Hummus to danie pochodzące z Bliskiego Wschodu, które w Polsce wciąż zyskuje na popularności. Jest to pasta z ciecierzycy, którą można serwować na wiele sposobów, a także zabrać ze sobą w podróż lub do pracy. Nadaje się zarówno na imprezę, a także na sos czy składnik kanapek. Hummus ma wiele odmian i wiele zastosowań. Jak przyrządzić jego najbardziej podstawową wersję?
Hummus najbardziej kojarzy się z Izraelem, a także z Libanem. Choć generalnie jest to potrawa, którą może spróbować we wszystkich krajach Bliskiego Wschodu oraz Afryki północnej. Między wymienionymi wyżej krajami trwa „wojna” o to, skąd pochodzi i jak najlepiej przyrządzać hummus. Liban próbował zastrzec nazwę pasty i razem z pozostałymi arabskimi krajami protestował, że Izrael przywłaszczył sobie jej nazwę bezprawnie. Jak do tej pory najlepszy hummus jedliśmy w stolicy Jordanii, w Ammanie. Najczęściej podaje się go z falafelem, ale też jako smarowidło do pokrojonych w słupki warzyw, do pity czy jako pasta do kanapek. Jego głównym składnikiem jest ciecierzyca. To zdrowe i sycące danie, idealne na śniadania lub kolację. Warto przygotować wcześniej większą ilość pasty i wypróbować ją w różnych kombinacjach.
Hummus – składniki
Jedna puszka ciecierzycy
Przyprawa kumin rzymski, pieprz, sól, papryka w proszku
Kilka ząbków czosnku (wedle uznania, ja dodaję dużo)
5-6 łyżek pasty tahini
Garść orzeszków piniowych
Jedna łyżeczka soku z cytryny
Oliwa z oliwek
Hummus można podawać na wiele sposobów. Często urozmaica się go karmelizowaną cebulką, przyrumienionymi orzeszkami pini, chilli, pietruszkę, oliwki.
Wykonanie hummusu
Odsączoną ciecierzycę przełożyć do blendera. Nie wyrzucać zalewy z puszki, tylko dolać kilka łyżek do ciecierzycy. Miksować, a w międzyczasie dodawać oliwę, pastę tahni, wyciśnięty czosnek, sok z cytryny, przyprawy i pozostałą wodę z zalewy. Można dodawać jeszcze więcej wody, aż do momentu uzyskania gładkiej, w miare rzadkiej konsystencji. Można podawać z pokrojoną papryką, ogórkiem, jako pasta do chleba, do tortilli, z falafelem, oliwkami, z cebulką, mieloną papryką i z czym dusza zapragnie.
Smacznego, Magda!
Nasze pozostałe przepisy i przewodniki kulinarne znajdziecie tutaj.
Klimatyczne noclegi na Dolnym Śląsku mnożą się na grzyby po deszczu. Często mamy problem z wyborem – tak wiele fajnych miejscówek, a tak mało czasu. Dlatego poniższa lista będzie regulanie uzupełniana. Znajdziecie w niej obiekty, w których byliśmy osobiście i które możemy polecić zainteresowanym zwiedzaniem Dolnego Śląska.
Co istotne, nie sa to bezduszne hotele, nieprzyjemne gmaszyska czy sieciówki. Każdy z polecanych przez nas noclegów, to miejsce z duszą, wyróżniające się w jakiś spobób – czy to pysznym jedzeniem, czy to wyjątkowym wystrojem czy miłą obsługą lub rewelacyjną atmosferą – a najlepiej tym wszystkim po trochu. Zawsze staramy się urozmaicać nasze wyjazdy, dlatego znajdziecie tu różnorodne opcje. Jest coś dla rodzin, jest coś tylko dla dorosłych, są noclegi w mieście, jak i na totalnym odludziu. Ale wszystkie z nich łączy jedno – są wyjątkowe i nie do podrobienia. Do większości z nich można dojechać bez auta, transportem zbiorowym.
Siedlisko Sztuki | Klimatyczne noclegi na Dolnym Śląsku
Za co lubimy? Za wspaniały klimat, przestrzeń do twórczych działań, zdrowotne pościele, wegańskie śniadania, dobrą lokalizację, możliwość dojazdu bez auta, ciekawy wystrój i potężny ogród.
Informacje praktyczne – rezerwacja tylko przez Slowhop lub oficjalną stronę obiektu tutaj. Ceny różne w zależności od sezonu, generalnie zaczynają się od 240 zł za pokój dwuosobowy. Śniadania wegańskie, dodatkowo płatne. Miejsce tylko dla osób w wieku +16. Zwierzęta mile widziane. Dojazd z Jeleniej Góry do Dziwiszowa (przystanek Dziwiszów – Pawilon) autobusem miejskim nr 10. Do Jeleniej Góry najwygodniej pociągiem z większoścu dużych miast w całej Polsce. Więcej o Siedlisku przeczytacie tutaj.
Idealne dla… osób, które muszą pracować zdalnie, dla szukających weny lub wytchnienia i bliskości natury, dla przyjaciółek (lub grupy przyjaciół), które wyjeżdżają na weekend bez dzieci, chcą nacieszyć się babskim gronem, chcą trochę poczarować lub zająć się czymś twórczym.
Siedlisko Sztuki to butikowa agroturystyka tylko dla dorosłych, znajdująca się tuż pod Jelenią Górą – czyli jest świetną bazą wypadową na zwiedzanie Karkonoszy, Krainy Wygasłych Wulkanów, Rudaw Janowickich, Kolorowych Jeziorek czy Szlaku Pałaców i Ogrodów. Siedlisko Sztuki stworzono w drewnianym, prawie 200-letnim domu, który otacza 15 hektarów otwartego terenu z lasem, polami, hamakami i miejscem na ognisko. W stodole znajdziecie saunę i pracownię artystyczną, w której organizowane są przeróżne warsztaty. Rustykalne pokoje urządzone są w wygodny sposób. Na uwagę zasługują bardzo wygodne łóżka i zdrowotne pościele z lnu i gryki.
Śniadania to istna uczta dla podniebienia i festiwal kolorów oraz smaków. Wegańskie smakołyki, takie jak pasty, świeże warzywa i owoce, lokalne sery, sałatki, jajka od sąsiada i najlepsze na świecie racuchy jabłkowe gwarantują przyjemne rozpoczęcie dnia. W dzbankach na stołach w przytulnej jadalni lądują świeże zioła zebrane z samego rana.
Siedlisko Sztuki ukryte jest między drzewami i wzgórzami, otoczone zielonym ogrodem i gęstym lasem. Dzięki temu wydaje się zakątkiem odludnym i tajemniczym, a przy tym ciepłym i gościnnym, do którego chce się wracać.
Pani Renata, właścicielka, tchnęła w to miejsce życie i stworzyła miejsce z duszą. Nie hotel, nawet nie agroturystykę, a oazę spokoju oraz kameralny, przytulny dom. Idealne miejsce na wypoczynek, a także na pracę zdalną czy jakiekolwiek inną twórczość. Gdybym miała zorganizować gdzieś warsztaty albo zlot czarownic, to tylko w Siedlisku Sztuki. Jeśli chodzi o najbardziej klimatyczne noclegi na Dolnym Śląsku, to Siedlisko Sztuki dosłownie dyskwalifikuje wszystkie inne miejsca. Tutaj klimat czuje się od razu, jeszcze przed przekroczeniem progów domu.
Villa Greta | Klimatyczne noclegi na Dolnym Śląsku
Za co lubimy? Za luźną, rodzinną atmosferę, za wygodne pokoje, za rewelacyjną kuchnię, dobrą lokalizację, przemiłych właścicieli, tradycyjny wystrój, ogromny ogród i okoliczne atrakcje, za spokój.
Informacje praktyczne – dojazd do Dobkowa tylko własnym autem lub po wcześniejszym uzgodnieniu z właścicielami Grety, dodatkowo płatny transfer ze stacji kolejowej w Janowicach Wielkich (pociąg z Wrocławia, Warszawy, Jeleniej Góry itd.). Miejsce w sam raz na wakacje z dziećmi. Na miejscu kuchnia z tradycyjnymi potrawami. Rezerwacja przez Booking, Slowhop lub oficjalną stronę tutaj. Ceny zależą od sezonu, zaczynają się od 190 zł za pokój dwuosobowy. Więcej na temat Villi Greta przeczytacie w naszym artykule tutaj.
Idealne dla… rodzin z dziećmi oraz dla osób szukających doskonałej kuchni i wytchnienia od miasta.
Villa Greta do wiekowy folwark pełen śmiechu i smakowitych zapachów unoszących się z kuchni. Miejsce z historią i tradycją, stworzone z zamiłowaniem do natury. To także dom przyjazny dzieciom, które w ogrodzie znajdą multum atrakcji – tyrolkę, zjeżdżalnie, labirynty i piaskownice. Folwark otaczają rozległe pola i łąki, a także stary sad z miejscem na grilla i ognisko.
W starej stodole można schronić się przed słońcem, a w restauracji próbować przepysznej, regionalnej kuchni. Wszystkie składaniki pochodzą od lokalnych dostawców, z ogródka lub od sąsiadów. Polecamy zwłaszcza rewelacyjne gołąbki oraz placki ziemniaczane. I sernik. I w ogóle wszystko! Rano serwowane są urozmaicone śniadania, a w ciągu dnia można sięgnąć po piwo z lokalnego browaru.
Pokoje urządzone są w rustykalnym stylu, zdobią je stare obrazy, zdjęcia i antyki. Wnętrza okazały się wygodne i przytulne. Villa Greta znajduje się w niewielkiej wiosce na Pogórzu Kaczawskim, w Dobkowie. W okolicy można odkryć wiele atrakcji, m.in. Szlak Wygasłych Wulkanów, zamki, Muzeum Ekorzemiosła w samym Dobkowie, punkty widokowe na licznych szczytach i wieżach (np. Dłużek, Gozdno, Okole). Fantastyczne miejsce na wypoczynek zdala od miasta i codzienności, można się poczuć jak na wakacjach na wsi u babci.
Pro Harmonia | Klimatyczne noclegi na Dolnym Śląsku
Za co lubimy?– za przytulność, okazałe wnętrza, wygodę, strefę SPA, bardzo dobrą restaurację i piękne położenie
Informacje praktyczne – rezerwacje przez Booking lub na tej stronie. Lokalizacja w Lądku Zdrój, blisko centrum, ale na uboczu. Do Lądka można dojechać autobusami w Kłodzka. Piękny pokój z tarasem i pysznym śniadaniem dla dwóch osób za dobę kosztował 304 zł.
Idealne dla... szukających komfortu i wypoczynku, strefy SPA, także dobre miejsce na romantyczny weekend we dwoje lub wyjazd z koleżankami.
Pobyt w tym hotelu okazał się o tyle wyjątkowy, że byliśmy jedynymi gośćmi. Pro Harmonia nas zachwyciła, mimo że nie jesteśmy największymi fanami hoteli o tak klasycznym wystroju. W tym obiekcie wszystko od a do z przypadło nam do gustu. Przepiękne położenie z widokiem na Góry Złote i Lądek Zdrój, komfortowe pokoje – każdy w innym stylu, elegancko urządzone wnętrza, rewelacyjna kuchnia, miła obsługa czy SPA.
Design, taki jak w Pro Harmonii, między sobą nazywamy „królewskim”. Miękkie dywany, gobeliny, potężne sale, wytworne salony i bogato zdobione pokoje tym razem nas nie przytłoczyły, a sprawiły, że czuliśmy się tam wyjątkowe przytulnie. Skorzystaliśmy ze strefy SPA (między innymi z sauny i „masażu” przy dźwiękach gongów), a także z restauracji. W obu przypadkach byliśmy bardzo zadowoleni.
Chociaż spędziliśmy w Lądku Zdrój niecałe dwa dni, to wypoczęliśmy tam jak nigdy dotąd. Było nam tam tak przyjemnie i błogo, że najchętniej spędzilibyśmy w tych ciepłych wnetrzach całą zimę.
Karczma Zagłoba | Klimatyczne noclegi na Dolnym Śląsku
Za co lubimy? Za przekochaną obsługę, za świetną lokalizację, za duże i wygodne pokoje, za staropolski wystrój i pyszne jedzenie.
Informacje praktyczne – rezerwacje przez Booking. Lokalizacja w centrum Świdnicy, do której można dojechać pociągiem np. z Wrocławia. Za ogromny pokój dla dwóch osób (de facto apartament dwupokojowy) ze śniadaniem płaciliśmy 260 zł. Śniadania już wliczone w cenę. Strona hotelu tutaj.
Idealne dla… większych grup, dla znajomych, dla rodzin, dla lubiących ciekawy wystrój, dla osób szukających miejsca z domową atmosferą, generalnie dla wszystkich.
Nocleg w Karczmie Zagłoba w Świdnicy przerósł nasze oczekiwania. Nie oczekiwaliśmy niczego specjalnego, a wyjechaliśmy stamtąd oczarowani. Ciężko stwierdzić, czego to głównie zasługa – czy doskonałego jedzenia (ach, te pierogi), przemiłej obsługi, ciekawego wystroju, wygodnych pokoi? Pewnie tego wszystkiego!
Karczma stylizowana jest na szlachecko-biesiadną modłę, co czyni ją bardzo ciepłą i przytulną. Zadbano o wszystkie elementy, by wnętrza oddawały ducha dawnych polskich karczm na kresach wschodnich. Meble zostały wykonane przez profesora z krakowskiej ASP, a stroje dla przyjaznej obsługi zaprojektował mistrz garderobiany Teatru Polskiego we Wrocławiu, który stworzył też stroje do filmu Ogniem i Mieczem. Dbałość o detale w Zagłobie jest imponująca!
Karczma może poszczycić się bardzo długą historią. Nie jest to obiekt nowy, bo w budynku zajazd funkcjonował już w XVII wieku. Od tamtej pory mury te nie zmieniły swojego przeznaczenia. Karczma zdobyła mnóstwo nagród i pozytywnych recenzji, a także gościła z swych progach wielu znanych gości, między innymi Daniela Olbrychskiego czy Marylę Rodowicz.
Pokoje są przestronne, wygodne, bardzo czyste. Na miejscu czekały na nas płyny do dezynfekcji, ręczniki, cukierki, kosmetyki w łazience, kawa, herbata, suszarka do włosów itd. Bardzo podobał nam się wystrój oraz ogromne i komfortowe łóżko. W Świdnicy i okolicach znajduje się wiele ciekawych atrakcji, także jeżeli szukacie bazy wypadowej, to koniecznie sprawdźcie Zagłobę!
Złoty Jar | Klimatyczne noclegi na Dolnym Śląsku
Za co lubimy? Za przepiękny budynek, pyszne śniadania, wygodne łóżka, cudownych właścicieli, klimat i przytulny wystrój.
Informacje praktyczne –Złoty Jar znaduje się w Złotym Stoku. Rezerwacje tylko przez Slowhop. Za noc dla dwóch osób ze śniadaniem płaciliśmy 170 zł. Strona pensjonatu tutaj.
Dla kogo?Dla wszystkich, serio. Każdy powinien być zadowolony – rodziny, pary, grupki znajomych, starsi i młodsi. A przede wszystkim ci, co chcą uciec na koniec świata.
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam na zdjęciach Złoty Jar wiedziałam, że choćby nie wiem co, muszę tam pojechać. Gdy na miejscu zorientowałam się jeszcze, że właścicielką obiektu jest pani Małgosia Szumska, na której prelekcji podróżniczej kilka lat wstecz ryczałam jak bóbr, byłam już totalnie wniebowzięta. To jest absolutnie najpiękniejsze dom na Dolnym Śląsku. Dom, bo hotelem tego miejsca nie można nazwać.
Choć położony w głębi lasu i dość blisko Złotego Stoku, to wydaje się być położony na końcu świata – ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Oszklona weranda otaczająca dom sprawia wrażenie, że całość zbudowana jest tylko z okien. Wnętrze zachwyca wystrojem – połączenie klimatów rustykalnych z boho oraz ze stylem babcinego domem na wsi. Do tego piękne oświetlenie, świece w każdym kącie, wygodne fotele, obrazy i kwiaty… no klimat jak się patrzy. Wrażenie robi niesamowita dbałość o szczegóły, w Złotym Jarze wszystko do siebie pasuje.
Śniadanie okazało się wyjątkowo smaczne i urozmaicone. Nasz pokój – choć niewielki i prosty – był przytulny, ciepły, a łóżko tak wygodne, że nie pamiętamy kiedy ostatni raz się tak dobrze wyspaliśmy. Złoty Jar to absolutnie magiczne miejsce, do którego na pewno niedługo wrócimy. Jest tam tak swojsko, przytulnie, ciepło i domowo, że ciężko pogodzić się z myślą o wyjeździe. Jak raz pojedziecie, to wpadniecie jak śliwka w kompot i będziecie chcieli wrócić. Żeby nie było, że nie ostrzegaliśmy!
Willa Lawenda | Klimatyczne noclegi na Dolnym Śląsku
Za co lubimy? Za spokój, kameralność, estetyczne i zadbane wnętrza, za lokalizację, klimat i dobre śniadania.
Informacje praktyczne – rezerwacje przez Slowhop, na oficjalnej stronie tutaj lub przez Booking. Dojazd do Kudowy-Zdrój pociągiem z Wrocławia przez Kłodzko. Dojście z dworca PKP do pensjonatu zajmuje około pół godziny. Za pokój dwuosobowy ze śniadaniem płaciliśmy 180 zł. Śniadania wliczone w cenę.
Idealne dla… szukających kameralnego, porządnego, prostego i wygodnego pensjonatu blisko gór.
To taki typowy, dość elegancki pensjonat. Pokoje duże, wygodne, dobrze wyposażone. Urządzone w przyjemnym dla oka stylu. Przepiękny budynek z odnowioną elewacją, drewniane balkony, duży ogród z miejscami do zabawy dla dzieci.
Bardzo miła obsługa, obfite i smaczne śniadania (ale raczej takie typowe kontynentalne, nie tak wymyślne jak np. w Grecie lub Siedlisku Sztuki). Lawenda położona jest w centrum Kudowy Zdrój, jednak na ustronnej, zielonej uliczce. Doskonała baza wypadowa do zwiedzania okolicy i wycieczek w Góry Stołowe. Podobał nam się ten kwiatowy, francusko-rustykalny wystrój wnętrz.
Dwa minusy – brak kosmetyków w łazience (w tym wypadku spodziewałam się, że na miejscu znajdziemy żel pod prysznic lub/i szampon, więc nie zabrałam ich z domu) i zepsuta słuchawka pod prysznicem. Ale generalnie Willa Lawenda to bardzo przyjemne, komfortowe miejsce. Mimo że leży w centrum Kudowy-Zdrój, sprawia wrażenie kameralnego miejsca, w którym można odpocząć po intensywnym dniu w górach.
Pałac Łomnica | Klimatyczne noclegi na Dolnym Śląsku
Za co lubimy? Rewelacyjny klimat, możliwość spania w barokowym pałacu, świetna lokalizacja, doskonała obsługa, wygodne i dobrze wyposażone pokoje, bardzo dobre restauracje, oryginalność
Informacje praktyczne – Rezerwacje przez Booking. Dojazd autobusem miejskim z Jeleniej Góry lub pociągiem do Wojanowa i półgodzinny spacer do pałacu. Śniadania wliczone w cenę. Za duży i bardzo wygodny pokój dwuosobowy z ogromnym tarasem płaciliśmy 280 zł. Więcej informacji i zdjęć z pałacu znajdziecie na oficjalnej stronie pałacu tutaj oraz w naszym artykule tutaj
Idealne dla… wszystkich! Dla rodzin z dziećmi, na romantyczny weekend dla pary, dla większych grup zorganizowanych, dla seniorów. Cały kompleks jest na tyle duży, że każdy powinien znaleźć dla siebie trochę miejsca.
Jeśli chcielibyście chociaż na jeden dzień zamienić blokowe ściany na pałacowe pokoje, to powinniście postawić na Łomnicę. Owszem, pałacowych hoteli w Polsce jest co nie miara, ale Łomnica wyróżnia się znacząco na tle pozostałych. Została w piękny sposób odrestaurowana, a na terenie kompleksu pałacowego znajdują się dwie restauracje (z czego jedna w stodole), świetnie wyposażony sklep folwarczny z regionalnymi produktami, sklep lniany, stara kuźnia, ogromny i zielony park, a także bardzo ciekawe i zaskakująco duże muzeum z wystawą przedstawiającą historię trzech wieków życia w pałacu.
Pałac Łomnica należy do dolnośląskiego Szlaku Pałaców i Ogrodów, w którego skład wchodzi wiele pałaców – hoteli. Dlaczego więc zdecydowaliśmy się akurat na Łomnicę? Właśnie dlatego, że Łomnica jest otwarta dla wszystkich i ciągle tętni w niej życie. Za każdym razem gdy odwiedzamy miejscowość, to dzieje się w niej coś ciekawego. Możliwość wzięcia udziału w jarmarkach, wystawach, wydarzeniach artystycznych i warsztatach czy zrobienia zakupów w pięknie urządzonych sklepach bardzo urozmaica pobyt.
Pałac Łomnica nie jest drogim, ekskluzywnym hotelem (chociaż niczego mu nie brakuje!) i każdy powinien czuć się w nim dobrze. Poza tym, w Łomnicy można zarezerwować świetne (i często lepsze) pokoje w stosunkowo niewysokich cenach – porównując do hoteli w pobliskich pałacach, np. w Wojanowie czy bardzo drogich Karpnikach. Do Łomnicy można dojechać transportem zbiorowym i jest to świetna baza wypadowa na zwiedzanie Kotliny Jeleniogórskiej, Karkonoszy i Rudaw Janowickich. Nasz pokój był tak czysty i zadbany, że przeszedłby test czystości nawet najbardziej skrupulatnej pani domu. Był też bardzo dobrze wyposażony, wygodny i nowoczesny. Spaliśmy w nowszym budynku, a w starszej części pałacowego kompleksu, czyli m.in. w Domu Wdowy, pokoje mają bardziej staromodny i romantyczny wystrój.
Fregata | Klimatyczne noclegi na Dolnym Śląsku
Lubimy za przepiękne położenie, klimat, ciekawy budynek i wystrój wnętrz, za dobre jedzenie oraz dostęp do jeziora oraz bliskość gór.
Informacje praktyczne – Rezerwacje przez Booking. Pokoje dwuosobowe ze śniadaniem od 280 zł za noc. Dojazd najlepiej pociągiem z Wrocławia do Świdnicy, stamtąd autobusem miejskim nr 30 do Lubachowa i dalej spacerem do Fregaty. Albo pociągiem do Wałbrzycha, stamtąd autobus do Zagórza Śląskiego i dalej również spacerem. Na miejscu dostęny darmowy parking. Strona pensjonatu tutaj.
Idealne dla… pary chcącej spędzić romantyczny weekend w ustronnym miejscu.
Tutaj przede wszystkim wygrywa lokalizacja – przepiękny, staromodny dom położony nad jeziorem w otoczeniu niewysokich gór. To jest tak malowniczy obrazek, na który można gapić się godzinami. Mega widokowe miejsce, aż trudno uwierzyć, że taki nocleg można znaleźć w Polsce. Do tego wnętrza urządzone są w ciekawym, artystycznym stylu. Na miejscu znajdziecie niezłą restaurację (chociaż Aperol za 30 zł i kelnerki z kijem tam, gdzie nie powinny go mieć, trochę zepsuły ogólnie dobre wrażanie z pobytu), duży taras, wypożyczajnię kajaków, podwórko przystosowane dla dzieci. Poduchy i jaccuzzi na tarasie.
Ten butikowy pensjonat ma nieco wakacyjny, nawet trochę nadmorski klimat. Wnętrza części współnych charakteryzuje przyjemny, artystyczny nieład. W okolicy sporo atrakcji, na przykład zapora na jeziorze, Zamek Grodno czy Świdnica, no i oczywiście liczne szlaki w Górach Sowich. Miejsce mocno oblegane, warto pomyśleć o rezerwacji z wyprzedzeniem.
W weekendy jest dość tłoczno, ale generalnie to bardzo spokojne, ustronny obiekt, zwłaszcza poza sezonem. Przepiękne pokoje – wygodne, nowoczesne, kolorowe i ciekawie urządzone. Na miejscu giełda staroci i wyprzedaż mebli oraz materiałów dekoracyjnych. Bardzo polecamy przepyszne desery!
Villa Polanica | Klimatyczne noclegi na Dolnym Śląsku
Za co lubimy? Za prostą elegancję, wygodę, strefę SPA, dobrą restaurację, piękne położenie i ciekawy wystrój.
Informacje praktyczne – Villa Polanica znajduje się w centrum Polanicy Zdrój. Pokój w hotelu można zarezerwować przez Booking lub na stronie hotelu. Za noc ze śniadaniem płaciliśmy 275 zł. Strona obiektu tutaj. Do Polanicy Zdrój można dojechać pociągiem z Wrocławia.
Dla kogo? Dla szukających dobrej kuchni oraz wysokiego standardu i wygody w pięknej okolicy.
Takie klimaty uwielbiam – jest wygoda, jest prostota, jest elegancja i lekki, niewymuszony styl. Ten czterogiwazdkowy pensjonat w Polanicy Zdrój wszedł na listę naszych ulubionych klimatycznych noclegów na Dolnym Śląsku zaraz po przekroczeniu jego progów.
Komfortowe pokoje i wygodne łóżka, jasne wnętrza, ściany ozdobione ciekawymi obrazami, przyjemne zaułki, oferta SPA, dobra restauracja, smaczne śniadania. Do tego piękna lokalizacja, no i sam budynek, w którym znajduje się Villa Polanica, robi wrażenie. Piękna, sporych rozmiarów willa o jasnych ścianach, donicach pełnych kwiatów i bogatemu oświetleniu sprawia wrażenie miejsca przyjaznego, gościnnego, w którym chce się spędzić więce czasu.
A jakie są Waszym zdaniem najlepsze klimatyczne noclegi na Dolnym Śląsku?
Pałac Łomnica jest doskonałym przykładem tego, że ze zrujnowanego, wiekowego budynku, można zrobić centrum turystyczno-kulturalne i nadać zabytkowi nowe życie. Chiałoby się, aby każdy dolnośląski pałac (a jest ich wiele!), spotkał taki sam los, jak ten w Łomnicy. Aby ktoś o nie zadbał, zaopiekował się nimi. By niegdyś ujmujące, a obecnie raczej straszące pozostałości dawnych czasów, odzyskały swój blask. Pałac Łomnica może tylko świecić za przykład.
Drugie życie pałacu | Pałac Łomnica
Mimo że pałac Łomnica dosłownie sypał się jak domek z kart, w 1980 roku konserwator zabytków nie wydał zgody na jego rozbiórkę. Na nasze szczęście! Ruina dotrwała do zmian ustrojowych i doczekała się remontu z prawdziwego zdarzenia – odnowiono stropy, położono dach, wyczyszczono ze śmieci park i otaczające pałac tereny. Wszystko to dzięki niemieckiemu małżeństwu, Ulrichowi von Küster (wnukowi ostatniej przedwojennej właścicielki majątku) oraz Elisabeth Freiin Ebner. Para wykupiła pałac i latami doprowadzała do stanu świetności przy pomocy polskich i niemieckich darczyńców, fundacji i organizacji. Małżeństwu udało się stworzyć miejsce klimatyczne, malownicze, w którym aż chce spędzać się czas. I mimo, że Łomnica to niewielka miejcowość gdzieś na południu Polski, to za każdą naszą wizytą, panuje w niej ruch jak w mrowisku. Turyści przyjeżdżają, odbywają się jarmarki, wystawy, a muzeum i restauracje są pełne gości.
Jak wygląda kompleks pałacowy? | Pałac Łomnica
Pałac Łomnica jest świetnym przykładem architektury dawnego majątku wiejskiego. Na miejscu łatwo sobie wyobrazić, jak mogło wyglądać tu życie w poprzednich wiekach. Zadanie ułatwia świetne muzeum stworzone w głównym, barokowym pałacu. Pierwsze wzmianki o Łomnicy pochodzą już z XIV wieku, jednak z tamtych czasów nie zachowało się zbyt wiele. Obecny pałac jest wynikiem XVII-wiecznej budowy, prowadzonej na zlecenie właścicieli majątku, baronowskiej rodziny de Thomagnini. Kolejni właściciele przebudowali pałac w stylu klasycystycznym. W głównym pałacu na parterze można podziwiac zachowane do naszych czasów malarstwo ścienne. Żółte elewacje Pałacu i klasycystycznego Domu Wdowy ukryte są w rozległym, 9-hektaorwym parku. Po drugiej stronie drogi znajujdą się pozostałe zabudowania folwarczne, takie jak stara kuźnia czy stodoła, w której serwowane są śniadania.
Hotel | Pałac Łomnica
W Łomnicy podoba nam się fakt, że miejscowość tętni życiem. Pałac nie jest tylko budynkiem wykorzystywanym dla administracyjnych, nie jest zamknięty dla zainteresowanych historią turystów, nie jest też nudnym, zwyczajnym hotelem. Cała przestrzeń w i wokoł pałacu jest jakoś zagospodarowana. Można znaleźć miejsca spokojne, ustronne i ciche, które idealnie nadają się na odpoczynek na kocu, lekturę, drzemkę w słońcu. A można też biesiadować całą rodziną w folwarczej restauracji, można zwiedzać wnętrze niezwykłego pałacu, bawić się na cyklicznych jarmarkach i innych wydarzeniach czy robić zakupy w lokalnych sklepach z lnem, przetworami i ceramiką.
Klimat jak sprzed wieków | Pałac Łomnica
To bardzo fajna sprawa, że pałac jest na wyciągnięcie ręki, otwarty dla wszystkich. Każdy może przyjechać do Łomnicy i poczuć się jak w XVIII-wiecznym folwarku, użyć wyobraźni i zakosztować życia w barokowym pałacu. Mimo, że cały kompleks jest dość rozległy, to czuliśmy się tam przytulnie. Pałac Łomnica, choćby mógł się kreować na wytworny, elegancki hotel, ujął nas swym brakiem zadęcia. Obsługa hotelu (przemiła!!!), świetne restauracje, ozdobne sale nie sprawiają, że gość czuje się tym wszystkim przytłoczony – wręcz przeciwnie. Mimo że to pałac, można poczuć się jak na wakacjach na wsi, u babci.
Pałac Łomnica łączy klasę i elegancję z wygodą, swojskością, szanując przy okazji historię i tradycje. Miks tych wszystkich rzeczy daje wyjątkowy rezultat. Każdy powinien czuć się tu dobrze – i para wybierająca się na romantyczny weekend, i całe rodziny z dziećmi, większe grupy znajomych, osoby podróżujące w sprawach biznesowych, starsze osoby również. Na plus zasługuje fakt, że w restauracjach stara się przygotowywać dania w oparciu o regionalne smaki. Jest dobrze, jest swojsko, jest magicznie.
Muzeum, Folwark, Jarmarki | Pałac Łomnica
W głównym budynku znajdziecie muzeum wnętrz, prezentujące trzy wieki życia w pałacu. Byliśmy zaskoczeni wielkością muzeum i różnorodnością wystaw. W pałacu udało się zgromadzić liczne meble, antyki, obrazy, porcelanę wykorzystywane w poprzednich wiekach.
Odnowiony folwark tętni życiem, często odbywają się na nim jarmarki. Na terenie folwarku funkcjonuje sklep z regionalnymi produktami, takimi jak miody, ceramika bolesławiecka, książki i przewodniki, pierniki, przetwory.
W kuchni położonej tuż obok odbywaja się warsztaty kulinarne, z kolei w sklepie lnianym można zaopatrzyć się w poszwy, obrusy, ubrania wykonane z tego materiału. Za każdym razem, gdy odwiedzaliśmy Łomnicę – a robiliśmy to wieolokrotnie – w miejscowości zawsze coś się działo. Ile jest w naszym kraju wiosek, które wydają się wymarłe, w których nie dzieje się absolutnie nic? Łomnica tętni życiem, rozwija się, przyciąga ludzi. Nie jest tylko podupadającą miejscowścią, a sam pałac ruiną, szkołą lub budynkiem administracyjnym. W tym gościnnym obiekcie każdy jest mile widzianym gościem.
Atrakcje w okolicy i baza wypadowa | Pałac Łomnica
Łomnica jest świetną bazą wypadową na zwiedzanie okolicy. Znajduje się u bram do Rudawskiego Parku Krajobrazowego, blisko Zamku Bolczów, popularnych Kolorowych Jeziorek czy szczytów w niewysokich Rudawach Janowickich. Na rzece Bóbr oddzielającej Łomnicę od miejscowości Wojanów, organizowane są spływy kajakowe. Łomnica należy do Szlaku Pałaców i Ogrodów – w jej okolicy można zwiedzać inne, zabytkowe pałace (Wojanów, Karpniki, Staniszów, Mysłakowice). W odległości niedługich wycieczek rowerowych, mamy możliwość zwiedzania innych przyrodniczych atrakcji, takich jak Rezerwat Przyrody w Bukowcu, Stawy Podgórzyńskie czy Karkonosze.
W pobliskich Mysłakowicach można podziwiać Domy Tyrolskie, w Jeleniej Górze muzea i szlak prowadzący wzdłuż rzeki Bóbr przez Jezioro Modre do Wieży Rycerskiej w Siedlęcinie, a w pobliskich Kowarach odbyć wycieczkę do dawnych kopalni. Jest Park Miniatur w Kowarach, jest Wodospad Szklarki, jest Western City, Zamek Chojnik czy tajemnicza miejscowość Miedzianka wraz z nowoczesnym browarem – słowem, nie można się nudzić!
Informacje praktyczne | Pałac Łomnica
Dojazd – Łomnica położona jest 5 kilometrów od Jeleniej Góry, z której dojedżają autobusy miejskie numer 3 i 11. Co więcej, w pobliskim Wojanowie zatrzymują się pociągi Kolei Dolnośląskich relacji Wrocław – Jelenia Góra – Szklarska Poręba, więc stacja kolejowa znajduje się w zasięgu półgodzinnego spaceru.
TIP: Koleje Dolnośląskie oferują stałą promocję w postaci biletu „Weekend z KD”, w ramach którego przez cały weekend można korzystać z połączeń tego przewoźnika bez ograniczeń. Taki bilet kosztuje 39 zł.
Wyżywienie – śniadania są wliczone w cenę. Serwuje się je w starej folwarcznej stodole. Na nasze śniadanie składały się warzywa, sezonowe owoce, wędliny, sery, twarogi, jajka, sok, kawa, musli, jogurty. Wszystko okazało się świeże i smaczne. Na terenie całego kompleksu znajdują się dwie świetne restauracje. Również w pobliskich pałacach, między innymi w Wojanowie, w Staniszowie i Karpnikach, działają pałacowe restauracje. Jadłam kilkukrotnie w każdej z nich i zawsze było pysznie, elegancko, i jak na taką jakość wcale niedrogo.
Pokoje – część pokoi znajduje się w niewielkim, romantycznym Domu Wdowy i te pokoje są urządzone w eleganckim, staromodnym stylu. Pozostałe pokoje znajdują się w części folwarcznej, m.in. w Domu Ogrodnika i w nowiutkim, oddanym niedawno do użytku budynku. Spaliśmy właśnie w nim – nasz pokój był urządzony nowocześnie i okazał się wyjątkowo wygodny, czysty i przestronny, z ogromnym balkonem, łazienką. Bardzo w nim wypoczęliśmy.
Rezerwacje i ceny – moża robić na stronie Booking.com lub na oficjalnej stronie pałacu tutaj. Za noc dla dwóch osób w pokoju z balkonem i ze śniadaniem płaciliśmy 290 zł.
Muzeum i folwark – czynne w sezonie między 10:00 a 18:00, poza sezonem do 17:00. Bilet normalny kosztuje 24 zł, szkolny 9 zł, ulgowy (studenci, emeryci) – 19 zł. Chociaż strona pałacu podaje, że muzeum czynne jest od 10:00, podczas naszej wizyty otworzono je o godzinie 11:00, więc warto mieć to na uwadze planując zwiedzanie. Sklepy folwarczne czynne są krócej, bo tylko od godziny 12:00 do 15:00/17:00, w zależności od dnia.
Ideą funkcjonowania pałacu jest „stworzenie miejsca, gdzie kultura, historia, natura i autentyczność stanowią jedność z człowiekiem, z ludźmi, którzy nas odwiedzają, którzy tu żyją i pracują” – i wydaje nam się, że cel ten udało się osiągnąć. Łomnica właśnie taka jest – gościnna, przyjazna, kolorowa, blisko natury i historii, sprzyjająca relaksowi. Idealna na weekendowy wyjazd.
Magda
Jeżeli szukacie innych klimatycznych noclegów na Dolnym Śląsku, przeczytajcie tutaj o Villi Greta oraz tutaj o Siedlisku Sztuki.
Siedlisko Sztuki to butikowa agroturystyka dla dorosłych znajdująca się w prawie 200-letnim domu i stodole. Według właścicielki, pani Renaty, miało być miejscem, które wszyscy pokochają tak jak ona. I to zadanie udało się wykonać wzorowo, bo zakochaliśmy się w Siedlisku od pierwszego wejrzenia, jeszcze zanim przekroczyliśmy jego progi. Co sprawia, że ta agroturystyka jest tak magiczna?
Wystarczył jedno spojrzenie. Na ogród, drzewa, obrośnięte bluszczem budynki, zielone okiennice i ciepłe światła, które migały do nas podczas szarego, deszczowego wieczora. Przepadliśmy bez reszty, zanim weszliśmy do Siedliska. Zupełnie się tego nie spodziewaliśmy. Bo na żywo to miejsce prezentuje się jeszcze lepiej, niż na zdjęciach.
Bo zdjęcia nie oddają tego klimatu. Nie oddają zaangażowania i pasji osób, które tworzą Siedlisko Sztuki. Nie oddają zapachu śniadania unoszącego się wczesnym rankiem z kuchni. Nie oddają dźwięku skrzypiących podłóg i schodów. I tej domowej atmosfery. W Siedlisku Sztuki zachwyciło nas absolutnie wszystko – od drewnianych belek, przez kwiaty w okiennicach, po ogromną przestrzeń otaczającą ciepły dom.
Tu dzieje się magia | Siedlisko Sztuki
Siedlisko Sztuki to takie miejsce, w którym można odetchnąć pełną piersią. Drewniany dom otaczają strare i potężne drzewa, szerokie połacie łąk, gęste lasy, ogród. Przez cały pobyt tam odnosiłam wrażenie, że ktoś włamał się do mojej głowy, skradł moje marzenia o uroczym domku z ogromnym ogrodem i je urzeczywistnił. Po przekroczeniu bramy do Siedliska Sztuki czuliśmy się jak w innym, zaczarowanym świecie.
Nie wiemy czy to kwestia pięknego wystroju wnętrz, czy rozległego ogrodu, czy tych wszystkich detali, kwiatów, hamaków w ogrodzie, czy może spokoju, jakim emanuje to miejsce – ale od samego początku wydało nam się ono magiczne i tajemnicze. I odizolowane. Jakby cały świat nie istniał. Po pochmurnym i szarym dniu z największą przyjemnością wracało się do ciepłego, oświetlonego Siedliska. Gdybym miała zorganizować zlot czarownic, to tylko tutaj.
Przestrzeń | Siedlisko Sztuki
Siedlisko Sztuki pokochaliśmy za przestrzeń (15 hektatów!). Dom otaczają lasy, łąki, pola i wzgórza. Siedlisko ukryte jest za drzewami, tak blisko miasta, a zarazem tak od niego odcięte. W ogrodzie można odpoczywać z książką w hamaku, na huśtawkach, ławeczkach, przy ognisku. Można spacerować po lesie i ukwieconej łące. Można wejść na niewielkie wzgórze i podziwiać szeroką panoramę Karkonoszy i Kotliny Jeleniogórskiej.
Na wzgórzu ustawiono kilka ławeczek i stolików, by móc w spokoju i wygodzie podziwać widoki. Po łąkach biegają sarny, a w koronach drzew ptaki śpiewają jak szalone. Ukwiecona łąka zroszona wieczornym deszczem zachwyca kolorami, a w gąszczu drzew ukrywają się ścieżyny i polanki. A to nie wszystko! Nazwa zobowiązuje, więc w Siedlisku Sztuki znajdziecie galerię i pracownię artystyczną w starej stodole, w której odbywają się też różne interesujące warsztaty (jogi, ceramiczne, zielarskie itd), a na zewnątrz obejrzycie fantazyjne prace w niej wykonane. Jest gdzie spacerować, gdzie rozłożyć się na kocu, gdzie odpocząć w promieniach słońca.
Śniadania | Siedlisko Sztuki
Tutaj możemy wstawić tylko jedno słowo – perfekcja. W przytulnej jadalni od rana serwowane są śniadania wegańskie przyrządzone w tak wymyślny sposób, że można dostać oczopląsu. Pasty, hummusy, warzywa i owoce, lokalne sery, pomidory z sezamem i słonecznikiem, domowe marmolady, jajecznica od szczęśliwych kur, mleko od sąsiada, chleby wypiekane na miejscu i najlepsze na świecie racuchy z jabłkami. Koniecznie spróbujcie też hummusu buraczanego. Wybór jest ogromny, a smak doskonały.
Wszystkie warzywa i owoce pochodzą z ogródka, są świeże i soczyste. Pani Renata z rana biega po polach i łąkach, by zebrać dla gości świeże zioła, by ci mogli zapażyć sobie rano napary i herbatki. Ostatniego dnia naszego pobytu musieliśmy wyjechać do domu jesczcze przed śniadaniem, a panie z kuchni wyposażyły nas w całą reklamówkę przysmaków, słoiczków, serów i owoców – czuliśmy się jak przy wyjeżdżaniu z domu rodzinnego lub od babci – zaopiekowani, wychuchani i wydmuchani, nakarmieni, wypoczęci.
Pokoje | Siedlisko Sztuki
Pokoje w Siedlisku Sztuki mają drewniane stropy, są mega klimatyczne, wygodne, pachnące. W pokojach nie znajdziecie telewizora, ale książek w nich nie brakuje. Dawno nie wyspaliśmy się tak dobrze, jak w łóżku ze zdrowotną lnianą pościelą i poduszkami wypełnionymi gryką lub orkiszem. Jakie to jest wygodne! Kilka razy budziłam się w środku nocy i nie mogłam nacieszyć się tą wygodą i poduszką, która tak idealnie się dopasowuje i nie trzeba jej nawet poprawić, układać, żeby leżało się wygodnie. W łazience znaleźliśmy naturalne kosmetyki, w tym szampon w kostce z ziół. Każdy pokój urządzony jest w nieco rustykalnym, klimatycznym stylu.
Doskonała baza wypadowa | Siedlisko Sztuki
Dziwiszów jest niewielką, uroczą miejscowością położoną tuż za rogatkami Jeleniej Góry. Znajduje się w Górach Kaczawskich, z których roztaczają się piękne widoki na pozostałe partie Sudetów. Rzut beretem leży Jelenia Góra, a cała okolica obfituje w mnogość atrakcji turystycznych. Wystarczy wymienić chociażby same Góry Kaczawskie z punktem widokowym na szczycie Okole, Krainę Wygasłych Wulkanów, zamki i pałace, np. w Wojanowie, Łomnicy czy Mysłakowicach, Rudawy Janowickie z Kolorowymi Jeziorkami, Dolinę Rzeki Bóbr, Wieżę Rycerską w Siedlęcinie, stok narciarski na Łysej Górze, no i klejnot w koronie, Karkonosze. Mając do dyspozycji auto nie jesteście niczym ograniczeni i możecie zjeździć całą okolicę wzdłuż i wszerz. A teraz dobra wiadomość dla niezmotoryzowanych – do Dziwiszowa kursują autobusy miejskie z Jeleniej Góry, także nie ma najmniejszego problemu w eksplorowaniu okolicy bez samochodu.
Informacje praktyczne | Siedlisko Sztuki
Siedlisko Sztuki jest azylem dla dorosłych, więc dzieci poniżej 16 roku życia zostają w domach. Za to można zabrać ze sobą zwierzaki. Do Siedliska można dojechać autobusem miejskim nr 10 z dworca kolejowego w Jeleniej Górze, przystanek końcowy to Dziwiszów Pawilon. Wifi działa bez zarzutu, więc w czasach wirusa i pracy zdalnej Sieldisko Sztuki jest świetnym miejscem, w którym można zaszyć się na dłużej i pracować na łonie natury. Pod domem znajduje się parking. W lipcu i sierpniu minimalny czas wynajmu to 4 dobry, przez cały rok weekendy minimum 2 doby, w tygodniu od jednej doby. Ceny różnią się w zależności od sezonu, pokoju itd., ale generalnie zaczynają się od 240 zł za pokój na jedną noc. Śniadanie dodatkowo płatne 40 zł. Rezerwacji można dokonać przez oficjalną stronę tutaj lub przez portal Slowhop.
Za co jeszcze kochamy Siedlisko Sztuki?
Za kameralność. Za cudowny wystrój pokoi, Za saunę, salę kominkową i świetlicę. Za ten bluszcz oplatający mury. Za zapach drewna i ziół. Za to, że to idealne miejsce do wypoczynku, relaksu i… rozwoju. Chyba nie ma lepszej lokalizacji na czytanie ksiażek, pracę twórczą, rozwijanie swoich umiejętności i udział w warsztatach, niż w Siedlisku. To miejsce jest jakby do tego stworzone. Rzadko kiedy można znaleźć noclegi z taką cudowną, domową atmosferą, a zarazem nieco tajemniczą aurą. Może to ta szarobura pogoda i otaczające dom lasy? Ten zakątek jest wręcz stworzony do wypoczynku, a Pani Renata stworzyła miejsce tak ciepłe, gościnne i przytulne, że chciałoby się w nim zostać na zawsze. Czuć, że Siedlisko Sztuki jest otoczone miłością i chyba dlatego tak łatwo się w nim zakochać.
Siedliska Sztuki nie można nazwać hotelem. To nie jest zwykły nocleg. Nawet słowo agroturystyka nam tutaj nie pasuje. A więc jak? Sieldisko Sztuki to przestrzeń – dosłownie i w przenośni. Pełna ciepła, śmiechu, pysznego jedzenia. Przestrzeń wokół domu, przestrzeń do twórczych działań, do rozwoju, do odpoczynku. Przestrzeń, która daje możliwość kontaktu z naturą. Miejsce, z którego nie chce się wyjeżdzać. Siedlisko nie tylko sztuki, ale i świętego spokoju.
Magda
Szukacie innych klimatycznych noclegów w Polsce? Zajrzyjcie tutaj.
Bezpieczeństwo w Rio de Janeiro to temat wysoce drażliwy. Jedni powiedzą „bzdura”, kiedy pozostali nie zdecydują się na wyjazd. Kto ma rację? Może prawda leży gdzieś po środku? Czy Rio de Janeiro faktycznie jest takie straszne, jak je malują?
W rankingu 50 najniebezpieczniejszych miast świata, aż 17 znajduje się w Brazylii. Z różnych statystyk i rankingów ewidentnie wynika, że najgorszą sławą cieszy się właśnie Brazylia. A my, naiwni i niczego nieświadomi, radośnie kupiliśmy bilety do Rio de Janeiro w przekonaniu, że to idealny i bezpieczny kierunek na pierwszy pobyt w Ameryce Południowej. Co ciekawe, żaden ranking nie wymienia Rio de Janeiro, a przecież utarło się, że to jedno z niebezpieczniejszych miast świata. Dlaczego więc miasto jest okryte taką złą sławą? Rozłóżmy to na czynniki pierwsze.
40 tysięcy zabójstw w skali roku
Niestety, bezpieczeństwo w Rio de Janeiro i reszcie Brazylii jest kwestią rzadko poruszaną przez polskie media. Dlatego na potrzeby tego artykułu musiałam posiłkować się też stronami zagranicznymi. Rio de Janeiro to miasto skrajne, gdzie na tle ubogich fawel wyrastają nowoczesne szklane wieżowce. Rozboje, walki gangów, narkotyki, zabójstwa – to jest codzienność sporej części mieszkańców Miasta Boga. Duża metropolia równa się dużo kłopotów, a w Rio de Janeiro mieszka ponad 12 milionów ludzi. W 2015 roku Amnesty International opublikowało raport według którego w Rio de Janeiro tylko w ciągu jednego miesiąca odnotowano 756 sztrzelanin i 51 ofiar śmiertelnych. Co gorsza, w Rio na ogromną skalę zabójstw dokonują policjanci w drodze samosądów, a niekiedy i wiele niewinnych osób ginie przypadkowo. Sytuacja miała pogorszyć się w 2018 roku, kiedy władzę nad miastem przejęło wojsko (przeczytacie o tym tutaj i tutaj).
W 2018 roku w Rio de Janeiro w strzelaninach ginęło dziennie ponad 20 osób, co w skali roku dało przerażającą liczbę 6041 zgonów. W 2019 procent zabójstw w stosunku do lat poprzednich zmalał, jednak nie na tyle, by można było uznać sytuację za opanowaną – liczba ta spadła poniżej 4000 osób w całym stanie Rio de Janeiro, o czym można przeczytać tutaj.W samej Brazylii w 2019 roku liczba zabójstw zmniejszyła się o 19%, czyli wyniosła 41635 (klik). W 2016 roku w Brazylii dokonano ponad 60 tysięcy zabójstw, także spadek jest znaczny i dobrze rokuje na przyszłość. Jest to „najlepszy” wynik od ponad dekady. Obecnie bezpieczeństwo w Rio de Janeiro jest jednym z głównych tematów w politycznej debaty w Brazylii. Amnesty International nawet stworzyło specjalną stronę (dostępną również w formie aplikacji), w której pojawiają się alerty na temat strzelanin i rabunków zgłaszanych w poszczególnych dzielnicach. Biorąc to wszystko pod uwagę – kto o zdrowych zmysłach decyduje się na podróż do Brazylii?
Strach ma wielkie oczy
Kupując bilety lotnicze nie mieliśmy zbyt dużej wiedzy na temat Brazylii, a samo bezpieczeństwo w Rio de Janeiro nie zaprzątało nam głowy. Owszem, gdzieś coś nam świtało, że aż tak bezpiecznie to tam nie jest, ale ludzie jeżdżą i żyją – więc czego tu się bać? Dopiero jak rozpoczęliśmy przygotowania do wyjazdu i zagłębialiśmy się w książki, przewodniki, blogi i artykuły, zaczęła w nas narastać panika. Im więcej czytałam, tym bardziej włos jeżył się na głowie i zadawałam sobie pytanie – po jakie licho my się tam pchamy?
Kradną z kieszeni, wyrywają torebki, portfele. Porywają w taksówkach, włamują się do aut na skrzyżowaniach. Napadają z bronią, napadają pojedyńcze osoby, ale i całe grupy jadące autokarem. Plądrują hotele, szantażują, grożą. Na ulicach paradują z bronią – i starsi, i młodzi, którzy powinni w tym czasie siedzieć w szkole. Wbiegają z bronią do autobusu i wszystkim zabierają portfele, kosztowności, biżuterie. Nieważne, turystya czy Brazylijczyk, swój czy nie swój. Każdy jest narażony tak samo. Czytaliśmy nawet o sytuacji, kiedy obrabowano cały autokar z Niemieckimi emerytami w środku. Lista takich zdarzeń, o których dowiedziałam się z lektury przeróżnych stron internetowych, jest naprawdę długa. Im bliżej było wyjazdu, tym bardziej traciliśmy na niego ochotę. Przez wiele tygodni szukałam odpowiednich noclegów w jak najbezpieczniejszych okolicach. Na lotnisku w Rio de Janeiro, gdy wypłacaliśmy pieniądze z bankomatu, pół godziny szukaliśmy takiego, gdzie nikt się nie kręcił i zasłaniałam Marcina, żeby nie było widać gdzie chowa pieniądze. A następne pół godziny próbowaliśmy wyjść z hali przylotów i złapać taksówkę. O transporcie publicznym nie było nawet mowy. Serio, ponad pół godziny staliśmy przy drzwiach i baliśmy się wyjść. Bo spodziewaliśmy się, że obrobią nas od razu, jak tylko przekroczymy próg lotniska.
Zwiedzanie z duszą na ramieniu
Przez cały pobyt w napięciu oczekiwaliśmy najgorszego. Rio de Janeiro zwiedzaliśmy w bańce. Korzystaliśmy wyłącznie z Ubera. Pomijam już aspekt czasowy i finansowy, że zazwyczaj bardziej się opłacało jechać taksówką, niż autobusem lub metrem. Najważniejszym czynnikiem była dla nas kwestia bezpieczeństwa. Nie chcieliśmy zwiedzać z duszą na ramieniu, więc gdzie tylko się dało, jeździliśmy Uberem. Dzięki temu nie martwiliśmy się, że w autobusie nas opędzlują. Ale jest też druga strona medalu – to bardzo utrudniło nam zwiedzanie i poznanie tkanki miasta. W końcu to spacery, kręte ulice i zaułki pozwalają nam poznać charakter danego miejsca, obyć się z nim, zawrzeć nowe znajomośći. Podróżując z punktu A do punktu B Uberem, zostaliśmy tego na własne życzenie pozbawieni. Przez to Rio de Janeiro ciągle zdawało nam się niedostępne i po powrocie do Polski mieliśmy spore uczucie niedosytu.
Brazylijczyk nasz wróg
A gdy już chodziliśmy pieszo, każda mijanka z człowiekiem z naprzeciwka równała się szybsze bicie serca, a w następnej kolejności sprawdzanie kieszeni i torebki. Paskudne uczucie. Czuliśmy się totalnie zablokowani i ograniczeni. Zamiast poznawać nowych ludzi, każdego traktowaliśmy jak wroga i potencjalnego złodzieja. Nie jest to powód to dumy, ale niestety takie właśnie odczucia towarzyszły nam podczas zwiedzania. Baliśmy się rozmawiać z nowymi osobami, spędzać czas w większym gronie czy przemieszczać się w tłumie. Czytanie wszystkich relacji przed wyjazdem napędziło nam takiego stracha, że nie umieliśmy obiektywnie spojrzeć na sytuację i wyluzować. Bardzo, ale to bardzo nie lubimy zwiedzać z duszą na ramieniu i niestety w Brazylii tego nie uniknęliśmy. Napędzał nas irracjonalny strach, którego nie umieliśmy opanować i który całkowicie obrzydził nam zwiedzanie. Lecieliśmy do Brazylii z przeświadczeniem, że ktoś nas na pewno obrobi. Po prostu byliśmy tego pewni, nastawiliśmy się na to psychicznie, chcieliśmy być na to mentalnie przygotowani i uniknąć zaskoczenia, szoku i paniki. Te przygotowania niestety wjechały zbyt mocno. A co się okazało? Że nikt niczego nam nie ukradł, niczego nie straciliśmy. No, może poza bagżem na lotnisku we… Frankfurcie.
Wiemy, że są tacy, którzy zaraz powiedzą „nieprawda, Rio jest bezpieczne, bo nam się nic nie przydarzyło”. Sami moglibyśmy tak napisać. Ale nie mamy monopolu na wszystkie doświadczenia i to, że nam się coś przydarzyło lub nie, nie oznacza, że u kogoś innego będzie podobnie. Nasze bezpieczeństwo w Rio de Janeiro to wszystko tylko kwestia szczęścia lub jego braku.
Jak dbaliśmy o bezpieczeństwo w Rio de Janeiro?
Korzystaliśmy z Ubera – jeśli boisz się przemieszać komunikacją miejską, zainstaluj na telefonie aplikację Ubera. W aplikacji widzisz kto i czym po Ciebie przyjedzie, możesz udostępnić trasę swojego przejazdu, każdy kierowca ma też swoje opinie wystawione przez wcześniejszych pasażerów.
Nocowaliśmy w bezpiecznych dzielnicach – znajdujących się w Zona Sul. Unikaj północnych części miasta. Przyjmuje się, że im dalej na południe, tym bezpieczniej. Spaliśmy dwa razy w dzielnicy Santa Teresa, raz na pograniczu dzielnicy Cetro i Lapa, a raz tuż przy Copacabanie. Przed zarezerwowaniem pokoju w hotelu sprawdź najnowsze opinie, jak daleko znajduje się przystanek, w jakiej dzielnicy leży hotel. Miejsce, które jeszcze dwa lata temu było bezpieczne, obecnie może już takim nie być.
Telefony – zostawiliśmy w hotelu. Do Brazylii zabraliśmy trzy telefony. Jeden stary, nosiliśmy ze sobą na wszelki wypadek i do zamawiania taksówek. Gdyby ktoś go ukradł, nie byłoby żalu i problemu. Jeśli już musicie wyciągnąć telefon na ulicy, nie róbcie tego ostentacyjnie, w tłumie. Rozejrzyjcie się najpierw, czy nikt się na Was nie zaczaił.
Puste uliczki – to, co uwielbiamy robić w europejskich miastach, czyli błądzenie pustymi uliczkami, odpada w Rio de Janeiro. Jeżeli jakaś ulica jest pusta, to na pewno jest ku temu jakiś powód. Lepiej chodzić tylko tam, gdzie jest jasno i gdzie są ludzie.
Dokumenty – również zostawialiśmy w hotelu, a ze sobą nosiliśmy jedynie kopie paszportów.
W komunikacji miejskiej pasażerowie zakładają plecak do przodu, torby również trzymają przed sobą w zasięgu wzroku.
Wypłacanie pieniędzy – tylko wewnątrz banków i zamkniętych pomieszczeń, nigdy na ulicy.
Portfel na złodzieja – niewielki porfelik w kieszeni, w której mieliśmy schowane jakieś drobne. Zawsze mogły się przydać, a w razie napadu oddalibyśmy tenże portfel, również bez żalu. Właściwe portfele zostawialiśmy w pokojowych sejfach. Jeśli nie było sejfu lub przemieszczaliśmy się do innego noclegu, portfel i dokumenty chowaliśmy w biodrowej saszetce ukrytej pod koszulką. Nigdy nie nosiliśmy przy sobie całej gotówki. Wypłacaliśmy co jakiś czas potrzebną sumę, a na zwiedzanie zabieraliśmy tylko tyle, ile danego dnia potrzebowaliśmy.
Banknoty – chowałam w staniku 😀 Chcieliśmy kupić pasek ze skrytką, ale czytaliśmy, że złodzieje z reguły już o nich wiedzą i potrafią je przeszukać. Mniejsza szansa, że podczas napadu ktoś zaglądałby mi w stanik (przynajmniej mam taką nadzieję…), a przy tym trzymając pieniądze z przodu nie ma takiego stresu, jak w przypadku bocznych kieszeni.
Bagaż – nosiliśmy ze sobą absolutne minimum. Woda, sweter na wieczór, coś do jedzenia. Wszystko w małym plecaczku.
Aparat i inni sprzęt – tutaj sprawa jest bardziej skomplikowana. Bardzo długo biłam się z myślami, czy zabrać ze sobą porządny aparat fotograficzny. Jednak strach przed jego utratą wygrał, a ze sobą wziełąm mniejszy, starszy, trochę gorszy sprzęt. Nie okradziono nas, więc oczywiście pojawiła się nutka żalu, że mogłam zabrać ten lepszy i mieć piękniejsze zdjęcia. Ale z drugiej strony kto wie, co by było, gdybym wyjęła z torby to duże bydle rzucające się w oczy. Aparatu nie nosiłam na szyi, a w plecaku. Prawie w ogóle nie robiłam zdjęć na ulicach. A jeśli już bardzo mi na tym zależalo, to najpierw rozglądałam się nawszystkie strony, potem szybko wyjmowałam aparat z plecaka, trzaskałam zdjęcie i chowałam z powrotem. Codziennie wieczorem zgrywałam zdjęcia na telefon. Niektórzy zaklejają różnymi taśmami nazwę firmy na aparacie i opklejają go gdzie się da, aby wyglądał na stary i zurzyty.
Nie zwiedzaliśmy wieczorami – nigdzie. Jedyny wyjątek to ostatni wieczór, kiedy przed wylotem po dwóch tygodnia przyczajki poszliśmy z wszystkimi bagażami na jakąś uliczną imprezę, gdzie odbywały się pokazy taneczne. Ale i tam nic złego nas nie spotkało. Nie powinno się spacerować nocą po plażach.
Na plaży – nie afiszowaliśmy sprzętem i nigdy nie zostawialiśmy ręczników bez nadzoru. Podobno zdarzają się sytuacje, że na Copacabanie kradą nawet buty…
Ubiór – prosty i wygodny. Żadnej biżuterii, żadnych świecidełek i widocznych nazw marek na ubraniach. Zwykłe koszulki, dresy, krótkie spodenki i nic wyróżniającego. Chociaż zdaje mi się, że nasze przyczajone miny zdradzały więcej, niż najdroższe ubrania. Mieliśmy przy sobie kawałek materiału i igły z nićmi, aby przyszyć sobie wewnętrzne kieszenie na wartościowe rzeczy, ale ostatecznie obyło się bez tego.
Warto pytać w hotelu o miejsca, w które lepiej się nie zapuszczać. Bo również i sami mieszkańcy Rio są narażeni na różne nieprzyjemne sytuacje. Oni wiedzą, gdzie lepiej nie chodzić i których miejsc unikać.
Zasada ograniczonego zaufania – w Brazylii lepiej jest nieco przestawić myślenie i nie otwierać się od razu przed nowo poznaną osobą. Nie pokazujmy jej co mamy, gdzie mieszkamy, nie opowiadajmy zbyt wiele dopóki nie nabierzemy do niej większego zaufania.
A co w razie napadu? Oddaj wszystko co masz. Niewarto narażać życia dla telefonu czy aparatu. Nie walcz, nie dyskutuj, nie uciekaj. Po prostu oddaj i tyle.
Dbanie o bezpieczeństwo w Rio de Janeiro sprowadza się głównie do nieafiszowania drogimi ubraniami i sprzętem, zostawianiem wartościowych przedmiotów w pokoju, unikaniu pustych ulic, ciemnych zaułków i niebezpiecznych północnych części miasta – są to najważniejsze zasady.
Czy wszędzie jest niebezpiecznie?
Generalnie strachu nie było w płatnych atrakcjach turystycznych. Przede wszystkim, do takich miejsc złodzieje nie chadzają, bo musieliby kupić bilet. Po drugie, przy niemal każdej atrakcji turystycznej stoi na światłach patrol policji, co daje nam chociaż względne poczucie bezpieczeństwa. Może istnieje ryzyko wyciągnięcia z kieszeni portfela, ale w takich miejscach raczej nikt z bronią do Was nie podejdzie. Tam gdzie stała policja, nie kryłam się z robieniem zdjęć. Jeśli chciałam zrobić zdjęcia jakiejś bezpłatnej atrakcji, to często ustawiałam się jak najbliżej radiowozu i doperio wtedy wyciągałam aparat, by zrobić kilka szybkich zdjęć.
Spanie na fawelach
Bezpieczeństwo w Rio de Janeiro a spanie na fawelach, czyli w często niebezpiecznych dzielnicach biedy – czy to nie jest kuszenie losu? Zazwyczaj im biedniejsza dzielnica, tym wyższy stopień przestępczości, przemocy, a handel narkotykowy kwitnie. Miejsca te nie są przyjazne turystom. A coraz więcej osób decyduje się na wycieczki do fawel, wybiera hotele położone w takich dzielnicach lub udaje się tam na różne kursy samby czy imprezy. Czy to rozsądne?
Z drugiej strony gdzieś przeczytałam bardzo ciekawą opinię – dlaczego mamy wystrzegać się spania w hotelach zlokalizowanych na fawelach, a tym samym dyskryminować mieszkańców tychże faweli, utrudniać im rozwój? Unikając faweli sprawiamy, że turystyka nie będzie się tam rozwijać, ludzie nie zarobią i nadal będą tkwić w biedzie, która często generuje przestępczość.
Dlatego uważam, że trzeba rozgraniczyć dwie kwestie – traktowanie faweli jak zwyczajnej, integralnej części miasta, w której się je, śpi, zwiedza, poznaje ludzi, robi zakupy i korzysta z atrakcji oraz infrastuktury turystycznej, to jedno. A czym innym jest wycieczka zorganizowana z przewodnikiem do faweli, żeby zobaczyć – no właśnie, co zobaczyć? Ludzi? Ich biedę? Rozpadające się domy? Dzieci z bronią?
Nie uznajemy czegoś takiego i według nas jest to podłe, niemoralne zachowanie – ludzie mieszkający na fawelach to nie jest ludzki skansen, który można oglądać jak zwierzęta w ZOO. Owszem, wiele osób decyduje się na takie wycieczki i je popiera. To Wasz wybór. Ale czym innym jest bezpośrednie korzystanie z usług turystycznych od osób mieszkających na fawelach, a czym innym napełnianie dolarami kieszeni firm turystycznych, które nie są z nimi tak naprawdę związane i dobrze prosperują poza dzielnicami biedy zarabiając na ubóstwie mieszkańców faweli. Pomijając aspekt moralny całej sprawy, trzeba wziąć pod uwagę kwestię bezpieczeństwa. Jeśli już chcecie spać na faweli w jakimś hostelu lub hotelu, to poszukajcie informacji, czy sytuacja w tym rejonie jest opanowana. Nie pakujcie się do miejsc skrajnie niebezpiecznych, bo narażacie i siebie i innych. W teorii turyści narażeni są „tylko” na kradzieże i rozboje, ale słyszeliście o turystce z USA, która w jednej z dzielnic biedy oberwała rykoszetem z bronii palnej i zmarła na ulicy? Dlatego my na wizytę w fawelach nie zdecydowaliśmy się.
Bać się czy nie bać? Oto jest pytanie
Najlepszym sposobem na zwiedzanie Brazylii i dbanie o bezpieczeństwo w Rio de Janeiro, jest znalezienie złotego środka. Niewarto całkowicie lekceważyć potencjalnego zagrożenia, ale popadać w panikę też nie jest dobrze. Jeśli boimy się jakiegoś miejsca, nie jedźmy tam. To nie ma sensu. Po co męczyć się i zwiedzać z duszą na ramieniu? Jeżeli podejrzewacie, że mimo wszystko Rio de Janeiro nie czulibyście się bezpiecznie, lepiej odpuścić, wybrać inny kierunek, a Rio odwiedzić za kilka lat, kiedy może zrobi się bezpieczniej.
Nie róbcie naszego błędu i nie nakręcajcie się przed wyjazdem. Starajcie się znaleźć złoty środek. Pilnować się, ale nie popadać w paranoje. Nie afiszować się, wtopiś się w tłum, ale nie bać się wyjść z hotelu. Bezpieczeństwo w Rio de Janeiro to temat drażliwy. Więc nie zaczytujcie się przed podróżą w artykułach, komentarzach i forach. Tam zawsze znajdzie się ktoś, kto Wam powie, że jesteście szaleni i na pewno zginiecie, że niewarto tam jechać. Warto, ale z głową i umiarem. A nakręcanie się strasznymi historiami na niewiele się Wam zda. Zwróćcie uwagę na to, że w internecie z reguły nie pisze się dobrych historii, a raczej wspomina te negatywne. Tak więc na różnych grupach i forach możecie znaleźć 90 % komentarzy z historiami, że kogoś w Rio okradziono. Ale to piszą tylko osoby, które miały pecha. Co z pozostałymi turystami, którzy mieli szczęście i nic takiego im się nie przydarzyło? Oni z reguł milczą. A zdarza się, że głos w sprawie zabierają osoby, które nigdy w Brazyli nie były.
NAJWAŻNIEJSZE! Weźcie też pod uwagę fakt, że wysoki poziom przestępczości związany jest z walkami gangów, handlem narkotykami i działalnością policji – czyli z rzeczami, z którymi zwyczajny turysta nie ma styczności. O ile nie wybierzesz się po zmroku do niebezpiecznej faweli i nie oberwiesz rykoszetem, te sprawy nas nie dotyczą. Turystów dotyka drobna przestępczość, najczęściej kradzieże, rzadziej napady z bronią w ręku. Ryzyko można zminimalizować jeśli przestrzegamy podstawowych zasad bezpieczeństwa i unikamy niektórych miejsc.
Wszystko zależy od szczęścia
Wszystko tak naprawdę zależy od szczęścia. Rio de Janeiro nie jest miastem bezpiecznym jak, dajmy na to Jelenia Góra, ale też nie jest to Wenezuela. Jeśli będziecie przestrzegać podstawowych zasad bezpieczeństwa, to prawdopodobnie nic złego Wam się nie przydarzy, a na pewno zminimalizujecie ryzyko kradzieży. Z kolei jeśli zacznie paradować z biżuterią, drogim sprzętem po nocy, w nieciekawych miejscach, to szanse na to, że Was okradną, będą rosnąć. Przecież nie jest też tak, że każdy Brazylijczyk ma lepkie ręce. Jakiś tam odsetek społeczeństwa ma swoje na sumieniu i to, czy spotkacie kogoś takiego na swojej drodze, zależy właśnie od szczęścia. Jeżeli znajdziecie się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie w towarzystwie nieodpowiednich osób, zachowując się nieodpowiednio, to tak, prawdopodobnie okradną Was. A może nie. W końcu los jest przewrotny. Ale najważniejsze jest to, że szczęściu można pomóc przestrzegając zasad bezpieczeństwa.
Podsumowanie
Brazylia zapewniła nam skrajne emocje – od łez wzruszenia przy Wodospadach Iguazu, przez zaskoczenia, irytacje, podziw, aż po paniczny strach w Rio de Janeiro. Ale wiecie co? W jakimś tam stopniu trochę żałujemy, że jednak nas w tej Brazylii nie okradziono. Wiem, brzmię jak szalona, ale taka jest prawda. Przynajmniej mielibyśmy tez pierwszy raz już za sobą. A tak znowu pojedziemy do Ameryki Południowej i znowu będziemy się bać wyjść z hotelowego pokoju w obawie przed nieznanym. Wolelibyśmy mieć to już z głowy.
Ale widocznie nasze dbanie o bezpieczeństwo w Rio de Janeiro poskutkowało, bo do domu wróciliśmy bez szwanku. Los tym razem się do nas uśmiechnął – bo to tak naprawdę wszystko kwestia szczęścia. Niestety, zwiedzanie Rio de Janeiro tak właśnie wygląda. Z duszą na ramieniu i zaskoczeniem w oczach. Trzeba się przyzwyczaić do takich niepewnych warunków zwiedzania albo… zostać w domu.
Nasze kolejne artykuły z Rio de Janeiro i okolic – tutaj przeczytacie o plażach, tutaj o punktach widokowych, a tutaj o atrakcjach w okolicach miasta.
Gdzie spać w Rio de Janeiro? Wybór jest tak duży, że od szukania głowa pęka. Wiem coś o tym, bo nad wyborem noclegów w Brazylii siedziałam kilka dobrych tygodni. Żeby było czysto, w miarę blisko do atrakcji, bezpiecznie i żeby karuluchów nie było… Przewertowałam chyba cały internet szukając miejsc uniwersalnych, które odpowiadałyby każdemu. Ponadto co drugi dzień zmienialiśmy nocleg, żeby spać w kilku różnych miejscach – w pensjonatach, hostelach, hotelach – i potem móc Was pokazać różnorodne opcje. Nie będę tu wymieniać klasyków typu Ibis czy Radisson, bo te każdy zna i może sobie wygooglować.
Wybór, ceny, rezerwacje | Gdzie spać w Rio de Janeiro?
Planując wyjazd do Brazylii byliśmy zaskoczeni liczbą hoteli w Rio de Janeiro oraz faktem, że w mieście można upolować naprawdę porządne pokoje w kilkugwiazdkowych hotelach za stosunkowo niewysoką cenę. Wybór jest ogromny, rozpiętość cenowa również. Zwykle ceny w najtańszych obiektach zaczynają się od 30 zł za noc dla jednej osoby, a kończą się na pułapie wielotysięcznym. Oczywiście te najtańsze noclegi za 30, 40 zł za noc pozostawiają wiele do życzenia – najczęściej są to bardzo skromne, nieraz kiepsko oceniane pokoje w nieszczególnie ciekawych dzielnicach miasta. Bardziej sensowne pokoje zaczynają się mniej więcej od 50 zł od osoby w górę i od oceny na Bookingu wynoszącej minimum 7 punktów. Na noclegi z niższą oceną nie ma co nawet patrzeć. Naturalnie ceny rosną w czasie karnawału. Przekrój noclegów w Rio de Janeiro jest ogromny – od prostych hosteli, przez mieszkania na Airbnb i eleganckie pensjonaty, po ekskluzywne hotele nad brzegiem oceanu – jest w czym wybierać. Rezerwacji można dokonać na stronie Booking.com, Agoda, Airbnb, Hostelworld, a niekiedy i na oficjalnych stronach poszczególnych obiektów.
Bezpieczne dzielnice | Gdzie spać w Rio de Janeiro?
W Rio de Janeiro bardzo istotna jest kwestia bezpieczeństwa i noclegu w odpowiedniej lokalizacji. W jakich dzielnicach spać, a których unikać? Które obszary to niebezpieczne fawele, a które to spacyfikowane fawele? Czy na fawelach w ogóle warto i można spać? Generalnie przyjmuje się, że turyści powinni trzymać się Zona Sud, czyli południowej częsci miasta, a unikać części północnej, gdzie jest bardziej niebezpiecznie. Turyści najczęściej wybierają nocleg w dzielnicach takich jak Gamboa, Centro, Santa Teresa, Copacabana, Ipanema, Gloria, Botafogo, Leblon. Uznaje się, że im dalej na południe, tym bezpieczniej. Nie biorę tu pod uwagę wątku kieszonkowców, których przyciągają turyści. Nie wypowiem się także na temat noclegów w obiektach zlokalizowanych na fawelach, czyli w często niebezpiecznych dzielnicach biedy. Mamy co do tego mieszane uczucia i sporo obiekcji. Sami na coś takiego się nie zdecydowaliśmy, bo nie czulibyśmy się tam bezpiecznie.
W jakiej dzielnicy szukać noclegu? | Gdzie spać w Rio de Janeiro?
Artystyczna dzielnica Santa Teresa obfituje w butikowe hotele i niewielkie, klimatyczne pensjonaty. Serio, co jeden to ładniejszy. Już samo przeglądanie ich ofert to czysta przyjemność. Niestety, ceny czasem są dla nas zaporowe, ale pomarzyć można. Minus stanowi fakt, że Santa Teresa położona jest na wzgórzu, ciężko się wchodzi pod górę i jest słabo skomunikowana (np. brak metra). W dzielnicy Centro znajduje się sporo dużych, nowoczesnych hoteli w szklanych wieżowcach, które wbrew pozorom nie zawsze są drogie. Przy Copacabanie swoje siedziby mają niemal wszyscy światowi giganci – od Hiltona przez Marriotta po Ritza. Jeśli nie jesteście skrajnie ograniczeni budżetem, a chcielibyście spędzić chociaż jedną noc w takim luksusowym hotelu, to w Rio nie trudno znaleźć oferty za 200-300 zł za noc dla dwóch osób w 5-gwiazdkowych hotelach ze śniadaniem. Generalnie hotele przy plaży Ipanema i Leblon są droższe, niż przy Copacabanie. W okolicach Copacabany znajdziecie też sporo hosteli i mieszkań z Airbnb. Z kolei przy Wzgórzu Corcovodo zlokalizowane są niewielkie i klimatyczne pousady. Lapa polecana jest osobom lubiącym życie towarzyskie i imprezy. Flamengo i Botafogo są dobrze skomunikowane, spokojne, zielone i położone blisko Oceanu oraz atrakcji, w miarę centralnym punkcie miasta.
Pensjonat Gerthrudes B&B | Gdzie spać w Rio de Janeiro?
Dlaczego? – widoki, wystrój, wygoda, śniadanie. W sam raz dla osób szukających niewielkich, spokojnych i klimatycznych pensjonatów z duszą; także na romantyczny wyjazd we dwoje.
Jeden z naszych najpiękniejszych noclegów w życiu. Obiekt prowadzony przez Niemkę, panią Gerthrudę, znajduje się na wzgórzu z pięknym widokiem na miasto, w dzielnicy Santa Teresa. Niewielki pensjonat urządzony jest ze smakiem, wygodnie i elegancko. Pokoje są komfortowe, klimatyczne. Pensjonat jest niezwykle zadbany i czysty. W każdym pokoju znajduje się szafa, klimatyzacja, stoliki, ręczniki, w niektórych biurka i inne meble, taras lub balkon. Na plus zasługują bardzo wygodne łóżka. Śniadanie to mistrzostwo świata (gofry)! Do tego basen i bar w ogrodzie. Niemal z każdego miejsca hotelu i ogrodu roztacza się cudowny widok na miasto. Rezerwacji dokonaliśmy przez Booking.com, stronę pensjonatu znajdziecie tutaj. Nie jest to najtańszy nocleg, bo za noc ze śniadaniem dla dwóch osób płaciliśmy 250 reali, ale naprawdę warto. Czuliśmy się tam bezpiecznie, pensjonat jest otoczony wysokim murem, a wejść do niego można tylko za pomocą kluczy lub domofonu. Okolica też przyjemna, w dzielnicy Santa Teresa znajduje się wiele fajnych barów i restauracji. Gerthrudes B&B to miejsce gościnne, klimatyczne i dość romantyczne.
Mały hotel/hostel Terra Brasilis | Gdzie spać w Rio de Janeiro
Dlaczego? – atmosfera, widoki z tarasu, ceny, możliwość poznania nowych osób. W sam raz dla osób, które chcą spać w miejscu z klimatem, ale niedrogim, gdzie mają szansę poznać nowe osoby przy zachowaniu prywatności.
W teorii hostel, w praktyce bardziej przypomina niewielki hotelik. Terra Brasilis oferuje zarówno pokoje wielosobowe, jak i prywatne. My korzystaliśmy z prywatnego z balkonem. Obiekt ten również położony jest w dzielnicy Santa Teresa i posiada ogromny taras ze spektakularnym widokiem na dzielnicę Centro. Hostel znajduje się w starym budynku w stylu kolonialnym charakterystycznym dla tej dzielnicy, do której zamożniejsi mieszkańcy miasta uciekali przed upałem i chorobami. Pokoje są wysokie, przestronne, kolorowe, czyste i wygodne. Nieco stare, ale klimatyczne. To jeden z najbardziej oryginalnych obiektów, w jakich mieliśmy okazję spać. Jedyny minus to niewielka wspólna łazienka, mogłaby być większa i bardziej użyteczna. Ale dla takich widoków warto się poświęcić. Rezerwacji dokonaliśmy na Booking.com, za nocleg dla dwóch osób w pokoju prywatnym płaciliśmy 99 reali.
Hotel Atlantico Prime | Gdzie spać w Rio de Janeiro?
Dlaczego? – lokalizacja, standard, wygoda, dobry stosunek jakości do ceny, dobre śniadanie. W sam raz dla szukających typowych hoteli, w których o nic nie trzeba się martwić, wygody i jakości w przystępnych cenach.
Typowy duży i nowoczesny hotel czterogwiazdkowy na granicy dzielnicy Centro i Lapa, zlokalizowany w szklanym wieżowcu blisko schodów Escadaria Selaron, akweduktu i katedry. Wygodne, eleganckie i w pełni wyposażone pokoje, spora przestrzeń, ciekawy wystrój, całodobowa recepcja, bogate śniadania i niezła restauracja, sale fitness, widoki z okien z apartamentów położonych wyżej – czyli jednym słowem wysoki standard w przyzwoitej cenie. Plus za bardzo wygodne łóżka, sejf w pokojach i całodobową obsługę. Czyste pokoje. Wszędzie blisko, z wszystkimi dogadamy się po angielsku, czysto, bezpiecznie i spokojnie. rezerwacja m.in. przez Booking. W sam raz dla szukających komfortu, spokoju i jakości.
Hostel Solar Beach Copacabana | Gdzie spać w Rio de Janeiro?
Dlaczego? – lokalizacja, ceny, możliwość zawarcia nowych znajomości. W sam dla niskobudżetowych podróżników, lubiących miejsca tętniące życiem i poznawanie nowych osób.
Chociaż przy słynnej plaży znajduje się mnóstwo ekskluzywnych hoteli, to zdecydowaliśmy się na bardziej imprezowy wariant, czyli Solar Hostel. Nie mogliśmy trafić lepiej, bo w tym czasie w Ameryce Południowej rozgrywał się finał Copa America, w którym zwyciężyła właście Brazylia. W Rio nastąpił szał, imprezy trwały do samego rana – także w hostelu. A sam hostel jak to hostel. Prosty, zwyczajny, ze współną łazienką, bez jakiegoś większego szału – w sumie nieczym się nie wyróżniał, ale też nie ma się do czego przyczepić. Na plus zasługuje fajna lokalizacja (ulica dalej od Copacabany), ładna fasada, niskie ceny i jak zwykle to w hostelach bywa – możliwość nawiązywania nowych znajomości. Za jedną noc dla dwóch osób płaciliśmy 110 reali. Rezerwacja również przez Booking.com.
I jeszcze kilka…
… w których nie zdążyliśmy nocować ze względu na brak czasu, wolnych miejsc lub ograniczonego budżetu.
Santa Teresa Hotel RJ – MGallery oraz Mama Shelter – rewelacyjne, kameralne butikowe hotele w dzielnicy Santa Teresa. Genialny design, klimat, widoki, świetne restauracje, hamaki, przestrzeń wypoczynkowa, ogrody, baseny, tarasy, SPA i… wysokie ceny, za wysokie jak dla nas na ten moment. Mogłabym w tym dwóch miejscach mieszkać do końca życia, jesteśmy zakochani w tych wnętrzach. Ale może ktoś z Was skorzysta 🙂
Casa 48 Guesthouse – bardzo fajny hostel (także z pokojami prywatnymi), którego głównym atutem są widoki, taras, basen i hamaki. Zdaje się być świetnym miejscem do wychillowania. Bardzo chcieliśmy tam spać, ale ciężko trafić wolny pokój, mają spore obłożenie – dlatego warto rezerwować z wyprzedzeniem. W cenę wliczone śniadanie.
Selina Lapa – trzygwiazdkowy hotel w dzielnicy Lapa. Mega klimatyczne, przestronne wnętrza pełne ludzi. Bardzo ciekawy wystrój, połączenie nowoczesności ze stylem kolonialnym, duże i wygodne pokoje, fajna restauracja, śniadania, świetne widoki z tarasu, różne ciekawe wydarzenia, np. koncerty muzyki na żywo, wspólna joga, wieczory filmowe, warsztaty czy wieczorne tańce na tarasie. Fajne miejsce do zawierania nowych znajomości, idealne dla podróżujących solo.
Teraz już wiecie gdzie spać w Rio de Janeiro 😉 Udanego pobytu, Magda
A jeśli szukacie innych informacji na temat Rio de Janeiro, zajrzyjcie do naszych artykułów tutaj i tutaj.
Villa Greta w niepozornym Dobkowie. Wiekowy folwark, klimatyczne wnętrza, wokół lasy i pola. Czy w takim miejscu, w tak niewielkiej wsi, faktycznie można znaleźć dobry hotel, świetną restaurację i spędzić udane wakacje, a przy okazji nie zanudzić się na śmierć ?
Wszystko zaczęło się od Babci Grety | Villa Greta w Dobkowie
Dom, w którym obecnie mieści się Villa Greta, znajduje się w rękach tej samej rodziny od 130 lat. Jak to się zaczęło? W Dobkowie mieszkała niemiecka rodzina, z której pochodziła Greta. Zakochał się w niej sybirak, Janek Kowalski. Kiedy po II wojnie Niemcy byli wysiedlani z terenów Dolnego Śląska, Janek ukrył Gretę na strychu sąsiadów i wyjechał do Warszawy po pozwolenie na ślub. Para doczekała się piątki dzieci i wielu wnucząt, a jedno z nich w rodzinnym domu stworzyło klimatyczny pensjonat nazwany Villą Greta, na cześć babci. Ten XIX-wieczny folwark jest przesiąknięty historią, a wnętrza przyjemnym zapachem starych murów, drewna i jedzenia szykowanego w kuchni. A podczas obiadu w Sali Kominkowej ze starej fotografii będzie patrzeć na Was młoda para, Greta Wittwer i Janek Kowalski.
Miejsce z duszą | Villa Greta w Dobkowie
Właściciele mówią o Grecie, że została zbudowana na tradycji i pasji do podróży oraz jedzenia. Od pierwszych minut w Grecie czujemy, że jest to spokojne i przyjazne miejsce. Wygodne pokoje urządzone są w trochę staromodnym, przedwojennym stylu i pełne rodzinnych pamiątek oraz mebli. Prosty pokój oliwkowy, w którym spędziliśmy tydzień, okazał się dla nas przyjemną oazą z pięknym widokiem na ogród. Mimo, że Villa Greta to trzygwiazdkowy pensjonat, ani przez chwilę nie czuliśmy się tam jak w hotelu, a bardziej jak w rodzinym domu u babci, gdzie dobrze nas nakarmią, zajmą się nami, porozmawiają i umożliwią wyczekiwany odpoczynek od miasta. Charakteru temu miejscu dodają gościnni właściciele i pozostali pracownicy, którzy zawsze z uśmiechem na ustach są obecni w różnych zakątkach gospodarstwa, służą pomocą i dobrym słowem. W pensjonacie nie uświadczycie telewizorów, co uznajemy za plus. W końcu można znaleźć czas na celebrowanie prostej codzienności.
Wakacje na wsi | Villa Greta w Dobkowie
Pobyt w Villi Greta to spełnienie marzeń o wakacjach na polskiej wsi. W okna pokoi zaglądają stare jabłonie, trawy mienią się złotym kwieciem, a w stodole wiją swoje gniazda rozśpiewane ptaki. W starym sadzie i ogrodzie można rozsiąść się na licznych krzesłach, ławkach i hamakach. Są miejsce na ognisko, na grilla, na odpoczynek od słońca w starej stodole. Dzieci z pewnością zadowoli fakt, że w ogrodzie znajdą tyrolkę, plac zabaw, piawkownice czy prowizoryczne boisko. Kilka metrów za domem znajduje się malownicze wzniesienie z ławeczką pod drzewem i widokiem na okoliczne wzgórza i Góry Kaczawskie – w sam raz na podziwianie zachodów słońca. Stodoły, stare drzewa, ukwiecone łąki na tle błękitnego niebo powodują, że Dobków i Villa Greta jawią się jako miejsce sielskie i wręcz wymarzona na spokojne wakacje pod miastem.
W Dobkowie nie ma nudy | Villa Greta w Dobkowie
Co ciekawe, Dobków nie jest pierwszą lepszą zwyczajną wioską. Na tle innych wyróżnia ją posiadanie Ekomuzeum, Szlaku Kapliczek, dwóch punktów widokowych (Kapliczna i Trzy Okresy Wulkanizmu), Zagrody Edukacyjnej oraz pracownii artystycznych. Ponadto w Dobkowie każdego roku organizowane są warsztaty artystyczne, pszczelarskie, jogi i wiele innych. To sprawia, że miejscowość idealnie nadaje się na lokalne wycieczki, odpoczynek od miasta i spędzenie czasu w ciekawy sposób. Jeśli zmęczy Was słodkie lenistwo i odpoczywanie w ogrodzie Grety, to okolice Dobkowa obfitują w atrakcje – w końcu to Dolny Śląsk. W takiej sytuacji możecie skorzystać ze szlaku na wieżę widokową na szczycie Dłużek, odwiedzić okoliczne zamki i rezerwaty przyrody, urządzać wycieczki rowerowe licznymi single trackami czy zdobyć Ostrzycę, czyli najciekawszy pradawny wulkan w Krainie Wygasłych Wulkanów. Więcej o Dobkowie przeczytacie w tym artykule.
Restauracja w stylu slow food | Villa Greta w Dobkowie
Kolejny paradkos Dobkowa – wioska licząca nie więcej, niż 500 mieszkańców ma do dyspozycji restaurację, która wymieniana jest co roku w prestiżowym kulinarnym przewodniku Gault At Millau. I właśnie ta kuchnia sprawia, że w Grecie czujecie się jak u babci na wakacjach. Domowe jedzenie, polskie dania z lokalnych produktów, całość prowadzona w stylu slow food. Owoce i warzywa zerwane prosto z ogródka, mięsa z zaprzyjaźnionej wędzarni, dobkowskie twarogi, jajka od sąsiada, piwa z pobliskiego browaru, domowe ciasta i kompoty, a wszystko to podane w miły dla oka sposób. Każdego dnia pobytu w Grecie z ciekawością wypatrywaliśmy kolejnego posiłku, który cieszył oczy i kubki smakowe, a w niektórych przypadkach rozkładał nas na łopatki. Tak było w przypadku grillowanych gołąbków i placków ziemniaczanych. Serio, lepszych w życiu nie jedliśmy.
Informacje praktyczne | Villa Greta w Dobkowie
Położenie – Villa Greta znajduje się w Dobkowie na Dolnym Śląsku, niecałe 30 km od Jeleniej Góry w Górach Kaczawskich.
Dojazd – do miejscowości niestety nie dojeżdżają żadne autobusy ani pociągi. Najwygodniej jest dojechać tu samochodem, który bardzo ułatwia zwiedzanie okolic. Jeżeli nie dysponujecie własnym autem, napiszcie do właścicieli maila – może uda się zorganizować dla Was dodatkowo płatny transport z pobliskiej stacji kolejowej w Janowicach Wielkich, tak jak w naszym przypadku. Do Janowic dojedziecie bezpośrednio pociągiem z Wrocławia, Poznania czy Warszawy, ewentualnie z przesiadką we Wrocławiu.
Wyżywienie – bardzo urozmaicone śniadania w formie szwedzkiego stołu (35 zł) i obiad/kolacja podany o wybranej przez nas godzinie (45 zł za I i II danie i kompot. Oprócz tego można w ciągu dnia zamawiać dania z karty. W menu znajdziecie też dania wege. Jedzenie jest naprawdę rewelacyjne. Jeżeli nie jesteście zmotoryzowani, wykupienie wyżywienia będzie koniecznością, bo w Dobkowie znajdziecie tylko jeden bardzo mały sklepik. Śniadania są bardzo urozmaicone – pasty, twarogi, smalce, pieczone na miejscu chleby, warzywa z ogrodu, lokalne sery, wędliny, miody i marmolady, jajczenice, pasztety itd. Nie płaci się za wyżywienie dla dzieci do 4 roku życia, a dzieci między 4 a 10 rokiem życia mają 50% zniżki.
Pokoje – kazdy z prywatną łazienką. Proste, wygodne i bardzo klimatyczne. W naszym znajdowała się szafa, stół z dwoma krzesłami, szafeczki nocne z lampkami, ręczniki, czajnik i zestaw podstawowych kosmetyków. Możliwe jest zarezerwowanie standardowych pokoi lub kilkupokojowych apartamentów z niewielkimi aneksami kuchennymi. Pensjonat oferuje 48 miejsc noclegowych w dziewięciu pokojach i trzech apartamentach.
Parking – sporo miejsca na pozostawienie auta wokół domu.
Udogodnienia dla dzieci – Villa Greta jest miejscem przyjaznym dzieciom. Na miejscu znajduje się plac zabaw, labirynt, tyrolka, trampolina, boisko, przewijaki, krzesełka dla dzieci, w karcie znajdziecie posiłki dla dzieci.
Internet – działa bez zarzutu. Przez tydzień Marcin pracował zdalnie i nie miał najmniejszego problemu z wifi.
Atrakcje – w okolicy Dobkowa znajduje się mnóstwo ciekawych atrakcji, a sama miejscowość jest doskonałą bazą wypadową na zwiedzanie Dolnego Śląska i Gór Kaczawskich. Na miejscu można zorganizować ognisko, grilla, kulig oraz brać udział w warsztatach. Z Dobkowa blisko też do stoków narciarskich. O dobkowskich atrakcjach przeczytacie w tym przewodniku.
Ceny – w sezonie wysokim, czyli w wakacje, święta i weekendy 195 zł za pokój, poza sezonem 165 zł za pokój. Zdarzają się promocje, my np. w czasie koronowirusa płaciliśmy 130 zł za pokój dwuosobowy. Płatność na miejscu karta lub gotówką. Rezerwacji można dokonać na Booking.com, Slowhop lub bezpośrednio na oficjalnej stronie hotelu.
Czy warto? W Dobkowie czeka Was cisza, spokój i wypoczynek z prawdziwego zdarzenia. Poczujecie się tam jak w domu. Będziecie wyjeżdżać z ciężkim sercem i tęsknić za tą przestrzenią, swobodą, kuchnią, gościnnością i widokami. Dobków i Villa Greta to idealne miejsce na lokalne wycieczki, weekend pod miastem i zwyczajne wakacje na wsi przypominające te z lat dziecięcych. Pensjonat jest jak spokojna przystań, w której można zregenerować siły. Po dwóch miesiącach izolacji w domu, pobyt w Grecie okazał się strzałem w dziesiątkę.
Dobków to niby zwykła, niepozorna wieś na południu Polski, u podnóża Sudetów. Ledwie 500 mieszkańców na krzyż, jeden niewielki sklep, żadnych połączeń autobusowych, a tym bardziej kolejowych. Słowem – odludzie. Dla jednych koszmar, dla innych… wymarzone miejsce na wakacje.
Wsi spokojna, wsi wesoła. Wsi upragniona tak bardzo, w czasach koronowirusa, kwarantanny i wszechobecnych obostrzeń tylko marzyliśmy o wyrwaniu się z miasta. Od końca lutego siedzieliśmy zamknięci w domu, w środku Wrocławia. Z utęsknieniem wypatrywaliśmy zniesienia ograniczeń i otwarcia hoteli. Zabawialiśmy się wyszukiwaniem miejsc jak najbardziej odludnych, zielonych i spokojnych, w których będzie można odetchnąć pełną piersią, bez maski na twarzy. Wybraliśmy Dobków ze względu na bliskość od Wrocławia i mnóstwo pozytywnych rekomendacji. Czy Dobków faktycznie sprawdza się jako dobry kierunek lokalnych podróży oraz miejsce na wakacje na wsi?
Dlaczego akurat Dobków?
Odpowiedź jest prosta – Villa Greta. Chcieliśmy spędzić czas w jakimś klimatycznym miejscu, gdzie nas dobrze nakarmią i dobrze się nami zaopiekują. W jakimś pensjonacie lub agroturystyce, gdzie czas płynie wolniej, powietrze pachnie ładniej, a w okolicy jest co robić. W wygodnym pokoju z widokiem na pola. A że to nasz pierwszy tego typu wyjazd i mieszkamy we Wrocławiu, wybór był dość oczywisty. W końcu Villa Greta to miejsce znane i lubiane. A tak poza tym, Dobków nie jest taką zwyczajną wsią, bo ma o wiele więcej do zaoferowania, niż niejedno bezduszne miasto.
Mieszczuchy niech zostaną w domach
Jeśli straszne Wam trudy dojazdu, brak sklepów, internetu, barów i restauracji – zostańcie w domu. A jeżeli szukacie spokoju, świeżego powietrza, lasów i zieleni – pakujcie walizki. No dobra, może z tym internetem i sklepami nie jest tak źle, bo akurat w Villi Greta wszystko działało bez zarzutu, dwie minuty pieszo od pensjonatu znajduje się niewielki sklepik, a w samej Grecie znajdziecie świetną restaurację. Poza tym Dobków to wieś, gdzie krowy pasą się na łąkach, psy ujadają, a po ulicach chadzają kury i gęsi. No raj.
Dobków położony jest w głębokiej dolinie. Część miejscowości należy do Pogórza Kaczawskiego, a część do Gór Kaczawskich, tak gwoli ścisłości. Zabudowania ciągną się wzdłuż rzeki Bukownicy przecinającej dolinę na przestrzeni 3,5 kilometra, bo w końcu to wieś łańcuchowa. Wioskę otaczają pola, które wiosną barwią się na żółto i zielono. Blisko stąd do gęstych lasów, a łąkami wiodą polne drogi idealne na spacery. Na pastwiskach królują krowy, rano pieją koguty, ptaki śpiewają jak szalone, każdy mówi sobie „Dzień dobry”, a cała miejscowość zdaje się żyć własnym rytmem, zdala od miejskiego zgiełku. Przynajmniej my, mieszczuchy, tak to postrzegamy.
W Dobkowie nie ma nudy!
Na pierwszy rzut oka, Dobków to zwyczajna wieś. Jednak gdy przyjrzymy się uważniej miasteczku możemy dostrzec, że wyróżnia się ono na tle dziesiątek jemu podobnych. Bo w której miejscowości, gdzie liczba mieszkańców nie przekracza 500 osób, znajdziecie Ekomuzeum? W której niewielkiej wsi funkcjonują pracownie artystyczne, a mieszkańcy trudnią się rękodziełem i wytwarzaniem produktów z ceramiki? W której wiosce znajdziecie Zagrodę Edukacyjną w starym folwarku i restaurację, która wymieniana jest w kuliarnym przewodniku Gault At Millau? W której wiosce co roku odbywają się warsztaty artystyczne, zajęcia z jogi i inne ciekawe wydarzenia? No właśnie w Dobkowie. I to sprawia, że miejscowość ta jest tak wyjątkowa. Tutaj nie ma nudy!
Wulkany w Polsce? Tak, w okolicach Dobkowa!
Wiele milinów lat temu w Polsce powstały wulkany, które możemy podziwiać właśnie w Górach Kaczawskich. Dobków jest jedynym miejscem w Polsce, skąd rozciąga się widok na wszystkie dolnośląskie wulkany prezentujące trzy różne okresy aktywności wulkanicznej. Najbardziej charakterystycznym wulkanem jest stożkowata Ostrzyca (501 m.n.p.m.), nazywa niekiedy polską górą Fudżi. Szlak Wygasłych Wulkanów jest dostępny z Dobkowa niemal na wyciągnięcie ręki. Jeśli chcecie się dowiedzieć więcej na temat polskich wulkanów, zajrzyjcie do Sudeckiej Zagrody Edukacyjnej. Gdzie? Oczywiście w Dobkowie…
Atrakcje w Dobkowie i okolicach
Mniej znane Góry Kaczawskie obfitują w zaskakującą ilość atrakcji przyrodniczych. Większość z nich znajduje się w zasięgu krótkiej jazdy samochodem z Dobkowa, ewentualnie wycieczki rowerowej, a czasem także i pieszej. Tak naprawdę to mając do dyspozycji auto nie jesteście niczym ograniczeni i macie multum możliwośći, bo atrakcji na Dolnym Śląsku nam nie brakuje. Wszystkie wymienione poniżej atrakcje poza Dobkowem znajdują się mniej więcej w promieniu maks. 20 km od miejscowości. Co warto zobaczyć w Dobkowie i okolicach?
Szlak Kapliczek – Dobków przez wieki należał do Cystersów z Lubiąża, a pamiątką po ich obecności na tych terenach jest 8 -kilometrowy Szlak Kapliczek, prowadzący między innymi przez samą miejscowość.
Szczyt Dłużek (592 m.n.p.m), na którym znajduje się wieża widokowa na Góry Kaczawskie oraz Karkonosze. Trasa jest łatwa i przyjemna, dostępna dla rowerów. Na Dłużek dojdziecie pieszo z Dobkowa. Cała wycieczka nie powinna zająć więcej czasu, niż 3 godziny.
Zamki – Dolny Śląsk zamkami stoi, a do Zamku Lenno czy Zamku w Bolkowie z Dobkowa jest już tylko rzut beretem. Te zamki to dobre kierunki na wycieczki rowerowe lub samochodowe.
Wieże i punkty widokowe – oprócz tej na Dłużku, warto wybrać się rowerem lub autem na punkt widokowy Radogost, Okole, Gozdno, a także Trzy Okresy Wulkanizmu oraz Kapliczna (dwa ostatnie w Dobkowie, dostępne pieszo podczas krótkich spacerów).
Atrakcje przyrodnicze – dostępne samochodem lub rowerem. Organy Wielisławskie, Wąwóz Myśliborski, Rezerwat Przyrody Bory Sudeckie, Rezerwat przyrody Góry Miłek, Wąwóz Lipa, Park Krajobrazowy Chełmy, Czartowska Skała.
Single Tracki – w Górach i na Pogórzu Kaczawskim poprowadzonych jest mnóstwo ścieżek rowerowych. Przykładowe szlaki rowerowe znajdziecie na tej stronie.
Ceramiczne pracownie artystyczne w Dobkowie – można w nich zrobić też zakupy – Magic Art Gallery, Galeria pod Aniołem, Art-El.
Ekomuzeum Rzemiosła – to otwarcie swoich domów przez mieszkańców Dobkowa przed turystami. Nie jest to skansen, bo ekomuzeum to możliwość obserwowania teraźniejszości, życia na wsi w małych gospodarstwach, pracy pszczelarzy, czasem zakupu lokalnych wyrobów. „Zwiedzanie” jest bezpłatne, nie ma też określonych ram czasowych. Po prostu ktoś musi być w domu i mieć dla Was czas. Do tego w ramach ekomuzeum organizowane są różnego rodzaju warsztaty, np. ceramiczne, jogi, pieczenia pizzy, tworzenia naturalnych mydeł, pszczelarskie i wiele wiele innych. Szczegóły można znaleźć na tej stronie. Fantastyczna inicjatywa!
Dobków – informacje praktyczne
Dojazd – do Dobkowa niestety (albo i stety?) nie da się dojechać transportem publicznym. W internecie krąży jakiś rozkład jazdy, według którego kursuje autobus z Jeleniej Góry, jednak na miejscu dowiedzieliśmy się, że żaden autobus do wsi nie dojeżdża. Dlatego najlepszym rozwiązaniem będzie dojechanie tu autem. Własny samochód to dodatkowo ogromne ułatwienie w zwiedzaniu okolicy. A jeśli nie macie możliwości przyjazdu samochodem, to na pobliskiej stacji kolejowej w Janowicach Wielkich zatrzymuje się pociąg jadący do Jeleniej Góry z Wrocławia, Warszawy czy Poznania (generalnie dojazd do Jeleniej Góry z różnych części Polski nie stanowi żadnego problemu). Jeśli ładnie uśmiechniecie się do właściciela Villi Greta, pana Krzysztofa, to może uda się zorganizować dodatkowo płatny dojazd autem ze stacji do Dobkowa. Wystarczy napisać maila i zapytać.
Nocleg i wyżywienie – oczywiście w Grecie. To trzygwiazdkowy pensjonat położony w malowniczej okolicy, należący od pokoleń do tej samej rodziny. Nazwa pensjonatu została nadana mu na cześć babci właściciela. Villa Greta to niezwykle klimatyczny nocleg, z prostymi i wygodnymi pokojami urządzonymi w staromodnym stylu. Cały dom wypełniony jest pamiątkami rodzinnymi i wspaniałymi zapachami unoszącymi się z kuchni, w której serwuje się dania w stylu slow. Warzywa z ogródka, wędliny z wędzarni sąsiada, twaróg dobkowski, lokalne browary – wszystko to ląduje na stole podczas śniadań i obiadokolacji, by cieszyć nasze oczy i kubki smakowe. Na dworze znajdziecie mnóstwo miejsca, stoły i krzesła, miejsce na ognisko, na grilla, plac zabaw dla dzieci, stary sad, ogród, prowizoryczne boisko, leżaki. Wszystko to sprzyja spokojnemu wypoczynkowi na łonie natury. Noclegi zarezerwujecie przez Booking, Slowhop lub bezpośrednio na stronie Villa Greta. Zazwyczaj pokój dwuosobowy w sezonie kosztuje 190 zł/doba, chociaż zdarzają się promocje (my w czasie koronawirusa płaciliśmy 130 zł). Warto rezerwować z wyprzedzeniem, bo miejsce jest bardzo oblegane. Villa jest przyjazna dzieciom i zwierzętom. W restauracyjnej karcie znajdziecie też dania wege. Za śniadanie zapłacicie 35 zł, za obiadokolację (I i II danie + kompot i możliwość dokupienia deseru) 45 zł. Więcej informacji i zdjęć z Villi Greta znajdziecie w naszym artykule tutaj.
Kiedy jechać? – Generalnie warto przez cały rok. Zimą sanki, narty i kuligi, latem wędrówki i wycieczki rowerowe, jesienią mieniące się tysiącem barw lasy. My odwiedziliśmy Dobków wiosną, na początku maja i byliśmy oczarowani. Zielono, wszystko kwitło, w powietrzu piękne zapachy.
Na ile jechać? – to zależy od Waszych upodobań i możliwości czasowych. My spędziliśmy w Dobkowie cały tydzień i nie nudziliśmy się ani przez minutę. Ale weekend też będzie fajnym pomysłem i chwilą wytchnienia. Zwłaszcza, jeśli mieszkacie dość blisko, np. we Wrocławiu. Jeśli jedziecie z dalszych zakątków Polski, zastanowiłabym się nad co najmniej 3,4 dniowym pobytem, żeby długi dojazd miał sens.
Czy warto spędzić wakacje w Dobkowie?
Sam Dobków sprzyja wypoczynkowi. Można zrobić ognisko, a zimą kulig. Wylegiwać się w trawie, chodzić po polach, czytać zaległe lektury w hamaku. Wolność i swoboda! Czy Dobków sprawdził się jako miejsce na wakacje blisko domu, a zarazem blisko natury? Sprawdził się wyśmienicie. Wszystko podczas tego tygodnia było idealne – pogoda, jedzenie, atmosfera w Grecie, kwiaty w ogrodzie, rzepak na polach, ptaki na drzewach i budzące się do życia lasy.
Pobyt w Dobkowie okazał się czystym lenistwem, łapaniem chwil i korzystaniem z zielonej przestrzeni. A jak znudzi Wam się leżenie pod kwitnącą jabłonią i gapienie w niebo, to macie do dyspozycji ciekawe atrakcje, szlaki, góry i punkty widokowe. Jeżeli chcecie odetchnąć od szybkiego tempa życia w mieście, zregenerować siły i zakosztować bliskości natury (oraz jej darów lądujących na stole), to idealnym miejscem na wakacje w Polsce jest właśnie Dobków. Najlepszym przykładem na to jest fakt, że po dwóch miesiącach twórczej niemocy, to właśnie w Dobkowie odzyskałam wenę i piszę dla Was ten artykuł.
Magda
Szukasz innych artykułów o Polsce? Tutaj znajdziesz przewodnik po Wrocławiu.
Ejlat jest świetnym kierunkiem urlopowym podczas polskiej zimowej niepogody. To idealne miejsce na wypoczynek, złapanie kilku promieni słońca, zwiedzanie i pierwszy kontakt z pustynią. Ejlat to dobra baza wypadowa na zwiedzanie okolicy, nurkowanie przy rafie koralowej, wizytę na Pustyni Negew i krótki wypoczynek. A to wszystko jest łatwo dostępne dzięki tanim lotom, trwającym jedynie 4 godziny. Nie trzeba lecieć na drugi koniec świata, aby w styczniu wygrzać się na plaży. Jak zaplanowac wakacje w Izraelu?
Jak dolecieć? | Ejlat. Informacje praktyczne
Najbliższe lotnisko znajduje się w Ejlacie, do którego lata Wizzair z Warszawy oraz Ryanair z Krakowa i Warszawy. Do Izraela można też dolecieć na pokładzie tych linii oraz LOTu czy El Alu do Tel Awiwu i stamtąd ruszyć na południe do Ejlatu autobusem. Niektóre połączenia odbywają się tylko w sezonie jesienno – zimowym, czyli w najlepszym czasie na podróż do Izraela. Generalnie nie ma problemu, żeby kupić bilety w dwie strony po mniej, niż 300 zł i będą to ceny korzystne. Najlepsze okazje pojawiają się w okresie od naszej jesieni do wiosny. Sama kupiłam bilety na niecałe 2 tygodnie przed wylotem po 38 zł w jedną stronę Zdarzają się promocje, że bilet w jedną stronę kosztuje nawet i 19 zł. Rozpiętość cenowa jest bardzo duża, zdarzają się też dni, kiedy bilety kosztują kilkaset złotych w jedną stronę (zwłaszcza w okresie świąt, wakacji, długich weekendów). Jeśli więc nie jesteśmy ograniczeni terminem, to wiedząc, jak niewiele potrafią kosztować bilety do Izraela, warto szukać w różnych terminach. Linie lotnicze są dofinansowywane przez izraelski rząd w celu promowania turystyki, dzięki czemu łatwo o dobrą okazję cenową. Należy też pamiętać, że podane ceny to koszt gołego biletu bez bagażu i innych dodatków, po których doliczeniu cena biletu może znacząco wzrosnąć.
Transfer z lotniska do Ejlatu | Ejlat. Informacje praktyczne
W 2019 roku otworzono nowoczesne lotnisko Ramon, położone bliżej Ejlatu, niż lotnisko Ovda, na któym dotychczas lądowało większość samolotów lecących na południe Izraela. Transfer z lotniska Ramon do miasta jest bardzo prosty i tani. Do Ejlatu dojedziecie zielonymi autobusami firmy Egged, a dokładnie linią 30 lub 50. Tutaj możecie sprawdzić rozkłady jazdy. Linia 30 jedzie tylko około 30 minut na dworzec autobusowy, a linia 50 nieco dłużej, ale zahacza o strefę hotelową. Bilety mają stałą cenę – 4,20 szekli. Można je kupić kierowcy (jeszcze; docelowo w całym Izraelu planuje się wprowadzić karty Rav Kav i rezygnację z biletów jednorazowych. Więcej na ten temat przeczytacie na ten temat w tym przewodniku), w kasie lub automacie (kartą) na lotnisku. Przystanek autobusowy znajduje się na prawo od wyjścia z lotniska, łatwo go zauważyć. Autobusy kursują od wczesnych godzin porannych, także w trakcie szabatu.
Gdzie spać? | Ejlat. Informacje praktyczne
Ejlat posiada bogatą bazę noclegową, zwłaszcza jeśli chodzi o eleganckie hotele. Izrael niestety jest krajem drogim i niełatwo znaleźć tam budżetowe noclegi. Mimo, że bilety lotnicze do Ejlatu są tanie, to ceny noclegów mogą bardzo zawyżyć koszta całego wyjazdu. Dlatego mimo kuszących cen, przed zakupem biletów lepiej zapoznać się z ofertą noclegową na wybrany przez nas termin (np. Booking, Aibnb) lub starać się zaplanować wyjazd z wyprzedzeniem, dzięki czemu mamy większą szansę na znalezienie niedrogich hoteli.
Ejlat wyraźnie dzieli się na dwie części – strefę hotelową, pełną ekskuzywnych hoteli, restauracji i sklepów, a także na część zwyczajną, miejską i zdecydowanie bardziej przystępną cenowo. W tym zwyczajniejszym Ejlacie łatwiej jest znaleźć noclegi w znośnych cenach, podobnie jak sklepy czy knajpki. Zaletą mieszkania w tej części miasta jest również bliskość dworca autobusowego. Do plaży może i jest kawałek, ale jeśli jesteście zainteresownai tymi poza miastem, to i tak prawdopodobnie skorzystacie z autobusów. Jeśli jedziecie do Ejlatu w celu zwiedzania (głównie jego okolic), to zdecydowanie lepiej jest mieszkać blisko przystanku.
W tym miejscu możemy polecić hotel Awiw Motel. Znajduje się on dosłownie rzut beretem od dworca autobusowego, tanich knajpek i sklepów, a do hotelowej części Ejlatu można dotrzeć w ciągu 15-minutowego spaceru. Hotel jest spory, prosty, czysty, niedrogi. Za dwie noce dla dwóćh osób z prywatną łazienką zapłaciłyśmy 320 zł, ale noclegu szukałyśmy dosłownie tydzień przed wyjazdem, kiedy oferta jest już ograniczona. Co prawda zakwaterowano nas w pokoju innym, niż na zdjęciach w ofercie, ale nie miało to dla nas zbyt dużego znaczenia – był wygodny i zadbany, a to najwazniejsze. W hotelu znajduje się basen. Pokoje położone na piętrach mają bardzo ładny widok na miasto i zatokę.
Gdzie zjeść? | Ejlat. Informacje praktyczne
Shawrama Pilpel – Miałyśmy wiele planów kulinarnych, a i tak ciągle wracałyśmy do tego samego miejsca. Shawarma Pilpel, bo o tym lokalu mowa, znajduje się tuż obok dworca autobusowego i naszego hotelu Aviv. Porcje są ogromne, ledwo byłyśmy w stanie wszystko zjeść. Ceny należą do jednych z najniższych w całym mieście, a przy wakacjach w Izraelu ma to znaczenie. Przyjazna obsługa znająca nawet kilka słów po polsku robi na naszych oczach jedzenie, dopytując jakie składniki mają się znaleźć w naszym daniu, o stopień ostrości i tak dalej. Do jedzenia można dopierać sobie ile się chce kiszonek i sałatek. Zamawiając np. falafela w picie, otrzymujemy także frytki. Polecamy Wam rewelacyjny hummus, shawramę oraz falafela w picie. Sycące, bardzo smaczne, świeże i niedrogie (hummus z frytkami i chlebem 35 szekli, pita z falafelem 20 kilka szekli).
Omer’s – zaszłyśmy na szeroko polecane w internecie kanapki i uczucia mamy mieszane. Ceny były wyższe, niż się spodziewałyśmy. Za dwie kanapki zapłaciłyśmy około 90 szekli. Kelnerka podeszła po zamówienie dosłownie po minucie od zajęcia przez nas stolika, a że menu było długie i nie wiedziałyśmy za bardzo co jest czym, poprosiłyśmy o kilka minut więcej na wybór. I dostałyśmy w prezencie tyle tych minut, że zdążyłyśmy się zirytować, kiedy został obsłużony cały lokal łącznie z nowymi gośćmi, którzy przyszli po nas, a wyszli przez złożeniem zamówienia przez nas. Kelnerka ciągle unikała naszego wzroku i w końcu podszedł do nas ktoś inny. Kanapki były bardzo duże, sycące, ledwo je zjadłyśmy. Moja z mięsem z grilla okazała się bardzo smaczna, kofty były w tej kanapce najlepsze. Druga, wegetariańska z kaparami za bardzo nam nie podeszła, ale też nie lubimy kaparów (nie rozkminiłyśmy, że są one w tej konkretnej bułce), ale to już kwesta gustu. Ogólnie było smaczne, ale nie aż tak jak się spodziewałam po pochwałach czytanych w internecie.
Oprócz tego próbowałyśmy naleśników z nutellą w strefie hotelowej. Naleśniki jak naleśniki, smaczna i dobra przekąska w ciągu zwiedzania. O ile mnie pamięc nie myli, taki naleśnik kosztował około 20 szekli. Zamówiłam też sok z granatu, którego połowę stanowiła wyciskana pomarańcza, ale ostatecznie był bardzo smaczny. Blisko dworca autobusowego znajduje się też piekarnia, czynna całą dobę. Dostaniecie tam różne lokalne wypieki, słodycze, a także zwykłe jedzenie, typu hummus i sałatki.
O czym pamiętać, na co uważać? | Ejlat. Informacje praktyczne
Słońce – nawet w grudniu potrafiło nieźle przypalić;
Rafy koralowe można oglądać na plażach znajdujących się poza granicami miasta
Ceny – niestety wysokie. Loty są tanie, ale noclegi i jedzenie zawyżają koszta wyjazdu. Noclegów lepiej szukać z wyprzedzeniem, a jeśli chodzi o jedzenie, to korzystać z lokalnego street foodu poza strefą hotelową i próbować np. hummusu, falafeli itp.
Bankomat – za Shawarma Pilpel, obok sklepu znajduje się bankomat, z którego odradzamy korzystać! Bankomat niby dokonał transakcji, otrzymaliśmy potwierdzenie, ale nie wydał pieniędzy (200 zł), a bank nie odpowiada na maile….
Karty płatnicze – płatności zbliżeniowe w Izraelu są mało popularne. Aby płacić kartą, trzeba mieć odblokowany pasek magnetyczny. Większość kart ma domyślnie odblokowany, jednak np. Revolut automatycznie blokuje, co można zmienić w ustawieniach aplikacji.
Kart Rav Kav na ten moment (luty 2020) nie są konieczne w Ejlacie, jednak w każdej chwili może to się zmienić i nie będzie już możliwości kupownaia biletów autobusowych u kierowcy. Dlatego przed wyjazdem warto poszukać aktualnych informacji (W miarę możliwości postaramy się o zmianie od razu poinformować) i zapytać o tę kwestię np. na grupach podróżniczych na Facebooku.
Dojazd do Ejlatu z innych miast – do Ejlatu można dojechać autobusem z Jerozolimy i Tel Awiwu, przejazd będzie trwał 5-6 h. W ciągu dnia odjeżdża kilka autobusów, linia 444, bilet kosztuje 70 NIS. Miejsca warto rezerwować z wyprzedzeniem, bo to bardzo oblegana trasa. Do Tel Awiwu odjeżdża linia 394 i 390, całkiem sporo połączeń w ciągu dnia, bilety również po 70 NIS. Dokładne rozkłady jazdy możecie sprawdzić na stronie przewźnika Egged.
W tym wpisie znajdziecie wszelkie informacje praktyczne dotyczące organizacji podróży do Izraela na własną rękę – loty, wizy, kontrole, transport publiczny, atrakcje, bezpieczeństwo, ubiór, plaże, karty Rav Kav, lotniska, noclegi, ceny itp.
Lotnisko w Ejlacie często traktowane jest tylko jako punkt przesiadkowy w drodze do Jordanii. Wielu turystów decyduje się na tani lot do Izraela i piesze przejście granicy w Aqabie.
Plaże w Ejlacie | Ejlat. Informacje praktyczne
W Ejlacie plaże są raczej wąskie, kamieniste, czasem żwirowo-piaszczyste i nie tak ładne, jak w Tel Awiwie, ale woda za to przepiękna i czysta, widok na góry też robi wrażenie. Dodatkowy plus stanowi ładna pogoda przez niemal cały rok i możliwość podziwiania rafy koralowej. Zdarzają się też plaże piaszczyste, głównie na plaży północnej, jest to jednak zbiorcza nazwa dla poszczególnych, mniejszych plaż. Plaże są wąskie, w niektórych miejscach do wody schodzi się po schodkach. Zazwyczaj można przy nich wypożyczyć leżaki i parasole. Przy plażach obok strefy hotelowej nie występuje rafa koralowa. Nieco spokojniej jest na plażach zlokalizowanych między Ejlatem, a granicą z Egiptem (dojazd autobusem miejskim nr 16 lub 15 firmy Egged). Najbardziej polecaną plażą jest Princess Beach, przy której występują najładniejsze rafy. Całkiem przyjemna (kamienista) plaża to Dekel i Migdalor. Plaże w Ejlacie są bezpłatne.
Co zobaczyć w Ejlacie? | Ejlat. Informacje praktyczne
Niestety Ejlat nie oferuje nam zbyt dużo atrakcji. Miasto jest typowym, młodym kurortem, bez ciekawej architektury czy dużych muzeów. W mieście można się trochę poczuć jak na promenadzie w Mielnie w trakcie wakacji. Stragany z dziadostwem, wesołe miasteczka, głośna muzyka, uliczni artyści, dość imprezowa atmosfera. Dobrze mieć tego świadomość wybierając się tam na wakacje. Ejlat nadaje się na urlop, na wypoczynek w słońcu podczas polskiej zimy, nadaje się na nurkowanie i eksplorowanie okolic miasta, które obfitują w przyrodnicze atrakcje. I to na nich najlepiej się skupić.
Głównymi atrakcjami Ejlatu jest Dolpfin Reef Beach, gdzie mamy możliwość pływania z delfinami (sam wstęp kosztuje 67 NIS, snorklowanie z delfinami 290 NIS, nurkowanie 339 NIS; czynne od niedzieli do czwartku w godzinach 09:00-17:00, w soboty do 16:30), Coral Beach Nature Reserve, z którym znajduje się podwodne obserwatorium rafy i istnieje możliwość pływania przy rafie (wstęp 35 NIS, otwarte od poniedziałku do czwartku, w soboty i niedziele od 09:00 do 17:00, w piątki do 15:00. Niestety wejście do obserwatorium to osobny koszt – 99 NIS, czynne codziennie od 08:30 do 17:00, w piątki do 16:00). Mniej popularny jest park ornitologiczny, rezerwat Hai-Bar Yotvatay, w którym żyją zwierzęta biblijne oraz różne gatunki azjatyckie, (wstęp 29 NIS, czynne latem od 08:30 do 17:00, w piątki do 16:00), farma krokodyli czy farma antylop. Popularnością cieszy się też ogromne lodowisko znajdujące się wewnątrz galerii handlowej. W Ejlacie znajdują się też tańczące fontanny, niewielki ogórd botaniczny, Muzem Miejskie, czyli ogólnie raczej nic szczególnego i jeśli nie macie na miejscu zbyt dużo czasu, to nie ma co zawracać sobie tym głowy – lepiej skupić się na atrakcjach w okolicach miasta, takich jak Timna Park i Czerwony Kanion.
Timna Park – przepiękny park geologiczny nieopodal Ejlatu, pełen skalnych formacji, gór, jaskiń, oaz, łuków skalnych i szlaków. Znajduje się na pustyni Negew, jest idealnym miejscem na pierwszą wycieczkę na pustynię. Widoki są naprawdę spektakularne. Jeśli interesuje Was to miejsce i chcecie poznać jego historię, informację praktyczne, ceny biletów, możliwości dojazdu i zobaczyć zdjęcia, to zajrzyjcie do naszego wpisu na ten temat.
Red Canyon – zwiedzanie Timna Park można połączyć z wizytą w Red Canyon, najpopularniejszą atrakcją w okolicach Ejlatu. Czerwony Kanion jest niewielki, ale dość spektakulatny. Jego przejście jest świetnym sposobem spędzenia czasu w Ejlacie, będzie łatwe dla każdego, nawet dla rodzin z dziećmi (w zależności od szlaku, bo w kanionie jest ich kilka). Dzięki formacjom skalnym i fantastycznym kolorom, Red Canyon jest nieraz porównywany do amerykańskich kanionów.
Wycieczki zorganizowane | Ejlat. Informacje praktyczne
Jeżeli chcecie zwiedzać okolice Ejlatu, a nie możecie/nie chcecie wypożyczyć auta, to warto zainteresować się wycieczkami zorganizowanymi. W mieście funkcjonuje kilku organizatorów, którzy w wygodnych busach, za odpowiednią dopłatą zabierają turystów do Timna Park lub Czerwonego Kanionu. Brałam udział w takiej wycieczce (o czym możecie przeczytać tutaj) i bardzo sobie ją chwalę. Oprócz mnie w nowym i klimatyzowanym busie siedziało kilka osób z róznych części świata. Kierowca częstował nas herbatą, opowiadał o zwiedzanych miejscach, atmosfera była przednia. Generalnie nie mam nic do zarzucenia. Brałam udział w wycieczce orgzanizowanej przez Abraham Tours, ze wzgędu na najniższe ceny oraz godziny zwiedzania. Początek wycieczki przewidziany jest na ósmą rano, a koniec na południe. Tym samym mamy do dyspozycji jeszcze drugą połowę dnia na zwiedzanie lub plażowanie. Inni organizatorzy zaczynają wycieczki w środku dnia. Wycieczka kosztowała 30 dolarów od osoby i rezerwowaliśmy ją przez stronę organizatora tutaj.
Na ile jechać? | Ejlat. Inormacje praktyczne
Zależy od tego, jakie macie plany. W przypadku samego plażowania, to już od Was zależy, ile czasu chcecie poświęcić na wypoczynek. Jeżeli chcecie zwiedzać, to minimum trzy dni, ze względu na kontrole na lotniskach. Spędziłyśmy w Ejlat niecałe 3 dni i generalnie jest to wystarczająca ilość czasu, żeby zwiedzić samo miasto, Timna Park, Czerwony Kanion, a jeśli będziecie wstawać wcześnie, to i jeszcze zdążycie trochę poleżeć plackiem na plaży. Jednakże nasz przylot opóźnił się o prawie 3 godziny, a następnie na lotnisku czekałyśmy 3 godziny w kolecje do kontroli paszportowej. Z kolei nasz wylot miał miejsce około południa, ale ze względu na wspomniane kolejki na lotnisko udałyśmy się prawie 4 h przed odlotem, co uniemożliwiło jakiekolwiek zwiedzanie. Tym samym straciłyśmy cały pierwszy dzień, który miałyśmy poświęcić na plażowanie. Co prawda Timna Park i Red Canyon można zwiedzić w ciągu jednego pełnego dnia, ale też lepiej wylot mieć zaplanowany na kolejny dzień (no chyba, że późnym wieczorem), żeby zwiedzać bez stresu.
Jeżeli chcecie korzystać jeszcze z takich atrakcji, jak nurkowanie z delfinami, wizyta w Parku Ornitologicznym czy podziwianie rafy koralowej, to tygodniowe wakacje w Ejlacie będą dobrym pomysłem. Jeżeli wodne atrakcje Was nie interesują, warto pomyśleć o jednodniowej wycieczce do Mitspe Ramon, nad Morze Martwe czy do Masady. W przypadku wycieczek do Jerozolimy czy Tel Awiwu nie ma to już sensu, bo sam przejazd do Jerozolimy trwa 4-5 godzin, a w mieście jest co zwiedzać.
Kiedy jechać? | Ejlat. Informacje praktyczne
Najlepiej w miesiącach jesienno-wiosennych, kiedy jest na tyle ciepło, by kąpać się w morzu i wygrzewać na plaży, ale też nie za gorąco. Nawet w środku zimy, w grudniu i styczniu temperatury w Ejlacie są dość wysokie i niektórzy wchodzą do wody. Dla nas była ona za zimna, trochę jak Bałtyk na początku lata. Aczkolwiek wyjazd do Ejlatu zimą i tak jest świetnym pomysłem, by złapać trochę słońca. Grudzień i styczeń to też dobre miesiące na zwiedzanie południowego Izraela. W grudniu w Timna Park temperatury sięgały 24 stopni przed południem, co było idealną pogoda na zwiedzanie. A im bliżej lata, tym cieplej. Zdecydowanie odradzamy podróż na południe Izraela w miesiącach letnich, bo temperatury mogą przekroczyć wtedy 40 stopni.
W środku zimy wsiadłyśmy do ciasnego samoltu, którym leciałyśmy 4 godziny, by spędzić w Izraelu niewiele ponad 48 godzin. Ale było warto! Złapałyśmy trochę słońca, odwiedzyłyśmy piękną pustynię, poszwendałyśmy się po mieście, spróbowałyśmy wybornego hummusu i nawet na plażowanie znalazł się czas. Ejlat to świetny zimowy kierunek! Także na dłuższe wakacje czy objazdówkę po Izraelu.
Zakupy w czasie kwarantanny – Jesteśmy ciekawi czy w trakcie epidemii zmieniły się jakoś Wasze nawyki zakupowe? Musimy przyznać, że w ciągu ostatniego miesiąca wpadliśmy w mały zakupowy szał. Zazwyczaj mało co kupowaliśmy i wszystko co mieliśmy, przeznaczaliśmy na podróże. Teraz, kiedy nasze wyjazdy zostały odwołane i nie możemy planować kolejnych, nadrabiamy stracony czas 😉 Dzisiaj podzielimy się z Wami naszymi małymi odkryciami. Na co stawiamy? Przede wszystkim na produkty lokalne i ekologiczne, na polskie marki oraz na rozwój.
A to mata do akupresury, a to kawiarka, a to książki, maseczki do twarzy, mata do jogi, kursy online, planery i notatniki, szampony w kostce, kubki, gry planszowe, kwiaty, kursy językowe… normalnie szaleństwo. Chyba w ten sposób rekompensujemy sobie pewne braki, w tym ograniczenie wolności. Teraz każda wizyta kuriera lub spacer do paczkomatu jest prawdziwym wydarzeniem, a te zakupy w jakiś sposób umilają nam czas spędzony w domu. Staramy się też wybierać takie rzeczy, które pochodzą od polskich marek i przydadzą nam się lub które chcieliśmy kupić od dawna. Nie kupujemy np. nowych ubrań czy kolorowych kosmetyków, skoro i tak nie ma po co ich używać. I tyle się tego uzbierało, że powstał nietypowy dla nas post z polecanymi produktami. Nie jest to artykuł sponsorowany przez z żadną z firm, a jedynie lista rzeczy, które nam przypadły do gustu, które polecamy, są w większości przyjazne dla środowiska, a przy okazji moglibyśmy wspierać w tym trudnym okresie marki, zwłaszcza te polskie. To produkty, które umilają nam czas w domu, pozwalają znaleźć zajęcie czy po prostu poprawić humor. Oto nasze must have kwarantanny:
DLA DOMU I OTOCZENIA
Świeże kwiaty | Zakupy w czasie kwarantanny
Nie możemy wyjść do wiosny, niech więc wiosna zawita do naszych domów! Bukiety świeżych kwiatów z dostawą do domu to niestety nie jest najtańsza zabawa, ale natrafiliśmy na stronę swiezekwiaty.pl – i tu zaskoczenie. 30 pięknych tulipanów za 59 zł z darmową dostawą do domu na terenie całej Polski? Biorę w ciemno. Jest ich tak dużo, że musiałam rozłożyć je po trzech wazonach. Od razu przyjemniej spędza się czas w czterech ścianach, które zostały tak ożywione. Obecnie mnóstwo małych, lokalnych kwiaciarni oferuje tego typu usługi. Warto sprawdzić, czy za rogiem nie walczy z kryzysem jakaś niewielka kwiaciarnia.
Kubki od Westwings | Zakupy w czasie kwarantanny
Cudowne, kosmiczne, ręcznie robione kubki zamówione na Westwings. Nietypowe i przepiękne, uwielbiamy na nie patrzeć i z nich pić! Są inne niż wszystkie inne zwyczajne kubki robione na jedno kopyto. Miłość od pierwszego wejrzenia. Kubki polecone przez niezawodną Kasię z Travelicious.
Rośliny od Plants for humans | Zakupy w czasie kwarantanny
Polska firma prowadzona przez dziewczyny, które z miłością opowiadają o swoich roślinach i sprowadzają je dla nas z różnych zakątków świata. Każda roślinka ma imię i zanim trafi do naszego domu, jest przygotowywana do życia w europejskim klimacie. Razem z rośliną przyjeżdża instrukcja o tym, jak o roślinie dbać, by żyło się lepiej i jej i nam. Rośliny dostarczane są na terenie całej Polski. Zamówiliśmy między innymi niewielką monsterę o imieniu „Grzegorz z Meksyku”. Chcemy zrobić sobie w domu dżunglę, do mieszkanie, w którym jest zielono i pełno kwiatów i roślin, to przyjemne mieszkanie, w którym przyjemnie spędza się czas i generalnie lepiej żyje. Poza tym dbanie o rośliny to też ciekawe zajęcie! Zamówienia można składać tutaj.
Eko sprzątanie | Zakupy w czasie kwarantanny
Klareko to kolejne polskie, ekologiczne odkrycie 2020 roku – produkty do sprzątanie z krótkimi składami, oparte tylko i wyłącznie na naturalnych składnikach, m.in. na olejkach eterycznych. Obawiacie się, że nie będą skuteczne? Niesłusznie! Nam oczy wyszły na wierzch gdy zobaczyliśmy, że pasta Klareko poradziła sobie z zabrudzeniami, których nie mogły ogarnąć drogeryjne detergenty. Stworzone przez kobiety, przyjazne środowisku, nie zawierajace żadnej chemii i spisujące się na medla – czego chcieć więcej? W dodatku w świetnych cenach. Za zestaw z płynem do zadań specjalnych, „uniwersalnikiem”, pastą, płynem do szyb i luster oraz pachnidłem zapłaciliśmy 80 zł, a każde opakowanie ma po 500 ml lub więcej.
DLA PRZYJEMNOŚCI I ROZRYWKI
Kawiarka | Zakupy w czasie kwarantanny
Skoro przesiadujemy w domu, nie możemy wyjść do kawiarni, a to pracy potrzebna nam mocna kawa, to czemu teraz by nie sprawić sobie włoskiej kawiarki, czyli ciśnieniowego czajniczka służącego do parzenia kawy? A dobra kawa przyda się podczas zdalnej pracy. Odkąd ją kupiliśmy, to nie wyobrażamy sobie już kawy z mlekiem i rozpoczęcia dnia bez zapachu aroamtycznej kawy unoszącej się w całym mieszkaniu. Smak espresso jest o niebo lepszy, niż smak kawy robionej nawet w większych ekspresach, przypomina nam ukochane Włochy, a i sam rytuał parzenia kawy to czysta przyjemność. Pozostałe po kawie fusy można wykorzystać jako domowy peeling. Zdecydowaliśmy się na najpopularniejszą firmę od kawiarek, Barletti i ich kolorową serię. Jest urocza! W polskim sklepie Coffedesk znaleźliśmy fajną promocję, zamiast 119 – 79 zł.
Książki Mroza | Zakupy w czasie kwarantanny
Seria książek Remigiusza Mroza o Joannie Chyłce dotyczy świata prawników i polityków, intryg, przestępstw i bezprawia. Jakby mało mi było w życiu prawa, nie wiem dlaczego sobie to robię… Ale generalnie to dobre książki, można się porządnie oderwać od rzeczywistości. Popularne od lat, a że nie specjalnie lubię polską beletrystykę, omijałam szerokim łukiem. A że Empik zrobił promocję, to się skusiłam. Bo skoro tyle osób zachwala, to coś w tym musi być. No i się wkręciłam. Co prawda jestem dopiero na początku, ale czyta się naprawdę dobrze, akcja jest ciekawa, wszystko napisane przystępnym językiem.
Wino na dowóz | Zakupy w czasie kwarantanny
Wino dla zdrowia, ale psychicznego. I z dowozem do domu, czy to nie brzmi wspaniale? Niektóre bary szybko zaadaptowały się do nowej, wirusowej rzeczywistości i przeniosły swoją działalność do internetu. We Wroclawiu zajmują sie tym między innymi Zbawcy Win, ale też dolnośląska Winnica Jaworek. Więc to kolejny sposób na uprzyjemnienie sobie kwarantanny, a przy tym wspieranie lokalnych firm i usług! W innych miastach również oferowane sa podobne usługi.
Gry planszowe | Zakupy w czasie kwarantanny
To jest świetny sposób na spędzanie czasu w gronie rodziny i znajomych, zawsze i wszędzie. Ale że gra grze nierówna, to polecimy tu kilka naszych ulubieńców. Bardzo lubimy I know, czyli grę edukacyjną z ciekawymi pytaniami. Pytania są dość trudne, ale przy okazji można się wiele nauczyć. Co istotne, w I know mogą grać nawet tylko dwie osoby. Oprócz tego polecamy uwielbiane przez nas Ego, w którym musimy zgadywać jak odpowiedziałaby na pytanie druga osoba – czyli sugerować się nie tym, co my myślimy o kimś, tylko co ta osoba myśli o sobie. To niezły sposób na sprawdzenie jak dobrze się znamy. A oprócz tych dwóch gier, to oczywiście standardowo, szachy. Świetny sposób na spędzenie czasu i wysilenie szarych komórek.
Zestaw Hario | Zakupy w czasie kwarantanny
Butelka z filtrem do herbaty cold brew. Do sitka wsypuje się ulubioną herbatę, a wszystko zalewa zimną wodą i wsadza do lodówki. W sam raz na nadchodzące letnie dni. Do tego dwieniewielkie szklanki do herbaty. Butelka wykonana z japońskiego szkła. Zestaw również zamówiony w promocji od polskiej firmy Coffe Desk. Ci miłośnicy kawy mają też kawiarnię stacjonarną w Kołobrzegu.
Książki | Zakupy w czasie kwarantanny
Wisława Szymborska powiedziała, że nie ma piękniejszej rozrywki, niż książki. I my się z tym zgadzamy. Jeśli zmęczy Was Netflix, to zawsze dobrze jest sięgnąć po wciągającą lekturę. Po ostatnim miesiącu możemy polecić nowy zbiór reportaży znanego podróżnika, Tomasza Michniewicza, pod tytułem Chrobot. A jeśli nie możemy teraz wyjeżdżać, to może warto zainteresować się podróżami w kosmos? Dlatego polecamy książki Tysona o kosmosie, w których wszystko podane jest w prosty, przystęny i ciekawy sposób. Warto też zajrzeć do nowości – reportaż z Jordanii o zabójstwach honorowych. Jest to lektura wstrząsająca i rzucająca nieco więcej światła na wyidealizowany obraz tak uwielbianej ostatnio Jordanii.
DLA ZDROWIA
Mata do Akupresury | Zakupy w czasie kwarantanny
To tak jakby nowoczesna mata fakira składająca się z rzędu krążków w określonym kształcie (np. kwiatu lotosu), które zakończone są bardzo ostrymi igiełkami. Na takiej macie można leżeć bez ubrań lub w koszulce, jeśli nie dajemy rady gołym ciałem dotykać igieł. Akupresura wywodzi się z Chin i jej zadaniem jest delikatny ucisk na poszczególne części ciała, który ma służyć zdrowiu. Na co, według przeprowadzonych badań, wpływa leżenie na takiej macie? Niweluje ból pleców, napięcie, stres, bóle główy, nóg, problemy ze snem, stres. Po regularnym korzystaniu z maty jesteśmy bardziej wypoczęci, zrelaksowani, lepiej śpimy. Zalet jest mnóstwo. Mamy taką matę, testujemy od dwóch tygodni i musimy przyznać, że poranne leżenie na macie pobudza nas bardziej niż duża kawa. Najbardziej znaną firmą produkującą maty do akupresury, jest Pranamat. Ich maty są ekologiczne, produkowane w UE, z 5- letnią gwarancją, pięknie wykonane i… drogie. W internecie można znaleźć mnóstwo tańszych odpowiedników już za kilkadziesiąt złotych.
My jednak zdecydowaliśmy się na droższą wersję, bo mata ma nam służyć na lata. Nie chcemy, żeby się wgniatała, pochłaniała zapachy, niszczyła i była zrobiona z tworzyw sztucznych. Dlatego zdecydowaliśmy się na taką inwestycję. I co istotne, przekonała nas duża promocja. Zestaw z matą i poduszką przeceniony był z 800 zł z hakiem na 400. Po zakupie doszliśmy do wniosku, że w sumie mogliśmy narazie odpuścić sobie poduszkę, dzięki czemu kwota byłaby o wiele mniejsza. Jeśli nie możecie się zdecydować na taki zakup, to w internecie po wpisaniu hasła „mata do akupresury” znajdziecie mnóstwo firm ortopedycznych, które oferują produkty w znośnych cenach, poniżej 100 zł. Ludzie korzystają i sobie też chwalą, także wybór należy do Was.
Mata do ćwiczeń | Zakupy w czasie kwarantanny
Tutaj nie ma co się rozpisywać. Wiadomo, że sport to zdrowie i enforfiny, a tego potrzebujemy teraz szczególnie. Nie pozwólmy, byśmy zasiedzieli się w naszych domach. Może teraz jest dobry moment, żeby zadbać o zdrowie i sprawność fizyczną? Poza tym, wysiłek nas rozluźnia, uspokaja, wpływa na nastrój. A ten może być obniżony, skoro non stop przesiadujemy w domach. My zainteresowaliśmy się jogą, stąd zakup maty. Potrzebujemy teraz wycieczenia i ruchu, więc joga wydaje się być najlepszym wyborem. Nasza mata jest zrobiona z eko materiału TPE, który można poddać utylizacji i wykorzystać pownie, nie zawiera metali ciężkich. Jest bardzo ładna (wzór mandali), antypoślizgowa, bezzapachowa. Została kupiona w niewielkim sklepie sportowym Spokey, ale dostępna też np. w Media Expest czy Empiku.
Skrzynki warzyw i owoców | Zakupy w czasie kwarantanny
Skrznka pełna darów prosto od rolnika! Macie dosyć warzyw i owoców z dużych sklepów, które wydają odmrożone, gniją po jednym dniu w lodówce i są nafaszerowane chemią? To w takim razie zastanówcie się nad zamawianiem warzyw od lokalnych rolników. Nie jest powiedziane, że trzeba mieszkać na wsi, żeby w lodówce mieć świeże warzywa, mleko czy wędliny. W dużych miastach działa całkiem sporo firm dostawczych, które kupują produkty z gospodarstw zlokalizowanych pod miastem i trudnią się dostarczaniem tego mieszczuchom. We Wrocławiu mamy Pana Skrzynkę, Warzywniak czy Jedz Garściami i Regio Food i te dwa ostatnie gorąco Wam polecamy. Regio Food przywiozło nam świeże produkty, takie jak nabiał, wiejski chcleb, wędliny, które produkowane są na dolnym śląsku. Z kolei Jedz Garściami (kolejnego dnia po zamówieniu) dostarczyło nam pod drzwi skrzynkę pełną wręcz idealnych, dorodnych warzyw i owoców (za to na zdjęciu, razem z dostawą, zapłaciliśmy niecałe 100 zł). Macie więc dostęp do świeżego jedzenia bez konserwantów, a przy okazji wspieracie lokalnych rolników!
DLA NAUKI I ROZWOJU
Kursy | Zakupy w czasie kwarantanny
Obecnie mnóstwo kursów, które miały odbyć się na żywo, przenoszone jest na platformy internetowe, a przy tym przeceniane. Sama skorzystałam z fajnych promocji i na platformie Udemy (głównie marketing) kupiłam z siedem kursów po 40 zł każdy – o SEO, Google Analytics, Reklamach w social Mediach, o Googla Ada itd.. Wybór jest ogromny, więc jeśli jesteście zainteresowani tematyką działania w internecie, Udemy jest idealnym (i niedrogim) miejscem na początek nauki.
Bardzo fajną promocję ma też Uniqe Skills – kupiłam dwa kursy w cenie jednego. Jeden o Content Marketingu, a drugi o Social Mediach. Oba są już nieco bardziej zaawansowane. Na tej platformie można znaleźć też kursy o innej tematyce. Oprócz tego biorę udział w różnych bezpłatnych webinarach i wykładach na Fb i poluje na jeden z kursów Jasona Hunta. Ja mam dość określoną tematykę, ale gwarantuję Wam, że internet jest wypełniony po brzegi różnymi kursami. Sprawdźcie chociażby kursy organizowane przez Harvard czy Master Class, gdzie można uczyć się od najlepszych z najlepszych, na przykład pisania od Dana Browna lub tworzenia muzyki od Hansa Zimmera.
E-booki dokształcające | Zakupy w czasie kwarantanny
W czasach kwarantanny wiele firm przenosi swoje działania do sieci, czego przejawem jest wysyp e-booków. Pojawiają się e-booki o tym, jak prowadzić biznes w czasach kryzysu, jak ostrzyc włosy w domu, jak prowadzić Instagrama albo zabiegi pielęgnacyjne do samodzielnego wykonania – czyli ogólnie wszystko, czego dusza zapragnie. W internecie znajdziecie mnóstwo e-booków dokształcających i kwarantanna może okazać się dobrym czasem na edukację. Skoro i tak siedzimy całymi dniami w domu, to może się czegoś nauczmy? Ze swojej strony mogę polecić e-booki wszystkie Elizy Wydrych (dawniej Fashionelka), między innymi o hastagach i innych biznesach, kursy i e-booki Pani Swojego Czasu, e-booki stworzone przez Albasterfox, Podróż Odbytą oraz Wild Rocks – wszystkie trzy dotyczące Instagrama. Jason Hunt swoje książki sprzedaje także w wersji elektronicznej.
Planer biznesowy | Zakupy w czasie kwarantanny
Taki planer nieźle pomaga ułożyć sobie dzień – zwłaszcza, jeśli pracujemy zdalnie i mamy problem z rutyną i systematyką. Planer Make it Easy podzielony jest na kolumny dotyczące celów jednodniowych, tygodniowych, miesięcznych, rocznych, na plany, priorytety, nawyki. Zawiera także kalendarz, miejsce na notatki i inne przydatne strony. Generalnie jestem zadowolona, fajnie mi się z niego korzysta.
Kursy i książki Jasona Hunta | Zakupy w czasie kwarantanny
Jeśli nie kojarzycie Jasona Hunta (w co wątpię), to gwoli wyjaśnienia – to jeden z najbardziej rozpoznawalnych i doświadczonych polskich blogerów, który dzieli swoją wiedzą w formie kursów, webinarów, książek i e-booków. Zamówiłam zestaw trzech książek Jego autorstwa, które poświęcone są blogowaniu i social mediom. Łyknęłam trzy książki w trzy dni i mam wrażenie, że znacznie wpłynęły one na moje podejście do bloga. Z technicznych aspektów może nie dowiedziałam się z nich nic nowego (jestem po lekturze dziesiątek e-booków, blogów i kursów na ten temat), ale zmieniła u mnie dużo pod względem mentalnym. Autor rozprawia się z w wieloma mitami na temat blogowania, krytyki i podejścia do czytelników. Bardzo mi to pomogło i uważam, że te książki są idealne dla początkujących blogerów oraz dla tych osób, które zaczynają zarabiać na blogu – książki poruszają też tematykę umów, pracy z agencjami marketingowymi, influencer marketingu itd. Już się czaje na jakiś kurs o blogowaniu!
DLA URODY
Kosmetyki Resibo | Zakupy w czasie kwarantanny
Resibo to polskie, ekologiczne, wegańskie kosmetyki w przyjaznych cenach i o świetnym działaniu! Na ten moment korzystam z balsamu do ciała (hit, wchłania się w kilka sekund, mega wydajny, cudownie pachnie i nawilża), z kremu pod oczy i nawilżającego kremu do twarzy. Uf, jak on pachnie! Po jego nałożeniu moja buzia czuje się jakby wyszła ze SPA.
Kosmetyki The Ordinary | Zakupy w czasie kwarantanny
Po miesiącu używania mogę się dołączyć do wszystkich tych, którzy wychwalają te kosmetyki. Zalety? Działanie (żadne inne kosmetyki nie wpływają tak dobrze na moją cerę!), niewiarygodnie niskie ceny jak na taką jakość, proste składy (wegańskie, bez alkoholu, parabenów, zapachów, kolorów, zapychaczy itd.), ekologiczne. Kosmetyki mają bardzo wysokie stężenia substancji aktywnych, o wiele większe, niż zazwyczaj to spotykane (ale wciąż bezpieczne). Są tak skuteczne, że głowa mała! Wada? Kosmetyki The Ordinary są niestety trudnodostępne. Nie wyobrażam sobie teraz mojej pielęgnacji bez użycia The Ordinary. A kwarantanna to dobry moment na potestowanie nowych, silnych kosmetyków (np. z kwasami), po użyciu których nie można wystawiać twarzy na działanie słońca.
Mydła Cztery Szpaki | Zakupy w czasie kwarantanny
Szampony w kostce są dla mnie prawdziwym odkryciem. Wydajne, cudownie pachnące, naturalne, proste, ekologiczne, łatwe w użyciu, produkowane w Polsce i przez polską firmę, nie zajmujące dużo miejsca (idealne na podróże), a przede wszystkim świetnie robiące moim włosom. Dla panów też się coś znajdzie! Marcin korzysta z mydła do włosów i brody i jest zadowolony. Do tego peelingi w kostce, zwykłe mydła i takie pod prysznic. Jest w czym wybierać. Teraz, kiedy siedzimy non stop w domach, jest dobry moment na wypróbowanie szamponów w kostce i przekonanie się do nich. Ja już sobie nie wyobrażam powrotu do tradycyjnych szamponów w płynie.
Maseczki do twarzy Pibu | Zakupy w czasie kwarantanny
Pibu sprzedae bardzo przyjemne koreańskie maseczki do twarzy w płachcie – po ich użyciu cera była rozświetlona, jasna, promienna i bardzo nawilżona. W sam raz na długie wieczory w domu!
Kosmetyki Lush | Zakupy w czasie kwarantanny
Od kiedy zrobiłam zakupy w Lush po raz pierwszy w lutym tego roku, we Florencji – przepadłam bez reszty. Nie skłamię, jeśli powiem, że szampon i odżywka w kostce tej firmy, to najlepsze produkty do włosów, jakich używałam w życiu. Po miesiącu korzystania włosy stały się puszyste, gęstrze, uniesione u nasady, błyszczące, zdrowsze, bez rozdwojonych końcówek. Zdają się bardziej czyste, sypkie, no i ten zapach trzymający się tak długo! Miód na moje włosy. Do tego balsamy pachnące jak raj, kostki do kąpieli, peelingi do ust i ciała, żele w płynie… wybór ogromny, zapachy i kolory oryginalne, nietypowe i oszałamiające. Wszystkie kosmetyki tworzone w duchu zero-waste, z naturalnych składników, bez testowania na zwierzętach. Moje ukochane kosmetyki, jedyny minus to brak sklepów stacjonarnych w Polsce i droga wysyłka (ale można szukać na Allgero!).
Ministerstwo Dobrego Mydła | Zakupy w czasie kwarantanny
Wiele osoób poleciło mi produkty tej polskiej, niewielkiej manufaktury na Instagramie i o jeeeeny, jak ja jestem nimi zachwycona! Olej kokosowy do włosów sprawił, że nie poznaje swoich włosów, a można wykorzystywać go też do innych rzeczy, np. do domowych peelingów (olej + fusy z kawy). Różany hydrolat (wyciąg kwiatowy) pachnie obłędnie, wchłania się w sekundę i nawilża skórę. Można go sotosować jako tonik lub mgiełkę (w lato będę tylko tego używać!). Kostki do kąpieli również pachną zabójczo (róża!), a skóra po kąpieli jest pięknie nawilżona. Jeszcze jakby tego było mało, produkty sprzedawane są w ekologicznych, najczęściech szklanych pojemnikach i są naturalne oraz wyrabiane ręcznie – bez żadnych dodatków, zapychaczy, bez chemii. Opierają się głównie na olejkach eterycznych, olejach tłoczonych na zimno itd. No i te ceny! Za ten zestaw ze zdjęcia zapłaciłam 50 zł z dostawą. Mydła MDM, to są małe dzieła sztuki. Na ich stronie można prześledzić proces powstawania kosmetyków (łącznie ze zdjęciami), rewelacja!
DLA…INNYCH
Dla wielu z nas nastały ciężkie czasy w zwiążku z epidemią wirusa. My mamy to szczęście, że nasze prace są zdalne, możemy pracować w domu, nie czujemy żadnego zagrożenia związanego z ewentualną utratą zarobku. Możemy sobie umilać czas, robić zakupy i planować nowe podróże. Ale zdajemy sobie sprawę, że dla wielu osób obecna sytuacja, to koszmar. Utrata pracy, niepewność, problemy zdrowotne, odwlekane matury, to tylko wierzchołek góry lodowej. Dlatego warto teraz (i nie tylko teraz!) pomyśleć o innych. Wyszliśmy z założenia, że na tyle mamy szczęścia w życiu i żyjemy w ogólnym dobrostanie, że musimy się losowi za to odwdzięczyć. W miastach organizowane są liczne zbiórki – sprzętu i jedzenia dla medyków, środków antybakteryjnych, maseczek. Organizowane są dodatkowe obiady dla potrzebujących, zakupy dla starszych osób, pomoc dla dzieci, które nie mają dostępu do komputera i internetu, a tym samym do nauki. Internet i social media pełne są teraz tego typu akcji. My ze swojej strony możemy polecić wrocławską grupę Widzialna Ręka, na której ogłaszają się osoby potrzebujące pomocy i tą pomoc oferujące. Czasem jest to wspomaganie finansowe, czasem zrobienie zakupów – każdy gest ma znaczenia.
Polecamy też zbiórkę organizowaną przez stowarzyszenie Wielki Śląsk – zbierają oni produkty dla medyków. Kawę, herbatę, zupki chińskie, kabanosy, słodycze, konserwy, wodę, rękawiczki, papier toaletowy, chusteczki, a nawet czajniki, aby mogli zrobić sobie kawę. Produkty te rozwożone są po wrocławskich szpitalach. Jeśli zrobicie takie zakupy, możecie dostarczyć je pod adres przy ulicy Oporowskiej 62 (od 09:00 do 19:00), drugi przy Szewskiej 66/67a (od 10:00 do 15:00). Przyda się wszystko – nawet jeśli jest to paczka kawy, papieru toaletowego czy kilka zupek chińskich. Każdy mały gest ma znaczenie. Może macie drukarki 3D? Za ich pomocą wydrukować przyłbice albo części do respiratorów. Może warto zrobić zakupy w jakimś osiedlowym sklepiku albo złożyć zamówienie w lokalnej firmie? Zamówić obiad w restauracji za rogiem? Wspierajmy się jak tylko możemy!
Podobno w domu nudzić się mogą tylko ludzie nieinteligenti. Ten, kto wymyślił to zdanie, nigdy chyba nie spędził tyle czasu w zamknięciu, ile musimy spędzać my wszyscy. Z domu nie wychodzimy od 28 lutego, kiedy to wróciliśmy z Włoch i zaczęła się nasza kwarantanna. Także możecie się śmiać z innych i robić produktywne rzeczy, piec ciasta, ćwiczyć, śpiewac, uczyć się rysunku czy stawać na głowie. Ale po takim czasie każdy z nas jest zmęczony psychicznie, leniwy, nie ma humoru i na na nic ochoty. To normalne, nie wstydźmy się tego. My przez pierwszy miesiąc nie robiliśmy nic, absolutnie nic. Ale teraz nabraliśmy sił, nadrabiamy i staramy się robić coś więcej. W tym wypadku są to niekontrolowane zakupy…
PS Nie jest to wpis sponsorowany.
Magda
A jeśli w wolnym czasie chcecie zaplanować swoje przyszłe podróże, zajrzyjcie do naszych praktycznych artykułów: