej kiltury i dla własnego lepszego samopoczucia. W ten sposób unikniecie ewentualnych zaczepek, niemiłych spojrzeń czy komentarzy. Podróżowaliśmy we dwoje i czuliśmy się bezpiecznie.  Ale kiedy raz sama poszłam do sklepu, choć zakryta od kostek po nadgarstki, nie czułam się najlepiej, wiele osób się za mną oglądało. W miastach nad oceanem luźniej pod względem ubioru, Na plażach można nosić stroje kąpielowe. Nie zdarzyła nam się żadna niebezpieczna sytuacja (pomijam kwestię naciągaczy i szalonych kierowców), ale to żaden wyznacznik i gwarancja dla Was. Trzeba uważać na swoje rzeczy, abyście nie padli ofiarą kradzieży. Kobieta i mężczyzna nie powinni sobie okazywać publicznie uczuć. Należy mieć oczy dookoła głowy, tak jak podczas każdej podróży. Ale generalnie jest bezpiecznie.
  • Komunikacja miejska – tanie bilety kupuje się u kierowcy, gotówką. Przystanki i rozkłady jazdy do sprawdzenia w Google Maps.
  • Niewierni nie mają wstępu do meczetów. Wyjątek to Meczet w Casablance.
  • Języki, w których się dogadacie: arabski, francuski, lepiej lub gorzej angielski.
  • Toalety – zdarzają się „kucane”. Przyborów toaletowych nie wrzuca się do kanalizacji.
  • Czas – godzina różnicy, u nas jest 15:00, w Maroko 14:00.
  • 1 dirham marokański to około 40 groszy. Ceny w Maroko nie sa wygórowane, raczej podobnie jak w Polsce. Jedzenie jest tańsze, noclegi można znaleźć już od 30-40 zł, bilety autobusowe również są niedrogie. Ale łatwo można zostać naciągniętym kupując coś przy straganach czy korzystając z taksówek, więc trzeba mieć się na baczności.
  • Gniazdka i napięcie są takie same jak w Polsce, adapter nie będzie konieczny.
  • Dwa typy taksówek – petit taxi, czyli zwyczajne taksówki oraz grand taxi przemieszczające się między miastami i zabierającymi do środka wielu pasażerów (np. 8 osób do 5-os. auta). Grand taxi nie odjedzie dopóki się nie zapełni. Zawsze ustalajcie cenę przed wejściem do samochodu. Niestety zazwyczaj ceny rzucane turystom są ogromnie zawyżone.
  • Transport publiczny – dwie firmy autobusowe, CTM oraz Supratours. Autobusy sa wygodne, z reguły punktualne, bilety niedrogie. Linki do rozkładów jazdy i cen biletów w kolejnych akapitach.  W Maroko kursują też pociągi, ale na północ od Marrakeszu i ten przewodnik nie obejmuje takiego środka transportu.
  • Lotów i noclegów warto szukać z wyprzedzeniem, bo wtedy mamy większe szanse na niższe ceny. Podobnie z kupnem biletów autobusowych na miejscu. Warto to zrobić wcześniej lub przez internet.

DZIEŃ I – Marrakesz | Maroko na własną rękę

1. Przylot do Marrakeszu –  Około 11.30. Kontrola paszportowa, odebranie bagaży, opuszczenie lotniska. [AKTUALIZACJA 2020: Samoloty z Warszawy lądują między 12:10 a 12:30].

2. Transfer z lotniska do miasta – autobus nr 19 spod samego lotniska na plac Jemaa el-Fna za 30 dirhamów (ok. 12 zł). Ewentualnie taksówka, chociaż to drogi interes – taksówkarze śpiewają nawet ceny do 200 dirham. Opłaca się tylko, jeśli podróżujecie w grupie.

3. Zakwaterowanie w hotelu – Najlepszym wyborem będzie nocleg w riadzie, czyli typowym marokańskim domu lub pałacu, który posiada wewnętrzny dziedziniec, najczęściej z basenem. Riady wyglądają czasem jak dzieła sztuki, mają orientalny wystrój, liczne balkony, zdobienia, kolorowe kafelki i pełne są roślin.

4. Zwiedzanie Marrakeszu – Zapoznanie się z miastem. Spacer po medynie, placu Jemaa el-Fna, po uliczkach bazarów.

5. Kolacja w Marrakeszu – najsmaczniejszą kolację w Marrakeszu jedliśmy przy straganach na placu Jemaa el-Fna. Jedzenie przyrządzane jest na naszych oczach, wszyscy siedzą przy wspólnych stołach. Próbowaliśmy miejscowych specjałów z kilku stoisk i przy żadnym nie zawiedliśmy się.

6. Nocleg – Nocleg w riadzie można zarezerwować na Booking.com lub Airbnb. Przedział cenowy jest spory. Można znaleźć takie za kilkanaście złotych, a można za kilkaset. Jednak polecamy nie wybierać tych całkiem najtańszych. Podczas naszej budżetowej podróży do Maroko tak właśnie zrobiliśmy i w jednym z naszych riadów nie było ani prądu, ani ciepłej wody, a szukaliśmy go przez pół nocy, bo hotel był nieoznaczony (próba ominięcia marokańskiego prawa i dodatkowych opłat). W Maroko można znaleźć noclegi z dobrym stosunkiem jakości do ceny. Warto szukać z wyprzedzeniem, a także riadów z tarasami na dachu. Dla podróżujacych z ograniczonym budżetem polecamy Fool Moon Hostel (ale też z prywatnymi pokojami), w centrum medyny, z dobrym śniadaniem, pomocną obsługą, czystymi i prostymi pokojami. Polecamy także niezły Riad Assalam oraz hotel o trochę lepszym standardzie – Riad Leila Marrakesh czy już bardziej elegancki – Riad Chergui.

DZIEŃ II – Marrakesz | Maroko na własną rękę

1. Śniadanie – Polecamy Henna Art Cafe z tarasem widokowym na dachu. Bardzo smaczne, syte, niedrogie posiłki, także na śniadanie. Na miejscu ktoś może pomalować nas henną, oczywiście za dodatkową opłatą. Serwują też danie wegetariańskie. Bardzo dobry hummus, szakszuka, wrapy. Ciekawie podawane sztućce, w kolorowych trzewikach.

2. Zwiedzanie Marrakeszu – bardziej szczegółowe zwiedzanie miasta: Pałac Bahia, Pałac El Barii, Nekropolia Sadytów, Ogrody Menara, Muzeum Marrakeszu, Meczet Ben Jousef, Koutoubia, Ogrody Majorelle, Muzeum Berta Flinta, Almoravid Qubba, cemntarz Mellah.

3. Kolacja i wieczór – polecamy zajrzeć do jednej z kawiarni lub restauracji wokół placu Jemaa el-Fna i zjeść posiłek na dachu z widokiem na miasto, na przykład w Cafe France.

4. Nocleg w Marakeszu. 

Wskazówka: dzięki siatce połączeń z Polski do Maroko, na miejscu mieliśmy pełne 7 dni zwiedzania + 8 dnia wylot po kilkugodzinnym pobycie w Agadirze. Biorąc pod uwagę aktualną siatkę połączeń, lecąc do Maroko na tydzień, na miejscu macie niepełne 7 dni. W takiej konfiguracji zrezygnowałabym ze zwiedzania ostatniego dnia Agadiru, a zwiedzanie Marrakeszu zamknęłabym w jednym, pierwszym dniu, pobytu, co naszym zdaniem jest wystarczające. Większość zabytków przechodzi obecnie renowacje, która potrwa co najmniej do 2020 roku. Atrakcje w Marrakeszu da się zwiedzić podczas jednego dnia. My spędziliśmy na miejscu dwa pełne dni i drugiego nie mieliśmy już co robić. Wszystko oczywiście zależy od osobistych upodobań, ale mając mało czasu na cały wyjazd, ten jeden dzień powinien wystarczyć.

DZIEŃ III – Ait Ben Haddou, Ouarzazate | Plan wyjazdu do Maroko

Wycieczka na pustynię: Ten plan wyjazdu do Maroko uwzględnia wizytę na pustyni obok miasta Merzouga.Są dwie opjce dostania się na pustynię – poniższy plan rozłożony na 3 dni możecie zorganizować na własną rękę i przemieszczać się autobusami/taksówkami lub wypożyczonym autem, a także z wycieczką zorganizowaną. Z racji tego, że nie mogliśmy wypożyczyć auta, zdecydowaliśmy się na wycieczkę zorganizowaną z firmą Sun Dunes Experience. Obecnie wycieczka kosztuje 100 euro, my jednak płaciliśmy 80 euro, co jeszcze rok, dwa lata temu było dość standardową ceną za taką usługę. Firm organizujących wycieczki na pustynię znajdziecie w Marrakeszu zatrzęsienie. Na ulicach często co kilka kroków można natknąć się na biura z plakatami reklamującymi wycieczki. Ceny są bardzo różne, moga kosztować nawet kilkaset euro. Wszystko zależy od tego, jaki standard wybierzecie. Podczas naszej podróży do Maroko w 2018 roku za taką wycieczkę na pustynię płaciło się zazwyczaj 60-80 euro, maksymalnie 100. Można i trzeba się targować, nawet przez internet. Czy polecamy Sun Dunes Experience? Ogólnie tak, chociaż nie obyło się bez kilku niedociągnieć. Ale o tym w kolejnym artykule. Aktualny plan wycieczki wygląda nieco inaczej, niż podczas naszego pobytu w Maroko, dlatego niektóre sprawy mogły zmienić się na korzyść. Byliśmy rozczarowani, że spędzamy np. mnóstwo czasu w miejscu, gdzie wyrabia się i usilnie próbuje wcisnąć turystom dywany, a na przepiękny wąwóz Torda mieliśmy ledwie 15 minut. Obecny plan jest inaczej rozłożony.Poranny wyjazd z Marrakeszu w kierunku pustyni – wyjazd busem około 7.30 rano.

1.Góry Atlas – przejazd przez góry, postój na jednym z punktów widokowych i krótkie podziwianie panoramy gór.

2. Zwiedzanie przepięknie położonej Kasbah Ait Ben Haddou. Na miejscu mamy około 1-2 godzin na zwiedzanie. Możliwość zwiedzania z przewodnikiem, za dodatkową opłatą. My odłączyliśmy się od grupy i zwiedzaliśmy na własną rękę. W Ait Ben Haddou kręcono wiele kasowych filmów. Czerwone budynki to w większości ruiny, ale na tle miedzianych wzgórz, między którymi wyrastają rozłożyste palmy, prezentują się spekakularnie. To jedno z najbardziej malowniczych miejsc, jakie widzieliśmy w życiu.

3. Przejazd do Ouarzazate – Według naszego planu mieliśmy zwiedzać znane studio filmowe, jednak nasza wycieczka tam nie dojechała. Dlaczego? Tego nie wiemy. Może miał na to wpływ fakt, że wyjechaliśmy z Marrakeszu z prawie 2-godzinnym opóźnieniem.

4. Przejazd do doliny Dades – Po drodze postój na podziwianie widoków. Obecny plan zakłada niejasne zwiedzanie okolic doliny Dades. Nasza wycieczka wyglądała w ten sposób, że najpierw odwiedziliśmy niewielką wioskę, w której pokazywano nam proces tworzenia dywanów, a następnie próbowano nam je sprzedać. Z wioski udaliśmy się do wąwozu Todra. Niesamowite miejsce, serce się kraja, że spędziliśmy tam tak niewiele czasu. Naszym zdaniem jendo z najpiękniejszych miejsc w Maroko. Prawdopodobnie nowy plan również zakłada wizytę w wytwórni dywanów.

5. Zakwaterowanie w hotelu – strasznie zimnym hotelu! Kilka kocy nie wystarczyło. Zmarzliśmy bardziej, niż podczas nocy na pustyni.

DZIEŃ IV – Dades, Todra, Merzouga | Plan wyjazdu do Maroko

1. Zwiedzanie wąwozu Todra – wcześnie rano, zaraz po wykwaterowaniu i śniadaniu w hotelu. Todra to cud natury i jedna z piękniejszych przyrodniczych atrakcji Maroko. Czerwone, niemal pionowe góry otaczające koryto płytkiej rzeki, robią ogromne wrażenie. (wg nowego planu tej konkretnej wycieczki, zwiedzanie wąwozu przewidziane jest na drugi dzień, my zwiedzaliśmy to miejsce pierwszego dnia. Pamiętajcie, że opisujemy wycieczkę z jednym organizatorem, bo u innych plan zwiedzania może rozkładać się całkiem inaczej).

2. Zwiedzanie doliny Dades  – a dokładnie postój z widokiem na niewiarygodną serpentynę dróg na przełęczy.

3. Postoje po drodze – podczas wycieczki wiele razy zatrzymywaliśmy się na różnego rodzaju punktach widokowych, skąd można było podziwiać spektakularne marokańskie krajobrazy. Niestety nasz przewodnik nie znał angielskiego, także nie potrafił nam powiedzieć na co patrzymy.

4. Przejazd do miasta Merzouga – położonego na pustyni. Zostawienie ciężkich bagaży w przechowywalni hotelu. Polecam zrobić to wcześniej. My, z racji tego, że byliśmy spóźnieni, mieliśmy na to ledwie kilka minut. Przez to spakowaliśmy się bardzo nieumiejętnie.

5. Wycieczka na wielbłądach wgłąb pustyni – i podziwianie zachodu słońca.

7. Powrót do berberskiego obozu – Smaczna kolacja, ognisko z muzyką na żywo i tańcami. Nocleg w namiotach.

8. Noc na pustyni – czyli to, co najlepsze na sam koniec. Koniecznie wyjdźcie z łóżka w środku, aby podziwiać gwiazdy. Początkowo byliśmy rozczarowani, bo światła bijące z naszego obozu oraz jasny księżyc uniemożliwiał podziwianie nocnego nieba. Jednak przypadkiem w nocy obudziłam się i wyjrzałam z namiotu, a szczęka mi opadła. Jeden z najwspanialnych widoków w moim życiu, nie da się tego opisać.

DZIEŃ V – Powrót do Marrakeszu | Plan wyjazdu do Maroko

1. Powrót do Marrakeszu – Nie chce napisać, że ten dzień był dniem zmarnowanym, ale na pewno najmniej interesującym spośród wszystkich spędzonych w Maroko. Po prostu cały dzień będziecie w drodze i nie zobaczycie nic. No może poza pięknymi widokami za oknem, bo jechać będziecie przez dolinę Draa, która szczególnie wspaniale prezentuje się wiosną.

2. Wieczór, kolacja i nocleg w Marrakeszu – jeśli wracacie do tego samego hotelu, warto zostawić tam jeszcze przed wycieczką na pustynię ciężkie i niepotrzebne rzeczy, a zabrać ze sobą tylko to, co konieczne.

Wskazówka: Czy żałujemy, że pojechaliśmy na taką wycieczkę? Nie. Czy pojechalibyśmy na nią drugi raz? Też nie. Wszystko zależy od tego, jak bardzo zależy Wam na zobaczeniu pustyni. Choć nasz plan wyjazdu do Maroko był dość napięty, to na tyle nam zależało na pustyni, że wybraliśmy wycieczkę w grupie. Było to męczące ze względu na odległość, brak prywatności i możliwości decydowania o planie wyjazdu, ile czasu poświęcić na dane miejsce itp. To była dla nas jednak jedyna opcja i cieszymy się, że z niej skorzystaliśmy. Jednak gdybyśmy mieli możliwość wypożyczenia auta, to na pustynię pojechalibyśmy sami, co i Wam polecamy. Na pewno chcemy do Maroko wrócić i pokonać tę trasę jeszcze raz, na spokojnie. Jeśli tak jak my, nie możecie wypożyczyć auta, ale bardzo Wam zależy na zobaczeniu pustyni, to warto wybrać taką wycieczkę.

DZIEŃ VI – Wodospady Ouzoud | Plan wyjazdu do Maroko

Wskazówka: Do Wodospadów Ouzoud nie da się dojechać transportem publicznym. Pozostaje auto lub wycieczka zorganizowana. Znowu zdecydowaliśmy się na Sun Dunes Experience, która obejmuje tak naprawdę tylko transfer z Marrakeszu do wodospadów, za co płaciliśmy 15 euro od osoby (wtedy według ich strony było to 20 euro, obecnie jest to 25 euro od osoby).

1.  Ouzoud – Po wczesnym śniadaniu udział w wycieczce zorganizowanej do wodospadów Ouzod – przejazd trwał około 5 godzin. Ładne widoki po drodze. Po przyjeździe będą Was zaczepiąc lokalni przewodnicy twierdząc, że sami nie dacie rady odnaleźć ścieżek wokół wodospadów. Jest to nieprawda, bo ścieżki są tylko dwie. Jedna prowadzi pod same wodospady, druga nad wodospadami, dookoła.

2. Zwiedzanie okolic wodospadów – zajęło nam to około trzech godzin, chociaż nawet godzina na to wystarczy. Teren nie jest duży. Większość czasu spędziliśmy fotografując małpy i leżąc w niewielkim parku przy wodospadach.

3. Uwaga na małpy! – lubią kraść, spadać na głowy z drzewa, włazić na ludzi. Są urocze, ale nie powinno się ich karmić i lepiej pilnować przy nich swoich rzeczy.

4. Powrót do Marrakeszu – wieczorny spacer po mieście, ewentualnie zwiedzanie tych miejsc, których nie zdążyliśmy podczas pierwszych dwóch dni pobytu w mieście, kolacja.

5. Nocleg w Marrakeszu.

DZIEŃ VII – Essaouira | Plan wyjazdu do Maroko

1. Przejazd z Marrakeszu do Essaouiry – przewoźnik CTM (wyjazd o 08:45, bilet za 75 dirham, rozkład tutaj) lub Supratours (wyjazd o 07:45 lub 09:00, bilet za 80 dirham. Można kupić online). Dojazd do miasta około południa, czas jazdy to 3 godziny.

2. Lunch w Essaouira – owoce morza w porcie, w starych budach, przed którymi wystawione są ryby i owoce morza, a w środku panowie grillują te, które sami włożycie sobie na talerz. Prawdopodobnie było to najgorzej wyglądające miejsce, w jakim kiedykolwiek jedliśmy. A posiłek został nam podany na przepięknej zastawe, która nijak się miała do okoliczności. I były to najlepsze krewetki w naszym życiu. Choć próbujemy ich w wielu miejscach na świecie, smaku owoców morza w Essaouira nic nie jest w stanie przepić. Warto!

3. Zwiedzanie miasta – cytadela, stary port z niebieskimi łódkami, mury miejskie, meczet Ben Youssef. Miasto jest bardzo zniszczone, miejscami brudne. Zwiedzaliśmy je w trakcie okropnej pogody, ale i tak nas zauroczyło. Essaouira, mimo, że odrapana, ma niewymowny klimat. Niebieskie, nadmorskie miasto z kolorowymi drzwiami, warto odwiedzić podczas jednodniowej wycieczki.

4. Kolacja – W Chez Youssef. Niepozorne miejsce, niewielki lokal schowany w uliczce. Zmieści się w nim ledwie kilka osób. Ale co za smaki! Szczególnie polecamy pyszną koftę z krewetkami. Dobre ceny, przyjemna atmosfera. Nic wyszukanego, ale za to wyjątkowo smaczne, domowe marokańskie potrawy.

5. Powrót na noc do Marrakeszu – autobus powrotny o godzinie 18:00 (Supratours, bilet za 80 dirham). Nasz plan wyjazdu do Maroko zakładał przejazd do Agadiru wieczornym autobusem, tam mieliśmy nocleg, a kolejnego dnia przed popołudniowym wylotem zwiedzaliśmy miasto. W obecnej konfiguracji lotów, jeśli do Maroko lecicie z Warszawy, to będziecie korzystać z lotniska w Marrakeszu. Oczywiście chętni mogą zostać na noc w Essaouira i rano wrócić na lotnisko w Marrakeszu. Trzeba jednak brać pod uwagę, że jeśli coś nieprzewidzianego zdarzy się na drodze, to można nie zdążyć na samolot powrotny. W takich sytuacjach wolimy mieć nocleg w pobliżu lotniska.

6. Nocleg w Marrakeszu, ewentualnie w Essaouirze.

DZIEŃ VIII – Marrakesz, wylot do Polski | Plan wyjazdu do Maroko

1. Śniadanie, wykwaterowanie z hotelu.

2. Ostatni spacer po mieście – na przykład zakup pamiątek.

3. Transfer na lotnisko – autobusem nr 16 lub taksówką. Wylot do Polski.

Mamy nadzieję, że nasz plan wyjazdu do Maroko pomoże Wam w zorganizowaniu wymarzonej podróży. Maroko jest niezwykłym krajem, niekiedy trochę męczącym, który jednak oczywiście warto odwiedzić. Naszym zdaniem dobry plan wyjazdu do Maroko to podstawa. Na miejscu oczywiście można go modyfikować, wedle okoliczności i upodobań, ale taki chociaż ramowy plan może pomóc nam uniknąć niepotrzebnego stresu czy marnowania czasu i pieniędzy na miejscu. Życzymy Wam udanej podróży!

Magda

Atrakcje w Maroko | Plan wyjazdu do Maroko

Nasze pozostałe artykuły z Maroko:

Gdzie zjeść w Apulii? Przewodnik kulinarny

Gdzie zjeść w Apulii coś smacznego, lokalnego? Gdzie szukać niedrogich lokali, restauracji z widokiem, z regionalnym jedzeniem, miejsc eleganckich, street foodu? Przewodnik kulinarny dedykujemy wszystkim tym, którzy nie lubią szukać na własną rękę sprawdzonych restauracji, uwielbiają włoską kuchnię, nie chcą ryzykować i wchodzić do pierwszej lepszej restauracji. Odkrywamy tu smaki, miejsca, do których niekoniecznie każdy trafiłby na własną rękę, a które szczególnie zasługują na polecenie ich kolejnym osobom.

Apulia pod wględem kulinarnym kilkakrotnie zaskoczyła nas, oferując nam to, co ma najlepsze – ryby, świeże owoce i warzywa, oliwy, lokalne wina, mięsa i sery. Co istotne, podczas podróży skupiliśmy się tylko na środkowej Apulii, także znajdziecie tu polecenia restauracji w miastach takich jak Bari, Monopoli, Polignano a Mare, Alberobello czy Ostuni. Proponuję przed lekturą napełnić brzuchy, bo od opisów i zdjęć pocieknie Wam ślinka. A więc, co warto zjeść w Apulii?

Bułki z ośmiornicami w Apulii | Gdzie zjeść w Apulii?

Włoska kuchnia jest prosta, a czasem wręcz „uboga”. Dzięki temu na przestrzeni wieków przejawiano niesamowita inwencję w łączeniu smaków i tego, co dała Włochom matka natura. We Włoszech tak proste dania, jak makaron z masłem i pieprzem czy ziemniaki z ryżem i małżami smakują jak najwyborniejsze smakołyki. Bo co tu dużo mówić, jakość ma znaczenie. Apulia, mimo, że jeden z biedniejszych regionów we Włoszech, to także spichlerz tego kraju. Stąd pochodzi 40 procent produkowanej we Włosech oliwy i wina, tutaj uprawia w południowym słońcu wszystkie możliwe warzywa, tutaj wytwarza się pyszne makarony, tutaj można spróbować świeżych ryb i owoców morza. A więc niby biedna kuchnia apulijska okazuje się tak naprawdę bogata w jakościowe, świeże składniki.

Czego warto spróbować w Apulii? Podłużnego makaronu fusili puglise oraz makaronu „uszek”, orecchiette. W Apulii jada się świeże, surowe owoce morza oraz jeżowce. Oczywiście owoce morza występują też w innych formach, np. smażone kalmary, grillowane krewetki itp. W ogóle ryby są tu popularne, można ich próbować niemal wszędzie. Popularne tez są panini z owocami morza i ośmiornicami. Ośmiornica to w ogóle króluje w całej Apulii i można zjeść ją w kanapkach, sałatkach, czy z formie steka. Koniecznie trzeba spróbować serów – ricotty z mleka owczego, stracciatelli czy buratty. Z mięs polecamy capocollo, czyli długodojrzewający karczek wieprzowy, podawany czesto jako antipasti lub w panini. Kuchnia Puglii jest też świeża i można tam próbować naprawdę dobrych mięs, m.in. kiełbasek lucanica. Jako, że do każdego dania podawany jest chleb, warto się skusić na ten wyrabiany w Altamura. Apulia to także wina, dlatego warto spróbować na przykład Primitivo di Manduria. W Apulii jada się też przyrządzone na różne sposoby ślimaki. Czego jeszcze próbować w Apulii?

  • Tiedda barese – ryż z ziemniakami i mulami
  • Le Bombettte – niewielkie roladki mięsne
  • Frisella – pszeniczne ciastka
  • Panzerotto – coś w stylu calzone, nadziewana pomidorami i mozzarelą, a także często urozmaicane mięsem, krewetkami, warzywami.
  • Foccacia – najlepiej z pomidorami i solą morską
  • Pasticciotto – apulijski deser w postaci kremowych ciastek
  • Ośmiornica w każdej możliwej postaci
  • Sery – buratta, mozzarella, caciocavallo
  • Pettole – drożdżowe kulki smażone w tłuszczu na ulicy, często w ricottą w środku
  • Cozze arraganate – małże zapiekane w bułce tartej i ziołach

… i wiele, wiele więcej. A teraz ważniejsze pytanie – gdzie zjeść w Apulii?

Pizzeria da Mirko, Bari | Gdzie zjeść w Apulii?

Zwyczajna pizzeria za rogiem, nie spodziewaliśmy się cudów. Nieturystyczna dzielnica, przy dworcu. Zmęczeni lotem szukaliśmy czegoś „na szybko”. A tu taka niespodzianka! Lokal nie prezentuje się z zewnątrz zbyt ciekawe, bardziej wygląda na bar, gdzie wieczorami ogląda się mecze. A w środku piec, a nad nim obrazek Niemca z piwem i obfitą w kształty panią, a obok obrazek Matki Boskiej. Na przystawkę bruschetta – najlepsza, jaką jedliśmy. Chrupiący chleb nie był zbyt obficie posypany pomidorami, ale te miały taką głębię smaku, że zajadlaliśmy się nimi bez opamiętania.

Bruschetta w Pizzera da Mirko w Bari | Gdzie zjeść w Apulii?

Z reguły gdy mówimy o soli w kontekście dania, to zazwyczaj dotyczy to przesolenia. W tym wypadku bruschetta była tak doskonale dosolona, o ani grama za dużo, że po powrocie wciąż próbujemy to danie odtworzyć. No i pizza – nie jest to pizza neapolitańska, ale na cienkim, chrupiącym cieście. Doskonałe składniki. Zwykła pizza z pancettą – niebo w gębie, podobnie jak pizza z truflami. Bardzo duży wybór, ceny niskie – najtańsze pizze od 4 euro. Idealne miejsce na smaczny posiłek w pobliżu dworca.

Pizza w Bari | Gdzie zjeść w Apulii?

Adres – Viale Antonio Salandra, 2, Bari

Strona – https://www.facebook.com/pizzeriadamirko/

Primo Pasta Bar, Monopoli | Gdzie zjeść w Apulii?

Lokal to bardziej rodzaj street foodu, bo i same stoliki znajdują się tylko na zewnątrz, pod zadaszeniem. To miejsce bardziej na lunch, szybką przekąskę w ciągu dnia, niż na wykwintną kolację. Primo Pasta zlokalizowane jest między dworcem kolejowym a centro storico Monopoli. Przyjazna obsługa mówi po angielsku, a my możemy sobie wybrać rodzaj makaronu do naszego dania oraz sosy z dodatkami. Do wyboru mamy dwa rozmiary porcji i okolo 6,7 rodzajów makaronu. Wybraliśmy spaghetti z sosem pomidorowym, czosnkiem, bazylią, pecorino i lokalnym salami. To była mniejsza porcja (4 euro), ale zaskakująco duża. Makaron dostaliśmy na wynos, zjedliśmy w porcie z widokiem na Monopoli – wysoka temperatura dania utrzymywała się wyjątkowo długo. Jedzenie dobrze zapakowane i co najważniejsze – wyraziste, makaron nie sklejony, sos doprawiony, a całość bardzo smaczna. Pasta była zaskakująco dobra, choć lokal wydaje się być niepozorny. Teraz próbujemy odtworzyć przepis w domu, a to zawsze dobra rekomendacja.

Makaron w Monopoli | Gdzie zjeść w Apulii?

Adres – Via Marsala 16,Monopoli

Strona – http://www.primopastabar.it/

Vinicio 2.0, Bitonto | Gdzie zjeść w Apulii?

Fajne miejsce na drinka lub wino. W karcie kilka pozycji typowych dla lokalu typu bistro, niekoniecznie restauracja. Bardziej na wieczór z gronie znajomych, włoskie wino i przekąski do tego, ewentualnie lekką kolację, chociaż kilka dań na ciepło też można zamówić. Największy plus to lokalizacja – przy głównym, tętniącym życiem placu w mieście. Wieczorem cały czas było pełno ludzi w około, coś się działo, panował imprezowy nastrój. Taki typ lokalu do tańca i do różańca. Serwują też dobre desery.

Wino w Bitonto | Gdzie zjeść w Apulii?

Adres Piazza Camillo Benso Conte di Cavour, 13/14, Bitonto

Strona – https://www.facebook.com/Viniciowine/

Pescaria, Polignano a Mare| Gdzie zjeść w Apulii?

To miejsce polecane w wielu miejscach, ale i bez wcześniejszych rekomendacji nietrudno do niego trafić. Znajduje się dokładnie na trasie ze stacji kolejowej do bramy starego miasta Polignano a Mare, a z daleka słychać już nowoczesną muzykę, widać białe parasole. Zacznę od tego, że to jedna z najładniejszych restauracji w jakich byłam. A za razem restauracyjny street food w najlepszym wydaniu. Na miejscu świeże ryby, owoce morza, panini, lokalne wyroby, sałatki. Cały lokal został zrobiony w prostym, marynistycznym, nowoczesnym stylu – rewelacja! W długich ladach wyłożone są świeżo złowione ryby, owoce morza, przekąski. Ślinka cieknie od samego patrzenia. Weszłam do lokalu jako pierwsza, ale dosłownie w 30 sekund, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, restauracja była zapełniona po brzegi. Podobno w sezonie do drzwi ustawiają się ogromne kolejki, tego jednak na własne oczy nie widzieliśmy. Jedzenie tu podawane nie jest drogie, ale do tanich nie należy. Najtańsza pozycja to bułka z tatarem z tuńczyka, ricottą, pesto, pomidorami za 8 euro. Czy się najdałam? Tak. Czy jadłam lepsze panini we Włoszech? Tak. Same duże kawałki tuńczyka rozpływały się w ustach, ryba łagodnie komponowała się z pesto i serem, bardzo przyjejmne dla podniebienia połączenie. Jednak ogromna bułka była według mnie zbyt sucha i przypieczona, więc dominowała smakiem nad całym daniem i ogromnie się kruszyła. Ogólnie smaczne, ale po licznych rekomendacjach spodziewałam się większego szału. Dobre miejsce na przekąskę podczas zwiedzania lub przyjemną kolację w gronie rodziny czy przyjaciół. Drugi lokal mają też w Trani.

Adres – Piazza Aldo Moro, 6/8, 70044 Polignano a Mare

Strona – https://www.pescaria.it/pescaria/it/

Sapori D’eccellenza, Ostuni | Gdzie zjeść w Apulii?

W Ostuni załapaliśmy się na jedne z kanapek, które wspominamy najlepiej. W samym centrum położone jest Sapori D’eccellenza – to niewielkich rozmiarów lokal, składający się z lady wypełnionej włoskimi smakołykami. Pani zrobi Wam na miejscu kanapkę, którą albo chwycicie w rękę i ruszycie na dalsze zwiedzanie Ostuni, albo zjecie na skromnej ławeczce pod wejściem, co też sami zrobiliśmy. Bułka była idealna w swojej prostocie – ciągnąca się straciatella, która rozpływała się w ustach i powodowała, że panini nie było takie suche oraz kilka warstw świeżo skrojonej capocollo, czyli dojrzewającej karkówki. Bułka świeża, lekko chrupiąca, ale bardziej miekka. Nie dominowała nad całym daniem, a była tylko jego pozytywnym uzupełnieniem. Tutaj pierwszą rolę grają proste, lokalne składniki. Wybór bułek jest bardzo ciekawy, można spróbować rzeczy, których na co dzień w domu się nie jada. Od najprostrzych kanapek z salami, po ośmiornice, włoskie wędliny, karczochy,  liście rzepy, ser caciociavallo. Na miejscu można też kupić lokalne wyroby.

Kanapka w Sapori D’eccellenza w Ostuni | Gdzie zjeść w Apulii

Adres – Via Giovanni Antonio Petrarolo, 2

Rosticceria Cenzino, Altamura | Gdzie zjeść w Apulii?

Tę kolację będziemy wspominać jeszcze długo. Zabłądziliśmy w uliczkach wieczornej Altamury szukając wolnych miejsc i natrafiliśmy na drzwi do restauracji, co do której początkowo nie byliśmy przekonani. Wewnątrz wszystkie stoliki były zajęte przez włoskie rodziny, ale uchował się dla nas jeden stolik przy wejściu. Kelner przyszedł, zapytał czy chcemy wino i na co mamy ochotę. W tym miejscu nie dostaniecie menu tylko to, co akurat kucharz tego dnia przyrządził. Mówiąc, że chcemy wino, mieliśmy na myśli lampkę, a otrzymaliśmy butelkę domowego, czerwonego trunku. Kelner zapytał, czy mamy ochotę na przystawki, na co Marcin zażartował, że mamy ochotę wiedzieć ile to może kosztować. Nie mieliśmy przy sobie wystarczającej ilości gotówki i nieco się tym martwiliśmy, bo jednak przy tylu podróżach w roku nasz budżet nie jest nieograniczony. Ale wystarczyło, że spróbowaliśmy pierwszych przystawek, a wino zaczęło szumieć nam w głowach, że zapomnieliśmy o troskach i chceliśmy tylko więcej tych smakołyków.

Kolacja w Altamura | Gdzie zjeść w Apulii

Przystawki – najlepsza passata na świecie, głęboka w smaku, dobrze doprawiona, z kawałkami mięsa. Do tego oliwki, grillowane bakłażany, kawałki kurczaka w sezamie, świeży chleb. Wszystkiego po trochu, a już zapełniliśmy się samymi przystawkami. Dalej było tylko lepiej, dostaliśmy różnego rodzaju grillowane mięsa lokalne i kiełbaski, które rozpływały się w ustach. Marcin, jako ogromny fan mięsa, miał taką minę, jakby trafił do raju. Niestety niebiańską ucztę przerwał nas nieubłaganie biegnący czas – za 20 minut odjeżdżał nasz ostatni pociąg do Bari, więc musieliśmy zapłacić i zrezygnować z kolejnych dań (m.in. z jagnięciny) i deserów. Co, jak możecie się domyślać, uczyniliśmy z ciężkim sercem. Za to pyszne, domowe jedzenie zapłaciliśmy 30 euro dla dwóch osób, łącznie z butelką wina. Jeśli wrócimy do Apulii, to pierwsze kroki z lotniska skierujemy właśnie tam.

Adres – Via Sant’Ambrogio, 15, Altamura

Strona – http://www.rosticceriacenzino.it/

Paninart, Trani | Gdzie zjeść w Apulii?

Być w Apulii i nie próbować owoców morza oraz ryb, to grzech ciężki i niewybaczalny. Świeże, podane w ciekawy sposób, smakowite. W nadmorskich miastach, między innymi w Trani, można znaleźć wiele lokali specjalizujących się głównie z darach z morza. Takim miejscem jest także Paninart w porcie w Trani. Główną specjalnością tej restauracji są panini z rybami, ale w menu figurują także inne dania, takie jak makarony, smażone krewetki i kalmary, mule, steki rybne czy sałatki. W menu także burger z mięsem z rekina.

Wybór panini jest ogromny, ale my przyszliśmy tu w jednym celu – spróbować pięknie wyglądających czarnych bułek ze świeżą ośmiornicą. I to był dobry wybór. Kawałki ośmiornicy były ogromne i zamarynowane w jakimś doskonałym, słodkawym sosie, którego niestety nie umiemy skonkretyzować ani odtworzyć. Czarna bułka do ciekawy smak i lekko gorzkawe połączenie ze słodką ośmiornicą. Ceny, jak na Apulię i owoce morza dość standardowe, kanapki kosztują od 8 do 12 euro, w zaleźności od wybranych składników. Warto usiąść przy stolikach na zewnątrz, skąd można podziwiać piękną panoramą na port w Trani.  W takich miejscach jak to najłatwiej poczuć, że jest się na spokojnych, włoskich wakacjach.

Adres – Via Statuti Marittimi, 78, Trani

Strona – https://www.facebook.com/Paninart.Trani

Pic-Nic, Polignano a Mare | Gdzie zjeść w Apulii?

Jak Włochy, to i pizza musi się trafić od czasu do czasu. Przyjemnym miejscem bez patosu jest zwyczajna restauracja ze stolikami w ogórdku, na przeciw historycznej bramy wejściowej do zabytkowego centrum miasta. Knajpa na luzie, dobre miejsce na kolację. Sporo turystów, jak i samych Włochów. Duży wybór pizz, które są smaczne, pooprawne, na cieście neapolitańskim. Kolejna smaczna pizza po męczącym dniu pełnym zwiedzania, jednak pizza Marcina na białym sosie trochę bez wyrazu. W Pic-Nic można znaleźć kilka ciekawych pozycji. Sama próbowałam niby zwyczajną pizzę z mozzarellą oraz salami, ale moja mozzarella była zgrillowana, co dawało bardzo ciekawy efekt, taki dymny posmak. Jeszcze takiej pizzy nie jadłam, dlatego  to miejsce utkwiło mi w pamięci. Przystępne ceny, pizza jak zawsze od 3,5-4 euro, kilka innych dań, ale lokal głównie nastawiony na pizzę. Plus za dobre ciasto.

Pizza w Polignano a Mare | Gdzie zjeść w Apulii?

Adres – Piazza Giuseppe Garibaldi, 32/34, Polignano a Mare

Strona – https://casamiapolignano.com/

Masrto Ciccio, Bari | Gdzie zjeść w Apulii?

Jak zobaczylimy ten potężne buły wypasione kolorowymi składnikami, całymi kawałami serów, ośmiornic, warstwami szynek, warzyw, to od razu pobiegliśmy tam zjeść. Bułki są faktycznie tak potężne, że oglądając je w ladzie można odnieść wrażenie, że człowiek nie jest w stanie ich ugryźć i zjeść. Jednak pan przy ladzie tak je wygodnie zapakuje, że ich skonsumowanie nie powinno stanowić problemu. Bułki są smaczne, nie przebijają smaku składników, a te z kolei świeże, kolorowe i zwyczajnie dobre. Wbrew pozorom panini są bardzo syte – zjedliśmy po jednej i do końca dnia nie było już mowy o jedzeniu. Polecamy bułki z bresolą. Nie kawałkiem sera, ale całą okrągłą bresolą wsadzoną w bułkę tak, że nie da się jej domknąć. Tylko patrzyliśmy na tę bresolkę i mieliśmy ochotę zatopić w niej zęby. Miła odmiana od popularnej mozzarelli.

Panini w Bari | | Gdzie zjeść w Apulii ?

Adres – Corso Vittorio Emanuele, 15, Bari

Strona – http://www.mastrociccio.it/

Pane e Mozza, Alberobello | Gdzie zjeść w Apulii?

Idealne miejsce na śniadanie, lunch, szybką przekąskę w ciągu dnia, powolną kolację z lampką wina. Piękne wnętrze wyłożone jest kolorowymi kafelkami we wzory, a lady i pułki pełne lokalnych specjałów – oliw, win, serów, pieczywa, makaronów. Pane a Mozza położone jest w centrum dzielnicy domków trulli, przy głównym deptaku, ale nieco na uboczu. Na zewnątrz znajdują się stoliki. W tym miejscu polecamy zamówić tacki pełne lokalnych wyrobów. To właśnie w Alberobello mieliśmy okazję próbować najsmaczniejszych specjałów w tym wydaniu. Na naszej tacce wylądowały różne rodzaje sera – bresola, straciatella, mozzarella, sery żółte o niezydentyfikowanych dla nas nazwach, do tego warzywa, pancetta, salami i inne długo dojrzewające mięsa. Chłodny aperol, pyszna włoska kawa – i macie przepis na spędzenie leniwego popołudnia w Alberobello. Warto też spróbować wymyślnych panini, podawanych w podłużnych bułkach czy na śniadanie świeżych croissantów. Nasza tacka kosztowała 14 euro dla dwóch osób, a tak się nią najedliśmy, że starczyło nam na resztę dnia.

Obiad w Alberobello | | Gdzie zjeść w Apulii ?

Adres – Largo Martellotta, 31, Alberobello

Strona – https://www.facebook.com/paneemozza/

Ragno Verde, Bitonto | Gdzie zjeść w Apulii?

Kolacja w Bitonto była jedną z naszych najlepszych w życiu i jednym z największych kulinarnych zaskoczeń podczas podróży. W Bitonto bez przekonania szukaliśmy jakiejkolwiek otwartej restauracji i tak samo bez przekonania zajęliśmy miejsce przy stoliku w klimatycznym zaułku. Dopiero wówczas się zorientowaliśmy, że stoły przykryte są jasnymi obrusami, a przy nas pojawiła się elegancka kelnerka w białek koszuli z kołnierzykiem. Na początek dzbanek białego domowego wina i specjalność szefa kuchni – 5 różnych przystawek. Ludzie, co to była za uczta!

Kolacja w Bitonto | | Gdzie zjeść w Apulii

Po pierwsze, to miejsce okazało się restauracją na zaskakująco wysokim poziomie. Takich dań nie powstydziłyby się najlepsze restauracje w dużych miastach. Po drugie, okazało się bardziej wytworne, niż się spodziewaliśmy. Ale zarazem to miejsce bez sztampy i wymuszonej elegancji i właśnie to połączenie nas zachwyciło najbardziej. Z jednej strony bardzo profesjonalna obsługa i eleganckie dania, z drugiej strony domowe smaki, luźna atmosfera, przyjazne rozmowy, wspaniałe zapachy unoszące się z potrw podanych na prostych talerzach. Pani kelnerka przy każdej potrawie tłumaczyła nam, co jemy. Z przystawek pamiętamy lekko kwaskowatą satłkę z ośmiornicą, straciatellę w passasie pomidorowej z kawałkami mięsa, jakiś pasztet w rybny z dodatkiem niezindetyfikowanego sosu, roladki mięsne. I proszę, wybaczcie nam, że podawane przez nas nazwy i składniki dań są tak mało precyzyjne, ale było ich sporo, a czas zatarł w pamięci to, co mówiła kelnerka. A może po prostu smak i wino otumaniły nas na tyle, że uleciało to z naszej pamięci.

Kolacja w Ragno Verde w Bitonto | Gdzie zjeść w Apulii ?

Później było tylko lepiej. Zamówiłam, według menu, rybę z ziemniakami, więc spodziewałam się, kolokwialnie mówiąc, kartofli i mintaja w panierce. A dostałam dwa potężne kawałki najlepszej w moim życiu ryby otocznej lekko podsmażoną, ziemniaczaną panierką. Całość była doskonale dosolona, ta sól dodawała sznytu całemu daniu, ale nie była przesadzona. Najadłam się ogromnie, danie rozpływało się w ustach, podobnie jak karkówka z sałatką i parmezanem, którą zamówił Marcin.

Na deser zamówiliśmy po kawałku kruchego sernika, któremu jedynie na przełamanie brakowało czegoś owocowego, ale to może być bardziej nasze osobiste odczucie. A wino! Genialne, słodziutkie, lekkie. Kelnerka za każdym razem, gdy słyszała zachwyty z naszych ust i błogie miny, była dumna jak paw. Widać, że szef kuchni zna się na rzeczy, a restauracja próbuje podnieść swój poziom – bardzo skutecznie. Uwielbiamy takie miejsca jak to i obyśmy jak najwiecej podobnych odnajdywali podczas każdej podróży. Po stokroć polecamy wycieczkę do Bitonto, chociaż „tylko” po to, by zjeść tam lokalną, domową kolacją podaną w tak wyrafinowane oprawie, a zarazem luźnej atmosferze. Jeśli zastanawiacie się gdzie zjeść w Apulii to gwarantujemy Wam, to będzie piękna kolacja. Ruszajcie do Bitonto!

Adres – Via Giandonato Rogadeo,già dei Mercanti, 11, Bitonto

Bambule’ il Panettiere di Altamura, Bari | Gdzie zjeść w Apulii?

Focaccia to okrągły, gruby wypiek, często jako podstawa pizzy. Jej najpopularniejsza odmiana to dodatki w postaci pomidorków, oliwej, soli morskiej – pychotka. Jedyny minus, że ta potrawa jest zazwyczaj nieco tłusta, ale sół morska dodaje jej świetnego posmaku, no i jest to bardzo sycące danie – w sam raz na szybką przekąskę podczas zwiedzania. Focaccię jedliśmy w Apulii kilka razy, ale najlepszą mieliśmy tuż pod domem, w piekarni. Nie jest to miejsce, do którego będziecie specjalnie zasuwać podczas zwiedzania Bari, ponieważ mieszkaliśmy w znasznej odległości od centrum. Ale jeżeli będziecie szukać czegoś na ząb lub wczesne śniadanie w okolicach dworca kolejowego lub stacji metra Quintinno Sella, to koniecznie zajrzyjcie do piekarni Bambule’ il Panettiere di Altamura. Świeżutka focaccia prosto z pieca, z ciekawymi składnikami. Na miejscu robią z niej też kanapki, pychota! Sycące to jak diabli. Warto zabrać na wynos, chociaż najlepiej smakuje na świeżo.

Focaccia w Bari | Gdzie zjeść w Apulii ?

Adres – Viale Ennio Quinto, 7, Bari

Caseificio Gentile, Martina Franca | Gdzie zjeść w Apulii?

Uwielbiamy takie miejsca jak to. Wchodzicie do malutkiego lokalu,  a tam tylko lady pełne dobroci i ściany obwieszone lokalnymi specjałami. Siadacie przy stoliku w cieniu arkadowych kolumn, z widokiem na barokową architekturę Martina Franca. Po chwili otrzymujecie potężną lampkę białego, lokalnego wina (serio potężną, podwójka dawka tego co zazwyczaj leje się w restauracjach). Wino jest lekkie, orzeźwiające, nie czuć w nim nawet za bardzo alkoholu, także wchodzi szybko podczas upalnego dnia. Na przystawkę darmowe oliwki i apulijskie ciasteczka. I tak sączycie sobie to białe wino, przypatrujecie się ludziom i chłoniecie atmosferę włoskiego popołudnia. A później przychodzi ona, królowa kanapek – potężna bagieta, w niej rozpływająca się straciatella i mięso dojrzewające, produkowane tylko w tym mieście i jego okolicach. Prawdziwe włoskie wakacje przy akompaniamencie najlepszych smaków. Nie zraźcie się zdjęciem, może panini nie wygląda najpiękniej, ale tu liczy się smak, a ten jest rewelacyjny. Za lampkę wina z przystawkami i panini zapłaciłam niecałe 7 euro.

Panini w Martina Franca | Gdzie zjeść w Apulii ?

Adres – Via Camillo Benso Cavour, 13, Martina Franca

Mac Gourmet, Conversano | Gdzie zjeść w Apulii?

To takie bardzo proste, lokalne miejsce położone w eleganckim centrum Conversano. Ledwie kilka stolików, proste wnętrze, prosta karta, proste dania. Dania inspirowane apulijską kuchnią, lokalne, szybko przyrządzone i smakowite. Na przystawkę sama prostota – ciepła mortadella, soczyste pomidorki, straciatella. Niby niewyrafinowane, a jakie smaczne połączenie.

Kolacja w Conversano | | Gdzie zjeść w Apulii

Dalej zamówiłam Tiedda Barese, czyli potrawę pochodzącą z Bari, która zaskoczyła mnie swoją prostotą i nietypowym połaczeniem ryżu, ziemniaków i małż. Te trzy składniki były ze sobą połączone na jednym talerzu. Początkowo nie byłam zachwycona, gdy ujrzałam swoje zamówienie. Jednak po kilku kęsach przekonałam się, że to był bardzo dobry wybór.

Potrawa często urozmaicana jest pomidorami, jednak moja była klasyczną wersją Tiedda Barese. Małże nadały daniu lżejszej konsystencji, czegoś na kształt delikatnego sosu, który sprawiał, że danie nie było suche. Marcin z kolei zamówił typowy dla Apulii makaron cavatelli z pomidorowym sosem i pastą bakłażanowo-miętową, co okazało się świetnym połączeniem przełamującym smak dania i nadającym mu lekkości.

Restauracja w Conversano | Gdzie zjeść w Apulii ?

Najbardziej smakował nam deser, mianowicie czekoladowy suflet. Jak rzdko jem czekoladę, tak tutaj nie mogłam się od swojego kawałka z porzeczką oderwać. Intensywnie czekoladowe, ale bez przesady. Sam mus porzeczkowy wypływał z wnętrza ciastka i orzeźwiał. Ceny są niewygórowane, a stoliki restauracji wystawione na klimatyczną uliczkę. Bardzo miłe miejsce na kolację, także romantyczną we dwoje. Przemiła kelnerka cały czas podejmowała próby rozmawiania z nami po angielsku. Brak możliwości płacenia kartą, przynajmniej w 2019 roku.

Romantyczna kolacja w Apulii | Gdzie zjeść w Apulii ?

Adres – Via Porta Antica della Città, Snc, Conversano

Strona – https://www.facebook.com/macgourme/

The coffe shop 1987, Locorotondo | Gdzie zjeść w Apulii ?

To bardzo przyjemne miejsce na drinka – z widokiem na jasne uliczki zabytkowego centrum Locorotondo, a z drugiej na miejski park z widokiem na dolinę i gaje oliwne. Ogromne parasole dają cień w słoneczny dzień, a zimne drinki ochłodę. Do drinków otrzymacie przekąski w postaci oliwek. Na miejscu podobno można też zjeść niezłe bajgle, tych jednak nie próbowaliśmy. Fajny klimat.

Gzie na drinka w Locorotondo? | Gdzie zjeść w Apulii ?

Adres – Piazza Dante 2, Locorotondro

Cremeria alla Scala, Ostuni | Gdzie zjeść w Apulii?

Lodziarnia położona jest w jednym z najpopularniejszych punktów w Ostuni, więc nietrudno było do niej trafić. Dopiero po powrocie do domu czytaliśmy, że sprzedawane tam lody są najlepsze w całym regionie. Faktycznie, lody były wyjątkowo smaczne, zwłaszcza te owocowe. Polecamy spróbować smaku melonowego. Marcin z kolei zamówił sorbet miętowy, który rozpływał się w ustach, co było wybawieniem w upalny dzień. Czy to były najlepsze lody w naszym życiu? Raczej nie. Czy warto je polecać i spróbować będąc w Ostuni? Zdecydowanie tak.

Najlepsze lody Apulii | | Gdzie zjeść w Apulii ?

Adres – Scalinata Monsignor, Via Tenente Nino Antelmi, 17

Strona – http://www.cremeriaallascala.com/

Casa Pinto, Locorotondo | Gdzie zjeść w Apulii?

W Locorotondo ulice są tak piękne, a restauracje przyjemne, że ciężko aż wybrać, w której zje się posiłek. Zdecydowaliśmy się na obiad w miejscu, które wydawało nam się najpiękniejsze w całym Locorotondo. Wąska, biała uliczka obwiszona kolorowymi kwiatmi, a na niej rząd stolików, przy których tłoczyli się roześmiani goście. Wyłapaliśmy ostatni wolny stolik, zamówiliśmy, a że byliśmy bardzo głodni, to padło na pizze. Nasze zamóienia dotarły do nas dosłownie po kilku minutach. Ciasto smaczne, miękkie, niezbyt cienkie. Było minimalnie podniesione, brzegi nieco wyższe. Na plus zasługuje ogromna ilość sera, który ciągnął się w nieskończoność i powodował, że ledwie zmieściliśmy nasze dania. Moja pizza z pikantnym salami prawie doprowadziła mnie do łez – czyli efekt osiągnięty. Uwielbiam ostre jedzenie i pikantne, włoskie salami takie powinno właśnie być. Pizza Marcina była dość nietypowa, bo z sałatą. Zazwyczaj szerokim łukiem omijamy tego typu specjały, ale musimy przyznać, że w połączeniu z różowym sosem i mnóstwem świeżych, dużych krewetek, całość smakowała zaskakująco dobrze. Wino też mają dobre, ceny standardowe, pizza od 4 euro. A najlepszy to jest tam klimat.

Pizza w Locorotondo | Gdzie zjeść w Apulii ?

Adres – Via Aprile, 23, Locorotondo

Strona – http://www.pizzeriacasapinto.it/en/home-page-eng/

Frish&Chips, Monopoli | Gdzie zjeść w Apulii?

Świetny street food w Monopoli, tuż przy samej miejskiej plaży. Już za 3 euro z hakiem (lub więcej, w zależności od wielkości porcji), można dostać w do ręki owoce morza w najróżniejszej postaci, pyszne kanapki z rybami, ośmiornicami, a do tego frytki lub warzywa. Świeże, przyrządzone na miejscu, idealne na szybki posiłek w ciągu zwiedzania lub przekąskę, którą można zabrać na plaże. Świeżych owoców morza nie trzeba długo reklamować. Jeśli ktoś lubi to wie, że te najlepsze można dostać nad morzem. Nie inaczej jest w Monopoli.

Adres – Via Argento, 39/43, Monopoli

Voglia, Bari | Gdzie zjeść w Apulii ?

Do tego miejsca mamy mieszane uczucia. Przyciągneło nas klimatem, odstraszyło cenami. Sprawiło, że je polecamy, bo zasmakowała nam podawana tu bruschetta. Bardzo przyjemny lokal na jednym z placów w centro storico Bari, z klimatycznymi lampami i roślinami rozstawionymi w około. Sporo osób przychodzi tu na drinka, ewentualną przekąskę. Ceny sprawdziliśmy już po zajęciu stolika, a że nie mieliśmy siły szukać dalej, zostaliśmy już na miejscu. Drinki mają bardzo drogie, jeden aperol kosztuje 7 euro (nad Gardą płaciliśmy nawet 2,5…). Tacki z przekąskami również do tanich nie należą, ale znajdzie się kilka w przyzwoitych cenach, jak ta na poniższym zdjęciu. Nie dość, że bruschetta była bardzo smaczna, pomidory świeże i soczyste, dobrze doprawione, to i cena była znośna, bo kosztowało coś koło 5,6 euro. Można zamówić też bardzo urozmaicone deski, nie tylko z wyłożonymi serami i szynkami, ale różnymi przystawkami, fantazyjnymi crostini czy kawałkami focacci. Chyba nigdzie nie widzieliśmy tak bardzo urozmaiconych desek z przekąskami, nasza była faktycznie uboga w porównaniu z tym, co podejrzeliśmy u sąsiadów. Fajne miejsce z klimatem, chociaż abrdziej dla tych, co nie muszą się przejmować wyjazdowym budżetem. Warto ze względu na urozmaicone potrawy.

Gdzie zjeść w Bari? | Gdzie zjeść w Apulii ?

Adres – Strada Vallisa, 5, Bari

Strona – https://www.facebook.com/pages/category/Italian-Restaurant/Voglia-Pane-e-Vino-2196682770351776/

Dodatek – L’antica Credenza, Matera| Gdzie zjeść w Materze?

O ludzie złoci, jakie to było dobre. Kwintesencja włoskich smaków. Po pierwsze przesmaczne chrupiące pieczywo z lokalnymi mięsami i sosem truflowym, do tego klasyczna prostota – prosciutto i rozpływajaca się w ustach burrata i aperol. To miejsce znaleźliśmy przypadkiem. Zmęczeni tłokiem usiedliśmy na schodkach obok, a gdy zobaczyliśmy co zostało podane po najbliższego stolika, od razu zajęłiśmy kolejny. Proponuję, żebyście obejrzeli zdjęcia jedzenia z tego miejsca chociażby na Tripadvisor, to momentalnie kupicie bilety do Włoch. W takich miejscach jak to można poznać bogactwo w teorii prostej kuchni włoskiej.

Gdzie zjeść w Materze? Restauracje w Materze | Gdzie zjeść w Apulii?

Kusiła nas bardzo tacka takich smakołyków, ale nie wiedzieliśmy czego się spodziewać i teraz bardzo tego żałujemy. W tym miejscu bardzo dobrze wypada stosunek jakości do ceny. W stosunkowo niewygórowanej kwocie można zamówić potężną, ale to potężną tacę, z której przysmakami można się żywić przez kolejne 3 dni. Początkowo cena może wydawać się wysoka, ale 20 kilka euro za taką jakość i taką ilość? Bo tego jedzenia jest dla conajmniej kilku osób. Mniejsze tacki kosztują tylko kilkanaście euro, czyli standardowo. Rewelacyjne miejsce na lunch czy kolację przy winie, bo L’antica Credenza serwuje także inne, ciepłe dania włoskie. Z utęsknieniem wspominamy te smaki. Mogłabym tam jeść codziennie.

Polecane miejsce na obiad w Materze | Gdzie zjeść w Materze?

Adres – Via S. Francesco D’Assisi, 11, Matera

Strona https://www.lanticacredenza-matera.it/

O czym pamiętać ?

  • W Apulii większość restauracji zamykana jest między godziną 15 a 19 w porze siesty;
  • Zazwyczaj do rachunku jest naliczane tzw. coperto, czyli stała opłata za obsługę wskazana gdzieś drobnym druczkiem w menu. Zazwyczaj jest to 1-2 euro od osoby, czasem zdarza się, że od stolika.
  • Do zamówionego alkoholu w niektórych restauracjach otrzymacie darmowe przekąski, najczęściej są to chipsy.
  • Do makaronu lub innych dań możecie otrzymać chleb, który jest we Włoszech jedną z głównych składowych posiłku. Z chlebem je się niemal wszystko.
  • Jeśli zamówicie kawę lub espresso przy barze, zapłacicie mniej, niż przy stoliku – wówczas odchodzi od ceny opłata za obsługę.
  • Picie cappuccino po godzinie 11 rano, to według wielu Włochów grzech. Takie rzeczy pija się tylko rano.
  • Popularnym zwyczajem we Włoszech jest picie po posiłku espresso, nawet późnym wieczorem.
  • Ceny: Byliśmy trochę zaskoczeni cenami w restauracjach, bo spodziewaliśmy się, że Apulia jest tak tanim regionem, jak np. Kampania (pomijając oczywiście miasta typu Amalfi). Ceny w restauracjach są jednak niemal identyczne, jak w tych miejscach, gdzie jedliśmy w północnych Włoszech (np. nad Gardą), czyli teoretycznie w tej droższej części Włoch. Mogło to wynikać z faktu, że zwiedzaliśmy turystyczne miejscowości. Jednak wciąż, nie są to jakieś zawrotne ceny, raczej typowe dla tego kraju. Ceny pizzy oscylowały zazwyczaj między 3,5 do 12 euro, w zależności od składników. Pasty – tutaj przekrój był spory, bo można było kupić pastę już za 5 euro, a można było za 15 – wszystko zależy od miejsca, ale zazwyczaj było to 8-10 euro. Dania mięsne jak zawsze troszkę drożej, tak od 10 do 15 euro. Oczywiście w bardziej ekskluzywnych miejscach ceny będą dochodziły do 20 euro za danie i więcej. Za panini z lokalnymi serami, wędlinami płaciliśmy 5-7 euro, z owocami morza – do 10. Uśredniając, zazwyczaj za danie dla jednej osoby typu pizza, pasta, lokalne potrawy czy panini z owocami morza, bez picia płaciliśmy około 10 euro. Lampka wina standardowo, około 4 euro, kawa jak zawsze tania, tańsza niż w Polsce. Za to przykro zaskoczyły nas ceny drinków – jeden kosztuje zazwyczaj 5-7 euro. Ceny w sklepach są bardzo przystępne, niektóre wyroby nawet tańsze niż w Polsce. Warto szukać noclegu z kuchnią, bo to dobry sposób na zaoszczędzenie pieniędzy (jeśli oczywiście ktoś musi się przejmować budżetem) – wówczas część posiłków można przyrządzać samemu.

Restauracje w Apulii | Gdzie zjeść w Apulii?

Podczas pisania tego przewodnika mamy ochotę zaraz spakować walizki i kupić bilety do Włoch. Mamy nadzieję, że teraz już nie macie wątpliwości gdzie zjeść w Apulii i narobiliśmy Wam smaku na podróż w tamte rejony. W końcu nieodłączną częścią podróżowania jest także próbowanie nowych potraw, poznawanie nowych zapachów i specjalności kulinarnych danego miejsca. I za to kochamy podróże, a zwłaszcza Włochy, które za każdym razem potrafią nas kulinarnie zaskoczyć. 

Magda

Restauracje w Bari | Gdzie zjeść w Apulii ?

Tutaj znajdziecie nasze pozostałe przewodniki z Apulii:

Alberobello, Grotte di Castellana, Putignano w Apulii

Najładniejsze miasteczka w Apulii

Locorotondo w Apulii – balkon doliny Valle d’Itria

 

Najładniejsze miasteczka w Apulii

Najładniejsze miasteczka w Apulii to nie tylko osławione Polignano a Mare czy Ostuni. W tym regionie możecie znaleźć mnóstwo mniej znanych, białych, nadmorskich miast, które chwycą Was za serca. Kilka z nich jest dobrze znanych wszystkim tym, co planują podróż do tego niezwykłego regionu – takie miasta jak Bari czy Monopoli zazwyczaj przewijają się w różnego rodzaju filmach i przewodnikach. I owszem, są to miasta zachwycające, jednak nie jedyne. Które miata w Apulii wydają się najładniejsze, które z nich warto odwiedzić?

Jeden z głównych placów Ostuni | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Pamiętajcie, że nie jest to lista ani obiektywna, ani wyczerpująca, a my mamy ogromną nadzieję, że w przyszłym roku uda nam się ją rozwinąć. Możemy Wam za to gwarantować, że wystarczy jak spojrzycie na mapę Apulii, wybierzecie jakiekolwiek miasteczko, pojedziecie do niego i na pewno, mniej lub bardziej, zachwycicie się. Podczas naszej pierwszej podróży skupiliśmy się też na niezwykłych miastach środkowej Apulii, pozostawiając sobie smaczki z półwyspu Salento oraz Gargano, takie jak Lecce czy Vieste, na kolejny wyjazd. Ten spis to nie żaden wyznacznik czy wyrocznia, a jedynie zbiór naszych wspomnień i odczuć, którymi możecie, jeśli zechcecie, zainspirować się. Które miejsca to naszym zdaniem najładniejsze miasteczka w Apulii i które polecamy odwiedzić?

Piazza Plebiscito w Martina Franca | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Martina Franca | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Dojazd autobusem/pociągiem z Bari za 5 euro, też z Locorotondo, Alberobello. Miasto baroku, liczne zabytki. Dla zainteresowanych sztuką, zwiedzaniem ciekawych zabytków i architekturą barokową, dla szukających miejsc spoza utartego szlaku, dobrych restauracji, lubiących gdy coś się dzieje. Nie dla tych, co szukają dostępu do morza i doskonale skomunikowanych miejscowości blisko lotniska. Koniecznie do zobaczenia Basilica San Martino i Piazza Plebiscito. Gdzie zjeść? W Caseificio Gentile.

Kolorowe instalacje na ulicach Martina Franca | Najładniejsze miasteczka w Apulii

W regionie najpopularniejszym barokowym miastem jest Lecce na półwyspie Salento. A nie wszyscy zdają sobie sprawę, że o wiele bliżej od Bari leży inne, spektakularne miasto z barokową architekturą. Martina Franca rozłożyła nas na łopatki swymi licznymi zabytkami wysokiej klasy, przepięknymi zdobieniami, rzeźbami, ostentacyjna architekturą, uroczymi uliczkami i klimatycznymi restauracjami. Jest na tyle popularnym miastem, że na ulicach słychać spokojny gwar języków z całego świata dobiegający z przyjemnych kawiarni, a jednak wciąż na tyle nieznanym, że można zgubić się między ustronnymi ulicami oraz dostrzegać uroki codziennego życia we Włoszech.

Arkadowy dziedziniec w Martina Franca | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Martina Franca nie dość, że jest kolejnym białym miastem, to jeszcze posiada tę przewagę nad innymi, że ma wartość dodaną w postaci niezwykłej barokowej architektury, która zachwyca na każdym kroku.  Na końcu tego przewodnika znajdziecie osobny artykuł o Martina Franca, a w nim więcej informacji praktycznych, historii i zdjęć. Martina Franca jest miasteczkiem zachwycającym, zdecydowanie wyróżniajacym się na tle podobnych mu miejscowości w Apulii. Idealnie nadaje się na spędzenie leniwego popołudnia podczas spacerów i próbowania miejscowych specjałów. Co istotne, w Martina Franca znajdziecie kilka naprawdę niezwykłych atrakcji, a do tego tego włoski klimat, który wszyscy tak uwielbiamy i dla którego wciąż do Włoch wracamy.

Fasada barokowej bazyliki w Martina Franca | Najładniejsze miasteczka w Apulii

W mieście znajduje się sporo zabytków – Palazzo Ducale ze spektakularnymi wnętrzami, Basilica di San Martino, dawny dmach uniwersytetu z wieżą zegarową, liczne pałace, kaplica Monte Purgatorio. Martina Franca okazała się dla nas prawdziwym odkryciem, perłą nieco mniej znaną, niż pozostałe miasta w Apulii, nawet niż barokowe Lecce. Szczęśliwie miasto jest wciąż pomijane przez większość osób odwiedzających Apulię. Z wszystkich miejscowości, które zwiedziliśmy w tym regionie, to chyba właśnie w Martina Franca podobało nam się najbardziej. Prawdziwa magia. Włoska magia. I ten barok na każdym kroku! Niemal każda apulijska miejscowość posiada romańską lub barokową katedrę. Ta w Martina Franca to prawdziwy sztos!

Locorotondo | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Dojazd z Bari za 5 euro, też z Monopoli, Putignano, Alberobello. Dla poszukujących niewielkich, klimatycznych, pięknych białych miast. Nie ma zbyt dużo zabytków, bardziej dla widoków i atmosfery. Warto zjeść w Casa Punto. Dobry widok na domki trulli z tarasu w parku miejskim. Nie dla tych, co szukają licznych zabytków, dostępu do morza i plaż oraz miejsc, gdzie wieczorami tętni życie.

O Locorotondo słyszeliśmy już przed wyjazdem do Włoch, wiedzieliśmy, że jest miastem pięknym i z tego powodu spodziewaliśmy się, że też oblężonym przez takich jak my – złaknionych urody i klimatu niewielkich, apulijskich miasteczek. Na miejscu czekało nas bardzo pozytywne zaskoczenie – byliśmy jednymi z niewielu turystów odwiedzających tego dnia Locorotondo. Może na ten fakt miał wpływ okres, w jakim wybraliśmy się do Apulii – mianowicie, poza szczytem sezonu, na przełomie września i października.

Jedna z najpiękniejszych ulic w Locorotondo | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Locorotondo od pierwszej chwili skradło nasze serca. Niewielkie i zadbane, prezentuje się wyjątkowo na niewielkim wzgórzu doliny Valle d’Itria. Nazywane jest balkonem tejże doliny, ponieważ widać z niego morze gajów oliwnych, winnic i trulli otaczających Locorotondo z każdej strony, a także Adriatyk majaczący na horyzoncie. Wychuchane Locorotondo zachwyca intensywnymi kolorami kwiatów na tle bielutkich ścian, barokowymi akcentami i zdobieniami, klimatycznymi uliczkami, na których rozstawione są stoliki niezłych restauracji.

Restauracje z wąskich uliczkach Locorotondo | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Locorotondo zostało wpisane na listę najpiękniejszych włoskich miasteczek. Widzieliśmy już ich kilka, ale Locorotondo wywarło na nas szczególnie silne wrażenie. Może to ten leniwy spokój popołudniowej siesty, intensywna biel budynków odcinająca się na tle błękitnego nieba, a może cichy gwar z kameralnych restauracji? W Locorotondo szczególnie zaskoczył nas… spokój. Nie wiedzieć czemu, ale spodziewaliśmy się, że miasteczko jest dość oblężone przez turystów, jak to ma miejsce w, bądź co bądź, przepięknym Ostuni, a tym bardziej w pobliskim Alberobello. Zagłebie apulijskich domków trulli, tak charakterystycznych dla tego regionu, znajduje się tylko 9 kilometrów od Locorotondo. Co więcej, niektóre trulli możemy podziwiać już z ulic Locorotondo. Jak to możliwe? Locorotondo w Apulii, która jest dość płaskim regionem, położone jest na ponad 200 – metrowym wzgórzu. Może nie znajdziecie tu wielu światowych zabytków i muzeów, ale jeśli szukacie włoskiego klimatu, malowniczych widoków i uroczej architektury, to Locorotondo powinno znaleźć się też na Waszej liście. Więcej zdjęć  i informacji na temat białego miasteczka znajdziecie w naszym osobnym artykule, pod koniec tego przewodnika.

Putignano | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Dojazd z Bari autobusem/pociągiem za 3,5 euro, też z Alberobello, Grotte di Castellana, Martina Franca, Locortondo. Spokojne, z ciekawą architekturą i kilkoma niezłymi zabytkami, klimatyczne. Dla tych, co szukają nieturystycznych, interesujących białych miast. NIe dla tych, co pragną wypoczynku blisko morza i lubią, gdy dużo się dzieje. Zimą karnawał z długa tradycją. 

Putignano okazało się dla nas kolejnym zaskoczeniem. Wcześniej nie widzieliśmy zbyt wielu zdjęć i nie czytaliśmy za dużo o tym mieście. Postanowiliśmy wysiąść z autobusu przed Alberobello by sprawdzić, czy w Putignano można przyjemnie spędzić kilka godzin. A jakże! Miasto okazało się zaskakująco przytulne, ciekawe i wyludnione. Może to kwestia zwiedzania w porze siesty, ale przechadzając się po ulicach Putignano, widzieliśmy tylko koty.

Ulice w Putignano wydają się być chaotyczne | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Białe Putignano także zachwyca ciekawą architekturą i chaotycznymi ulicami, przy których stoją jasne budynki z barokowymi bramami, obwieszone praniem, kwiatami, kablami, okrągłymi latarniami oraz dziwnymi instalacjami. Putignano nas zachwyciło i wiemy, że jeśli wrócimy do Apulii, to z pewnością zawitamy do Putignano na dłużej. Dodatkowym atutem Putignano jest bliskość Alberobello, Grotte di Castellana i innej, mniej znanej jaskini – Grotta del Trullo. O wszystkich tych miejscach pisaliśmy w przewodniku, który znajdziecie na końcu artykułu.

Monopoli | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Dojazd pociągiem z Bari za 3,20 euro, też z z Polignano a Mare, Lecce, Alberobello, Locorotondo, Martina Franca, Putignano. Idealne połączenie wakacji nad morzem ze zwiedzaniem, doskonała baza wypadowa, plaże w okolicy. Dużo zabytków, wspaniały klimat, tętniące życiem. Idealne miejsce dla wszystkich. Dobre makarony w Primo Pasta, świeży street food z owocami morza w Fish&Chips przy miejskiej plaży. 

Najpiękniejszy widok na Monopoli | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Gdybyśmy jeszcze raz jechali do Apulii i mieli wybrać sobie jakieś miasto na bazę wypadową, to z pewnością padłoby na Monopoli. O ludzie, jaki to miasto ma klimat! Marynistyczny, spokojny, wręcz wyciszający i mistyczny. To się czuje już od pierwszych chwil, gdy tylko wejdziecie do centrum starego miasta, w stronę portu i zgubicie się w ciasnych, kolorowych uliczkach. Nie wyciągajcie GPS-a! Nie warto. Niech nogi Was niosą gdzie popadnie, w każdy zaułek, każdą wyjątkową ulicą.

Monopoli jest spore, dobrze skomunikowane z resztą miast regionu, posiada ładne plaże i jeszcze więcej ciekawych zabytków oraz restauracji. To takie miejsce, z którego naprawdę żal wyjeżdżać, a czas jakby się z nim zatrzymał. Przechadzając się ulicami miasta, które przypomnało nam marokańską Essaouirę, dosłownie dostawaliśmy oczopląsu. Cudo! Nas Monopoli U R Z E K Ł O. Urzekła nas atmosfera, spokój, kameralne ulice, ładne restauracje, morze i widok na centro storico.

Stary Port w Monopoli | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Spodziewaliśmy się, że Monopoli to tłoczne miasto, trochę jak Polignano. Może to kwestia wielkości miasta, ale uliczki i deptaki były spokojne, ciche, klimatyczne. Monopoli pokochaliśmy za ten nadmorski klimat, bryzę wiejącą od morza, wysokie mury, jeszcze wyższe kamienice i wieże kościołów i to poczucie, że nigdzie nie trzeba się śpieszyć. Można się dosłownie zatracić spacerując barwnymi uliczkami obwieszonymi praniem.

Bisceglie | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Dojazd pociągiem z Bari za 2,5 euro, też z Monopoli, Polignano a Mare, Trani, Molfetty. Dla szukających dobrze skomunikowanego, niezatłoczonego, ciekawego miasteczka położonego nas samym morzem. Ciekawa architektura, ładne centrum,  piękny port, połączenia kolejowe, rzut beretem od Bari. Miejscami brudne, ale wciąż intrygujące. Nie dla tych, co szukają bardziej zadbanych, białych miast. Warto spróbować owoców morza w porcie. 

Port w Bisceglie | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Bisceglie okazało się dość brutalne. Historyczne centrum Bisceglie jest oczywiście piękne, ale w taki nieoczywisty i przejmujący sposób. Już nie białe, jak te najpopularniejsze miejscowości w Apulii, a zbudowane z kamienia, często odrapane, a nawet walące się. Niektóre uliczki są zaśmiecone, ciemne, a nawet lekko przerażające, ale to właśnie tworzy klimat tego miasta.

Już sama ulica prowadząca od dworca kolejowego w stronę portu jest bardzo reprezentatywna i kolorowa. A później klimat zmienia się całkowicie – wysokie, kamienne mury kamienic przypominających nieco te z Mediolanu czy Florencji przysłaniają niebo i ograniczają dostęp światła. Mimo to, ulice Bisceglie są ciekawe i takie zwyczajne, bez pudru i turystycznego lukru.

Ciekawe ulice w Bisceglie | Najładniejsze miasteczka w Apulii

A najlepiej to już jest w porcie. Widok setek łódek i żaglówek na tle granatowego nieba jest wspaniały, a knajpki położone przy wybrzeżu kuszą zapachem świeżych ryb i spokojną muzyką. Bisceglie jest dobrze skomunikowane z Bari czy Trani, leży na wybrzeżu, tak więc warto przemyśleć, czy to nie jest dobra baza na spędzenie wakacji w Apulii.

Polignano a Mare | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Dojazd z Bari za 2,5 euro, też z Trani, Monopoli, Lecce, Bisceglie. Dla szukających klimatycznej, pięknej, tętniącej życiem miejscowości z dostępem do morza. Nie ma zbyt wielu zabytków, ale za to jest spekakularne położenie. Najlepsze zwiedzanie to spacery. Dobrze skomunikowane, blisko Bari. Nie dla tych, co szukają spokojniejszych miejsc. Warto zjeść w pyszne ryby i owoce morze w Pescaria, na pizzę do Pic Nic na przeciwko bramy wejściowej do zabytkowego centrum. 

Plaża w Polignano a Mare | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Zwiedzanie Polignano a Mare podczas podróży do Apulii to taka klasyka, którą szkoda by było pominąć. Położone rzut beretem od Bari, w fantastycznych okolicznościach, miasteczko przyciąga rzesze turystów. Ale to nie jest tak, że wycieczka do Polignano a Mare będzie z tego powodu nieprzyjemna (przynajmniej poza szczytem sezonu w lipcu i sierpniu). Niska, jasna zabudowa miasteczka zaskakuje już od pierwszych kroków wzdłuż ulicy prowadzącej do centrum.

Gdy przekroczycie bramę wejściową do centro storico, od razu się zachłyśniecie z wrażenia. Niskie, wąskie uliczki pełne są kolorów, powiewającego na wietrze prania, sklepów z rękodziełem i zwyczajnego życia. Owszem, główny plac w mieście jest dość zatłoczony, podobnie jak tarasy widokowe na spektakularną plażę w wąwozie. Ale to nie jedyny taras widokowy w tym mieście – przechadzając się pachnącymi ulicami Polignano a Mare pełnymi kwiatów, niejednokrotnie traficie na liczne punkty widokowe, z których możecie podziwiać niezwykłe położenie miasta, przypominające nieco Tropeę w Kalabrii. Miasto ulokowało się na wysokich skałach, które podziurawione są grotami morskimi. W co po niektórych znajdują się nawet restauracje, jeszcze inne można zwiedzać z pokładu statku czy motorówki. Jedno jest pewne – Polignano a Mare jest miejscowością unikatową. Popularną, ale wartą odwiedzenia. Zwiedzanie Polignano a Mare warto połączyć ze zwiedzaniem pobliskiego Monopoli.

Uliczki w Polignano a Mare pachną czystością, kawą i morzem. Na kilku głównych placach skupia się ruch turystyczny, ale wystarczy wejść między śnieżnobiałe ulice, by zobaczyć zwykle życie Apulijczykow – gdzie kobieta wiesza pranie, sąsiad rozmawiasz sąsiadem, a dzieci grają w piłkę. Zwykłe życie, bez rozdmuchanej turystyki. Jest to tym bardziej zaskakujące, że Polignano jest maleńką miejscowością i ledwie dwie ulice dalej można już wrócić do turystycznej rzeczywistości – głośnych knajpek i sklepów z pamiątkami.

Niesamowite położenie Polignano a Mare i groty | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Conversano | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Dojazd z Bari za 2,40 euro, też z Monopoli, Putignano. Dla szukających niewielkich, ciekawych miasteczek z fajnymi atrakcjami, zabytkami i wydarzeniami, dla chcących doświadczyć bardziej lokalnego życia. NIe dla tych, co szukają większych miast i dostępu do morza, dobrze skomunikowanych. Koniecznie zwiedzić Monastero di San Benedetto, Muzeum Archeologiczne, Katedrę. Warto zjeść w Mac Gourmet, proste i regionalne dania. 

Wieża w Conversano | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Conversano odwiedziliśmy przypadkiem, jednak bardzo sobie to chwalimy. Miejscowość położona jest na niewysokim wzgórzu, co znowu zaskakuje, ze względu na płaskie ukształtowanie terenu w Apulii. W centrum miejscowości znajduje się przepięknie zachowany zamek, a w nim muzeum. Oprócz tego w Conversano można znaleźć kilka innych, interesujących zabytków. Między innymi katedrę romańską ze wspaniale zachowanymi rzeźbionymi portalami – na każdym zrobią wrażenie, nie tylko na fanach architektury.

Kilka ulic dalej znajduje się wieża Monastero di San Benedetto, wyłożona kolorowymi płytkami charakterystycznymi bardziej dla Kampanii i okolic Neapolu, niż Apulii. Wnętrze monasteru można zwiedzać, a w nim oglądać zaskakujące wystawy, krużganki i malowidła ścienne. Może ulice w Conversano nie są aż tak piękne, jak w Locorotondo czy Monopoli, ale na pewno spacer nimi sprawi Wam przyjemność, a klimat Conversano zatrzyma Was tam na dłuższą chwilę.

Ostuni | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Dojazd pociągiem z Bari za 5,70 euro, też z Monopoli, Polignano a Mare, Trani, Fasano. Idealne na zachody słońca, tętniące życiem, z licznymi restauracjami i pubami, malowniczymi uliczkami. Dosyć eleganckie i tłoczne, ale przyjemne na leniwe spacery. Koniecznie zobaczyć katedrę, warto też Muzeum Archeologiczne, mury miejskie, widoki z licznych tarasów. Nie dla tych, co szukają dostępu do morza oraz miast spokojniejszych, bardziej zwyczajnych i nieturystycznych. Warto zjeść w Sapori D’eccellenza rewelacyjne panini, np. z ośmiornicą lub straciatellą. 

Białe Miasto Ostuni | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Ostuni, czyli La Citta Bianca, króluje nad płaską Apulią na około 200-metrowym wzgórzu. Przed wiekami ludzie podczas zarazy panującej w Ostuni oznaczali domy mieszanką wapna i wody, by było wiadomo, w których mieszkają chorzy. Mieszkańcy Białego Miasta uznali, że wokół pomalowanych domów zaraza osłabia. Przypadek, a może cud ? Zaradni Apulijczycy malują budynki na biało do dzisiaj, tak na wszelki wypadek, bo może to przynosi szczęście? Niech więc nie zdziwi Was zapach farby podczas spaceru w plątaninie jasnych ulic. Ostuni nas zaskoczyło swoją popularnością. Na ulicach spotkaliśmy wiele wycieczek zorganizowanych i chyba największą ilość turystów ze wszystkich odwiedzonych przez nas w Apulii miast. Co w ogóle uroku temu miastu nie odejmuje. A wręcz przeciwnie, odnosi się wrażenie, że Ostuni to miasto żywe, ekspresyjne, w którym ciągle coś się dzieje. W Ostuni, tak jak w niemal każdym mieście, nie tylko w Apulii, wystarczyło oddalić się od głównych atrakcji i placów, by móc w spokoju i ciszy spacerować wąskimi ulicami. Pną się one schodkami stromo pod górę, by znaleźc metę na szczycie ponad 200-metrowego wzgórza, tuż przed najważniejszą katedrą w mieście.

Jedną z najpopularniejszych, najbardziej instagramowych miejscówek w Ostuni, są te konkretne drzwi z kaktusami. Faktycznie, przeglądając przed wyjazdem do Apulii zdjęcia z Białego Miasta, te jedne drzwi pojawiały się na każdym kroku. Ale to nie jedyne takie barwne drzwi w Ostuni. W całym mieście można spotkać wiele takich malowniczych miejsc. Białe Miasto Ostuni położone jest na wzgórzu, co jest ewenementem, bo Apulia to region dość płaski. Centrum Ostuni podziwiane z dalszej perspektywy lub nawet z dołu, prezentuje się spektakularnie. To idealne miejsce na oglądanie wschodów i zachodów słońca.

Alberobello | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Dojazd z Bari za 4,30 euro, też z Monopoli, Putignano, Grotte di Castellana, Locorotondo, Martina Franca. Dla wszystkich ciekawych czegoś nowego, unikatowego, nietypowej architektury. Idealne na zwiedzanie, raczej nie na dłuższy pobyt. Nie dla tych, co szukają spokoju, nieturystycznych miejsc i dostępu do morza. Warto zjeśc w Pane e Mozza, pyszne lokalne specjały. 

Trulli w Alberobello | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Alberobello chyba nie musimy nikomu przedstawiać, gdyż to sztandarowa atrakcja Apulii. Ciężko zaplanować wycieczkę do tego włoskiego regionu i nie potknąć się gdzieś o zdjęcia czy informacje na temat tego bajkowego miasteczka. Alberobello jest zagłębiem białych, niewielkich domków trulli, zbudowanych zazwyczaj na planie koła i zwieńczonych stożkowym dachem z kamienia. Nie jest pewne dlaczego trulli powstawały, a najstarsze z nich pochodzą aż z XIII wieku.

Całe osiedle domków trulli wygląda nierealnie, jak nie z tego świata. Jest to unikat na skalę światową, bo w żadnym innym miejscu na ziemi nie zobaczycie czegoś podobnego. Dlatego nie dziwi już popularność tego i tak już zaskakującego miejsca. Alberobello podziwiane z jednego z tarasów widokowych prezentuje się trochę jak plan filmowy albo baśniowa kraina. Czegoś takiego nie zobaczycie nigdzie indziej, także warto pojechać. Mimo, że miasteczko jest bardzo oblegane. Jeśli pragniecie nieco więcej spokoju i możliwości zrobienia fajnych zdjęć bez tłumu w kadrze, warto wybrać się tu rano, a nawet wieczorem.

Okrągłe trullo w Alberobello | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Altamura | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Dojazd pociągiem z Bari za 3,40 euro, też z Matery i Gaviny. Dla szukających imprezowych, tętniących życiem miast, ciekawej architektury, fascynatów romańskich katedr, świetnych restauracji. Nie dla tych, co szukają ładniejszych apulijskich miast i dostępu do morza. Warto po drodze do Matery, ale tylko na chwilę. Polecamy zjeść w Rosticciera Cenzino. 

Altamura to dosyć specyficzne miasto, bardzo eleganckie, które zwiedzaliśmy wieczorem podczas powrotu z Matery do Bari. Po pierwsze, zaskoczyły nas ogromne tłumy Włochów bawiących się w centrum miasta. Wydaje nam się, że trafiliśmy na koniec obchodów jakiegoś lokalnego święta, bo taki tłok może generować tylko wydarzenie dużych rozmiarów. To niestety trochę utrudniło nam zwiedzanie do tego stopnia, że ciężko było zrobić jakiekolwiek zdjęcie. Najwięcej osób kumulowało się na głównym placu, przed przepiękną, ogromnych rozmiarów katedrą, w której najbardziej zachwycają dwie wysokie wieże oraz rzeźbione portale. W Altamura uciec można w mniejsze uliczki, które są już spokojniejsze i ładnie oświetlone. To na pewno miasto, w którym coś się dzieje i może niekoniecznie trzeba tu spędzić od razu cały dzień, ale warto wstąpić na kolację i wieczorny spacer podczas powrotu z Matery. Możemy nawet polecić wyjątkowe miejsce na taką kolację, o którym przeczytacie w naszym przewodniku kulinarnym, znajdującym się na samym końcu tego artykułu. Naszym zdaniem Altamura jest warta uwagi, ale tylko jeśli to Wasza kolejna podróż do Apulii, szukacie czegoś mniej turystycznego lub macie na miejscu więcej czasu. Jeśli jedziecie do Apulii na krótko, lepiej skupić się na innych miastach.

Bari | Najładniejsze miasteczka w Apulii

W Bari znajduje się lotnisko, na które latają samoloty z Polski (Wizzair, Ryanair). Prosty dojazd z lotniska metrem lub autobusem nr 16. Dla tych, co lubią duże, tętniące życiem miasta położone nad morzem, z plażami, licznymi zabytkami, dobrze skomunikowane. W regionie są jednak ładniejsze miasteczka. Dobra baza wypadowa. Nie dla tych, co szukają bardziej kameralnych, ładniejszych miasteczek. Warto zobaczyć katedrę, bazylikę św. Mikołaja, zamek normański. Coś na ząb – rewelacyjna pizza w Pizzeria da Mirko, panini i włoskie specjały w Mastro Ciccio. 

Jeden z głównych placów w Bari | Najładniejsze miasteczka w Apulii

W stosunku do Bari mamy mieszane uczucia. Tam każda ulica przynosiła nam inne odczucia i emocje. Lokalizacja, w której mieszkaliśmy, w ogóle nie kojarzyła z pięknymi włoskimi miastami i była bardzo przygnębiająca. Prostopadłe ulice prowadzące od dworca do historycznego centrum przypominały nam trochę Triest.

Bazylika św. Mikołaja w Bari | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Uliczki zabytkowego centrum w jednej chwili nas odrzucały straganami z byle jakimi pamiątkami, w innym momencie zachwycały kamienicą czy kwiatami na balkonach, w innym zaskakiwały zwykłą codziennością, która się na nich toczyła mimo, że ledwie za rogiem panował nieznośny tłok. W Bari co chwilę zerkają na nas święci z ulicznych kapliczek, a samo miasto okazuje się być o wiele większe, niż nam się to początkowo wydawało. Wiecie, że z Bari pochodzi sławna polska królowa, Bona Sforza?

Najbardziej podobało nam się przy samym morzu, na placach i ulicach pełnych restauracji i kawiarni, w których ciężko było znaleźć wolne miejsce. Potem spodobało nam się mniej, gdy za lampkę aperola płaciliśmy 7 euro, kiedy za tego samego drinka nad niby drogą Gardą dawaliśmy 2,5 euro. Jest to żywe miasto, w którym ciągle coś się dzieje, dobra baza wypadowa na zwiedzanie regionu. Ale naszym zdaniem, daleko Bari do klimatu i uroku mniejszych, apulijskich miasteczek.

Bitonto | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Dojazd pociągiem z Bari, miasto położone blisko lotniska. Dla fanów architektury, nietypowych włoskich miasteczek tętniących życiem, ciekawych zabytków, świetnych restauracji, miejsca położonego blisko Bari i dobrze skomunikowanego. NIe dla tych, co szukają bardziej kameralnych, eleganckich miejscowości i dostępu do morza. Koniecznie zwiedzić Galerię Obrazów z pięknym dziedzińcem i Bazylikę.  Warto zjeść w rewelacyjnym Ragno Verde.

Bazylika w Bitonto | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Bitonto leży rzut beretem od Bari, dlatego łatwo połączyć zwiedzanie obu miast tego samego dnia, co też uczyniliśmy. Bitonto nas zaskoczyło życiem tętniącym na jego ulicach, licznymi zabytkami, spektakularną katedrą, całkiem ładnymi ulicami i najlepszą kolacją, jaką jedliśmy w Apulii, a nawet może i kiedykolwiek we Włoszech. Niepozorne Bitonto może się poszczycić kilkoma bardzo ciekawymi zabytkami, na przykład narodową galerią obrazów czy licznymi światyniami, niepozornym teatrem.

A teraz ciekawostka! Podczas XVIII-wiecznej wojny o sukcesję polską między europejskimi mocarstwami, to właśnie w Bitonto odbyła się jedna z bitew. Bitonto okazało się też… bardzo imprezowe, bardziej niż Bari! Mnóstwo tu młodych ludzi siedzących na ulicach, śpiewających, pijących wino. Ciekawa atmosfera, zwłaszcza na wieczorne wyjście.

Trani | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Dojazd pociągiem z Bari za 3,20 euro, też z Monopoli, Bisceglie, Molfetty. Dla szukających modnej miejscowości z pięknym centrum, portem, zabytkami, ciekawą architekturą, dobrze skomunikowanym, przy morzu. W zasadzie to nie ma żadnych minusów. Koniecznie zwiedzić katedrę, przespacerować się promenadą i molo. Warto zjeść w Paninart, zwłaszcza kanapki z ośmiornicą. 

Uliczki w Trani | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Oj Trani, zachwycające Trani. Niemal każda miejscowość w Apulii posiada romańską świątynię, ale ta w Trani wydaje się być najbardziej oryginalna i ciekawa. Co by nie mówić, wysoka katedra św. Mikołaja prezentuje się na tle morza spektakularnie. Starożytne Trani, podobnie jak Dubrownik, nazywane jest perłą Adriatyku i, co ciekawe, jego jedynym miastem partnerskim jest właśnie Dubrownik. Widok z nadmorskiej promenady przy starym porcie jest wręcz pocztówkowy.

Port i katedra w Trani | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Pod kolorowymi parasolami liczni turyści sączą swoje drinki i próbują świeżych owoców morza, a wąskie ulice zdają się pamiętać zamierzchłe czasy, gdy Trani było dzięki temu portowi jednym z ważniejszych miast w regionie. Trani wspaniale wygląda podziwiane z mola. To takie idealne miejsce na jedno, leniwe popołudnie, ale też niezła baza wypadowa, bo miasto jest skomunikowane pociągowo z resztą regionu, a do lotniska w Bari macie tylko 35 kilometrów. Trani zaskakuje też ilością pięknych, majestatycznych kamienic.

Stare miasto w Trani | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Molfetta | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Dojazd pociągiem z Bari za 1,80 euro, też z Trani, Bisceglie. Dla tych, co szukają ustronnej i dobrze skomunikowanej miejscowości w Apulii. Nie dla tych, co szukają ciekawszych, pełnych zabytków miejscowości. Warto na krótki spacer, raczej nie na dłużej. Koniecznie zobaczyć Duomo. 

Duomo w mieście Molfetta | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Molfetta to dla nas ciężki orzech do zgryzienia. Na zdjęciach w internecie wygląda bardzo ładnie, więc zachęceni ochoczo ruszyliśmy na zwiedzanie niewielkiego miasteczka. Owszem, port prezentuje się ładnie, ale cały obrazek psują zaparkowane wszędzie samochody. Wrażenie robi katedra o dwóch wieżach, przypominająca nieco świątynię w Altamura. Ze wszystkich odwiedzonych przez nas wewnątrz romańskich kościołów w Apulii, to ten w Molfeccie zachwycił nas najbardziej. Obok potężnej katedry św. Konrada znajduje się niedługie molo, z którego można oglądać panoramę miasta. Uliczki Molfetty nie są tak urocze, jak innych apulijskich miast. Owszem, na krótki spacer Molfetta jest w porządku, ale nie na dłużej. Co ciekawe, prawie w każdym apulijskim mieście centrum historyczne jest zachwycające, a to co na około już nie do końca. Molfetta jest inna – tutaj centrum nas nie zachwyciło (no może poza pięknymi fasadami kościołów), za to obszar między historycznym centrum a dworcem kolejowym to prawdziwa bajka! Malownicze kościółki, wyniosłe, eleganckie kamienice, okwiecone skwery. To dla tych miejsc warto naszym zdaniem odwiedzić to miasteczko.

Port i molo w miejscowości Molfetta | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Podsumowanie | Które miasteczka w Apulii są najładniejsze?

My wiemy, że nie każdy podziela zachwyt, może nie tyle co włoską architekturą, ale każdą włoską, zwyczajną uliczką. Nie każdemu imponuje pranie powiewające na wietrze i jego zapach unoszący się w powietrzu, białe mury przyozdobione donicami z kwiatami, skutery zaparkowane w zaułkach, schodki, łuki, kolorowe drzwi i okiennice. Nie każdy uważa, że te miejsca, które tu wymieniliśmy, to najładniejsze miasteczka w Apulii. Piękno to pojęcie względne, co często tu powtarzamy i każdemu z nas podoba się co innego. My akurat należymy do grupy osób, które widząc takie widoki dostają, lekko mówiąc, obłędu w oczach. Rozczula nas każdy kwiatek, każda knajpka za rogiem, wszystkie balustrady, bramy i okna. No cóż, chorobliwa miłość do Włoch dopadła i nas.

Możecie się tylko domyślać, jak dużą przyjemność sprawiało nas zwiedzanie apulijskich miasteczek. Jeśli więc również jesteście amatorami Włoch, włoskich klimatów i włoskiej architektury, w Apulii poczujecie się doskonale. Wierzymy, że najładniejsze miasteczka w Apulii według nas, okażą się także najpiękniejsze podczas Waszej podróży. Najbardziej zachwyciła nas Martina Franca (architektura), Monopoli (klimat, ulice) Putignano (spokojne uliczki), Locorotondo (za urok, czystość, malowniczość, kolory). A możecie odkryliście lub odkryjecie coś nowego? Jeśli tak, to podpowiedzcie które to, bo chętnie się tam wybierzemy!

Magda

*Dojazd autobusem/pociągiem oznacza, że jeszcze w październiku 2019 roku do konkretnych miejscowości dojedzie się autobusem, a gdy tory zostaną oddane do użytku po remoncie, to już z dworców kolejowych.

Polignano a Mare | Najładniejsze miasteczka w Apulii

Nasze przewodniki z Apulii:

Przydatne strony:

Pociągi Trenitalia – https://www.trenitalia.com/

Pociągi/autobusy FSE – https://www.fseonline.it

Alberobello i domki trulli. Czy warto tam jechać?

Alberobello w regionie Puglia (pol. Apulia), to unikat na skalę światową oraz jedna z najpopularniejszych atrakcji tego regionu. Do Alberobello przybywa się w jednym celu: zobaczyć oryginalne domki trulli. Jak wygląda Alberobello i czy warto tam jechać? Oraz jak zorganizować wycieczkę do tego miasteczka?

Planujesz podróż do Włoch? Koniecznie zajrzyj do tych wpisów:

Czym są trulli w Alberobello?

Alberobello to miejscowość na południu Włoch słynąca z trulli, czyli z okrągłych, bielonych budynków ze stożkowymi dachami z kamienia. Trulli w Alberobello wydają się tworzyć jakieś nierzeczywiste miasteczko z bajki lub nawet park rozrywki. Bo jak mieszkać w takich maleńkich, okrągłych budynkach, przypominających domki dla skrzatów?

Zwiedzanie Alberobello w Apulii

Jak i dlaczego powstawały trulli?

Nie do końca jasne jest dlaczego takie domy w ogóle powstawały. Nigdzie w Europie nie ma czegoś podobnego. Jedna z teorii przyjmuje, że hrabia będący właścicielem Alberobello, chcąc uniknąć płacenia podatków od solidnych domów, nakazał budowanie na jego ziemiach jedynie domków bez użycia zaprawy, formalnie niestabilnych. Trzeba przyznać, że efekt tego obejścia prawa jest spektakularny.

Jedni badacze uważają, że domki z pozornymi kopułami to wpływ architektury Bliskiego Wschodu. Inni, że to autochtonicze budowle, które wyewoluowały z prehistorycznych chat pasterkich. Jak widać, teorii na temat powstawania trulli jest sporo, jednak żadna z nich nie została ostatecznie potwierdzona. Pewny wydaje się jedynie fakt, że początkowo trullo miały charakter rolniczy. W Alberobello te niewielkie pomieszczenia zaczęły się rozrastać, spełniać funkcje mieszkalne i jest to jedyne miasto, w jakim zachowała się cała dzielnica trulli.

Pierwsze potwierdzone źródłowo trulli w Alberobello powstawały już w XIII wieku, a najwięcej z tych, które zachowały się do dziś, ma po 200, 300 lat. Bielone wapnem domki z kamiennymi dachami są niewielkie i stłoczone, co tylko potęguje wrażenie nierealności i niezwykłości tego miejsca. Trulli wpisane są na Listę UNESCO.

Punkt widokowy na trulli w Alberobello

Czy wszystkie trulli wyglądaja tak samo?

Chociaż podziwiane z daleka domki mogą się wydawać niemal identyczne, to wbrew pozorom znacząco różnią się między sobą. Czasem są to niuanse, innym razem spore różnice. Przykładowo nie każde trullo jest okrągłe. Zdarzają się też podwójne, połączone jednym dachem. Takim domkiem jest właśnie trullo Siamese (syjamskie), zbudowane na planie elipsy.

Wiąże się z nim nawet legenda. Miało ono powstać dlatego, że wcześniejsze, pojedyncze trullo nie było odpowiednim miejscem do życia dla trzech osób – dwóch braci kochających tę samą dziewczynę, która poślubiła jednego z nich. Niektóre trullo są mniejsze, inne większe, jeszcze co poniektóre mają dachy sięgające niemal ziemi. Zdarzają się trullo z balkonem albo dwupiętrowe, są to jednak jednostkowe przykłady. Warto spacerować po Alberobello i wyłapywać takie interesujące „anomalie”.

Ciekawostka

Alberobello znalazło się na oficjalnej liście najpiękniejszych miasteczek w całych Włoszech!
Dziewczyna  turyśc na ulicy wśród trulli w Alberobello

Atrakcje w Alberobello

Wiadomo już, że domki trulli to symbol Alberobello, a więc największą atrakcją miasteczka są właśnie one. Można je podziwiać podczas spacerów po mieście, z punktów widokowych, a do niektórych da się nawet nawet zajrzeć.

Jednym z najlepszych punktów widokowych na Alberobello, jest taras Belvedere di Santa Lucia, przy kościele i fontannie o tej samej nazwie. Stąd nietypowa zabudowa Alberobello widoczna jest jak na dłoni. Ładne widoki roztaczają się również z baru Villa Belvedere, zlokalizowanego obok Informacji Turystycznej.

Które trullo w Alberobello warto zobaczyć? Szczególną uwagę zwróć na te domki:

  • Trullo Sovrano – dwupiętrowe, z niewielkim Muzeum Dziedzictwa i oryginalnym umeblowaniem;
  • Rione Monti, czyli największa dzielnica trulli, w której znajduje się około 1000 uroczych domków;
  • Rione Aia Piccola, mniejsza i spokojniejsza dzielnica z czterystoma domkami, wyłącznie o mieszkalnym charakterze;
  • Kościół św. Antoniego z Padwy, którego charakterystyczna bryła nawiązuje do trulli.
  • Casa Pezzolla, czyli kompleks kilkunastu połączonych ze sobą trulli, na terenie którego działa niewielkie muzeum.
  • Casa D’amore zbudowany w XVIII wieku.
  • Trullo Siamese, czyli podwójne z jedną kopułą.

Alberobello: informacje praktyczne

Kiedy i na ile jechać? 

Najdrożej, najtłoczniej, najgoręcej, ale też najładniej będzie latem. Jednak z wyżej wymienionych względów warto rozważyć przyjazd poza szczytem sezonu. Równie ładnie jest tutaj wiosną, a nawet zimą, gdy na domkach wyświetlane są kolorowe iluminacje. Jeśli już wybierasz się latem, to omijaj weekendy i święta. Tę zasadę w sumie można stosować także przez resztę roku.

W kwestii pory dnia, to najtłoczniej jest od późnego poranka do wczesnego wieczora. Dlatego zwiedzanie najlepiej zacząć z samego rana, jeszcze przed 10:00 – im szybciej, tym lepiej. Ewentualnie po południu, gdy większość turystów zaczyna wyjeżdżać z miasteczka. Najgorzej jest około południa. A na ile przyjechać? Minimum na 2-4 godziny, maksymalnie na jeden dzień.

Wejśca do połączonych domków trulli w Alberobello

Gdzie zjeść w Alberobello?

Polecamy Pane e Mozza. To przyjemny lokal na śniadanie, lunch, szybką przekąskę czy lampkę wina. Fajny klmat, przy stolikach (przynajmniej podczas naszej bytności) ucztujący Włosi, głośne śmiechy i muzyka. Na miejscu można zamówić sałatki, panini, deski pełne włoskich specjałów, desery. Wszystko przepyszne i w rozsądnych cenach. W Pene e Mozza możesz zakupić lokalne specjały.

Na nieco solidniejszy posiłek wybierz się do Trattori Casa Amatulli. Na talerzach kolorowe, zaskakaujące i wyśmienite włoskie wariacje i lokalne specjały. Z kolei najczęściej polecanym lokalem w Alberobello jest Ristorane il Pinnacolo.

Jedzenie w polecanej restauracji w Alberobello

Jak dojechać do Alberobello ?

Parkingi w Alberobello

Autem do zabytkowego centrum miasteczka nie wjedzisz, a znalezienie miejsca postojowego to nie lada wyzwanie. Samochód trzeba zostawić przy głównych ulicach wokół centrum, ewentualnie na wydzielonych parkingach. Najwięcej miejsc postojowych znajduje się przy ulicy Via Indipendenza.

Pociągi do Alberobello z Bari

Artykuł pisaliśmy w 2019 roku, podczas remontu torów z Bari do Alberobello (kierunek Taranto). W 2024 roku końca robót nie widać – między miastami nadal kursują zastępcze autobusy. Dworzec kolejowy w Bari jest dość skomplikowany, zatrzymują się na nim pociągi różnych firm, a każda z nich ma swoje wydzielone tory. Nie wchodząc w szczególy, a chcąc jechać pociągiem do Alberobello, gdy sytuacja wróc do normy, musisz zlokalizować peron 11 przewoźnika FSE.

Oficjalnie peronów jest 10, a do platformy nr 11 prowadzi nieoznaczony korytarz odbijajacy z końca głównego tunelu pod peronami (patrząc od strony budynku dworca). Polecam być na dworcu wcześniej, bo na początku łatwo się w nim pogubić. Sama przez pół godziny nie mogłam znaleźć peronu 11. Informacje te przydadzą się jeśli chcesz jechać z Bari do Putignano i Grotte di Castellano.

Białe uliczki w Alberobello

Autobusy do Alberobello

W ramach komunikacj zastępczej z Bari do Alberobello kursują autobusy, ale połączeń nie ma zbyt wiele (dziennie około 5-7 odjazdów). Do tego w sezone są one bardzo oblegane i zdarza się, że nie każdy zmieści się do środka. Przystanek w Bari (Google Maps: Bari Largo Sorrentino) znajduje się zaraz po wyjściu z dworca, po drugiej strone ulicy Giuseppe Capruzzi.

Bilety można kupić na dworcach w kasach i biletomatach, a także na stronie FSE i Trenitalia, podobno też w kiosku koło przystanku. Na tej trasie jeździliśmy kilkukrotnie i zawsze korzystaliśmy ze strony Trenitalia lub biletomatów, co jest najwygodniejsze. Biletów nie kupicie u kierowcy ani na stronie/w biletomacie na 5 minut przed planowanym odjazdem. Przejazd kosztuje 4,80 euro i jest to stała cena. Czas przejazdu wynosi około godziny czasu.

Do miasteczka można dojechać też z nadmorskiego Monopoli. Połączeń jest niewiele, ale zawsze coś. Bilet w jedną stronę kosztuje 3,80 euro, czas przejazdu wynosi niecałą godzinę, a rozkłady jazdy sprawdzisz na tej stronie (niestety tylko po włosku, ale dość intuicyjnie). Nieco częściej dojeżdżają do Alberobello autobusy z pobliskiego Locorotondo i Martina Franca.

Noclegi

Noclegów w Alberobello najlepiej szukać na stronach typu Booking, Casamundo, Airbnb, Agoda itd. Koniecznie zarezerwuj swój nocleg z wyprzedzeniem, zwłaszcza jeśli jedziesz do Włoch w sezonie. Coraz popularniejsze stają się obiekty noclegowe w trullo, często bardzo ekskluzywne i z basenem.

Z jednej strony noclegi w Alberobello są dość drogie. Z drugiej taki nocleg w trullo jest unikalnym doświadczeniem. Dodatkowym czynnikiem przemawiajacy za pozostaniem w Alberobello na noc, jest tłok, a raczej jego brak. Z racji tego, że Alberobello cieszy się ogromną popularnością, ale też jest dość niewielkie, większość odwiedzających to jednodniowi turyści. Często wpadają tu tylko na kilka godzin i zniechęceni tłumami, jadą dalej. Z samego rana i pod wieczór miejscowość pustoszeje.

Jeśli więc nie masz ochoty na zwiedzanie Alberobello w tłumach i liczysz na ładne zdjęcia, zaplanuj nocleg w miasteczku lub jego okolicy. Wstań zaraz o świcie i wyrusz na poranne odkrywanie trulli. A gdy pierwsi turyści zjawią się na ulicach, wówczas możesz skierować się do innych atrakcji w okolicy miasta.

Czy warto jechać do Alberobello?

Niektórzy turyści narzekają, że miasteczko ich rozczarowało. Wydaje mi się, że może to wynikać z dużego tłoku, jaki zazwyczaj panuje w mieścinie. Co jednak nie zmienia faktu, że miejscowość jest wyjątkowa i nigdzie indziej nie zobaczysz takiego widoku. Owszem, w innych miejscach Apulii również można zauważyć trulli, jednak to właśnie w Alberobello znajduje się ich największe skupisko. To czyni je tak popularnym i z tym trzeba się pogodzić. Bo naprawdę warto zobaczyć coś tak wyjątkowego!

Dachy domków trulli wyglądają jak czapeczki. Ich niewielkie rozmiary oraz fantazyjne kształty sprawiają, że na ulicach można spodziewać się ujrzeć krasnoludki. W końcu Alberobello jest tak nierealnym i bajkowym miejscem, że tego typu skojarzenia nasuwają się same.

Udanej podróży,

Magda

Turyśc oglądający trulli na stromej ulicy Alberobello

Martina Franca – barokowa perła Apulii

Martina Franca to kwintesencja apulijskiego baroku. Barokową architekturę w tym regionie zwykło się wiązać z miastem Lecce, a przecież to nie jedyna miejscowość w Apulii, gdzie możemy podziwiać ten styl architektoniczny. Czy warto odwiedzić Martina Franca? Co zobaczyć w mieście, jak do niego dojechać? I dlaczego jest ono takie wyjątkowe?

Martina Franca

Stolica baroku | Martina Franca

Uwielbiamy barok. Ten przepych, złocenia, ilość zdobień. Jak trafne jest określenie niektórych miejsc na świecie „barokową perłą”, gdyż słowo barok pochodzi prawdopodobnie z języka portugalskiego i oznacza perłę o nieregularnych kształtach. I taka jest dla nas barokowa architektura – nieregularna, zaskakująca, załamująca kształty w nieprzewidzianych miejscach, a przede wszystkim olśniewająca. Barok charakteryzuje się bogatą ornamentyką, dynamizmem, złożonością, efektywnością, zaskakującymi kolorami, formami i kształtami, trójwymiarowością przedstawianych scen.

Forma wyrazu baroku jest ściśle powiązana z okresem, w jakim się rozwijał. Były to czasy rządów władców absolutnych, których bezgraniczna władza miała się wyrażać w dziełach sztuki pełnych przepychu, gloryfikacji i splendoru. Ale że barok ma wiele twarzy, rozwijał się też w innych krajach, o mniej absolutystycznych zapędach. Także obecnie możemy go podziwiać jak Europa długa i szeroka. Barok, który powstał we Włoszech, nie może nas dziwić we włoskiej Apulii. Szczyt rozwoju form barokowych przypada na XVII i XVIII wiek. Co jeszcze cechuje architekturę baroku? Patos, teatralność, monumentalizm. Wrażenie, że rzeźby tylko na moment zastygły w tej samej pozycji, a tak naprawdę wszystko, na co patrzymy, pozostaje w ruchu. I te niezwykłe elementy możemy podziwiać też w Martina Franca, którą uznaje się za stolicę baroku doliny Valle d’Istria.

Białe uliczki w Martina Franca

Palazzo Ducale | Martina Franca

Już przechodząc pod barokową bramą miejską na Piazza Roma, na której umieszczono tablicę upamiętniającą wizytę Jana Pawła II w Martina Franca, zaczynamy lubić to miasto. Przyjemny południowy gwar, niezbyt duży tłok, dostojne, okazałe kamienice i majetetyczny Palazzo Ducale, do którego oczywiście wchodzimy. Jest to rezydencja książąt Caraciollo pochodząca z XVII wieku, która miesza w sobie style renesansowy i barokowy, a w której obecnie mieści się ratusz i można podziwiać piękne sale z freskami i obrazami. Niestety podczas naszej bytności w mieście, pałac był remontowany i nie dane nam było zwiedzić go w całości. Ale to co widzieliśmy na zdjęciach, jest zachwycające!

Plac w Martina Franca przez Palazzo Ducale
Przepiękna fasada barokowej bazyliki w Martina Franca

Basilica di San Martino | Martina Franca

Dalej jest już lepiej. Po dojściu pod Bazylikę San Martino, szczęki nam opadają z wrażenia. Spośród wszystkich świątyń, które widzieliśmy na terenie Apulii, ta zdecydowanie wydaje nam się najpiękniejszą. Bazylika powstała w XVII wieku na miejscu dawnej świątyni romańśkiej, a w latach ’90 została podniesiona przez Jana Pawła II do godności papieskiej bazylikii mniejszej. Budowa wyrasta nagle na niewielkich rozmiarów placu i wydaje się być smukła, wysoka, a zarazem jej fasada jest niezwykle urozmaicona. Do wejścia kościoła prowadzą geometrycznie ułożone schody. Jasna, strzelista budowla prezentuje się fantastycznie na tle niebieskiego nieba. Obok bazyliki położony jest bardzo reprezentacyjny, dawny budynek uniwersytetu, a przy nim wieża wybudowana na polecenie burmistrza, który chciał posiadać własną, cywilną wieżę pozostającą w antagoniźmie do wysokiego budynku bazyliki, a za razem władzy kościelnej.

Wiele budynków w Martina Franca to eleganckie pałace

Ukryty kościół | Martina Franca

Zostawiając za sobą świątynie z 12 kaplicami idziemy dalej, a widoki stają się coraz bardziej urocze. Martina Franca zdecydowanie wyróżnia się na tle pozostałych apulijskich miast. Po drugiej stronie placu, w cieniu majestatycznej bazyliki, znajduje się niewielka, acz przepiękna kaplica Monte Purgatorio. Niepozorny kościółek pochodzi z XVII wieku i z zewnątrz nic nie zwiastuje cudów, jakie można oglądać w środku. Z ulicy ciężko nawet dostrzec, że jest to świątynia, a nie zwykła kamienica. Obchodząc budynek można dostrzec niewielką dzwonnicę, która pozwala na uznanie budynku na kościół, którego wnętrza skrywają prawdziwe cuda malowane na ścianach.

Wnętrze kościółka Monte Purgatorio w Martina Franca

Zapomniane miasto | Martina Franca

Dziwnym trafem Martina Franca często pomijana jest w trakcie zwiedzania Apulii, a złaknieni baroku wybierają Lecce. A zlokalizowana bliżej  Bari Martina Franca jest niedość, że pięknie położonym na wzgórzu kolejnym Białym Miastem, to jeszcze wyróżnią się na tle innych fantazyjnym barokiem oraz drugim co do wielkości skupiskiem domków trulli w okolicy! Co ciekawe, na ulicach miasta spotkaliśmy bardzo niewielu turystów, a jeśli już jakiś widzieliśmy, to byli to… młodzi Polacy.

Arkadowy dziedziniec na Piazza Plebiscyto w Martina Franca
Centro Storico w Martina Franca

Wyrafinowanie, elegancja, włoski klimat | Martina Franca

Martina Franca to zdecydowanie najelegantsze miasto, jakie widzieliśmy w Apulii. Ciężko zliczyć, ile w tym mieście znajduje się kościołów i wyjątkowych pałaców. Największe wrażenie robi Piazza Plebiscito, czyli najpiękniejsze miejsce w mieście. Owalny plac otoczony arkadową kolumnadą przystrojoną kwiatami, w której cieniu skurywają się niewielkie restauracje, widok na fasadę bazyliki, dzwonnicę oraz barokowe, fantazyjne zdobienia kamienic, jest tak ujmujący, że można tu spędzić cały dzień gapiąc się na ten widok i nie będzie się on nudził. Spacer między białymi ulicami jest przyjemnością dla oczu. Wyrafinowane rzeźby, okazałe portale, koronkowe balustrady, masywne okiennice są urocze i co rusz ma się ochotę przystawać gdzieś z aparatem i robić zdjęcia.

Najpiękniejsze miejsce w Martina Franca

A przy tym, że Martina Franca jest wyrafinowana i elegancka, to wciąż posotaje tak… włoska. I spokojna. Labirynt przepięknych, białych ulic aż prosi się o to, by zgubić się w nim i nie wyciągać mapy. Wspaniale przystrojone ulice zaskakują na każdym kroku. Na tych ulicach wciąz toczy się zwykłe życie – sąsiad rozmawia z sąsiadem, starsza kobieta podlewa kwiat, dzieci grają w piłkę, ludzie wracają z zakupami, parkują swoje skutery w zaułkach. Z wnętrz budynków dobiegają nas dźwięki nieraz gwałtownych rozmów, a naszych nozdrzy zapach prania wymieszany z wonią jedzenia. Co jakiś czas biją kościelne dzwony, trąbią klaksony, a z barów słychać szum ekspresu do kawy. Można się w tym miejscu zatracić. Chociaż na początku zauroczeni przepięknymi ulicami miasta, biegaliśmy po każdej możliwej uliczce, w pewnym momencie po prostu usiedliśmy w jednej z kawiarni na Piazza Plebiscyto i cieszyliśmy uszy dźwiękami, nosy zapachami, a oczy tym olśniewającym apulijskim barokiem.

Niektóre ulice w Martina Franca są przystrojone w ciekawy sposób

Informacje praktyczne | Martina Franca

Jak dojechać? Autobusem/pociągiem z Bari. Trasę obsługuje przewoźnik FSE. Z Bari do Martina Franca jeżdżą pociągi, ale na ten moment połączenie jest zawieszone z powodu remontu torów (październik 2019), co powinno się w najbliższym czasie zmienić. Trasę do miejscowości obsługuje przewoźnik FSE, chociaż co ciekawe, rozkłady jazdy można znaleźć też na stronie Trenitalia (oraz kupić bilety). Autobus z Bari jedzie około półtora godziny i nie ma też ich w ciągu dnia aż tak dużo. Od wczesnych godzin porannych do Martina Franca wyjeżdża około czterech autobusów. Bilet kosztuje 5 euro.

Urocze zaułki w Martina Franca

Weźcie pod uwagę, że autobusy jadą przez Alberobello i są zawsze obłożone, także może się zdarzyć, że zabraknie dla Was miejsca. Poza szczytem sezonu autobusy były zawsze pełne, część ludzi stała, a jeździliśmy na tej trasie kilkukrotnie. Bilety można kupić w automatach lub na stronie FSE i Trenitalia (zawsze korzystaliśmy ze strony Trenitalia, jest to łatwne, szybkie i intuicyjne). Biletów nie kupicie u kierowcy ani na 5 minut przed planowanym odjazdem przez internet. Przystanek autobusowy (Largo Sorrentino) znajduje się zaraz po wyjściu z dworca od strony ulicy Giuseppe Capruzzi. Wystarczy przejść na drugą stronę ulicy i przejść kilkadziesiąt metrów na prawo – tam będzie oznakowana zatoczka, przy której zazwyczaj stoi dużo  ludzi i jeden czy dwa autobusy.

W mieście znajdują się liczne kawiarnie i restauracje

Kiedy tory zostaną oddane do użytku i do Martina Francabędzie można dojechać pociągiem, musicie znaleźć peron 11 należący do przewoźnika FSE. Nie jest on oznaczony, prowadzi do niego tylko korytarz z jednego z trzech przejść podziemnych pod peronami na dworcu centralnym. Jeśli będziecie podróżować pociągiem FSE po raz pierwszy, warto przyjść na stację wcześniej, by znaleźć wspomniany peron. Warto pytać o niego osoby pracujące na stacji. Tym samym autobusem/pociągiem dojedziecie z Bari do Alberobello oraz do Locorotondo. Przystanek autobusowy w Martina Franca znajduje się przy Viale Europa, czyli tuż przed bramą do Centro Storico. Dworzec kolejowy w Martina Franca znajduje się niecały kilometr od historycznego centrum, lokalizację można sprawdzić na Google Maps. Do Martina Franca dojedziecie też z Monopoli (autobusy dwa razy dziennie, bilety po 2,5 euro).

Trenitalia – https://www.trenitalia.com/

FSE https://www.fseonline.it/

W Martina Franca można zwiedzić kilka ciekawych atrakcji i zabytków

Gdzie zjeść? Polecamy Caseificio Gentile przy Piazza Plebiscito, ukryte między arkadami w historycznym centrum miasta. Ten lokal to taka kwintesencja Włoch – w maleńskim pomieszczeniu znajdują się lady, lodówki i półki obwieszone lokalnymi specjałami, a między nimi uwija się pan w fartuchu. Stoliki znajdują się na zewnątrz, między arkadami, z widokiem na przepiękne barokowe fasady kamienic. Na przystawkę dostajecie oliwki i inne smakołyki, a zamówić możecie lokalne przysmaki – deski serów, wędlin, warzyw czy przepyszne panini, zdecydowanie jedno z najlepszych, jakie jedliśmy w życiu. Włoskie kanapki to po prostu klasyk, który zawsze się sprawdza na szybką przekąskę w ciągu dnia. Ale tym razem nigdzie się nie śpieszlyśmy. Zamówiliśmy po dużej lampce białego wina (obłędne!!!) oraz rewelacyjne panini ze stracciatellą, salami produkowanym w okolicach Martina Franca, pesto i smaczną, świężutką bułką, która była tak napakowana składnikami, że ciężko było ją przejeść. Lubiliśmy bułkę za to, żebyła idealnie chrupiąca i nie przyćmiewała smaku składników. Ser rozpływał się w ustach, mięso było dojrzałe i głębokie w smaku. No i oczywiście klimat też robił swoje. Za lampkę wina i panini + przystawki płaciliśmy 7 euro od osoby. A na większy głód polecamy Pomodoro e Basilico, z rewelacyjnymi pizzami nafaszerowanymi lokalnymi specjałami – niebo w gębie.

Gdzie zjeść w Martina Franca? W Caseificio Gentile

Gdzie spać?  Spaliśmy w Bari, z racji tego, że to dobra baza wypadowa. Ale oczywiście można też takową sobie urządzić w Martina Franca. Bez problemu znajdziecie noclegi na Booking.com czy Airbnb. Warto pomyśleć o tym z wyprzedzeniem, zwłaszcza, jeśli do Apulii wybieracie się w szczycie sezonu. Ze swojej strony możemy polecić Aprtamenty Bari Primo Piano – proste, czyste, z dobrze wyposażoną kuchnią, łazienką, balkonem, klimatyzacją, z rozsądnej cenie (8 dni, 1700 zł ze śniadaniem dla dwóch osób, rezerwowane na ostatnią chwilę), dogodna (choć nie najpiękniejsza) lokalizacja – blisko dworca, dzięki czemu w kilka minut mogliśmy złapać pociąg i ruszyć na zwiedzanie regionu. W okolicach Martina Franca można znaleźć liczne noclegi w domkach trulli.

Jak dolecieć? Do Apulii lecieliśmy z Wrocławia (do Bari) liniamii Wizzair. Bilety na tej trasie potrafią być tanie, szczególnie gdy pomyślimy o tym wcześniej. Z rocznym wyprzedzeniem kupiliśmy je po 39 zł w jedną stronę. W wakacje i dni wolne/święta ceny z pewnością będą wyższe. Wizzair do Bari lata również z Gdańska, Krakowa, Katowic i Warszawy, jednakże w ciągu roku siatka połączeń się zmienia i okresowo na poszczególne sezony niektóre połączenia znikają. Na ten moment pewne są loty z Warszawy i Krakowa oraz z Gdańska od czerwca 2020 roku. Nie jest wiadomo jak potoczą się losy połaczenia z Wrocławia i Katowic, które na ten moment zostały zawieszone (ostatni lot z Wrocławia 26 października 2019). Z Krakowa wciąż lata do Bari Ryanair. Cały czas do Apulii można też dolecieć korzystając z połączenia Ryanaira Katowice – Brindisi.

Martina Franca jest miasteczkiem zachwycającym, zdecydowanie wyróżniajacym się na tle podobnych mu miejscowości w Apulii. Idealnie nadaje się na spędzenie leniwego popołudnia podczas spacerów i próbowania miejscowych specjałów. Co istotne, w Martina Franca znajdziecie kilka naprawdę niezwykłych atrakcji, a do tego tego włoski klimat, który wszyscy tak uwielbiamy i dla którego wciąż do Włoch wracamy. 

Magda

Martina Franca to niezwykłe barokowe miasto w Apulii
Martina Franca jest spokojnym, niezatłoczonym miasteczkiem

Przeczytaj tekst o innym malowniczym miasteczku w Apulii, Locorotondo! 

Locorotondo w Apulii – balkon doliny Valle d’Itria

Locorotondo w Apulii okazało się prawdziwym zaskoczeniem – na szczęście pozytywnym. To właśnie w tej miejscowości spodziewaliśmy się ostrej walki na łokcie i w ogóle, że Locorotondo jest większych rozmiarów. A na miejscu wielkie zdziwienie. Po pierwsze, Locorotondo jest prawdziwą oazą spokoju i ukojeniem po wizycie w pobliskim, tłocznym Alberobello. Po drugie, miejscowość jest naprawdę niewielka, ale ilość zachwytów, która wyszła z naszych ust podczas zwiedzania miasteczka, nie jest w ogóle proporcjonalna do jej rozmiarów. Tutaj wołaliśmy „wow” na każdej ulicy. 

Locorotondo w Apulii

Czerwone pelargonie | Locorotondo w Apulii

Czerowne pelargonie rzadko gdzie wyglądają tak spektakularnie, jak na tle śnieżnobiałych ścian w Locorotondo w Apulii. My wiemy, że nie każdy podziela zachwyt, może nie tyle co włoską architekturą, ale każdą włoską, zwyczajną uliczką. Nie każdemu imponuje pranie powiewające na wietrze i jego zapach unoszący się w powietrzu, białe mury przyozdobione donicami z kwiatami, skutery zaparkowane w zaułkach, schodki, łuki, kolorowe drzwi i okiennice. My akurat należymy do grupy osób, które widząc takie widoki dostają, lekko mówiąc, obłędu w oczach. Rozczula nas każdy kwiatek, każda knajpka za rogiem, wszystkie balustrady, bramy i okna. No cóż, chorobliwa miłość do Włoch dopadła i nas. Możecie się tylko domyślać, jak dużą przyjemność sprawiało nam zwiedzanie apulijskich miasteczek. Jeśli więc również jesteście amatorami Włoch, włoskich klimatów i włoskiej architektury, w Apulii poczujecie się doskonale.

Białe ulice Locorotondo w Apulii

Z pozoru puste i proste ściany domów w Locorotondo, wiosną i latem aż eksplodują feerią barw kwiatów zawieszonych i ustawionych gdzie się da. Locorotondo w Apulii zwiedzaliśmy na przełomie września i października – wówczas również było kolorowo i kwieciście, więc nasuwa się nam pytanie, jak pięknie miasteczko musi prezentować się wiosną, kiedy wszystko kwitnie? Zwłaszcza krwiście czerwone pelargonie prezentują się wyjątkowo ładnie na tle białych, gdzie niegdzie odrapanych murów. Uroku Locorotondo dodają też malowane drzwi, okiennice i restauracje położone w cichych zaułkach.

Na ulicac Locorotondo w Apulii często odbywają się różne wystawy i wernisaże

Ale kwiaty i drzwi to nie wszystko. W miejscowości wyróżniają się barokowe elementy, takie jak bogato rzeźbione portale wejściowe do bram czy metalowe balustrady i balkony. Wszystko to powoduje, że Locorotondo nie jest tylko kolejną prostą, skromną, acz malowniczą miejscowością w Apulii, ale przykuwa uwagę kunsztem zdobień i okazałaością rzeźb i balustrad. Zwykła, mała uliczka w Locorotondo może do złudzenia przypominać ścianę sporego pałacu.

Przepiękna brama wejściowa do Palazzo Morelli w Locorotondo w Apulii

Balkon Valle d’Itria | Locorotondo w Apulii

Locorotondo w Apulii, czyli na obcasie włoskiego buta, zostało wpisane na listę najpiękniejszych włoskich miasteczek. Widzieliśmy już ich kilka, ale Locorotondo wywarło na nas szczególnie silne wrażenie. Może to ten leniwy spokój popołudniowej siesty, intensywna biel budynków odcinająca się na tle błękitnego nieba, a może cichy gwar z kameralnych restauracji? w Locorotondo szczególnie zaskoczył nas… spokój. Nie wiedzieć czemu, ale spodziewaliśmy się, że miasteczko jest dość oblężone przez turystów, jak to ma miejsce w, bądź co bądź ,przepięknym Ostuni, a tym bardziej w pobliskim Alberobello. Zagłebie apulijskich domków trulli, tak charakterystycznych dla tego regionu, znajduje się tylko 9 kilometrów od Locorotondo. Co więcej, niektóre trulli możemy podziwiać już z ulic Locorotondo. Jak to możliwe? Locorotondo w Apulii, która jest dość płaskim regionem, położone jest na ponad 200 – metrowym wzgórzu. Dzięki temu z jego szczytów można podziwiać stosunkowo regularne kształty doliny Valle d’Itria, usianej unikatowymi trulli, winnicami oraz gajami oliwnymi. Z trasów widokowych można dostrzec nie tak znów daleki, majaczący na horyzoncie błekit Adriatyku. Z tego powodu Locorotondo nazywane jest balkonem Valle d’Itria.

Widok na dolicę Valle d;Itria w Locorotondo w Apulii
ocorotondo w Apulii to tak zwany Balkon doliny Valle d'Itria

Słodkie lenistwo | Locorotondo w Apulii

W Locorotondo dopadło nas słodkie lenistwo. Ta spokojna atmosfera, bzyczenie pszczół w powietrzu, zapach prania i kwiatów mieszający się z wonią dobywającą się z restauracji, subtelne promienie słońca na twarzach tak bardzo ukoiły nasze zmysły, że co chwilę przysiadaliśmy na schodkach, murkach, by siedzieć tak i w ciszy gapić się minutami przed siebie. W pewnym momencie wrócilismy do niewielkiego, pięknie położonego parku miejskiego, z którego rozpościera się panorama na dolinę Valle d’Itria. Położyliśmy się na jednej z ławek, słuchaliśmy włoskich rozmów, których nie rozumiemy, ale kochamy barwność włoskiego języka i łapaliśmy ostatnie promienie słońca przed powrotem do zimnej już Polski. To krótkie, błogie lenistwo było nam tak potrzebne po intensywnym zwiedzaniu Apulii. Znowu doceniliśmy włoski styl życia, włoskie jedzenie, wloską architekturę i poczuliśmy wdzięczność, że możemy być w tym miejscu, gdzie każdy mówi do Ciebie buongiorno.

Labirynt białych uliczek | Locorotondo w Apulii

Locorotondo zaskoczyło nas też swoim kształtem i rozmiarem. Miasteczko położone na wzgórzu jest niemal idealnie owalne, stąd też pochodzi jego nazwa. Locorotondo oznacza okrągłe miejsce. Mimo, że niewielkie, łatwo się zgubić w plątanie białych uliczek. Ten pięknie przyozdobiony labirynt aż się prosi o powolne spacery i cieszenie się włoskimi wakacjami. Chociaż takich miasteczek, jak Locorotondo, można w Apulii znaleźć całkiem sporo, warto tu wstąpić chociaż na godzinę lub dwie. To miejsce jest wprost stworzone do lenistwa, odpoczynku i cieszenia się włoskim klimatem.

Urocze sklepy przy uliczkach w Locorotondo w Apulii

W tym miasteczku nie ma może spektakularnych atrakcji, ale spacer po Locorotondo jest atrakcją samą w sobie, przyjemnością i najlepszym sposobem na zwiedzanie. W Locotorotondo z pewnością warto zobaczyć bramę wejściową do Palazzo Morelli, kościół della Madonna della Greca, kaplicę Spirito Santo, park miejski z tarasem widokowym, Porta Napoli, barokową katedrę św. Jerzego, kosciół San Nicolo z pięknymi freskami. Spójrzcie też w niebo – może zauważycie cummerse, czyli dość nietypowe dla tego regionu spiczaste dachy.

Jedna z najładniejszych ulic w Locorotondo w Apulii

Informacje praktyczne | Locorotondo w Apulii

Na ile i kiedy jechać do Locorotondo w Apulii? Locorotondo nie jest dużą miejscowością, w której znajdziecie oszałamiające zabytki. Leży jednak na tyle blisko najpopularniejszych apulijskich atrakcji, że szkoda by nie było wstąpić tu chociaż na chwilę. Tak naprawdę to w dwie godziny jesteście w stanie obejść każdą uliczkę centro storico, ale że Locorotondo jest wprost stworzone do leniuchowania, szkoda byłoby się śpieszyć – warto tu zabawić nieco dłużej, a zwiedzanie połączyć z wizytą w Alberobello. Kiedy jechać? O każdej porze roku. Z tym, że w sierpniu będzie najtłoczniej, z kolei zimą zabraknie tego pięknego kontrastu, jaki tworzą kolorowe kwiaty na tle białych ścian. Idealna pora to wiosna lub jesień. Pod koniec września temperatura w Locorotondo oscylowała między 25 a 30 stopni, a innych turystów spotkaliśmy niewielu.

W tej restauracji polecamy zjeść obiad lub kolację!

Gdzie zjeść w Locorotondo w Apulii? Możemy polecić restaurację Casa Pinto, której stoliki wystawione są na jednej z najpiękniejszych uliczek w mieście. Klimat, klimat i jeszcze raz klimat. A do tego bardzo dobre jedzenie i przystępne ceny (5-10 euro za pizzę). Ilość sera na pizzy była wprost przytłaczająca, ciężko było przejeść. Bardzo dobre, lokalne składniki, spory wybór i ciekawe połączenia smakowe. Do tego lokalne wino i przyjazna obsługa. Jedzenie otrzymaliśmy ledwie po kilku minutach. Możliwość płacenia kartą.

Gdzie zjeść w Locorotondo w Apulii? W Casa Pinto

Jak dojechać do Locorotondo w Apulii? W Locorotondo znajduje się stacja kolejowa, jednak jeszcze we wrześniu 2019 roku do miasteczka można było dojechać tylko autobusem (co w najbliższych miesiącach powinno ulec zmianie, gdy zakończy się remont torów). Do Locorotondo dojedzecie z Bari, Alberobello, Putignano, Martina Franca czy Monopoli. Trasę do miejscowości obsługuje przewoźnik FSE, chociaż co ciekawe, rozkłady jazdy można znaleźć też na stronie Trenitalia (oraz kupić bilety). Autobus z Bari jedzie około półtora godziny i nie ma też ich w ciągu dnia aż tak dużo. Od wczesnych godzin porannych do Locorotondo wyjeżdża około ośmiu autobusów (kierunek na Martina Franca). Bilet kosztuje 5 euro.

Jeden z kościołów w Locorotondo w Apulii

Weźcie pod uwagę, że autobusy jadą przez Alberobello i są zawsze obłożone, także może się zdarzyć, że zabraknie dla Was miejsca. Poza szczytem sezonu autobusy były zawsze pełne, część ludzi stała, a jeździliśmy na tej trasie kilkukrotnie. Bilety można kupić w automatach lub na stronie FSE i Trenitalia (zawsze korzystaliśmy ze strony Trenitalia, jest to łatwne, szybkie i intuicyjne). Biletów nie kupicie u kierowcy ani na 5 minut przed planowanym odjazdem przez internet. Przystanek autobusowy znajduje się zaraz po wyjściu z dworca od strony ulicy Giuseppe Capruzzi. Wystarczy przejść na drugą stronę ulicy i przejść kilkadziesiąt metrów na prawo – tam będzie oznakowana zatoczka, przy której zazwyczaj stoi dużo  ludzi i jeden czy dwa autobusy.

Kiedy tory zostaną oddane do użytku i do Locorotondo będzie można dojechać pociągiem, musicie znaleźć peron 11 należący do przewoźnika FSE. Nie jest on oznaczony, prowadzi do niego tylko korytarz z jednego z trzech przejść podziemnych pod peronami na dworcu centralnym. Jeśli będziecie podróżować pociągiem FSE po raz pierwszy, warto przyjść na stację wcześniej, by znaleźć wspomniany peron. Warto pytać o niego osoby pracujące na stacji. Tym samym autobusem/pociągiem dojedziecie z Bari do Alberobello oraz z Alberobello do Locorotondo (10-15 minut, 1,10 euro za bilet). Jeśli najpierw zwiedzacie Alberobello, to aby dojechać dalej do Locorotondo, musicie wsiąść do autobusu w tym samym miejscu, w którym wysiadaliście z autobusu z Bari. Do Loctorotondo dojedziecie też z Monopoli (ten sam przewoźnik, bilety po 1,80 euro), jednak autobusy na tej trasie kursują rzadko. Z przystanku autobusowego do centrum Locotorotondo jest bardzo blisko – trase i odległość można sprawdzić w Google Maps.

W porze siesty w Locorotondo w Apulii, ulice były niemal wyludnione

Trenitalia – https://www.trenitalia.com/

Fse – https://www.fseonline.it/

Gdzie spać, jak dolecieć? Spaliśmy w Bari, z racji tego, że to dobra baza wypadowa. Ale oczywiście można też takową sobie urządzić w Loctorotondo. Bez problemu znajdziecie noclegi na Booking.com czy Airbnb. Warto pomyśleć o tym z wyprzedzeniem, zwłaszcza, jeśli do Apulii wybieracie się w szczycie sezonu. Ze swojej strony możemy polecić Aprtamenty Bari Primo Piano – proste, czyste, z dobrze wyposażoną kuchnią, łazienką, balkonem, klimatyzacją, z rozsądnej cenie (8 dni, 1700 zł ze śniadaniem dla dwóch osób, rezerwowane na ostatnią chwilę), dogodna (choć nie najpiękniejsza) lokalizacja – blisko dworca, dzięki czemu w kilka minut mogliśmy złapać pociąg i ruszyć na zwiedzanie regionu.

Do Apulii lecieliśmy z Wrocławia (do Bari) liniamii Wizzair. Bilety na tej trasie potrafią być tanie, szczególnie gdy pomyślimy o tym wcześniej. Z rocznym wyprzedzeniem kupiliśmy je po 39 zł w jedną stronę. W wakacje i dni wolne/święta ceny z pewnością będą wyższe. Wizzair do Bari lata również z Gdańska, Krakowa, Katowic i Warszawy, jednakże w ciągu roku siatka połączeń się zmienia i okresowo na poszczególne sezony niektóre połączenia znikają. Na ten moment pewne są loty z Warszawy i Krakowa oraz z Gdańska od czerwca 2020 roku. Nie jest wiadomo jak potoczą się losy połaczenia z Wrocławia i Katowic, które na ten moment zostały zawieszone (ostatni lot z Wrocławia 26 października 2019). Z Krakowa wciąż lata do Bari Ryanair. Cały czas do Apulii można też dolecieć korzystając z połączenia Ryanaira Katowice – Brindisi.

Locorotondo w Apulii jest jedną z bardziej znanych miejscowości w regionie, jednak nie tak popularną jak Alberobello czy Polignano a Mare. Nie wiedzieć czemu mimo, że tak wiele osób już pisało o Locorotondo i wciąż pojawia się ono w wielu przewodnikach, miasteczko wciąż pozostaje poza głównym nurtem zainteresowania turystów. Owszem, są oni w miejscowości obecni, ale nie w takiej liczbie, jak w pobliskim Alberobello. Dzięki temu sielski klimat miasteczka pozwala na cieszenie się nim we względnym spokoju. To idealne miejsce na lenistwo i proste cieszenie się z włoskich przyjemności. Ujmujące, zadbane i eleganckie Locorotondo idealnie nadaje się na kilkugodzinne zwiedzanie, zwłaszcza po wizycie w tłocznym Alberobello. 

Magda

Jeśli szukacie innych informacji na temat Włoch, zajrzyjcie tutaj: