Dasht-e Lut. Kaluty i pustynia w Iranie

Dasht-e Lut, czyli Pustynia Lota w Iranie i kaluty, które na niej można podziwiać, to miejsce, które zwaliło nas z nóg i gdzie zostawiliśmy nasze serca. Jako wielbiciele pustyni zawsze staramy się odwiedzić takową, jeżeli leży na terenie państwa, które akurat zwiedzamy. Tak było i podczas naszej podróży po Iranie. I to był strzał z dziesiątkę! Po magicznych pustyniach Izraela czy komercyjnych saharyjskich piaskach w Maroku, irańska Dasht-e Lut uplasowała się w naszej czołówce najpiękniejszych miejsc, jakie widzieliśmy w życiu. Jak zaplanować wycieczkę na Dasht-e Lut?

Dasht-e Lut, kaluty, kaluts desert, Pustynia Lota

Turystyka na Pustynia Lota | Dasht-e Lut

Dasht-e Lut nie jest pierwszym miejscem, które przychodzi nam na myśl, kiedy myślimy o Iranie. Bardziej popularna jest Wielka Pustynia Słona, położona w rejonie miasta Kashan, gdzie dociera większość zorganizowanych wycieczek. Z kolei niewiele z nich wybiera Pustynię Lota, co stanowi jej ogromny atut – zero komercji, autentyczność i czysta natura to coś, co na każdym zrobi wrażenie. Z drugiej strony, poznaliśmy mieszkańców okolicznych wiosek oraz ich historie – wielodzietne rodziny, brak perspektyw, pracy czy możliwości rozwoju, skutkują biedą panującą w regionie. Dopiero otwarcie na świat i turystykę pozwoliło im rozpocząć życie na nieco wyższym poziomie, w rozumieniu „życia na poziomie” w irańskiej rzeczywistości. Domy, które wybudowali dla gości za pierwsze pieniądze uzyskane z turystyki, są dla nich szczytem luksusu. Turysta z Europy widzi proste, zimne pokoje lub baraki bez żadnych udogodnień i łazienkę na dworze, w której o ciepłej wodzie można tylko pomarzyć. Może więc spokojny, zdrowy rozwój turystyki w rejonie Dasht-e Lut, pozwoli Irańczykom mieszkającym w okolicach pustyni na lepszy byt.

Dasht-e Lut, kaluty, kaluts desert, Pustynia Lota

Bezpieczeństwo | Dasht-e Lut

Pustynny klimat, brak pracy, roślinności i upraw, dziesiątki kilometrów do najbliższych miast nie są jedynymi utrudnieniami, z jakimi muszą się mierzyć mieszkańcy okolic Dasht-e Lut. Na poprawę ich losu i poziomu zaangażowania w turystykę nie wpływa korzystnie fakt samego położenia Pustyni Lota. Przez teren ten wiedzie droga do Pakistanu, która owiana jest złą sławą szlaku przemytniczego, porwań turystów i napadów. Co prawda w ostatnich kilkunastu latach handel i przemyt narkotyków podobno ustał i do negatywnych incydentów nie dochodzi, jednak ferment w powietrzu został. Nawet na stronie Ministerstwa Spraw Zagranicznych można znaleźć ostrzeżenia przed podróżami do Sistanu i Beludżystanu, w których to właśnie położona jest Dasht-e Lut. My czuliśmy się tam bezpiecznie, nic złego nie wydarzyło się nam ani tym wszystkim turystom, którzy od lat odwiedzają Pustynię Lota. Jednak zawsze trzeba mieć na uwadze nie tylko podstawowe zasady bezpieczeństwa, ale też to,  że nasze doświadczenie nie jest dla Was gwarancją i może to być teren jakiegoś podwyższonego ryzyka.

Dasht-e Lut, kaluty, kaluts desert, Pustynia Lota

Trzęsienia ziemi | Dasht-e Lut

Sytuacji nie poprawiają sejsmiczne niepokoje w tym regionie, o ile zwyczajnymi niepokojami można to nazwać. W 2003 roku w wyniku trzęsienia ziemi w mieście Bam zginęło ponad 26 tysięcy ludzi. Tego nie możemy przewidzieć. Przed wyjazdem w tamte strony zapoznajcie się z regułami, jakich trzeba przestrzegać w trakcie trzęsienia ziemi. Podczas naszego pobytu w Iranie doszło do trzęsienia, ale w północno – zachodniej części kraju, prawie o 1000 kilometrów dalej. Nie należy bać się wyjazdu, ale tak jak podczas wszystkich podróży, przystosować się do specyfiki kraju i dbać o swoje bezpieczeństwo na tyle, ile tylko można.

Dasht-e Lut, kaluty, kaluts desert, Pustynia Lota

Jak wygląda Pustynia Lota? | Dasht-e Lut

Zaczęliśmy dość nietypowo, bo od nastraszenia Was, dlatego przejdźmy do pozytywów! Pustynia Lota, a dokładnie jej część, na której znajdują się skały wyrzeźbione przez wiatr – kaluty –  to coś, co po prostu trzeba zobaczyć. Kiedy trafiliśmy na zdjęcia kalutów w internecie, Dasht-e Lut od razu powędrowało na szczyt naszej listy miejsc, które w Iranie zobaczyć po prostu musimy. W internecie ta pustynia często funkcjonuje pod nazwą Kaluts Desert. Kalut w języku perskim oznacza ‚zamek z piasku’. Mamy mały kłopot z nazewnictwem, ponieważ Dasht-e Lut funckjonuje w internecie pod polskimi nazwami Pustynia Lota lub Luta, czasem też Pustynia Kalut, jednak nie jesteśmy pewni, czy są to poprawne nazwy.

Co do samego krajobrazu- miłośnicy pustyń i otwartych przestrzeni będą nimi zachwyceni. Coś, co nieodmiennie kojarzy nam się z Dzikim Zachodem i USA, nagle możemy oglądać w zupełnie innym zakątku świata. Strzeliste, czerwone góry o najbardziej wymyślnych kształtach, wyrastają nagle z sypkiego piasku i ciągną się po horyzont. Każdy jeden kalut zdaje się być piękniejszy i bardziej fantazyjny od poprzedniego. Rozsiane po całej pustyni szczyty zdają się być prawdziwymi zamkami z piasku. Kaluty prezentują się najpiękniej przy wschodzie i zachodzie słońca, kiedy promienie słoneczne wydobywają ich głębie koloru. Ciekawostkę stanowi fakt, że Pustynia Lota jak do tej pory dzierży palmę pierwszeństwa jeśli chodzi o najgorętsze miejsce na ziemi – satelity NASA odnotowały tu temperaturę przekraczającą 70 stopni Celsjusza! Na pustyni poczułam się też bardziej swobodnie, ponieważ nasz przewodnik powiedział, że mogę zdjąć chustkę z głowy (w końcu!), bo „tutaj rządzi tylko przyroda”.

Dasht-e Lut, kaluty, kaluts desert, Pustynia Lota

Dasht-e Lut, kaluty, kaluts desert, Pustynia Lota

Dasht-e Lut, kaluty, kaluts desert, Pustynia Lota

Dasht-e Lut, kaluty, kaluts desert, Pustynia Lota

Przewodnik – obowiązek czy możliwość? | Dasht-e Lut

Niemało logistycznego gimnastykowania się dostarczyło nam planowanie wycieczki na Dasht-e Lut, oj niemało. Ale dzięki temu udało nam się zebrać wszystkie przydatne informacje w tym poradniku, który z pewnością Wam się przysłuży.

Dasht-e Lut, kaluty, kaluts desert, Pustynia Lota

Jak najłatwiej zwiedzić Dasht-e Lut? Ano z przewodnikiem. Nie ma to tamto, że lubicie wolność i swobodę. Nie w tym przypadku, już chociażby z tych względów, o których pisaliśmy w akapicie o bezpieczeństwie. Nigdy nie można przewidzieć co nam przydarzy się w podróży, a biorąc pod uwagę zajścia na drodze do Pakistanu sprzed lat, nie polecamy wycieczki na pustynię samemu. Przewodnik będzie wiedział, gdzie można jechać, a dokąd nie, gdzie się zatrzymać, z kim nie rozmawiać i w miarę swoich możliwości zapewni Wam  bezpieczeństwo. Poza tym, nie powinno się wybierać na pustynię samemu bez licencjonowanego przewodnika. Teoretycznie nikt tego nie sprawdza, nie ma tam kas – w ogóle niczego nie ma. Możecie przyjechać na pustynię samemu, wynajętym autem, ale co jeśli się zgubicie?

Jak to jest zgubić się na pustyni? Nam się to przydarzyło mimo, że byliśmy tam w towarzystwie przewodnika! Nie ma zasięgu, ciemna noc, a nasz przewodnik mówi, że od 5 lat jak pracuje na pustyni, to nigdy nie wiedział jeszcze tak ciemnej nocy. Godzinę błądziliśmy autem w poszukiwaniu właściwego kierunku w obawie, że stoczymy się ze skarpy lub nigdy nie odnajdziemy drogi (to znaczy ja się trzęsłam ze strachu, Panowie dawali radę, albo przynajmniej sprawiali takie wrażenie!). Poza tym, na pustyni mieszkają jadowite tarantule (nie widzieliśmy), węże (ale tylko w skałach), szakale i wiele innych zwierząt, a nasz przewodnik widział każde z nich. Pustynia Lota jest też jednym z najgorętszych miejsc na ziemi i po dwóch godzinach bez wody, w środku lata, nie macie tam żadnych szans. Przewodnik też wie gdzie jest najładniej, pokaże Wam najlepsze punkty widokowe i wskaże kaluty, na które można wejść. 

Dasht-e Lut, kaluty, kaluts desert, Pustynia Lota

Dojazd na Pustynię Lota | Dasht-e Lut

Największym atutem podróżowania z przewodnikiem na Dasht-e Lut jest fakt, że nie ma jak tam dojechać transportem zbiorowym, a przewodnik zabierze Was własnym samochodem. Żadne autobusy czy pociągi na Dasht-e Lut nie jeżdżą. Możecie tam dojechać własnym autem, ale z wyżej wspomnianych powodów zalecamy, abyście poszukali przewodnika jeszcze przed wyjazdem! Przewodnik odbierze Was z Kerman, które jest głównym ośrodkiem miejskim w regionie i zabierze na pustynię. Przewodnika można znaleźć też w Kerman, ale jeśli macie mało czasu, lepiej umówić się z kimś wcześniej przez internet.

Do Kerman możecie dolecieć samolotem z Teheranu i innych dużych miast, a także dojechać autobusem z :

  • Shiraz – odjazdy o 06:15, 20:30, 21:30, koszt 490 tys. riali, czas przejazdu 9 h
  • Teheran – odjazdy regularnie od 14:00 do 22:00, koszt 690 tys. riali, czas przejazdu 14 h
  • Jazd – odjazdy regularnie od 06.00 do 17:00, koszt 280 tys. riali, czas przejazdu 4-5 h [z Kerman do Jazdu wyjeżdżaliśmy o 8.50]
  • Isfahan – odjazd o 21:15, koszt 490 tys. riali, czas przejazdu 10-11 h
  • Meszhed – odjazdy o 14:00, 17:40, 20.30, koszt 690 tys. riali, czas przejazdu 14-15 h
  • Bandar-e Abbas – odjazy o 11:30 i 21:30, koszt 370 tys. riali, czas przejazdu 7-8 h
  • Pociągiem – dojedziemy do Teheranu (odjazd o 15:00 i 22:30, cena 500-700 tys. riali, czas przejazdu 14 h) i Meszhedu (odjazd o 17:40, cena 650-900 tys. riali, czas przejazdu 16-17 h)

Wskazówka: Polecamy połączenia nocne! Bardzo wygodne, tanie, szybkie. Autobusy VIP zabierają na pokład zazwyczaj tylko 25 pasażerów, fotele rozkłada się do pozycji półleżącej, podczas drogi serwowane są przekąski i napoje. Można zaoszczędzić na noclegu i nie tracić czasu na przejazdy. Z kolei decydując się na lot wewnętrzny, trzeba mieć na uwadze zły stan floty lotniczej w Iranie i stosunkowo częste katastrofy lotniczej.

Dasht-e Lut, kaluty, pustynia kalut, pustynia lota

Kolejnym plusem jest to, że z przewodnikiem możecie dowolnie ustalić swoją trasę. Nie musicie decydować się tylko na wizytę na Dasht-e Lut. Jeżeli w okolicy jest jakiekolwiek miejsce, które chcielibyście odwiedzić, przewodnik Was tam zabierze. Co więcej, przewodnicy mieszkający w Kerman i okolicach znają takie miejsca, o których nie przeczytacie w żadnych przewodnikach. Może zobaczycie liczne pustynne zamki, Ogród Mahen, Cytadelę w Bam, absolutnie przepiękny i mało znany kanion Rageh i Keshit i inne miejsca. Na przykład te ze zdjęć poniżej.

Kolorowe Góry | Dasht-e Lut

Na zdjęciach oglądacie Kolorowe Góry, które nawet nie mają oficjalnej nazwy i są tak roboczo nazywane przez Irańczyków. Możecie poprosić przewodnika – kierowcę, żeby wybrał drogę na Pustynię Lota właśnie przez te góry. Zdjęcia nie oddają niezwykłości tego miejsca, serio. To było największe zaskoczenie naszego wyjazdu! Do tej pory kolorowe góry kojarzyły nam się jedynie z Peru albo Chinami, a tu taka niespodzianka.

Twierdza Rayen | Dasht-e Lut

Albo Twierdza Rayen. Historia twierdzy jest bardzo ciekawa, a malowniczo położone ruiny prezentują się na tle ośnieżonych gór przepięknie. Widok z jednej z wież twierdzy był jednym z najlepszych, jakich doświadczyliśmy w Iranie. Choć renowacja twierdzy po trzęsieniu ziemi w 2003 roku nie była dokładna i momentami budowla może się wydać zaniedbana – nie można odmówić jej uroku.

Wycieczki zorganizowane na Pustynię Lota | Dasht-e Lut

Na początku musicie się jeszcze nastawić na to, że wycieczki zorganizowane na Dasht-e Lut nie są wycieczkami w naszym rozumieniu tego słowa. I to jest w tym wszystkim najlepsze! Nie ma żadnych grup, ustalonych schematów, widełek cenowych, ustalonych z góry tras czy ograniczeń. Tylko ledwie raczkująca turystyka, która jest jeszcze płynna i nie narzuca schematów. Oczywiście w internecie możecie znaleźć kilka biur oferujących wycieczkę na pustynię w dość wysokich cenach, co ostatecznie i tak sprowadza się do podróży z prywatnym kierowcą, który na miejscu niekoniecznie musi się okazać przewodnikiem.

Dasht-e Lut, kaluty, kaluts desert, Pustynia Lota

Jak znaleźć przewodnika na Pustynię Lota | Dasht-e Lut

Nie przez oficjalne strony

Przez internet, ale nie przez oficjalne strony. Jeśli drogą elektroniczną zgłosicie się do organizatora takich wycieczek, będziecie płacić za całe auto mocno zawyżoną cenę, nawet jeśli podróżujecie w pojedynkę lub dwójkę. Na miejscu zawsze można coś wytargować. Poza tym mieliśmy w Iranie takie historie, że przez stronę oficjalnego organizatora wynajmowaliśmy kierowcę – przewodnika, który nie umiał mówić po angielsku i nie był przewodnikiem, tylko kierowcą. Nie jesteśmy nawet pewni, czy zapłacona przez nas kwota w jakimkolwiek ułamku dotarła do wykonawcy zadania, czyli kierowcy, dla którego mogło  to być jedyne źródło utrzymania.

Przykładowe wycieczki organizowane – https://www.visitkalouts.com/

Dasht-e Lut, kaluty, kaluts desert, Pustynia Lota

Przez grupy na Facebooku lub na miejscu

Bardzo Wam w tym miejscu polecamy grupę na Facebooku o nazwie „See you in Iran”. Tam można załatwić sobie wszystko, zebrać wszelkie potrzebne informacje. To forum jest niczym elektroniczny targ. Piszecie, czego potrzebujecie lub kogo szukacie i w przeciągu paru minut pojawiają się dosłownie dziesiątki komentarzy. Szukasz przewodnika? Sam się zgłosi, przywita uprzejmie, zostawi swój numer telefonu. Wtedy zapisujecie sobie numery w kontaktach na Whatsappie (konieczność do podróży po Iranie!) i nawiązujecie rozmowę prywatną. Wy przekazujecie kiedy i co chcecie zobaczyć, przewodnik Wam doradza i podaje cenę, możecie się targować i ostatecznie umawiacie się na wycieczkę. Z tego sposobu korzystaliśmy dwa razy i dwa razy sprawdził się wyśmienicie. Większość Irańczyków związanych z turystyką jest na tym forum, także nie będziecie mieć najmniejszego problemu ze znalezieniem przewodnika. Oprócz tego, na Facebooku znajdziecie bardziej szczegółową grupę o nazwie „Iran Kalut”, którą tworzą przewodnicy z Kerman i okolic.

Tak jak pisałam wcześniej, przewodnika można także znaleźć w Kerman, jednak jest to sposób dla osób, które mają pod dostatkiem czasu. Nasz napięty plan nie pozwalał na chodzenie po mieście i szukanie najlepszej oferty, gdyż zwyczajnie zabrakłoby nam na wszystko czasu. Jeśli więc chcecie oszczędzić na czasie, warto rozważyć zorganizowanie wycieczki jeszcze przed wyjazdem. Jeżeli chcecie mieć całkowicie wolą rękę, można też dojechać na pustynię taksówką z Kerman, co będzie się opłacało zwłaszcza wtedy, gdy podróżujecie grupą.

Dasht-e Lut, kaluty, kaluts desert, Pustynia Lota

Jakiego przewodnika wybrać? | Dasht-e Lut

Jeżeli bierzecie pod uwagę nasze skromne zdanie, to możecie rozważyć też wycieczkę z przewodnikiem, którego polecamy Wam z całego serca. Ahmad to filolog pochodzący z Kerman, licencjonowany przewodnik, który od 5 lat poświęca się oprowadzaniu wycieczek po regionie. Dobrze mówi po angielsku, a to co mówi, bardzo przypadnie Wam do gustu. Ahmad nie tylko ma ogromną wiedzę na temat atrakcji i zabytków oraz samej pustyni Dasht-e Lut, ale też z przyjemnością rozmawia o samym Iranie. Opowiada o historii, polityce, problemach społecznych, o tym jak żyją ludzie, o swoim życiu i rodzinie. Równie często zadaje pytania o nasze życie w Polsce, o nasze podróże i marzenia. To właśnie on przybliżył nam Iran „od środka”, z perspektywy mieszkańców jego kraju. Pokazał nam życie codzienne w Iranie, a także kawałek  swojego świata. Jesteśmy mu za to niezmiernie wdzięczni i chcielibyśmy mu pomóc w jakiś sposób. Jego skromność, dobroć i empatia dosłownie nas urzekły.

W naszym odczuciu dużą zaletą Ahmada jest też jego takt. Nie zarzucał nas pytaniami, nie gadał bez przerwy. Wręcz przeciwnie – dużo było w naszych rozmowach milczenia, prywatności i spokoju. Dawał nam swobodę, pozwalał samym przechadzać się po pustyni. Nie był natrętny i czuliśmy się w jego towarzystwie doskonale. Namiar na Ahmada znajdziecie poniżej. Możecie się na nas powoływać.

Numer telefonu: +989131956447

Koszt wycieczki na Pustynię Lota | Dasht-e Lut

Skoro już znacie Ahmada, pora przejść do bardziej przyziemnych spraw. Ile kosztowała wycieczka na Dasht-e Lut z Ahmadem? 60 euro za dwie osoby. Za co płaciliśmy?

  • transport
  • kierowca – przewodnik
  • obiad, kolacja i dwa śniadania
  • nocleg przy pustyni u irańskiej rodziny w Shafiabad, obok pustynnego zamku
  • wizytę na Pustyni Lota, w twierdzy Rayen i przejazd przez Kolorowe Góry
  • ognisko i nocne oglądanie gwiazd na pustyni

Czy to mało? Naszym zdaniem tak. Koszty takiej wycieczki w biurach turystycznych są o wiele wyższe, a to co przeżyliśmy to nasze. Próbowaliśmy domowej, wyśmienitej kuchni irańskiej, spaliśmy przy pustyni pod niebem rozświetlonym milionem gwiazd, poznaliśmy irańską rodzinę, zobaczyliśmy niezwykłe miejsca – te wszystkie doświadczenia były warte tej, a nawet i trzy razy wyższej ceny. Warunki noclegowe były proste, ale wygodne, a klimat przedni i jedzenie pyszne. Byliśmy tam jedynymi gośćmi. Podczas ciepłych wieczorów można rozsiąść się na dworze na poduszkach i palić shishę, zrobić ognisko, obserwować gwiazdy i napawać się niezwykłą ciszą. Nasi gospodarze nie znali angielskiego, ale byli dla nas niezwykle uprzejmi i gościnni, a Ahmad tłumaczył nasze rozmowy.

Ile czasu poświęcić na Pustynię Lota? | Dasht-e Lut

Wszystko zależy od tego, ile czasu macie na cały pobyt w Iranie. My musieliśmy się zadowolić tylko jednym dniem i nocą, ale było warto i starczyło. Optymalne są 2-4 dni, podczas których można odwiedzić cytadelę w Bam, twierdzę Rayen, ogród Mahan, kaniony i spędzić jeden pełen dzień na Dasht-e Lut. Ale przy braku czasu również uda się to zaplanować w ciągu jednego dnia pod warunkiem, że wstaniecie bardzo wcześnie. Nasz plan wyglądał następująco:

  • nocny wyjazd autobusem w Shiraz do Kerman
  • przyjazd do Kerman około 7 rano
  • śniadanie w Kerman w okolicach ruin zamku
  • przejazd do Twierdzy Rayen i zwiedzanie, czas na kawę
  • przejazd przez Kolorowe Góry z postojami na podziwianie widoków i zdjęcia
  • dojazd do naszego zakwaterowania, obiad
  • pobyt na Dasht-e Lut (spacer bez przewodnika po określonej przez niego trasie)
  • wspólne zdobycie jednego z kalutów i podziwianie z niego zachodu słońca
  • ognisko i nocne podziwianie gwiazd
  • powrót na nocleg, kolacja, wspólna mini biesiada
  • rano śniadanie i powrót do Kerman na autobus odjeżdżający około 9 do Jazd

Dasht-e Lut, kaluty, kaluts desert, Pustynia Lota

Noc i ognisko na Pustyni Lota | Dasht-e Lut

Pustynię podziwialiśmy sami. Nie było tam ani jednego turysty czy mieszkańca. Cisza panująca na Dasht-e Lut aż dzwoniła w uszach. Żadnych kas, żadnych biletów, żadnych godzin otwarcia (chociaż nie polecamy odwiedzin latem). I dopiero gdy sami szukaliśmy drewna na opał, siedzieliśmy na gołej ziemi, jedliśmy ciastka, które udało nam się zakupić w sklepie przed podróżą, wtedy dotarło do nas, jak mało komercyjne jest to miejsce. Na Dasht-e Lut możecie mieć styczność z czystą naturą, podziwiać jej potęgę i kunszt. Dzielimy się z Wami tym miejscem, ale prosimy – nie zniszczcie tego. Niech Dasht-e Lut pozostanie jak najdłużej takie, jakim je widzieliśmy po raz ostatni. Ahmad do tego stopnia stara się wyjść naprzeciw swoim wycieczkowiczom, że dla naszych poprzedników pojechał po namioty do miasta gdy zażyczyli sobie, by spędzić noc na samej pustyni. Także jeżeli macie ochotę, to śmiało go pytajcie. A niebo? Ah, pustynne niebo. Nie ma słów by opisać ten widok.

Dasht-e Lut, kaluty, kaluts desert, Pustynia Lota

Dasht-e Lut, kaluty, kaluts desert, Pustynia Lota

Kiedy jechać na Pustynię Lota? | Dasht-e Lut

Na pewno nie między czerwcem a sierpniem, kiedy to temperatury są ekstremalnie wysokie i przewodnicy unikają organizowania wycieczek na pustynię w tym czasie. My odwiedziliśmy Dasht-e Lut pod koniec listopada i trafiliśmy na bardzo przyjemną pogodę – około 20 stopni w ciągu dnia, słońce w południe dość mocno grzało, jednak przydał się cienki sweterek lub jakaś narzutka. Pogoda była wręcz wymarzona na eksplorowanie pustyni i okolic.

Dasht-e Lut, kaluty, pustynia kalut, pustynia lota

Czy warto odwiedzić Pustynię Lota | Dasht-e Lut

Wydaje mi się, że po przeczytaniu tego tekstu znacie już odpowiedź. Dla nas Dasht-e Lut i okolice miasta Kerman są odkryciem podróży do Iranu, terenem nieskażonym przez masową turystykę, gdzie można jeszcze oglądać nienaruszoną przyrodę, napawać się spokojem i ciszą. Kaluty zafascynują zwłaszcza osoby cenijące kontakt z naturą, eksplorowanie przyrody, pustyń i gór. Dziwaczne formacje skalne mieniące się tysiącem odcieni czerwieni są zaskakujące, oryginalne i piękne. Bardzo Wam Pustynię Lota polecamy, uwzględnijcie są w swoich irańskich planach.

Jeśli podobał Ci się ten tekst, będziemy wdzięczni jeśli udostępnisz go dalej!

Dasht-e Lut, kaluty, kaluts desert, Pustynia Lota

Dasht-e Lut, kaluty, kaluts desert, Pustynia Lota

Dasht-e Lut, kaluty, kaluts desert, Pustynia Lota

 

A tutaj znajdziecie listę pozostałych miejsc, które warto naszym zdaniem odwiedzić w Iranie:

Iran atrakcje – co warto zobaczyć w Iranie?

Magda M. 

Macedonia atrakcje. Co zobaczyć w Macedonii?

Zastanawiacie się, co zobaczyć w Macedonii? Na myśl pewnie przychodzi stolica, a także Jezioro Ochrydzkie. Nie zdziwimy się, jeżeli nic innego nie wymyślicie – jeszcze kilka miesięcy temu sami nie mieliśmy o tym kraju pojęcia. Nie bez powodu Macedonia uznawana jest za najrzadziej odwiedzany kraj w Europie. Jednak to szybko się zmienia – coraz więcej turystów odkrywa uroki tego niewielkiego skrawka naszego kontynentu.

Macedonia atrakcje

Mały wielki kraj

Na wstępie musimy zaznaczyć, że pomimo niewielkiego obszaru, Macedonia może się poszczycić wieloma naprawdę niezłymi atrakcjami. Co więcej, zwiedzanie Macedonii może się okazać bardzo różnorodne. Co prawda nie ma ona dostępu do morza, ale za to posiada dostęp do najstarszego jeziora w Europie – Jeziora Ochrydzkiego, a także pobliskiego jeziora Prepsa. Oczywiście w całym kraju jezior jest więcej (Debar, Mawrowo). Jednakże to właśnie miejscowości położone nad dwoma pierwszymi w głównej mierze spełniają warunki macedońskich kurortów wypoczynkowych.

Ochryda | Macedonia atrakcje

Co oprócz jeziora i stolicy?

Oprócz tego w Macedonii można odnaleźć niezwykłe, stosunkowo dzikie góry, które okazały się największym zaskoczeniem naszego wyjazdu. Oglądane wcześniej na zdjęciach w internecie nie wydawały się tak piękne i interesujące, jakie się okazały być na miejscu. Jeśli do tego dodamy urocze, niewielkie miasteczka (Kratovo, Kruszewo), parki narodowe (Mawrowo, Pelister, Galichica), starożytne miasta i ruiny (Heraklea, Stobi), wiekowe monastery (Tetovo, Treskawec, św. Naum, Bigorski monaster św. Jana Chrzciciela), stoki narciarskie, winnice, wodospady (Kolesino, Smolare), jaskinie (Vrelo), kaniony i raftingi (Matka), starożytne megalityczne obserwatoria astronomiczne (Kokino), to nagle się okazuje, że dostajemy przepis na zapełnienie co najmniej 2 – tygodniowych, udanych wakacji.

Skopje | Macedonia atrakcje

W Macedonii nie mieliśmy zbyt dużo czasu, bo jedynie 5 dni w okresie sylwestrowym. Jednak staraliśmy się wykorzystać je na maksimum. Może z listy ciekawych miejsc w Macedonii w tym artykule wybierzecie coś dla siebie. Co prawda skupiliśmy się raczej na najpopularniejszych miejscach, ale w opisach i zdjęciach znajdziecie chociaż dla siebie potwierdzenie, czy warto te atrakcje odwiedzić.

Zamek w Ochrydzie | Macedonia atrakcje

Monaster Treskawec | Macedonia – atrakcje

Ten niezwykły prawosławny monaster pod wezwaniem Zaśnięcia Matki Bożej, znajduje się na górze Zlatowraw, niedaleko miasta Prilep. Co prawda sama cerkiew uległa zniszczeniom w pożarze w 2014 roku i wciąż jest remontowana (styczeń 2019). Jednak XVII-wieczne freski znajdujące się na wewnętrznych ścianach świątyni wciąż cieszą oko. Nas urzekła panująca tam cisza – monaster jest miejscem odosobnienia, przyjeżdża do niego niewielu turystów.

Góry w Macedonii w okolicy klasztoru Treskawiec | Macedonia atrakcje

Ogromnym atutem Treskawca jest jego położenie. Monaster leży na wysokości ponad 1400 m.n.p.m. i samo zdobycie szczytu jest nie lada atrakcją. Wycieczka do Treskawca jest świetnym pomysłem na zapełnienie sobie połowy dnia w Macedonii. To trekking z fantastycznymi widokami, któremu każdy podoła. A przy okazji można poznać nieco historii i kultury tego kraju.

Klasztor Treskawiec | Macedonia atrakcje

Kanion Matka | Macedonia – atrakcje

Kanion Matka, jest obok Jeziora Ochrydzkiego, sztandarową atrakcją Macedonii. Jego zwiedzanie ułatwia fakt, że leży w pobliżu stolicy i lotniska. Odwiedzając Kanion Matka w grudniu, nasze serca zostały podbite – pomimo (albo właśnie dzięki) surowego krajobrazu i niesprzyjającej aury. Zachwyciła nas obłędnie turkusowa woda, spokój tam panujący, majestatyczne, jasne skały wchodzące niemal pionowo do wody oraz ilość atrakcji w okolicy.

Kanion Matka | Macedonia atrakcje

Po kanionie można pływać łódkami i kajakami, można wędrować wzdłuż niego albo wybrać się na trekking po licznych szlakach otaczających kanion i oglądać go z góry, odwiedzić kilka cerkwi czy  jaskinię Vrelo.

Klasztor św. Nauma | Macedonia -atrakcje

Klasztor położony tuż przy granicy albańsko-macedońskiej, został założony w X wieku przez św. Nauma, ucznia Cyryla i Metodego. Na miejscu obecnej cerkwi stały kiedyś inne świątynie, a ta współczesna była budowana na przełomie XVI i XVII wieku.

Freski zdobiące wewnętrzne ściany cerkwi pochodzą z XVIII wieku. Ze wszystkich cerkwi, które oglądaliśmy w Macedonii, ta zachwyciła nas najbardziej. Nie dość, że jej położenie jest ujmujące, to jeszcze wnętrze cerkwi powinno zachwycić każdego. Klasztor jest miejscem spoczynku św. Nauma, a przykładając ucho do jego grobu, może się zdawać, że słyszymy bicie ludzkiego serca. To jednak prawdopodobnie dźwięk wydawany przez liczne strumienie przebiegające tuż pod klasztorem.

Klasztor św Nauma | Macedonia atrakcje

Jezioro Ochrydzkie | Macedonia – atrakcje

Najstarsze jezioro Europy z roku na rok przyciąga ku sobie coraz więcej zagranicznych turystów. Jezioro jest bardzo duże, otaczają je majestatyczne góry, a woda posiada niezwykle przejrzysty kolor. Zdjęcia oglądane w internecie nie do końca oddawały urok tego miejsca. Owszem, wiedzieliśmy, że Jezioro Ochrydzkie z pewnością jest ładne, ale nie spodziewaliśmy się, że aż tak. Wizyta nad jeziorem będzie dobrym pomysłem zarówno na letni wypoczynek, jak i na ferie zimowe. Statki wycieczkowe kursują po jeziorze także zimą. I warto wziąć udział w takim rejsie bez względu na porę roku. Wspaniałe widoki gwarantowane!

Rejs po Jeziorze Ochrydzkim | Maceodnia atrakcje

Ochryda | Macedonia – atrakcje

Podobnie jak z rejsem po Jeziorze Ochrydzkim, być w Macedonii i nie zawitać do Ochrydy, to grzech. Ochryda jest bardzo interesującym miastem. Macedończycy uznają ją za perłę Macedonii. W mieście możecie oglądać przepiękne tureckie zabudowania i cytadelę, z której rozciąga się wspaniały widok na miasto. Do tego góry, muzea i cerkwie. Ponoć w przeszłości w Ochrydzie było aż 365 świątyń – po jednej na każdy dzień roku! 

Cerkiew św Jana Teologa | Macedonia atrakcje
Ochryda nad Jeziorem Ochrydzkim | Macedonia Atrakcje

Zatoka Kości | Macedonia – atrakcje

Nie jest może to miejsce, do którego koniecznie będziecie jechać mając mało czasu w Macedonii. Ale na pewno warto zwiedzić je podczas rejsu po Jeziorze Ochrydzkim! Statki wycieczkowe odbijające z Ochrydy w kierunku monasteru św. Nauma, zatrzymują się na krótki przystanek przy Zatoce Kości. Jest to rekonstrukcja prehistorycznej wioski wzniesionej na palach umieszczonych w wodzie, która zbudowana była tutaj już około 1000 roku p.n.e. Nazwa „Zatoka Kości” wzięła się od tego, że archeolodzy odnaleźli w tym miejscu setki kości, które stanowiły narzędzia oraz trofea.

Zatoka Kości | Macedonia Atrakcje
Stanowisko archeologiczne w Macedonii | Macedonia atrakcje
Atrakcje nad Jeziorem Ochrydzkim | Macedonia atrakcje

Jaskinia Vrelo | Macedonia -atrakcje

Niewielka, acz bardzo ładna grota, jest z pewnością świetnym urozmaiceniem podczas zwiedzania Kanionu Matka. Miejscami podświetlona i bardzo głęboka jaskinia nie będzie raczej Waszym głównym celem wizyty w tych rejonach. Ale przebywając w okolicy Kanionu Matka szkoda byłoby do Vrelo nie zajrzeć. Warto rzucić okiem.

Jaskinia w Macedonii | Macedonia atrakcje
Jaskinia Vrelo | Macedonia atrakcje

Skopje | Macedonia – atrakcje

Skopje jest kontrowersyjnym miastem. W głównej mierze wpływa na to fakt wydania przez rząd 300 milionów dolarów na budowę nowego, atrakcyjnego centrum. Niezadowolenie ludzi zrodziło falę protestów, podczas których nowe budynki i muzea zostały obrzucone kolorowymi farbami. Skopje zostało zniszczone podczas trzęsienia ziemi, a jego odbudowie przysłużyli się także polscy architekci i inżynierowie.

Stary Bazar w Skopje | Macedonia atrakcje

Urzekający jest Stary Bazar, gdzie można oglądać islamską architekturę, próbować bałkańskich specjałów i zaopatrzyć się w macedońskie pamiątki. Oświetlone Skopje nocą wygląda naprawdę ładnie. Dobrze jest zatrzymać się w tym mieście chociaż na jeden dzień. To właśnie w Skopje urodziła się i wychowała w albańskiej rodzinie Matka Teresa, a teraz można oglądać tam jej dom. I w Skopje znajduje się również bardzo ciekawe Muzeum Etnograficzne, do którego z pewnością warto skierować swe kroki.

Skopje nocą | Macedonia atrakcje

Galiczica | Macedonia – atrakcje

Park Narodowy Galiczica obejmuje pasmo górskie o tej samej nazwie oraz Jezioro Ochrydzkie i Jezioro Prepsa. Planując wyjazd do Macedonii nie zwracaliśmy uwagi na ten park, kierując swe myśli bardziej w stronę Parku Narodowego Mawrowo. Jak się okazało, niesłusznie. Okazało się, że macedońskie góry są nieprzebyte, majestatyczne i piękne. W zimowej krasie prezentowały się wyjątkowo i chyba każdy miłośnik gór od razu zakocha się w macedońskich szczytach.

Park Narodowy Galiczica | Macedonia atrakcje

Góra Vodno | Macedonia – atrakcje

To świetna alternatywa na zwiedzanie miasta – wyskoczyć ze Skopje na łono natury i poobserwować miejski gąszcz z innej perspektywy. Na Górę Vodno dojedziecie z centrum, a autobus dowiezie Was na stację kolejki linowej. Już podczas krótkiej przejażdżki można podziwiać świetną panoramę. Na szczycie Vodno zbudowany jest prawdopodobnie najwyższy chrześcijański krzyż na świecie. Skopje oglądane z tej perspektywy prezentują się naprawdę ciekawie. A jeśli obejrzycie się w drugą stronę, czeka Was miłe zaskoczenie. Zobaczycie góry, doliny, lasy i dziki krajobraz. Coś pięknego!

Góra Vodno | Macedonia atrakcje
Kolejka linowa na Górę Vodno | Macedonia atrakcje

Czy to wszystko?

Zdajemy sobie sprawę, że ta lista nie wyczerpuje nawet w połowie listy atrakcji w Macedonii. Ale mając na miejscu jedynie 5 dni, zwyczajnie nie byliśmy w stanie zwiedzić więcej. Okazuje się, że Macedonia jest dobrym pomysłem nie tylko na wakacyjny urlop, ale też na zimowy wypad! Co Wam oczywiście bardzo polecamy ze względu na niższe ceny, brak turystów, spokój i odmienny krajobraz, który chwyta za serce.

A jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej na temat podróży do Macedonii poza sezonem, zajrzyjcie do naszego artykułu pod tym linkiem. Tutaj z kolei znajdziecie stronę z przydatnymi wskazówkami.

Magda

Treskawec – atrakcje w Macedonii. Informacje

Treskawec to nazwa prawosławnego monasteru w centralnej Macedonii, który jest jedną z ciekawszych atrakcji tego kraju. Macedonia jest jednym z najrzadziej odwiedzanych państw w Europie. A jeśli już do Macedonii jedziemy, to często kończymy na wizycie w Skopje, Kanionie Matka i nad Jeziorem Ochrydzkim. Jednak ten niewielki kraj ma do zaoferowania wiele więcej. Jaskinie, raftingi, stare świątynie, góry i wodospady, urocze miasteczka i właśnie monastery, takie jak Treskawec. Jak zaplanować wycieczkę do Treskawca i czy w ogóle warto tam jechać?

Treskawec, Macedonia

Góra Zlatowraw | Treskawec

Zaletą Treskawca jest przede wszystkim jego położenie. Monaster wznosi się między skałami na wysokiej górze Zlatowraw, liczącej sobie 1422 m.n.p.m. Na miejscu byliśmy dość zaskoczeni – spodziewaliśmy się niewielkiego wzniesienia, ujrzeliśmy górę. Zlatowraw wyrasta dość niespodziewanie na płaskowyżu, 6 kilometrów od miasta Prilep. Dość płaskie, kolorowe pola i lasy wypiętrzają się nagle na horyzoncie w wysokie, ośnieżone pasmo górskie. Wijąca się asfaltowa droga, która koniec swój znajduje niemal pod samą bramą do kompleksu świątynnego, idealnie się nadaje na pieszą wędrówkę. Mijane formacje skalne obrośnięte mchem na tle płaskowyżu i pobliskch gór, prezentują się rewelacyjnie.

Treskawec, Macedonia

Musimy przyznać, że zimą nieźle się zmachaliśmy wchodząc na górę, a i tak nie zaczynaliśmy od samego dołu. Momentami trasa jest bardzo stroma. Jednak panorama dzikich gór wynagradza wszelkie trudy. Krajobraz kojarzył nam się nieco z tolkienowskim Rohanem, tym z filmu. Jeszcze na początku drogi da się dojrzeć górę zwieńczoną ogromnym krzyżem, tuż nad Prilepem. Droga wije się przez pola, między skałami a monaster oglądany z dołu wydaje się być bardzo odległy i nie do zdobycia. Roślinność porastająca górę przypomina trochę szkockie wrzosowiska i wygląda ciekawie nawet w środku zimy. Latem, kiedy jest zielono, musi tam być jeszcze ładniej. Pod samą bramą na teren kompleksu świątynnego znajduje się mapa z zaznaczonymi trasami trekkingowymi w okolicy.

Treskawec, Macedonia

Monaster | Treskawec

Sama świątynia spłonęła w 2014 roku i na tym etapie (styczeń 2019), jest w trakcie remontu. Widać, że najpierw ruszono z odbudową budynków użytkowych, a sama świątynia dołsownie leży odłogiem. Niekiedy baliśmy się wchodzić do poszczegółnych części niewielkiego monasteru w obawie przed zawaleniem. Choć całkowicie zdewastowany, wewnątrze malowidła wyglądają niezwykle. Gdyby tylko tak odrestaurować stare freski! Sam kompleks nie jest może bardzo wyróżniający się na tle innych, położonych w Macedonii, ale to właśnie lokalizacja Treskawca na szczycie góry sprawia, że jest on godny uwagi. Rusztowania otaczające świątynię na zewnątrz nie pozwalały w pełni docenić uroku tego miejsca. Za kilka lat, gdy świątynia zostanie całkowicie wyremontowana, z pewnością będzie stanowiła jeden z głównych punktów na mapie atrakcji Macedonii. Obecnie niewiele osób tam zagląda, co traktujemy jako zaletę. Na górę wchodziliśmy sami oraz sami kompleks zwiedzaliśmy. Monaster zamieszkuje tylko jeden mnich i nie odbywają się tam żadne nabożeństwa. Wewnątrz świątyni nie można robić zdjęć.

Historia Monasteru | Treskawec

Ten prawosławny monaster pod wezwaniem Zaśnięcia Matki Bożej, położony jest niecałe 6 kilometrów od miasta Prilep. Nazwa Treskawec oznacza miejsce, w które uderzają pioruny. Został zbudowany na przełomie XII i XIII wieku, ale nie był pierwszą świątynią zlokalizowaną na górze Zlatowraw, ponieważ powstał na miejscu dawnej świątyni chrześcijańskiej. Treskawec wybudowano w stylu bizantyjskim, ale z bałkańskim sznytem – jest to charakterystyczna budowa, jakich wiele możemy znaleźć nie tylko na terenie Macedonii, ale całego Półwyspu Bałkańskiego. Jest to niewielka, przysadzista świątynia, a jako budulec wykorzystano czerwoną cegłę oraz czerwone dachówki. Przez maleńkie pionowe okienka przebija się do ciemnego środka odrobina światła. Kopuły ozdobione są wiekowymi, wprawiajacymi w podziw freskami. Pochodzą one z XVII i XVIII wieku i przykryły one znaczą część o wiele starszych malowideł ściennych. W pożarze w 2014 roku cerkiew na szczęście nie ucierpiała. Jednak szkoda, że pieniądze które można by było włożyć w renowację Treskawca, muszą być przeznaczane na kapitalny remont przyległych zabudowań gospodarczych.

Treskawec, Macedonia

Nocleg obok cerkwi | Treskawec

Co ciekawe, czytaliśmy o możliwości noclegu na terenie kompleksu. Sami z tego nie korzystaliśmy i sytuacja mogła się zmienić po pożarze, dlatego lepiej nie brać tej informacji za pewnik. Przy niektórych innych macedońskich monasterach również można spędzić noc, spożywać posiłki z mnichami, modlić się z nimi i obserwować ich życie, dlatego całkiem prawdopodobne, że i w Treskawcu rzeczywiście taka możliwość istnieje. Co prawda taki nocleg jest darmowy, ale w dobrym tonie jest pozostawienie chociaż małego datku – który przy odbudownie Treskawca może się okazać nieocenioną pomocą. Musimy przyznać, że Treskawec jest doskonałym miejscem na medytację i sposoba się tam wszystkim tym, którzy szukają spokoju. Rzadko się zdarza, że można gdzieś (np. poza pustynią) doświadczyć takiej ciszy. Zwłaszcza, że kilka kilometrów dalej znajduje się miasto.

Treskawec, Macedonia

Informacje praktyczne | Treskawec

Dojazd do Macedonii – najlepiej bezpośredni lot polskimi liniamii lotniczymi z Warszawy (średnia cena w jedną stronę to 320 zł) lub w rewelacyjnie nieskich cenach liniamii Wizzair z Budapesztu (bardzo często po 40 zł w jedną stronę, na sylwestra w obie strony zapłaciliśmy 140 zł os osoby w dwie strony). Samoloty obu linii lądują w Skopje. Można również próbować z przesiadką we Wiedniu liniami Austrian, jednak loty w obie strony będą kosztowały aż ponad 1000 zł. Popularne są również objazdówki po Bałkanach, trzeba jednak wtedy pamiętać, że autostrady w Macedonii są płatne.

Link do poradnika „Jak szukać tanich biletów lotniczych” – https://wypiszwymalujpodroz.pl/felietony/tanie-bilety-lotnicze/ 

Dojazd – najlepiej będzie dojechać do miasta Prilep. Autobusy do Prilepu odjeżdżają ze wszystkich większych miast w Macedonii – ze Skopje, Ochrydy czy Bitoli. Z samego Prilepu trzeba będzie już wziąć taksówkę lub wybrać się na spacer. Trzeba jednak nastawić się wtedy na długą wędrówkę – do samego podnóża góry jest 6 kilometrów od granic miasta, a samo wejście na szczyt też zajmuje trochę czasu. Taksówkę bez problemu złapiecie w mieście już pod dworcem autobusowym. Z Bitoli do Prilepu autobusy kursują praktycznie co pół godziny. Bilety kupuje się w kasach na dworcach autobusowych, gdzie raczej bez problemu dogadacie się po angielsku. Rozkład jazdy znajdziecie na poniższych stronach. Warto kupować bilety w dwie strony, bo wtedy zapłacicie o wiele mniej.

Prilep dojazd \ Treskawec

Rozkład jazdy autobusów ze Skopje – http://www.sas.com.mk/

Rozkład jazdy autobusów z Ochrydy, Bitoli, Kruseva – https://www.balkanviator.com/en/

Dojazd z Prilepu do Treskawca – pod górą macie trzy opcje: albo idziecie pieszo całą trasę, albo taksówka zawiezie Was do połowy lub innego umówionego momentu, albo pod same bramy Treskawca. Asfaltowa droga poprowadzi Was aż na sam szczyt. My z racji braku czasu i niesprzyjającej pogody, zdecydowaliśmy się na wjazd taksówką mniej więcej do połowy. Taksówkarz potem zjechał do miasta na dwie godziny, by wrócić po nas w to samo miejsce po dwóch godzinach. Za całość zapłaciliśmy 620 denarów macedońskich (45 zł w styczniu 2019 roku), chociaż gdy wysiadaliśmy w połowie drogi, na taksometrze wyświetlała się kwota 250 denarów – czyli w obie strony powinniśmy zapłacić około 500 denarów. Jednak śpieszyliśmy się na autobus powrotny i nie mieliśmy czasu na dyskusję z kierowcą, więc zapłaciliśmy żądaną cenę.

Treskawec, Macedonia

Wejście na górę – na miejscu byliśmy zaskoczeni wysokością góry. Trasa jest przyjemna, nie można się zgubić. Asfaltowa droga wije się zakosami pod same bramy klasztoru, ale miejscami naprawdę jest dość stromo. Co prawda żadni z nas wyczynowcy, ale nieźle się zmachaliśmy. Wejście od połowy (miejscami oblodzoną drogą), zwiedzanie, robienie zdjęć i zejście na sam dół góry (kierowca spóźnił się 20 minut), zajęło nam 2 godziny. Jednak gdybyście chcieli wchodzić sami od samego dołu, trzeba doliczyć co najmniej po godzinie w jedną stronę, o ile nie więcej – w zależności od Waszej kondycji. Wycieczka do Treskawca zajmie Wam maksymalnie pół dnia – chyba, że zdecydujecie się pochodzić po szlakach rozsianych w okolicy. Autem można zajechać też na parking znajdujący się pod samym monasterem. Wtedy cała wycieczka łącznie z dojazdem z Prilepu zajmie Wam około 1-1,5 godziny.

Treskawec, Macedonia

Zwiedzanie – jest darmowe i nie powinno Wam zabrać więcej niż pół godziny.

Kiedy jechać – oczywiście najlepiej wiosną i latem, kiedy panuje przyjemna pogoda, a roślinność jest zielona. Nam wypadło odwiedzić Treskawec głęboką zimą i nie było z tym problemu. Auto było w stanie wjechać tylko do połowy, bo od pewnego momentu droga była zbyt oblodzona i zbyt stroma. Ale mając zimowe buty bez problemu zdobyliśmy szczyt, ponieważ oblodzona droga w większości była przykryta śniegiem i oblodzenie występowało tylko miejscami, także w każdym momencie udawało się znaleźć jakieś dogodne przejście. Także zdobywanie góry zimą także jest dobrym pomysłem. Trzeba mieć na uwadze, że latem temperatury w Macedonii są bardzo wysokie, a po drodze nie mija się żadnych drzew i trudno o cień – w takich warunkach wspinaczka może okazać się nieznośna.

Lot paralotnią – po drodze na szczyt będziecie mijać miejsce, z którego latem odbywają się loty paralotniami. O szczegóły trzeba już pytać na miejscu, ponieważ nie udało nam się zdobyć konkretnych informacji o tej atrakcji, a stacja zimą była nieczynna.

Nocleg – spać można – tak wcześniej zostało już wspomniane – w samym Treskawcu, albo w mieście Prilep. Ceny za jedną noc w hotelu zaczynają się już od 30 zł od osoby.

Treskawec, Macedonia

Czy warto tam jechać? | Treskawec

Z pewnością! Jest to mniej znana atrakcje Macedonii, a już samą Macedonię i tak odwiedza niewielu turystów. Szlak można mieć tylko dla siebie, bo Treskawec to miejsce, gdzie nacieszycie się ciszą i spokojem. Widoki z góry są oszałamiające, a zwiedzanie monasteru będzie gratką dla miłośników historii i kultury. Wizyta w Treskawcu może w ciekawy sposób zapełnić Wam połowę dnia podczas zwiedzania Macedonii, być przyejmnym trekkingiem i odpoczynkiem połączonym z podziwianiem macedońskiej przyrody i historii. Podczas naszej wizyty w Macedonii, to właśnie Treskawec i góra, na której jest położony, zrobiły na nas największe wrażenie. Bardzo Wam to miejsce polecamy!

Treskawec, Macedonia

Treskawec, Macedonia

Treskawec, Macedonia

Treskawec, Macedonia

Pasterka w Betlejem – czy warto?

Pasterka w Betlejem to jedno z tych wydarzeń, o którym marzy wiele osób. Któż by nie chciał spędzić świąt Bożego Narodzenia w miejscu, w którym wszystko miało się wydarzyć? Na które 24 grudnia skierowane są oczy całego świata, gdzie wszystko się zaczęło? W zeszłym roku mieliśmy okazję spędzić w Betlejem święta. Czy było warto? Jak zorganizować pasterkę w Betlejem?

Pasterka w Betlejem

Jak wygląda Betlejem?

Od razu muszę zaznaczyć – kolędy kłamią. Jak wyobrażacie sobie Betlejem? Kolędy śpiewane przy wigilijnym stole wykreowały w mojej głowie obraz pustkowia, niemal pustyni, gdzie nie ma żadnych zabudowań, a w małej ubogiej grocie schroniła się rodzina. Takie było moje wyobrażenie o Betlejem przed wyjazdem do Izraela. A na miejscu? Przepych, bogactwo, jasność – wizerunek Betlejem w mojej głowie uleciał z niej w kilka minut. Betlejem ma się nijak do tego, jak większość z nas je sobie wyobraża. Co ciekawe, wcześniej wydawało mi się, że Betlejem leży nie wiadomo jak daleko od Jerozolimy. Na miejscu okazało się jednak, że oba miasta dzieli jedynie odległość 10 kilometrów!

Pasterka w Betlejem

Betlejem jest miastem, którego zabudowania są typowo arabskie. Leży na terenie Autonomii Palestyńskiej, na wzgórzach Judei i zamieszkuje je aż ponad 30 tysięcy ludzi. Aby dojść do Groty Narodzenia Jezusa, musicie przejść przez liczne typowo bliskowschodnie bazary i stragany, a widok na miasto podczas tego spaceru jest naprawdę interesujący – między dachami domów mieszają się ze sobą dzwonnice kościelne i minarety. Betlejem miało burzliwe losy, przechodząc z rąk do rąk – władali nim Rzymianie, Persowie, Muzułmanie, Krzyżowcy… jednak najważniejsze jest to, że miasto jest dla nas dostępne i możemy je zwiedzać o każdej porze roku. W trakcie świąt całe Betlejem jest pięknie rozświetlone świątecznymi ozdobami, a na placu pod Bazyliką Narodzenia budowana jest co roku szopka oraz stawiana ogromna choinka.

Bazylika Narodzenia Pańskiego w Betlejem

Bazylika Narodzenia Pańskiego dość mocno mnie zaskoczyła. Budowla dość toporna, niska i bezkształtna – nie wiadomo gdzie początek, a gdzie koniec. Jest to z pewnością skutek wielowiekowych zawirowań, wojen, dobudówek i rozbiórek oraz tego, że piecze nad Bazyliką pełnią Franciszkanie, Ormianie i Greko-Katolicy. Franciszkanie mają swój kościół pw. św. Katarzyny, gdzie właśnie odbywa się Pasterka, ale też opiekują się Grotą Narodzenia położoną tuż pod świątynią bizantyjką, należącą do greckich mnichów. Można byłoby się spodziewać, że cała Bazylika będzie opływać w złoto i olśniewać przepychem, jednak jest ona dość prosta – zwłaszcza kościół św. Katarzyny – nie różni się on niczym od polskich, nowych świątyń. O wiele ciekawsza jest część greko-katolicka, gdzie można podziwiać wspaniałe ikony i zdobienia. Jednak największe wrażenie robi Grota Narodzenia – niewielka, ciasta, pachnąca kadzidłem – nie jest bardzo ozdobna, jednak atmosfera tego miejsca jest odczuwalna chyba dla każdego.

Krótka historia Bazyliki Narodzenia w Betlejem

Wedle tradycji i źródeł pisanych, w miejscu gdzie obecnie stoi Bazylika, narodzić się miał Jezus. Bazylika Narodzenia Pańskiego jest jednym z najstarszych kościołów na świecie. Pierwszą świątynię w Betlejem miała wznieść święta Helena, matka cesarza Konstantyna. Świątynię rozbudował Justynian Wielki, a sama budowla nie uległa zniszczeniu podczas najazdu perskiego.  Kiedy wojska Saladyna zajęły Ziemię Świętą, o którą toczyły się boje i do której prowadzono Wyprawy Krzyżowe, mimo to zezwalano odprawiać w Bazylice liturgię łacińską. Franciszkanie opiekują się świątynią już od XIV wieku. Od tego też wieku rozpoczęły się spory o własność Bazyliki między Franciszkanami, reprezentującymi świat katolicki, a greckimi mnichami. Historia pokazuje, że sytuacja polityczna ewidentnie sprzyjała Grekom. Sytuację unormował zawarty dopiero w XIX wieku Status Quo, obowiązujący do dziś.

Architektura Bazyliki Narodzenia Chrystusa

Bazylika pochodząca z IV wieku ma budowę pięcionawową. Mozaiki konstantyńskie znajdują się obecnie pod posadzką (w 2017 i 2018 roku trwały jeszcze prace renowacyjne przy mozaikach). Największe wrażenie robi zabytkowy ikonostas w części prawosławnej. Część kolumn w bazylice zbudowana jest w stylu korynckim. Z zewnątrz widok na bazylikę ograniczony jest innym zabudowaniami. Tak naprawdę to i wewnątrz trudno się rozeznać po całym obszarze Bazyliki – mnóstwo w niej grot naturalnych i sztucznych, większych świątyń, patiów, korytarzy, bram i zakamarków. Ciekawe wrażenie robi niewielkich rozmiarów wejście. Według tradycji nieduże wejście zmusza do oddania pokłonu Jezusowi już na samym początku. Bazylika jest sporych rozmiarów, w jej podziemiach oprócz Groty Narodzenia, można zwiedzać m.in. Grotę św. Hieronima,w której przebywał on i pracował, Grota św. Józefa czy Grota Młodzianków, w której 6 stycznia odprawiana jest uroczysta Msza. Krzyżowcy dość znacznie przyczynili się do rozbudowy kościoła.

Pasterka w Betlejem

Jak wygląda pasterka w Betlejem?

Od strony formalnej świętowanie Wigilii Bożego Narodzenia rozpoczyna się już uroczystym ingresem Patriarchy Jerozolimy, który następnie przyjmowany jest przez burmistrza Betlejem oraz spotyka się ze wspólnota katolicką i innymi mniejszościami chrześcijańskimi. Popołudniu w kościele św. Katarzyny odbywają się uroczyste procesje, a sama Pasterka rozpoczyna się dopiero około północy. Jednak do Bazyliki ludzie zjeżdżają się już od wczesnych godzin wieczornych, także około godziny 21 może już być problem ze znalezieniem miejsca. Wigilijną mszę transmitują stacje całego świata, dlatego co rusz można się natknąć na stacje telewizyjne i kamery, a światła fleszy rozbłyskują co chwilę. W Pasterce biorą udział politycy i dostojnicy kościelni, na przykład prezydent Autonomii Palestyńskiej czy politycy z Etiopii). Także wszędzie widać mnóstwo ochrony, a znane osoby poruszają się z obstawą. Cała bazylika jest otoczona przez wojsko i policje, które kontroluje wszystkich, którzy chcą wejść na teren świątyni.

Pasterka w Betlejem

Wnętrze kościoła św. Katarzyny jest niemiłosiernie zatłoczone i każdy staje na palcach, by cokolwiek zobaczyć. Nie każdy ma tyle farta, by znaleźć sobie miejsce siedzące. Dla tych, którym nie udało się wejść do środka, na zewnątrz przygotowany jest telebim i ogromna szopka. Uwierzcie mi, na placu pod Bazyliką był tłum ludzi! W samej Bazylice podczas Pasterki przebywa zazwyczaj ponad 2000 osób.  W 2016 roku do Izraela oraz do samego Betlejem przyjechało łącznie ponad 60 tysięcy ludzi. W 2017 roku, podczas naszej bytności w Betlejem, turystów było o wiele mniej (dlaczego, o tym przeczytacie w kolejnych akapitach), a i tak miejsca było tyle, co kot napłakał.

Pasterka rozpoczyna się około północy (albo przynajmniej powinna, nasza dość znacznie się spóźniła). Msza trwa co najmniej dwie godziny albo i dłużej, podczas których odprawiane są modły po łacinie, procesje z figurką Jezusa, procesje Trzech króli, wspólne śpiewanie kolęd. Jeśli będziecie mieć szczęście, uda Wam się zejść do Groty Narodzenia. Jeżeli będziecie mieć jeszcze więcej szczęścia – zauważycie, że w niewielkiej grocie obok kościoła św. Katarzyny (wciąż na terenie Bazyliki Narodzenia), odprawiana jest polska pasterka, w której bierze udział ledwie kilka osób, a którą celebrują polscy franciszkanie.

Pasterka w Betlejem

Czy Pasterka w Betlejem rzeczywiście wygląda tak jak w telewizji?

A teraz kilka słów prawdy. Czy Pasterka w Betlejem warta jest tego zachodu? I tak i nie. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Podczas Pasterki zauważyliśmy wiele elementów, które nam się wyjątkowo nie podobały. Z naszej perspektywy wyglądało to tak:

  • Gdy przyjechaliśmy do Bazyliki Narodzenia na trzy godziny przed rozpoczęciem Pasterki byliśmy w szoku, że wewnątrz już o tej porze brakowało miejsca. Nie było szans na znalezienie wolnej ławki. Ledwo dopchaliśmy się do środka i w ścisku staliśmy na samym tyle, przez większość czasu podpierając ścianę. Nie do końca widzimy sens wciskaniu do środka tylu ludzi na siłę, kiedy większość i tak nic nie widzi i nie słyszy, a jedynie liczba osób wzmaga hałas podczas mszy i utrudnia skupienie się modlącym osobom. Osoby, które nie dostały się do środka, mogły oglądać Pasterkę na ekranach ustawionych na placu pod Bazyliką. W ulewnym deszczu…
  • W większości msza prowadzona jest po łacinie, w tym samym języku śpiewa się kolędy. I nie są to kolędy takie, jakie znacie z domu. Po pewnym czasie słuchanie ich stało się dość monotonne. Co prawda może uda Wam się dorwać do spisu kolęd śpiewanych podczas Pasterki zawierającego ich teksty, jednak niewiele pociechy to przynosi, gdy i tak nic nie rozumiecie i nie wiecie co śpiewacie. No chyba, że biegle władacie łaciną.
  • Nie spodziewaliśmy się również tego, że podczas takiego wydarzenia będziemy się czuli jak… podczas premiery kasowego filmu. Czerwony dywan, barierki odgradzające dywan od gawiedzi stojącej po bokach, ochrona na każdym kroku, kamery i fotoreporterzy rzucający się z aparatami na każdą wchodzącą do środka osobistość. Jakoś nam to nie pasowało… Rozumiemy, że na Pasterce pojawiają się ważne osoby, dostojnicy kościelni, politycy, królowie i tacy tam różni znani ludzie, ale naszym zdaniem za mało było w tym wszystkim skromności i świątecznego ducha.
  • Ciekawym zjawiskiem było oglądanie ludzi, którzy rzucali się ku figurce Jezusa, płakali, dostawali spazmów. W pewnym momencie doszło nawet do bójki wierzącego z ochroniarzem, który za wszelką cenę próbował dotrzeć do ołtarza. Figurka Jezusa była obnoszona wokół kościoła w trakcie procesji, by następnie przed ołtarzem każdy z modlących się mógł ją pocałować. A pod ołtarzem działy się sceny dantejskie. Niektórzy zachowywali się tak, jakby dostali obłędu lub zobaczyli jakąś gwiazdę filmową. Oczywiście dla osób wierzących Pasterka w Betlejem musi być niezwykle ekscytującym wydarzeniem, jednak niektórzy chyba zapomnieli, jak w takim miejscu wypada się zachować.
  • Jak już wcześniej pisaliśmy, pieczę nad Bazyliką Narodzenia sprawują Franciszkanie, Ormianie oraz Greko-Katolicy. Szokujący dla nas był fakt, że w trakcie Pasterki w bizantyjskiej świątyni przylegającej do kościoła św. Katarzyny, mnisi greccy odbywali własne uroczystości – w tym samym czasie! Możecie sobie tylko wyobrazić jaki chaos i zamieszanie panowało na terenie Bazyliki, kiedy procesja z figurką Jezusa przechodziła przez kolejne sale w kierunku Groty Narodzenia. Śpiewy i modlitwy mieszały się ze sobą, podobnie jak turyści i pielgrzymi z całego świata. Może pytanie jest prozaiczne – ale czy nie można byłoby się i w tym temacie dogadać? Najpierw modlimy się my, a potem Wy?

Co było piękne podczas Pasterki w Betlejem?

Z drugiej strony, jakby pominąć wszystkie wyżej opisane rzeczy, Pasterka w Betlejem była przeżyciem niesamowitym. Największe wrażenie zrobili na mnie ludzie. Ci wszyscy pielgrzymi z całego świata, którzy jechali tyle czasu z najdalszych zakątków, by spędzić tu ten jeden wieczór. Ludzie, którzy w skupieniu i modlitwie sprawiali wrażenie nie dostrzegających tego, co się dzieje dookoła, ludzi rozmodlonych, uniesionych i szczęśliwych. Płaczących i śmiejących się, okazujących sobie uczucia, milcząco obserwujących wszystko lub rozmawiających z rodziną i obcymi. Pieśni i kolędy, mimo że śpiewane po łacinie (której teoretycznie uczyłam się kilka lat), choć w większości niezrozumiałe, były piękne i słuchało się ich raczej z przyjemnością. Tłok i ścisk sprzyjał też zawieraniu nowych znajomości. Poznałam charyzmatyka ze Stanów, który przyjechał do Betlejem z grupą, osoby chore i nieszczęśliwe, młode dziewczyny – Arabki – z domu dziecka, mówiące po arabsku, hebrajsku, angielsku, hiszpańsku i … po polsku! Polskie siostry zakonne i Franciszkanów całą duszą oddanych Betlejem.

Podniosła atmosfera udzielała się wszystkim. Możliwość uklęknięcia w Grocie Narodzenia, gdzie 2000 lat temu miał przyjść na świat Jezus, jest czymś niezwykłym bez względu na to, czy ktoś jest wierzący czy nie. Z punktu widzenia historyka, to miejsce również jest wyjątkowe. Bardzo wzruszającym doświadczeniem był również udział w polskiej pasterce – podczas gdy w kościele św. Katarzyny trwały ostatnie procesje podczas Pasterki, jej echa docierały do maleńkiej groty, gdzie ledwie kilka osób śpiewało po polsku Cichą noc.

Czy w końcu warto spędzić Pasterkę w Betlejem?

Pasterka w Betlejem z pewnością jest dla tych, co wierzą i pielgrzymują. Dla wierzących osób spędzenie Wigilii w Betlejem będzie wydarzeniem ważnym i ekscytującym. Będzie to też ciekawe doświadczenie nawet dla tych, którzy nie wierzą mocno lub wcale. Mi nie podobało się to, że w tym całym chaosie, blasku fleszy, olśniewających strojach znanych polityków, gdzieś zagubiła się prawdziwa atmosfera świąt i mało było w tym wszystkim Wigilii. Jestem szczęśliwa, że miałam okazję uczestniczyć w Pasterce w Betlejem, jest to coś co zapamiętam na całe życie, ale jednak nie powtórzę. Zebrałam tę noc jako cenne doświadczenie, ale bardziej przemawia do mnie spędzenie tego czasu w mniejszym gronie. Moim zdaniem warto doświadczyć tego raz w życiu. Ale nie więcej. Oczywiście trzeba wziąć pod uwagę, że wchodzi tutaj także kwestia wiary i religii i moje zdanie jest wyjątkowo subiektywne – dla jednej osoby taka pasterka może oznaczać wszystko, dla drugiej nic.

Pasterka w Betlejem

Czy pasterka w Betlejem jest bezpieczna?

Oczywiście nie jest to żaden wyznacznik i gwarancja na przyszłość, ale my w Betlejem czuliśmy się bardzo bezpiecznie. Wizyta w Betlejem była też moją pierwszą stycznością ze światem arabskim. Odwiedziłam Betlejem już 7 razy i ani razu nie przytrafiła mi się nieprzyjemna czy niebezpieczna sytuacja. W samym mieście życie wielu chrześcijan, a mieszkańcy miasta przyzwyczajeni są do widoku pielgrzymów z całego świata. Podczas zeszłorocznych świąt Bożego Narodzenia (2017 rok), wiele osób zrezygnowało z pobytu w Izraelu. Miały wówczas miejsce zamieszki na granicach, spowodowane wystąpieniem prezydenta Trumpa, który twierdził, że stolicą Izraela będzie nie Tel Awiw, a Jerozolima. Polskie i inne zagraniczne media bardzo sprawę rozdmuchały, wszyscy nawzajem się straszyli i z tego powodu mnóstwo pielgrzymów zrezygnowało ze świąt w Izraelu. Sama również miałam lekkie obawy, jednak ostatecznie zdecydowałam się na wyjazd. Jedynym efektem tego dyplomatycznego sporu, jaki widziałam, było rozwieszenie w Jerozolimie w żydowskiej dzielnicy plakatów z napisem „Boże pobłogosław Trumpa”. Bazylika Narodzenia jest zawsze bardzo dobrze strzeżona, a już zwłaszcza w święta i podczas Pasterki, kiedy odwiedza ją tyle ludzi i polityków. W trakcie świąt na granicy między Izraelem a Palestyną żołnierze rozdają słodycze.

Więcej informacji na temat podróżowania do Izraela i bezpieczeństwa znajdziecie tutaj:

Co warto zobaczyć w Betlejem?

Betlejem to nie tylko Bazylika Narodzenia Pańskiego, ale też kilka innych ciekawych obiektów – głównie sakralnych. Na pewno warto wybrać się na Pole Pasterzy, o którym więcej przeczytacie w kolejnych akapitach. Kilka kroków od Bazyliki położona jest bardzo ciekawa Grota Mleczna, w której kobiety z całego świata modlą się o potomstwo. Nieco dalej leżą Baseny Salomona, będące częścią starożytnego systemu wodnego Jerozolimy. 9 kilometrów od miasta wznosi się Herodion, czyli wzgórze o niezwykłym stożkowatym kształcie, przy którym można oglądać ruiny pałacu Heroda. Niedaleko Bazyliki oglądać można Meczet Omara, a na obrzeżach miasta jedno z najświętszych miejsc Judaizmu – grób Racheli.

Pasterka w Betlejem

Jak dojechać na pasterkę w Betlejem?

  • Loty do Izraela – Do Izraela latają z Polski tanie linie lotnicze, LOT oraz Izraelskie linie El Al. Do Tel Awiwu i Eljatu dostaniecie się niemal z każdego większego miasta w Polsce. Co lepsze, bilety – zwłaszcza w okresie zimowym – są śmiesznie tanie. Za bilety w okresie świątecznym zapłaciłam około 300 zł w dwie strony na przelot LOT-em, a bez większego trudu natraficie na bilety i po 30 zł w jedną stronę! Klikając w link poniżej traficie do poradnika o tym, jak uniknąć długiej kontroli na lotniskach w Izraelu: https://wypiszwymalujpodroz.pl/praktyczny-poradnik/kontrola-na-lotniskach-w-izraelu/
  • Bezpośrednim autobusem – Betlejem leży na terenie Autonomii Palestyńskiej i nie ma problemu, by się do niego dostać. Najłatwiej będzie złapać autobus nr 231 odjeżdżający z Dworca Autobusowego (obok Bramy Damasceńskiej) do Betlejem. Bilet za przejazd kosztuje 7 szekli. Autobus odjeżdża zazwyczaj po zapełnieniu, średnio co pół godziny. Gdy wysiądziecie na ostatnim przystanku, do Bazyliki Narodzenia trzeba przejść się około jednego kilometra. Po opuszczeniu autobusu dochodzicie do skrzyżowania na przeciwko, skręcacie w lewo i potem idziecie już cały czas prosto. Po niedługim spacerze dojdziecie do Bazyliki.
  • Dojazd w nocy – Pamiętajcie, że w nocy może być problem z dojazdem na Pasterkę w Betlejem. Autobusy mogą dojeżdżać tylko do checkpointu (do bramek na drodze, gdzie celnicy sprawdzają dokumenty osobom przekraczającym granicę miedzy Izraelem a Autonomią). Nam zdarzyła się właśnie taka sytuacja – musieliśmy opuścić autobus przy granicy i przejść ją pieszo, jednak po drugiej stronie czekał już na nas cały rząd taksówek. Za przejazd do Bazyliki zapłaciliśmy 50 szekli (cena już po wytargowaniu, jednak powinna być niższa – według niektórych źródeł tyle powinna kosztować taxi już z samej Jerozolimy).
  • Busem Egged – Ewentualnie można także dojechać busem narodowego przewoźnika Egged do Grobu Racheli i stamtąd taksówką do Betlejem.
  • Własnym autem – Pamiętajcie, że wypożyczonym autem w Izraelu nie można wjechać na teren Autonomii. Fizycznie jest to możliwe, ale robicie to na własną odpowiedzialność – ubezpieczenie nie obejmuje wypadków na terenie Palestyny.
  • Pieszo – Oprócz powyższych, wiele osób decyduje się w Wigilię na przejście trasy z Jerozolimy do Betlejem pieszo. To niecałe 8 kilometrów po wzgórzach, dlatego lepiej wybrać się na taką wycieczkę podczas dobrej pogody. Po drodze spotkacie wiele pielgrzymów śpiewających kolędy – wrażenia niezapomniane.
  • Z Franciszkanami – Spod klasztoru Eliasza między Jerozolimą a Betlejem kursują specjalnie autobusy dla chętnych, dowożące pod Bazylikę. Oprócz Was do Jerozolimy będą wracały setki przyjezdnych, w tym zakonników i księży, dla których podstawiane są autobusy. Bardzo często mają oni wolne miejsca. Wystarczy zagadnąć przy parkingu któregoś z nich i zapytać o wolne miejsce (bez problemu znajdziecie duchownych z Polski!). My właśnie w ten sposób wróciliśmy na nocleg do Jerozolimy.
  • Z Hotelu – Kolejnym dobrym sposobem jest dojazd na Pasterkę w Betlejem zorganizowany przez hotel. Taki transport organizuje na przykład Abraham Hostel (z Jerozolimy i Tel Awiwu). Szczegółowe informacje znajdziecie pod tym linkiem:

Jak dostać się na Pasterkę w Betlejem?

Pasterka w Betlejem

Teoretycznie jest to proste, ale w praktyce otrzymanie wejściówki na Pasterkę w Betlejem często graniczy z cudem. Zwiedzanie Bazyliki Narodzenia Pańskiego jest darmowe przez cały rok, również wejście na Pasterkę nie jest jest płatne. Co roku Franciszkanie rozdają nawet ponad dwa tysiące darmowych wejściówek, które jednak rozchodzą się w mgnieniu oka. Żeby było sprawiedliwie, organizowane są zapisy online. Nie do końca są dla nas jasne zasady zapisów – chodzi nam dokładnie o ich termin. Niektóre źródła internetowe twierdzą, że zapisy online odbywają się w połowie grudnia. Jednak z naszego doświadczenia wynika, że wejściówki zostały przedzielone już na wiele miesięcy przed Bożym Narodzeniem. Wygląda na to, że termin zapisów jest ruchomy i najlepszym sposobem będzie systematyczne sprawdzanie strony Kustodii Ziemi Świętej w języku angielskim, gdzie pojawi się informacja o terminie zapisów. Osoby, które nie dostały biletów a brały udział w zapisach, wpisywane są na listę rezerwową. Jeśli ktoś zrezygnuje z udziału w Pasterce, pierwsza osoba z listy rezerwowej automatycznie wskakuje na jej miejsce. (My po rezerwacji byliśmy hen hen kilkaset osób do tyłu!). Poniżej link do strony:

http://www.cicts.org/default.asp?id=353

Czy da się zdobyć wejściówkę na Pasterkę w Betlejem na miejscu?

Ale teraz Was pocieszymy. Jeśli nie uda Wam się załapać na bilety online, to jeszcze nic straconego! Osoby, które na stałe mieszkają w Ziemi Świętej i związane w jakiś sposób ze wspólnotą katolicką – głównie siostry Elżbietanki i Franciszkanie – czasem mają jeszcze w zanadrzu kilku wejściówek. Często mogą otrzymać więcej niż zamawiali albo ktoś zrezygnował z wyjazdu. W taki sposób również i ja dostałam wejściówkę. Cały miesiąc spędziłam u sióstr Elżbietanek w Jerozolimie, gdzie co chwilę odwiedzał nas któryś z polskich księży, zakonnice, pielgrzymi z Polski i innych krajów. W takim miejscu bardzo szybko może się okazać, że ktoś ma dodatkową wolną wejściówkę albo wie, kto takimi dysponuje. W ten sposób cała nasza czwórka otrzymała bilet na Pasterkę w Betlejem! Wystarczy odrobina chęci. Zapytaliśmy siostry o Pasterkę  i udało im się załatwić dla nas bilety. Poznaliśmy czteroosobową rodzinę, która w Wigilię kilka godzin przed Pasterką odwiedziła Franciszkanów w Betlejem prosząc o bilety – z powodzeniem. Ilość wolnych wejściówek mogła wynikać z faktu, że bardzo dużo osób zrezygnowało z przyjazdu do Izraela w obawie przed zamieszkami. Jednak zawsze warto próbować.

Podsumowując, najlepiej będzie jeśli uda Wam się zdobyć wejściówkę online. Jeżeli nie będziecie mieli tyle szczęścia, a będziecie spędzać święta w Ziemi Świętej, lepiej zaplanujecie spędzenie Pasterki w inny sposób. Niech Betlejem będzie dla Was alternatywą. Próbujcie zdobyć bilety, ale miejcie w zapasie plan B na wypadek niepowodzenia.

Pasterka na Polu Pasterzy

W mieście Bajt Sahur, należącym do aglomeracji Betlejem, dokonano ciekawych odkryć archeologicznych. Na kilku wzgórzach odnaleziono przedmioty datowane na czasy Heroda, a także skalne groty i magazyny, w których mieli się chronić pasterze. To właśnie tam miał ukazać się pasterzom anioł, nakazujący im oddać pokłon narodzonemu Synowi Bożemu. Obecnie można zwiedzać groty oraz niewielką świątynię, która szczyci się wspaniałą akustyką oraz faktem, że właśnie tam w dawnych wiekach oficjalnie celebrowano Wigilię. Na mnie Pole Pasterzy wywarło niezwykle duże wrażenie. Nie ma tam olśniewających kościołów i kaplic, nie ma wielu pielgrzymów i turystów, dosłownie nie ma nic. To jest jedno z tych miejsc, które macie przed oczami śpiewając w domu kolędy. Natura, goła ziemia, na około suche wzgórza i jałowe drogi, na które patrzycie i tylko czekacie, aż za moment wyjadą na zakręcie Józef z Maryją na osiołku. Atmosfera tego miejsca jest niezwykła i warto przemyśleć spędzenie Pasterki właśnie tam. W kaplicy i na polach co roku również odbywa się wigilijna msza.

Pasterka w Betlejem

Jednoznacznie muszę stwierdzić, że warto spędzić Pasterkę w Betlejem. Zawsze warto doświadczyć czegoś nowego i nie można dyskutować z tym, że święta w Betlejem są wydarzeniem niezwyczajnym i ciekawym. Może takie spędzanie świąt zdala od rodziny i domu i w takich warunkach ma też swoje minusy, ale plusów również co nie miara. Warto też wyrobić sobie własne zdanie na ten temat, odwiedzić Betlejem i inne miejsca w Izraelu właśnie w trakcie świąt, gdyż jest to idealny czas na zwiedzanie tego regionu. Bardzo Wam polecamy wizytę w Izraelu podczas świąt – nie można sobie wyobrazić bardziej magicznego sposobu na celebrowanie Wigilii. 

 

Iran atrakcje – co warto zobaczyć w Iranie?

Iran atrakcje – co Wam przychodzi na myśl? Z czym kojarzy Wam się Iran? Z zatłoczonym Teheranem? Z ogromnymi pustyniami? Ośnieżonymi górami? Kolorowymi miastami? Głośnymi bazarami? Zastanawiacie się, jak wygląda Iran i jakie są w tym kraju ciekawe atrakcje? Dzisiaj podpowiadamy – co warto zobaczyć w Iranie. 

noc na pustyni w Iranie / Iran atrakcje

O Iranie marzyliśmy długo i już podczas kupna biletów wiedzieliśmy, że ta podróż wyrwie nas z butów. Czy tak się stało? Zdecydowanie tak! Przed wyjazdem mieliśmy spory dylemat. Im więcej czytaliśmy, oglądaliśmy zdjęć, poznawaliśmy relacji innych podróżników, tym coraz większy mętlik panował w naszych głowach – jak zobaczyć te wszystkie atrakcje w Iranie w tak krótkim czasie? Które wybrać? Każda z możliwości jawiła nam się obłędnie. Żal było z którejkolwiek zrezygnować. Wybrać mniej popularne miejsca czy uczęszczany szlak? Po chińskich doświadczeniach postawiliśmy na najbardziej popularną trasę wycieczkową po Iranie, jednak z pewnymi modyfikacjami. Chcieliśmy najpierw sprawdzić, czy dobrze się tam czujemy, a gdy nam się spodoba – wrócić i dokładniej eksplorować cały kraj. Na miejscu przejechaliśmy trzy i pół tysiąca kilometrów, zobaczyliśmy całkiem sporo – chociaż w stosunku do wielkości kraju i ilości atrakcji – wciąż niewiele. Po powrocie stworzyliśmy listę miejsc, które najbardziej nas urzekły i które naszym zdaniem warto w Iranie odwiedzić.

Dasht-e Lut – kaluty na Pustynii Lota | Iran atrakcje

Dasht-e Lut znajduje się w ścisłej czołówce najpiękniejszych miejsc, jakie widzieliśmy w życiu. Pustynia Lota, a dokładnie jej część, na której znajdują się skały wyrzeźbione przez wiatr – kaluty to coś, co po prostu trzeba zobaczyć. W internecie to miejsce często funkcjonuje pod nazwą Kaluts Desert. Kalut w języku perskim oznacza 'zamek z piasku’. Ciężko opisać słowami piękno kalutów – miłośnicy pustyń i otwartych przestrzeni będą nimi zachwyceni. Ta część Iranu wciąż pozostaje niezadeptana przez turystów, chociaż z roku na rok kaluty przyjeżdża oglądać coraz więcej osób. Jednak to wciąż jedno z tych miejsc na ziemi, gdzie można podziwiać potęgę przyrody i cieszyć się nią w samotności, bez tłoku i komercji. Na Dasht-e Lut można w całkowitym spokoju podziwiać skalne formacje przypominające pałace, oświetlone przez zachodzące słońce, odpoczywać w niewiarygodnej wręcz ciszy, podziwiać zachód słońca, a nocą grzać się przy ognisku i chłonąć wzrokiem niebo rozświetlone miliardem gwiazd. Pobyt na pustyni przy kalutach był jednym z naszych najpiękniejszych podróżniczych przeżyć. Ciekawostkę stanowi fakt, że Pustynia Lota jak do tej pory dzierży palmę pierwszeństwa jeśli chodzi o najgorętsze miejsce na ziemi – satelity NASA odnotowały tu temperaturę przekraczającą 70 stopni Celsjusza!

Kaluty Pustynia Lota Iran atrakcje

Kaluty Pustynia Lota Iran atrakcje

Kaluty na Pustyni Lota Iran atrakcje

Yazd | Iran atrakcje

To pustynne miasto całkowicie skradło nasze serca. Może w Yazd nie ma aż tylu zabytków i atrakcji, co w Shiraz lub Esfahan, jednak gdy ujrzycie panoramę miasta z jednego z tarasów widokowych, to gwarantujemy Wam – to będzie jeden z najpiękniejszych widoków w Waszym życiu. Oglądając Yazd z góry można się poczuć niczym w Baśni z Tysiąca i Jednej Nocy lub conajmniej spodziewać się Alladyna biegajacego po dachach. Czerwone mury niewysokich budynków, poprzeplatane wysokimi łapaczami wiatru, minaretami i kopułami meczetów na tle pobliskich gór to coś, co na długo zapadnie Wam w pamięć. Meczety w Yazd były również tymi, których zdobienia najbardziej nas urzekły w całym Iranie. Warto zapuścić się między kręte uliczki, starając się wczuć w bliskowschodni klimat i wyobrazić sobie te wszystkie kupieckie karawany, zgiełk bazarów, spokój odludnych ulic, zapach przypraw, smak orientalnej kuchni, widok kolorowych ubrań. Yazd pozwala przenieść się w czasie.

Jazd Iran atrakcje

Kolorowe Góry | Iran atrakcje

Pasmo górskie rozciągające się między miejscowościami Rayen a Golbaf oraz miastem Kerman, nie doczekało się oficjalnej nazwy i przez miejscowych nazywane jest „Kolorowymi Górami”. Barwne góry w Iranie kojarzą się raczej z okolicami miasta Tabriz, a te koło Kerman są praktycznie zawsze pomijane w przewodnikach. W tych Kolorowych Górach nie ma żadnej infrastruktury – szlaków, schronik, zabudowań. Jedynie prowadzi przez nie droga w kierunku miejscowości Golbaf. Warto wybrać się na przejażdżkę tą malowniczą trasą i podziwiać spektakularne kształy gór, a także ich ciekawe kolory. Trasa jest zazwyczaj pusta, w okolicy trudno o spotkanie z innymi ludźmi. Po raz kolejny w Iranie potęga natury sprawiła, że z zachwytu wrośliśmy w ziemię. To była jedna z najpiękniejszych tras widokowych w naszym życiu!

Kolorowe Góry Iran atrakcje

Esfahan – perskie ogrody i pałace | Iran atrakcje

Iran odwiedziliśmy jesienią, która nas totalnie oczarowała. Dawno nie widzieliśmy w Polsce tak pięknej jesieni. Była ona widoczna zwłaszcza w Esfahan, w którym można podziwiać wiele parków i perskich ogrodów. Miasto wręcz tonęło w złotych liściach, a służby porządkowe nie nadążały w ich usuwaniu. W tak barwnej krasie Esfahan prezentował się wyjątkowo malowniczo. Miasto uznawane jest za architektoczniną perełkę nie tylko samego Iranu, ale i całego Bliskiego Wschodu. I rzeczywiście – ilość meczetów, pałaców, kościołów i mostów momentami powala. Zdobienia poszczególnych świątyń i komnat, ich przepych i kunszt jest niewiarygodny. W Esfahan chyba spodoba się każdemu! Na nas największe wrażenie zrobiły pałace – Chehel Sotoon oraz Hasht Behesht. Nie wspominamy już o takich miejscach, jak meczety przy placu Imama – zwalają z nóg.

Twierdza Rayen | Iran atrakcje

Przyznamy, że po twierdzy Rayen nie spodziewaliśmy się cudów, bo miała być tylko zastępstwem dla wizyty w cytadeli w Bam – do której nie mogliśmy dojechać z braku czasu. Poza tym, cytadela w Bam została doszczętnie zniszczona podczas trzęsienia ziemi w 2003 roku. Położone bliżej Rayen zostało już odnowione, dlatego tam skierowaliśmy swe kroki, co teraz bardzo sobie chwalimy. Z powodów wyżej wymienionych, Rayen  podobno odwiedza ostatnio coraz więcej turystów. Jednak podczas naszej bytności – nie spotkaliśmy tam nikogo. Ciekawa historia twierdzy i malowniczo położone ruiny, prezentują się na tle ośnieżonych gór przepięknie. Widok z jednej z wież twierdzy był jednym z najlepszych, jakich doświadczyliśmy w Iranie. Choć renowacja twierdzy nie była dokładna i momentami budowla może się wydać zaniedbana – nie można odmówić jej uroku. Nam spodobała się ogromnie.

Shiraz – mauzoleum Shah Cheragh| Iran atrakcje

Shiraz poraził nas liczbą zabytków, pięknych ogrodów, meczetów, pałaców i mauzoleów. Dwa dni po dwanaście godzin bitego zwiedzania, a i tak odwiedziliśmy ledwie najbardziej znane atrakcje miasta. Z pewnością kojarzycie Nasir ol-Molk, czyli Różowy Meczet w Iranie, który rankiem zalewany jest falami kolorowego światła przez jego witraże – to właśnie w Shiraz! W mieście leżą też największi irańscy poeci – Hafez i Sa’di. Tutaj możecie odpoczywać w spokojnych ogrodach – Eram, Shaopuri czy Qavam. I to właśnie w Shiraz mieliśmy okazję oglądać najbardziej spekakularny jak do tej pory architektoniczny muzułmański cud – Mauzoleum Shah Cheragh. Jeśli chodzi o zabytki, to mauzoleum rozłożyło nas na łopatki najmocniej podczas całego wyjazdu. Ogromny plac otoczony arkadowymi zabudowaniami, których łuki podświetlone są różnymi kolorami, do tego piękna kopuła i minaret, niewiarygodnie kunsztowne i barwne zdobienia oraz wnętrza ozdobione milionami odłamków luster! Budowniczym tego miejsca łatwiej były wykonać tytaniczną pracę ułożenia ścian z fragmentów lustra, niż przymocowanie do nich całych dużych luster.  Czegoś takiego jeszcze w życiu nie widzieliśmy!

Naqhsh-e Rostam | Iran atrakcje

To miejsce surowe i niesamowicie piękne w swej prostocie. Oryginalne, nietuzinkowe i z punktu widzenia europejskiego turysty – zaskakujące. Naqhsh-e Rostam to groby wykute na wysokości w ogromnej skale, gdzie pochowano perskich królów z dynasti Achemenidów – Dariusza Wielkiego, Dariusza II, Artakserksesa oraz Kserksesa. Groby usytuowane są w dolinie w górach Zagros niedaleko Shirazu i Persepolis. Krypty wykute w skale ozdobione reliefami porażają ogromem. Jasne skały na tle intensywnie niebieskiego nieba prezentują się wspaniale. Jeżeli wybierzecie się na wycieczkę do Persepolis, koniecznie zahaczcie o Naqhsh-e Rostam, to tylko kilka kilometrów dalej!

Kashan – kadżarskie rezydencje | Iran atrakcje

Kashan rywalizuje z Yazdem o miano najpiękniejszego miasta w regionie, jednak to pustynny Yazd chwycił nas szczególnie za serca. Ale Kashan ma coś, czego nie ma w innych miastach – piękne kupieckie rezydencje z XIX wieku wybudowane w stylu kadżarskim. Szczególne wrażenie robi Chane-je Abbasan. Rezydencja zaskakuje swoją wielkością – w niezliczonych komnatach, korytarzach i zaułkach można się szybko zgubić. Rezydencji w mieście jest więcej – Chane-je Tabatabaei, Chan-je Borudżerdi i każda z nich zasługuje na uwagę. Oprócz tego Kashan zachwyca ostentacyjnie pięknymi łaźniami, wpisanymi na listę UNESCO, ogrodem Fin czy meczetem Aqa Bozorg. W okolicy Kashanu można odwiedzić kilka ciekawych miejsc – pustynię Marandżab, wioskę Abjane, podziemne miasto Nuszabad czy mauzoleum Helala Alego, miasto więc stanowi dobrą bazę wypadową na zwiedzanie okolicy.

Meybod – nietypowe budynki | Iran atrakcje

Meybod to kolejne pustynne miasto zlokalizowane między dwoma największymi pustyniami Iranu – Wielką Pustynią Słoną i Pustynią Lota. Meybod liczy sobie ponad 1800 lat i można w nim oglądać unikalną architekturą pustynną. Czymś, co nas najbardziej zaskoczyło, to wieża lodu, czyli starożytna lodówka. W Meybod możecie oglądać miejsce, gdzie w starożytności mieszkańcy miasta doprowadzali do zamarznięcia wody, by na wiosnę cieszyć się lodem. Ponoć takich fabryk w Iranie było znacznie więcej. Kolejnym niezwykle ciekawym punktem na mapie Maybod, jest Wieża Gołębi. Z zewnątrz niepozorna, wewnątrz zachwyca kunsztem wykonania. W wysokich ścianach wykuto kilkadziesiąt tysięcy otworów, w których na noc kryły się gołębie. Ptasie odchody zbierali potem mieszkańcy miasta, by uzyskać nawóz! Oprócz tego, w Meybod można podziwiać także ruiny zamku Narin, a także porządnie odrestaurowany karawanseraj, gdzie mieści się Muzeum Dywanów. Wizytę w Meybod szczególnie polecamy fanom architektury, będą zachwyceni.

Persepolis | Iran atrakcje

Dla miłośników historii i starożytności wizyta w Persepolis podczas podróży po Iranie, będzie taką wisienką na torcie. Starożytna stolica świadcząca o potędze perskiego imperium jest miejscem, które chyba zawsze jako pierwsze przychodzi nam na myśl, gdy mówimy „Iran” lub „Persja”. Persepolis zdecydowanie lepiej odwiedzić z przewodnikiem. Podczas samotnego zwiedzania łatwo pominąć istotne elementy, które przewodnik pomoże nam dostrzec. Jego opowieść zadziała na wyobraźnię i będziecie w stanie wyobrazić sobie wielkość i przepych wszystkich pałaców. Strzeliste kolumny, reliefy, ruiny komnat wyglądają niesamowicie na tle granatowego nieba. Warto poświęcić chociaż połowę dnia na wizytę w Persepolis, nie będziecie żałować! Z resztą, któż by nie chciał odwiedzić miasta uznawanego wówczas za „najbogatsze pod słońcem”, a zdobytego przez Aleksandra Macedońskiego?

Persepolis Iran atrakcje

Chak Chak | Iran atrakcje

Chak Chak to najświętsze miejsce pielgrzymkowe zaratrusztian na całym świecie. Na kompleks Czak Czak składa się niewielka jaskinia, w której stale płonie święty płomień oraz kilka pięter zabudowań i otwartych pomieszczeń, gdzie Irańczycy lubią organizować rodzinne pikniki. Może sama świątynia nie jest interesująca, ale już widok z licznych tarasów widokowych robi imponujące wrażenie. Podobnie jak trasa wiodąca do góry, na której świątynia Czak Czak jest dosłownie zawieszona. Pustynny krajobraz, przez który biegnie droga, jest oszałamiający i można poczuć się tam jak na innej planecie. Wizyta w Czak Czak będzie ciekawostką podczas podróży po Iranie i urozmaiceniem, a widoki po drodze i te roztaczające się ze świątyni – zawrócą Wam w głowach.

Czak Czak Iran atrakcje

Mahan – ogród Shazden | Iran atrakcje

Perski tyb ogrodu wywodzi się ze starożytności i rozprzestrzenił się na terenie całego Bliskiego Wschodu. Perskie ogrody charakteryzują się tym, że posiadają w centralnym punkcie sadzawkę lub basen, przy której wznosi się pawilon lub pałac, a cały geometryczny teren obrośnięty bujną rośłinnością, otoczony jest murem. Na terenie Iranu można podziwiać wiele perskich ogrodów, a kilka z nich jest nawet wpisanych na listę UNESCO. I nic w tym dziwnego. Na niewielkiej czasem przestrzeni obsadzonej roślinnością z całego świata, można się poczuć jak w małym raju. Doskonałym przykładem takiego ogrodu jest Shazden Garden w Mahan, czyli Ogród Książęcy, pochodzący z XIX wieku. Kaskady spływającej wody w długim basenie wśród soczystej roślinności robią wrażenie. Warto spędzić leniwe godziny blisko natury, w spokojnym, zielonym ogrodzie, który tym bardziej zdaje się być cudem, bo położony jest na tak pustynnym obszarze.

Abjane | Iran atrakcje

Co do miejscowości Abjane (Abyaneh) mamy mieszane uczucia, jednak uważamy, że wciąż zasługuje na uwzględnienie na tej liście. Piętrowo ułożona u podnóża góry Karkas wioska, o charakterystycznej czerwonej zabudowie, przyciąga ku sobie wielu turystów. My mieliśmy to szczęście w nieszczęściu, że trafiliśmy na paskudną pogodę. Dzięki temu, w wymarłym Abjane byliśmy jedynymi gośćmi. Z drugiej – pięknych widoków na wioskę i przylegle góry możemy się jedynie domyślać, gdyż chmury niemal całkowicie przykryły nam widok. Dlatego też ciężko nam ocenić, czy Abjane rzeczywiście jest warte odwiedzin. Rozczarowujące było również to, że na ulicach nie było widać turystów, ale także i mieszkańców, którzy noszą tradycyjne stroje i posługują się dialektetem. Mimo niesprzyjającej aury, wioska Abjane wydała nam się przyjemnym miejscem i jeżeli będziecie dysponować w Iranie odrobiną wolnego czasu, a przebywacie w okolicy, warto tam zajrzeć. Na zdjęciach podczas dobrej pogody Abjane wygląda bardzo zachęcająco, a nawet podczas brzydkiej pogody nie można było odmówić jej uroku i atmosfery.

Karawanseraj Zein-o-din | Iran atrakcje

Karawanseraj to rodzaj budynku, który był zajazdem dla karawan przemierzających jedwabny szlak. Rozprzestrzenione były na terenie całego Bliskiego Wschodu, jednak szczególnie dużo karawanserajów zachowało się w Iranie, gdzie były licznie budowane już od czasów starożytnych. Karawany wędrujące pustynią zatrzymywały się tam na nocleg. Karawanseraje oddalone były od siebie średnio o 30 kilometrów czyli tyle, ile była w stanie przejść w ciągu dnia karawana z wielbłądami. Jednym z popularniejszych obiektów tego typu w Iranie, jest Karawanseraj Zein-o-din. Pewien milioner z Teheranu postanowił odnowić to miejsce i stworzył w nim hotel, gdzie można poczuć się jak przed wiekami, podczas wizyty karawany w zajeździe, a także oglądać nocne rozgwieżdżone niebo w towarzystwie astrologa i spać w podobnych warunkach, w jakich czyniono to przed wiekami. Zein-o-din leży 60 kilometrów od Jazdu i warto wybrać się tu na wycieczkę. Inne karawanseraje można oglądać również w miastach, na przykład w Kashanie czy Meybod.

karawanseraj Iran atrakcje

Zurchane – Dom Siły w Yazd | Iran atrakcje

Aboslutny hit, miejsce „ciekawostka”. Domy Siły to takie starożytne siłownie! Zurchane, czyli właśnie dom siły, to miejsce gdzie odbywają się tradycyjne zapasy i ćwiczenia siłowe. Wszystko to odbywa się w rytm muzyki dobiegającej z bębnów i podczas śpiewów. Do domów siły mogli chodzić tylko mężczyźni. Ich najważniejszymi cnotami powinny być czyste myśli oraz męstwo. Ćwiczenia odbywają się w okrągłym pomieszczeniu, w którego centralnym punkcie znajduje się wgłębienie z matą, na której ćwiczą mężczyźni. Na podwyższeniu z kolei zasiada publiczność oraz morszid, czyli osoba prowadząca ćwiczenia, która co jakiś czas wykrzykuje hasła z Koranu oraz fragmenty irańskiego eposu Szahname. Tradycja Zurchane powoli zamiera, ale wciąż niektórzy zajmują się tym zawodowo i organizują pokazy turystyczne – na przykład wieczorami (godz. 16.30 , 17.30 i 19.00 )  w Jazd, tuż po prawej stronie placu Amir Chakhmag.

Kharanaq | Iran atrakcje

Kharanag szczególnie przypadło nam do gustu – wymarłe starożytne miasteczko, położone na wzniesieniu z widokiem na góry, rzadko – według naszego Przewodnika – odwiedzanie przez turystów, to ten rodzaj miejsca, które podczas podróży bardzo odwiedzać lubimy. Kharanaq, czyli ziemia słońca, jest bardzo starą, niemal wymarłą wioską, w której centrum żyją ledwie dwie rodziny. Wioska urzekła nas swoją gliniastą zabudową, całkowicie wyludnionymi krętymi uliczkami i zaułkami oraz pięknym położeniem. Kharanaq wygląda pięknie oglądane z jednego z dachów, a jeszcze lepiej z przeciwległego wzniesienia – podczas ładnej pogody do złudzenia przypominało nam toskańskie maisteczka na wzgórzach 😀 Jasne zabudowania z gliny mocno kontrastują z niemal czarnymi górami położonymi w okolicy. Tuż pod wioską znajduje się wspaniale zachowany akwedukt na suchej przez większość roku rzece. Warto udać się tam na spacer, bo z perspektywy akweduktu okolica prezentuje się szczególnie urokliwie. Nam się tam bardzo podobało i jeśli jesteście w Jazd i macie choć trochę czasu, koniecznie wybierzcie się na wycieczkę do Kharanaq, na przykład połączoną z wizytą w Meybod i świątyni Czak Czak.

Kharanaq Iran atrakcje

Kharanaq Iran atrakcje

Kharanaq Iran atrakcje

I jak Wam się podoba Iran? My wróciliśmy do domu totalnie podbici. Iran jest magiczny, kolorowy, gościnny, wyjątkowy i piękny. Powyższe miejsca składają się na dość utarty szlak, który polecamy i który warto przemierzyć, by zapoznać się z tym krajem i się w nim zakochać, a podczas kolejnych powrotów, poznawać coraz dalsze rubieże i mniej znane obszary. I taki też jest właśnie nasz plan! Mamy nadzieję, że w zamieszczonych tu zdjęciach i opisach znajdziecie chociaż trochę inspiracji. 

pustynia Iran atrakcje

 

Rejs po Ha Long Bay – jak go zorganizować?

Rejs po Ha Long Bay – jak go zorganizować? Jesteśmy niemal pewni, że zadacie sobie to pytanie planując swoją podróż do Wietnamu. Ha Long Bay jest sztandarową atrakcją tego kraju i chyba każdy go odwiedzający, zahacza również o zatokę. Czy warto zobaczyć Ha Long? Jak to zorganizować i się nie rozczarować?

Rejs po Ha Long Bay

Czy warto zorganizować rejs po Ha Long Bay?

Wciąż trwają spory o to, czy warto organizować sobie rejs po Ha Long Bay i czy w ogóle nad zatokę jechać. Wiele osób twierdzi, że to miejsce jest przereklamowane, zaśmiecone, że w Wietnamie jest wiele piękniejszych atrakcji, że Ha Long Bay zalała fala turystów z całego świata. Wszystko to prawda. Ha Long Bay jest zaśmiecone, przybywa tam co roku mnóstwo ludzi, komercja jest odczuwalna na każdym kroku. Nie ma co wdawać się w dyskusję na ten temat, czy w Wietnamie są piękniejsze miejsca – piękno to pojęcie względne, każdemu się spodoba co innego i uroda jednej atrakcji nie umniejsza przecież innym.

Rejs po Ha Long Bay

Jednak drugie tyle ludzi twierdzących, że Ha Long Bay jest przepiękne, mylić się chyba nie może i coś w tym Ha Long Bay jednak jest wyjątkowego? Po mimo wszystkich swoich minusów, zatoka to takie miejsce, które warto odwiedzić – chociażby po to, by wyrobić sobie własną opinię. Przesiąknięta komercją, turystyką i znacznie zaśmiecona, Ha Long Bay i tak robi wrażenie i po prostu nie da się jej odmówić urody.

Niesprawiedliwa ocena Ha Long Bay

W internecie można się natknąć na bardzo skrajne opinie na temat Ha Long Bay, co uważamy za krzywdzące. Nie tylko dla samej zatoki, ale dla każdego miejsca poddawanego tak skrajnej ocenie. Dla przykładu – wiele osób trafiło tam na brzydką pogodę. Po czym na blogach możemy przeczytać, jakie to jest paskudne miejsce i że w ogóle nie warto tam jechać. Niby dlaczego? Skąd piszące to osoby mogą wiedzieć, czy nie warto, skoro nie widziały zatoki w pełnej krasie? My mieliśmy to szczęście, że trafiliśmy na absolutnie fantastyczną pogodę.

Drugim takim przykładem jest wybór firmy organizującej rejs pod Ha Long Bay. Naszym zdaniem, wybór przewoźnika i rodzaj łodzi, jest jedynie środkiem do celu. Statek ma nam pozwolić podziwianie zatoki z perspektywy pokładu oraz pokazać zakamarki, których nie dojrzymy z brzegu. Czy wygląd statku ma znaczenie? Co za różnica, czy płyniemy drewnianą łajbą czy ekskluzywnym jachtem? Jasne, rejs jachtem będzie zawsze na plus, ale z jakiego powodu ludzie z całego świata przyjeżdżają do Ha Long Bay? Dla statku czy dla widoku? Zdarza się, że ktoś spodziewał się nowiutkiego statku, a trafił na stary i zniszczony. Po czym w internecie obsmaruje całą zatokę – że beznadzieja, że naciągactwo, że nie warto jechać, że było okropnie. A szkoda, bo to nie do końca sprawiedliwa ocena. Czy ten statek aż tak bardzo wpływa na postrzeganie przyrody i innych atrakcji w Wietnamie?

Rejs po Ha Long Bay

Bądźmy rzetelni w swoich opiniach i krytykujmy te rzeczy, które naprawdę mają znaczenie. Na przykład zanieczyszczenie zatoki. Prawdą jest również, że na rejs pod Ha Long Bay decyduje się mnóstwo turystów. Ale nie bądźmy egoistami – świat mogą podziwiać wszyscy. Wiadomo, że każdy chciałby mieć jego piękny kawałek dla siebie, jednak nie zawsze jest to możliwe. Proponujemy patrzeć na wszystkie tego typu opinie zamieszcza w internecie z przymrużeniem oka. Lepiej pojechać i przekonać się na własnej skórze.

Rejs po Ha Long Bay a komercja

Rejs po Ha Long Bay

Przed wyjazdem spotkaliśmy się z wieloma zarzutami, że Ha Long Bay jest bardzo komercyjnym miejscem. Z tym nie dyskutujemy, bo to raczej dość oczywista sprawa. Tak popularne miejsce nie może się obyć bez tej całej turystycznej otoczki. Słyszeliśmy również opinie, że Wietnamczycy związani z turystyką, wycwanili się do perfekcji w naciąganiu klientów i w nieuczciwych zagrywkach. Mieliśmy o tyle dobrze, że udało nam się tego w zatoce uniknąć. Co prawda nacięliśmy się na nieuczciwość organizatorów wycieczek, ale w Sapa. Wierzymy więc, że takie rzeczy w Wietnamie się dzieją. Ale nie o to też chodzi, że pojedziemy do Wietnamu, z własnej głupoty damy się komuś wyrolować, a po  powrocie będziemy trąbić na prawo i lewo, żeby nie jechać do Wietnamu, bo jest beznadziejnie a Wietnamczycy to sami oszuści. To, że daliśmy się nabrać, nie jest powodem ku temu, by pisać Wam, jak to okropnie w tym Wietnamie jest i byście wybrali inny kierunek. Bądźmy sprawiedliwi i obiektywni. W tym miejscu postaramy się tak wyłożyć całą sprawę, byście wiedzieli jak najlepiej zaplanować wizytę w zatoce i się nie rozczarować.

Rejs po Ha Long Bay – gdzie baza wypadowa?

Zdecydowanie polecamy wyspę Cat Ba. Na pewno na innych blogach również znajdziecie taką informację. My trafiliśmy na takie rekomendacje przed wyjazdem i zdecydowaliśmy się z nich skorzystać. I wiecie co? To był strzał w dziesiątkę. Wyspa Cat Ba okazała się spokojnym, atrakcyjnym miejscem, gdzie można zarówno miło wypocząć, jak i aktywnie spędzić czas. Idealnie nadaje się ona na kilkudniowy pobyt w tym regionie. Chociaż jej popularność rośnie z roku na rok, podczas naszego pobytu w mieście Cat Ba na wyspie, turystów było tam bardzo niewielu. Wszędzie panowała spokojna, sielska i wakacyjna atmosfera. Nikt nas nie nagabywał, nikt nie próbował sprzedawać na siłę wycieczek, nikt nie zachęcał do kupowania przy straganach czy wejścia do restauracji. Mieliśmy tam prawdziwy spokój i prawdziwe wakacje. Cat Ba zauroczyło nas na tyle, że zostaliśmy tam dwa razy dłużej, niż zamierzaliśmy.

Wyspa okazała się idealną bazą wypadową na rejs po Ha Long Bay. Nie doświadczyliśmy tego na własnej skórze, ale wiele osób odwiedzających Wietnam twierdzi, że miasto Ha Long jest w sezonie okropnie zatłoczone. Nie wiemy ile w tym prawdy, ponieważ pominęliśmy je w naszych planach. Fakt, że Cat Ba jest mniej zatłoczone niż miasto Ha Long nie był w tym wypadku dla nas najistotniejszy. Wybraliśmy Cat Ba z prostego względu – poza rejsem wyspa oferuje również kilka innych atrakcji. Można tam byczyć się na plaży, zwiedzać, wędrować po Parku Narodowym. Miasto Ha Long tego nie oferuje. I rzeczywiście, spokojny czas spędzony na Cat Ba wspominamy bardzo dobrze.

Rejs po Ha Long Bay jedno czy dwudniowy?

Przed wyjazdem natrafiliśmy na wiele informacji, że rejsy trwające dłużej, niż jeden dzień, są nudne. Z tego też powodu zdecydowaliśmy się na wycieczkę jednodniową. Poza tym, nie mieliśmy aż tyle czasu, by pływać po zatoce dwa dni. No i cena też grała rolę. Relacje z podróży do Wietnamu wskazywały, że wycieczki z noclegiem na łodzi są o wiele droższe.

Rejs po Ha Long Bay

Czy był to dobry wybór? Dla nas idealny. Jeden dzień pływania po Ha Long Bay w zupełności wystarczy. W ciągu tego jednego dnia nie było ani chwili, podczas której byśmy się nudzili. Był to dzień pełen wrażeń i atrakcji. Nie czuliśmy żadnego niedosytu z tego powodu, że nie zostaliśmy tam na noc. Do tego cieszył nas fakt, że nie wydaliśmy na rejs milionów monet. W wielu relacjach na ten temat znalezionych w internecie można przeczytać, że organizatorzy nie zapewniają rozrywki przez cały czas trwania rejsu. Ponoć często jest tak, że statek zatrzymuje się w jednym miejscu i stoi tam przez pół dnia. Sami musicie wtedy zadbać o swój czas i rozrywkę. Nie sprawdziliśmy tego na własnej skórze, bo niedostatek czasu w Wietnamie nam to uniemożliwił. Teraz widzimy, że wyszło nam to na dobre. Jednodniowa wycieczka to idealny pomysł na spędzenie czasu w zatoce.

Która firma zorganizuje najlepszy rejs po Ha Long Bay?

Firm, które organizują rejsy po Ha Long Bay, jest po prostu od zatrzęsienia. Musimy przyznać, że przed wyjazdem mieliśmy mętlik w głowie. Internet, blogi, przewodniki, po prostu zarzucały nas dziesiątkami sprzecznych ze sobą informacji, różnych cen, skrajnych opinii. Ten brak konkretnych odpowiedzi na nasze pytania frustrował nas na tyle, że postanowiliśmy zorganizować wszystko spontanicznie, na miejscu. Wiedzieliśmy jedynie, że dojedziemy na Cat Ba bezpośrednim autobusem z Sapa.

Rejs po Ha Long Bay

Wskazówka: Jak dojechać do Cat Ba? Na Cat Ba można dostać się albo na własną rękę, albo przy pomocy organizacji turystycznej. Z licznych relacji podróżników wynika, że dojazd na wyspę na własną rękę niekoniecznie będzie tańszy niż dojazd zorganizowany, a z pewnością zajmie więcej czasu i stresu. Bo wiadomo, tam gdzie kwitnie turystyka, tam nie przepuszczą nas tak o sobie – Wasze pieniądze muszą przejść odpowiednią drogę i dostać się do właściwych rąk. Z racji tego, że nie mieliśmy dużo czasu, zdecydowaliśmy się skorzystać z zorganizowanego transportu, co bardzo sobie chwalimy. Na Cat Ba jechaliśmy nocnym autobusem z Sapa. Miejsce zarezerwowaliśmy w recepcji naszego hostelu w Sapa, skąd wyjechaliśmy o 8 wieczorem. Autobus miał miejsca leżące, więc większość nocy przespaliśmy. Rano dojechaliśmy do przystani i nie musieliśmy się martwić o szukanie portu, kasy biletowej, promu, a następnie dojazdu z portu na Cat Ba do miasta o tej samej nazwie – wszystko było zorganizowane za nas i to za niewielką cenę. Za przejazd zapłaciliśmy około 500 tyś dongów od osoby. Powrót autobusem do Hanoi zarezerwowaliśmy w naszym Le Pont Hotel, również z przewoźnikiem Daiichi Travel.

Nocleg zaklepaliśmy sobie wcześniej. Zaraz po przyjeździe do hotelu Le Pont, rzuciliśmy okiem na ofertę wycieczek zorganizowanych. I bardzo przypadła nam ona do gustu. Przede wszystkim spodobała nam się niewygórowana cena. Poza tym, byliśmy na tyle zmęczeni przeszło miesięczna podróżą po Chinach, że nie mieliśmy siły chodzić i szukać innych ofert – było nam już wszystko jedno. Wykupiliśmy wycieczkę i nie nastawialiśmy się na cuda. Chcieliśmy zobaczyć chociaż fragment zatoki. I ten wybór okazał się strzałem w dziesiątkę.

Rejs po Ha Long Bay

Wskazówka: Gdzie spać w Cat Ba? Bardzo polecamy Le Pont Hotel. Był to chyba najbardziej zadbany pokój podczas naszej miesięcznej podróży po Azji. Pokój był duży, zadbany, z łazienką, klimatyzacją, moskitierą w oknach. Lokalizację ma bardzo dogodną, w centrum miasteczka, skąd wszędzie jest blisko. Cena była śmiesznie niska, za 5 nocy dla dwóch osób zapłaciliśmy 157 zł. W cenę było wliczone śniadanie (makaron smażony/naleśniki/jajka/tosty+wybrany owoc+wybrany napój). Bardzo miła i pomocna obsługa mówiła po angielsku. Na miejscu można było zarezerwować tanie wycieczki po wyspie i rejsy po Ha Long Bay, wypożyczyć skuter, skorzystać z pralni. Bardzo polecamy!

Rejs po Ha Long Bay – informacje praktyczne

  • miejsce rezerwacji – Hotel Le Pont
  • Organizator wycieczki – Daiichi Travel
  • cena wycieczki – 350 tys. dongów od osoby / ok. 56 zł
  • Czas wycieczki – jednodniowa od 08:00 do 16:00

Plan rejsu po Ha Long Bay

  • odbiór uczestników z hotelu
  • przejazd autobusem do przystani
  • sprawdzenie biletów, wejście na statek, gdzie każdy otrzymuje małą butelkę wody
  • rejs po zatoce
  • wizyta w pływających wioskach
  • kajaki
  • lunch (również z opcją dla wegetarian)
  • pływanie w morzu, nurkowanie
  • wizyta na Monkey Island, wejście na punkt widokowy
  • dalszy rejs po zatoce
  • powrót do portu
  • przesiadka do busa, który odwozi każdego do hotelu

Czy polecamy ten rejs po Ha Long Bay?

Zdecydowanie tak. Po pierwsze, jednodniowy pobyt na statku był absolutnie wystarczający. Cena była bardzo niska, nie musieliśmy chodzić po mieście i szukać organizatora, bo wszystko załatwiliśmy na miejscu w hotelu. Podczas rejsu towarzyszył nam bardzo miły i pomocny przewodnik, który rozmawiał z nami po angielsku. Lunch był po prostu przepyszny. Tofu, warzywa, ryż, owoce morza – wszystko smakowało rewelacyjnie. Na początku wycieczki otrzymaliśmy butelkę wody, co również jest plusem. Niektórzy organizatorzy zapewniają w ofercie wyżywienie, po czym na miejscu okazuje się, że napoje nie są w cenę wliczone, a dodatkowo – oczywiście słono – płatne. Oprócz tego na statku można było kupić na własną rękę piwo i inne napoje. My kupiliśmy piwo tuż przed zakończeniem rejsu i nie zdążyliśmy ich nawet otworzyć. Jednak przy barze nikt nie robił z tym problemu, by oddać nam pieniądze w zamian za zwrócenie nietkniętych jeszcze puszek. W wycieczce brało udział tylko 10 osób z różnych stron świata. Wszyscy załapali kontakt i świetnie spędziliśmy razem czas. Na górnym pokładzie znajdowały się leżaki i materace, na których można było się opalać i wypoczywać. Dodatkowy plus stanowi fakt, że statek przepływa również przez mniej popularną zatokę Lan Ha Bay. Na Cat Ba przyjeżdża mniej turystów, także i ceny są niższe i nie tak łatwo zostać wykorzystanym.

Jak wyglądał statek?

Był stary, drewniany, trochę skrzypiący. Ale w ogóle nam to nie przeszkadzało! Wręcz przeciwnie, dodawało jedynie uroku naszej wycieczce. W rejsie brało udział tylko kilka osób, dlatego każdy miał trochę przestrzeni dla siebie. Na statku było nam bardzo komfortowo i nigdy byśmy nie narzekali, że statek to powinien być taki i owaki, bardziej nowoczesny i luksusowy. Biorąc jeszcze pod uwagę niską cenę wycieczki, naprawdę nie możemy na to narzekać.

Trzeba jednak  pamiętać, że spędziliśmy na statku tylko jeden dzień. Była to łajba bez kajut i miejsc do spania, bez pryszniców itp. Nie wiemy jak wyglądają statki, które używane są do rejsów kilkudniowych. Tym bardziej cieszymy się, że wybraliśmy rejs jednodniowy – nie byliśmy rozczarowani.

Co spakować na rejs po Ha Long Bay?

W naszym przypadku potrzebne były:

  • stroje kąpielowe, chociaż ostatecznie z nich nie skorzystaliśmy
  • ręczniki, chociaż na statku były dla nas przygotowane ręczniki firmowe. Jednak nigdy nie wiecie, jak przygotowany będzie organizator. Lepiej mieć niż nie mieć. W programie zapowiedziany był snorkeling, jednak żadnych masek i płetw nie było widać. Może warto pomyśleć o zabraniu ich ze sobą?
  • Krem do opalania – naprawdę nieźle nas spaliło!
  • Coś przeciwdeszczowego, jeśli traficie na kiepską pogodę.
  • Wodę, piwo – jeśli będziecie mieli kiepskiego organizatora, to za napoje będziecie musieli dodatkowo płacić
  • wygodne obuwie oprócz japonek/sandał/klapek – przed wejściem na punkt widokowy na Monkey Island zapewniano nas, że w badziewnych japoneczkach wejdziemy bez problemu. Weszliśmy, ale wspinaczka po ostrych głazach pod górę w klapkach była okropna, a miejscami  niebezpieczna. Polecamy zabrać ze sobą w worku coś bardziej solidnego na stopy.
  • wodoodprona torebka – nie podobał nam się fakt, że musimy zostawić wszystkie rzeczy i pójść kajakować. Zwłaszcza, gdy przed wyjściem z pokładu przewodnik szepnął nam do ucha, że mamy uważać na kradzieże. Trochę nas to zestresowało, bo nie mieliśmy gdzie schować paszportu i pieniędzy. A wiadomo, po wyjściu z kajaka nie byliśmy do końca susi.
  • Książki, karty, inne rozrywki – jeśli płyniecie na dłużej niż jeden dzień. Wszędzie straszono nas nudą podczas rejsu, więc zabraliśmy ze sobą książki. Okazało się, że nie było nawet czasu, by je wyciągnąć. Widoki po drodze zapierały dech w piersiach i co chwilę coś się działo. Żeby jednak uniknąć pokładowej nudy – zwłaszcza podczas złej pogody – na dłuższy rejs warto mieć ze sobą coś, co zapewni Wam rozrywkę.

Czy rejs po Ha Long Bay miał minusy?

Miał dwa. Po pierwsze, nasz rejs zaczął się z godzinnym opóźnieniem. Nie wiedzieć dlaczego, gdy przyjechaliśmy do portu około 8 rano, musieliśmy czekać godzinę na wejście na statek. Po nas przyjeżdżały kolejne wycieczki i wchodziły na swoje łódki, a my czekaliśmy najdłużej i weszliśmy jako ostatni. Jednak nie wiemy z czego to mogło wyniknąć. Drugim minus – nie było w ciągu dnia pływania i nurkowania. Statek wpłynął do jednej z zatok i zatrzymał się w miejscu, które było bardzo brudne. Na około widoczne były urocze, niewielkie plaże, do których aż się chciało podpłynąć. Jednak każda z nich była koszmarnie zaśmiecona. Wprawiło nas to w pewien smutek i dopiero wtedy zrozumieliśmy, skąd się biorą te wszystkie plakaty rozwieszone na wyspie z napisami „Oczyśćmy Ha Long Bay ze śmieci”. Naturalnie wszyscy stracili ochotę na pływanie, więc przewdonik sam zaproponował, by zmienić miejsce. Potem od razu popłynęliśmy na Monkey Island. Nie wiedzieć czemu, do pływania tego dnia nie doszło. Do portu zawinęliśmy około 16, czyli o przewidzianej godzinie według rozkładu. Ten brak zwalamy na karb opóźnienia rano, gdyż z portu wypłynęliśmy godzinę później.

Czy warto było wypłynąć na rejs po Ha Long Bay z Cat Ba?

Zdecydowanie tak. Owszem, kilka statków pełnych ludzi wypłynęło tego samego dnia na morze, jednak potem były one dla nas praktycznie niewidoczne. Na wodach zatoki nie było tłoku, mieliśmy widok na piękną przyrodę. Nie było też żadnego problemu z kupieniem wycieczki na ostatnią chwilę i zmianą terminu wypłynięcia na kolejny dzień. Pomijając te minusy wymienione w akapicie wyżej, wycieczkę oceniamy bardzo wysoko i jesteśmy z niej zadowoleni. Brak kąpieli w morzu nie wpłynął aż tak znacząco na postrzeganie całego rejsu, gdyż kąpiel i nurkowanie nie były dla nas celem samym w sobie. Po prostu chcieliśmy obejrzeć zatokę Ha Long, co nam się udało. Pogoda dopisała, kompani podróży również – dlatego wspominamy to miejsce bardzo dobrze. Nie zaprzeczamy, w Ha Long na pewno można się naciąć, ale nas to na szczęście nie spotkało.

Rejs po Ha Long Bay

Czy Ha Long Bay jest rzeczywiście takie piękne?

Naszym zdaniem tak. Może nie jest to najpiękniejsze miejsce, jakie widzieliśmy w życiu, ale ogólnie zatoka bardzo nam przypadła do gustu. Niesamowita przyroda – chociaż miejscami widocznie zdewastowana – robi ogromne wrażenie. Jednodniowe podziwianie Ha Long Bay z perspektywy statku jest zdecydowanie godnym uwagi pomysłem na spędzenie czasu w Wietnamie. Bardzo Wam taki rejs polecamy, gdyż niezaprzeczalnie Ha Long Bay jest miejscem pięknym. Skały o najbardziej wymyślnych kształtach wyrastające z turkusowej wody, pływające wioski, ciche i niewielkie plaże to coś, co zdecydowanie warto zobaczyć na własne oczy chociaż raz w życiu.

Dla nas pobyt na Cat Ba i rejs po Ha Long Bay był prawdziwym odpoczynkiem po podróży do Chin. Podczas rejsu zrelaksowaliśmy się tak bardzo, jak dawno nie mieliśmy na to okazji. Spokój, cisza i olśniewające widoki towarzyszyły nam przez cały rejs po Ha Long Bay. Naszym zdaniem wizyta w zatoce Ha Long to jedna z tych rzeczy, których na pewno warto doświadczyć.

Rejs po Ha Long Bay

Rejs po Ha Long Bay

Rejs po Ha Long Bay

Rejs po Ha Long Bay

Rejs po Ha Long Bay

Rejs po Ha Long Bay

 

Jeśli chcecie obejrzeć resztę zdjęć z Wietnamu, zajrzyjcie tutaj:

Wietnam fotorelacja – jak wygląda północ kraju?

Strona Le Pont Hotel:

https://www.facebook.com/lepontcatba/

Strona organizatora wycieczek:

http://daiichitravel.com/vi/index.html

A ten wpis powstał we współpracy z pośrednikiem wizowym Aina:

www.aina.pl

Chiny na własną rękę czy z biurem podróży?

Chiny na własną rękę – czy to wykonalne? Czy sensowne? Nie za drogie? A może lepiej dać sobie spokój i wykupić wycieczkę z biurem podróży? O tym, która opcja będzie lepsza, dlaczego warto a dlaczego nie warto jechać samemu do Chin, dla kogo taki wyjazd będzie oraz jak go zorganizować, przeczytacie w poniższym poradniku. 

Chiny na własną rękę

Wiele osób krytykuje wyjazdy zorganizowane z biurami podróży, które w naszej podświadomości zakodowały się jako doroczne wyjazdy Janusza i Grażyny na all inclusive do kurortu w Egipcie. Naszym zdaniem takie podejście do tematu jest bezsensowne, bo każdy ma swój idealny sposób na podróżowanie i nie każdy ma takie parcie na szkło, by jeżdzić gdzieś pare razy do roku. Niektórym wystarczą jedne wakacje. Trzeba jeszcze wziąć pod uwagę, że ludzie czasem po prostu nie mają czasu, siły, chęci czy umiejętności, by organizować coś na własną rękę. Albo po prostu ochoty. Każda forma podróżowania jest dobra, każdą propagujemy i każdą staramy się praktykować. Trzeba gromadzić doświadczenia!

Jednak w przypadku Chin sprawa jest nieco trudniejsza. Tutaj już nie chodzi o wypoczynek przy basenie z palemką w drinku, ale o pewne umiejętności personalne –  wytrzymałość psychiczną i fizyczną, umiejętność pokonywania trudności, odnalezienia się w tłumie, czy też bardziej przyziemne sprawy takie jak budżet. Są to sprawy, które trzeba wziąć pod uwagę planując wyjazd do Chin. Czy Chiny są dla każdego? Jak zaplanować wyjazd, by zobaczyć coś fajnego, poznać ludzi i kulturę ?

Chiny na własną rękę – czy warto?

Chiny na własną rękę

Na to pytanie ciężko odpowiedzieć, bo i samo podróżowanie po Chinach jest ciężkie. Do tego tematu mamy bardzo mieszane uczucia. W naszym przypadku, Chiny było jak dotąd najtrudniejszą i najuciążliwszą podróżą. Co tu dużo mówić, umordowaliśmy się nieludzko. Mógł mieć na to wpływ fakt, że nasze doświadczenie z Azją do czasu wyjazdu do Chin było znikome. Trzeba jednak brać pod uwagę, że Chiny nie są różne tylko od państw na innych kontynentach, ale nawet od krajów z nimi sąsiadujących. Oczywiście, każdy kraj na świecie jest inny i na swój sposób wyjątkowy, ale Chiny to już ciężki przypadek. Tam wszystko jest inne, my jesteśmy dla Chińczyków inni, a nasze kultury i tradycje skrajnie się różnią. Wiele zależy od tego jaki sposób podróżowania lubimy i czego kto od podróży oczekuje. Czy żałujemy naszego wyjazdu do Chin? Nie. Czy pojechalibyśmy tam znowu, w ten sam sposób? Nie. No może kiedyś, za kilka lat…

Czy w Chinach jest drogo?

Co prawda nasza podróż do Chin i tak była o połowę tańsza, niż koszt praktycznie identycznej wycieczki z biurem podróży dla jednej osoby, a trzeba mieć na uwadze, że byliśmy tam dłużej niż są wycieczki zorganizowane, oraz fakt, że w tej sumie mieści się również tygodniowy pobyt w Dubaju i Hong Kongu oraz tygodniowy pobyt w Wietnamie. Czy się opłacało jechać samemu? I to jak. Biorąc pod uwagę aspekt finansowy, rzeczywiście wycieczka do Chin na własnę rękę będzie lepszym wyborem dla tych osób, które nie chcą tam stracić za dużo pieniędzy.

Chiny na własną rękę

Teraz rodzi się pytanie, czy Chiny są drogim krajem dla podróżników? I tak i nie. Znowu nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie i znowu wszystko zależy od tego, na co się nastawiamy. Ogólnie rzecz biorąc jedzenie jest bardzo tanie, noclegi też. Ceny za noc w hostelach zaczynają się często poniżej 20 zł od osoby. Ale jak już jedziecie do tych Chin, to z pewnością chcecie coś zobaczyć. No i tu zaczynają się schody. Ceny do poszczególnych atrakcji turystycznych po prostu zwalają z nóg. Kwoty rzędu 100-150 zł za wejście do parku narodowego są tam na porządku dziennym. W Chinach każda, nawet najbardziej badziewna atrakcja, będzie płatna. Każde wejście na wzgórze bez żadnej infrastruktury, każda panorama. Co więcej, w takich miejscach często pojawiają się nagle ukryte opłaty. Drugim minusem są dość drogie bilety na przejazdy. Jednak kiedy weźmiemy pod uwage fakt, jak duże odległości pokonujemy, to nagle się okazuje, że ten przejazd za 50 dolarów pociągiem, który pokonuje ponad 1000 kilometrów jednak wcale taki wygórowany nie jest.

Wszystko zależy od tego, jakie Chiny chcecie zobaczyć

Chiny na własną rękę

Ostatecznie ceny atrakcji turystycznych i przejazdów bardzo zawyżają koszta wyjazdu. Chiny są o wiele droższe niż kraje Azji południowo-wschodniej, jednak wciąż tańsze niż Europa. No może poza cenami do atrakcji turystycznych. Czyli wychodzi tak średnio. Gdy przejrzymy wszystkie oferty wyjazdów do Chin z biurem podróży, można znaleźć wycieczki za 5-6 tysiący złotych, obejmujące najczęściej zwiedzanie Pekinu, Xian i Szanghaju. Często zdarzają się też last minut za 2-3 tysiące. Ale już taka bardziej wymagająca trasa, którą udało nam się zrealizować, byłaby z biurem o wiele droższa. Porównywaliśmy ofertę wycieczki z biurem niemal identycznej jak nasza – w biurze trzeba było zapłacić około 8 tysięcy złotych plus różne dodatkowe koszty (Wstępy do atrakcji, opłaty dla pilota itp.)! A więc wiele też zależy od tego, jaki plan wybierzecie i co chcecie w tych Chinach zobaczyć.

W sytuacji, gdy planujecie zobaczyć na własną rękę Pekin, Szanghaj, Armię Terakotową, pandy w Chengdu czy Zhangjiajie, to jeszcze pół biedy. Do Pekinu lata polski LOT, miasta te są ze sobą dobrze skomunikowane i nastawione na turystów. Schody się zaczynają wtedy, gdy chcecie zobaczyć coś więcej. O, to dopiero będzie przygoda. O ile  takie miejsca, jak Hong Kong czy Yangshuo są na tyle popularne, że infrastruktura turystyczna jest tam porządna, a przyjezdni zza ganicy nie budzą już takiego zdziwienia, o tyle wycieczka do na przykład takiego miasta Leye na południowych krańcach Chin, do najprzyjemniejszych należeć nie musi. Bardzo często może się zdarzać tak, że będziecie pierwszymi białymi, jakich Ci ludzie zamieszkuący mniej turystyczne regiony zobaczą. W jednym z hoteli recepcjonistka pierwszy raz w życiu widziała na oczy paszport, którym posługuje się przecież większość państw świata (w Chinach używają czegoś na wzór naszych dowodów osobistych). Jeśli jedziecie do Chin po raz pierwszy, może warto przemyśleć wybór bardziej sztampowych atrakcji – właśnie Wielkiego Muru, Armii Terakotowej, rejsu po  rzece Jangcy czy pobytu w Yangshuo. W takich miejscach będzie Wam po prostu łatwiej.

Chiny na własną rękę tak, ale na bogato?

Chiny na własną rękę

Do tej pory wyznawaliśmy zasadę, że dopóki mamy czyste łóżko i prysznic, to nic nas nie obchodzi. Możemy spać gdziekolwiek, komfort nie jest nam potrzebny. Podróżowaliśmy nocami, nocnymi pociągami i autobusami, spaliśmy w wielu różnych dziwnych miejscach, mnóstwo chodziliśmy pieszo i jak zwykle wybieraliśmy najbardziej budżetowe opcje zwiedzania. A najbardziej budżetowe oznacza też często najuciążliwsze – loty z kilkoma przesiadkami, przejazdy najwolniejszymi pociągami, noclegi w pokojach wieloosobowych. I zazwyczaj to było dla nas okej. Na tydzień lub dwa. Tym razem wyjechaliśmy na miesiąc, a żeby móc ten miesiąc w Azji jakoś egzostować, musieliśmy zorganizować wszystko jak najtaniej. I skończyło się to tak, ze wróciliśmy do domu tak nieludzko wymęczeni, jak nigdy dotąd. Dlatego teraz uważamy, że jeżeli kiedykolwiek wrócimy do Chin, to tylko na bogato. Jeśli nie musicie się przejmować takimi sprawami jak wyjazdowy budżet, to super. Ale gdy chcecie zaplanować oszczędną podróż musicie się nastawić na to, że komfort i wygoda kosztują. Tak naprawdę wszystko zależy od Waszego podejścia do podróży i tego, na ile istotna jest dla Was wygoda.

W Chinach komfort ma znaczenie

Podczas bezsennej nocy, gdy po łóżkach grasowały nam karaluchy i inne robale nieznanego pochodzenia, gdy nie mogliśmy zmrużyć oka przez Chińczyków z pryczy obok oglądających na cały regulator filmiki w internecie, nieumyci, bo znowu woda lodowata, a zimno w pokoju, z wizją tych wszystkich atakujących nas komarów, bo oczywiście w oknie brakuje moskietery – w głowach kołatała nam jedna myśl. „Może byłoby lepiej przyjechać na krócej, ale bardziej komfortowo?”. Skończyłyby się bezsenne noce polegające na wyłapywaniu robali. NIe byłoby już tańca z moskitami. Nie mielibyśmy dziur w ścianach ani desek w łóżkach zamiast materaca. Skończyłoby się jedzenie makaronu. Noodle na śniadanie, noodle na obiad, noodle na kolację. Co tu dużo mówić, Chiny nas pokonały. W połowie wyjazdu chcieliśmy już pakować manatki i wracać do domu.

Chiny na własnę rękę tak, ale na krócej

Na ten moment uważamy, że jadąc po raz pierwszy do Chin, lepiej zostawić sobie mały niedosyt niż przesyt. Lepiej pojechać na krócej, zapłacić za pokój więcej i mieć święty najświętszy spokój. Po którymś pokoju z robalami z kolei, po którejś misce makaronu, po którymś oszustwie w taniej knajpie, po którymś nocnym przejeździe pociągiem – mieliśmy dość. Kiedy po całym dniu zwiedzania, pokonywania ogromnych odległości i poczucia wyobcowania w tłumie ciągle się przypatrujących Chińczyków – uwierzcie nam, zatęksnicie za wygodnym łóżkiem i czystym pokojem. Nie potrzebujemy komfortu, ale chociaż minimalnych środków czystości. Cudze włosy na poduszce do takich nie należą.

Chiny na własną rękę nie dla każdego?

Jedno jest pewne – nie każdemu się w Chinach spodoba. Nasze zwyczaje, kultura czy sposób bycia różnią się na tyle diametralnie, że mogą one dać się niektórym we znaki. Przede wszystkim, jeśli ktoś chce odpocząć od zgiełku, w ciszy na łonie natury – o to w Chinach może być trudno. Dobrze wiecie ile Chińczyków jest na świecie. Musicie być przygotowani na to, że w najpopularniejszych atrakcjach, takich jak Zhangjiajie, spotkacie dzikie hordy chińskich turystów. W miastach będziecie niesieni na fali ludzi, w metrze dobijali do wejścia. Odległości w Chinach są ogromne, przejazdy zajmują dużo czasu, co jest dość męczące. Oczywiście, można podróżować szybkiem pociągami w pierwszej klasie, ale to też oczywiście więcej kosztuje (tak średnio od 50 dolarów w górę, w zależności od trasy). Trzeba mieć więc na uwadze, że wycieczka do Chin aż tak tania nie jest.

Chiny na własną rękę

Nie najlepiej będą się czuły w Chinach osoby, które nie lubią gdy ktoś się na nie nieustannie gapi. Po angielsku się nie dogadacie – a jak już znajdziecie kogoś, kto zna choć kilka słówek w tym języku, to tak jakbyście znaleźli świętego Graala. Pokoje kilkugwiazdkowe, które na zdjęciach w ofercie wyglądają porządnie, na miejscu okazują się być często brudne i zarobaczone. Chińska zmasowana turystyka jest głośna i chaotyczna  – jednym słowem bardzo uciążliwa. Styl bycia i kultura Chińczyków również mogą razić po oczach – niejednokrotnie usłyszycie i zobaczycie (i poczujecie), jak Chińczyk beka i pluje na środku ulicy. Smog daje się we znaki, miasta są ogromne, obrzydliwe, brudne i najlepiej ich unikać. Plaże? Zatłoczone. Musimy też przyznać, że niektóre miejsca nas rozczarowały – oglądane na zdjęciach w internecie wyglądały o wiele bardziej spektakularnie. Niezliczone rzesze karaluchów, uciążliwa pogoda, bariera językowa, brak umiejetności rozpoznania jedzonych potraw w restauracjach, brak podstawowego asortymentu w sklepach…

Chiny na własną rękę

Komu Chiny się spodobają?

Minusów jest sporo. Zatanówcie się dwa razy, czy Chiny sa najlepszym kierunkiem dla Was i czy koniecznie musicie tam jechać. Typ kanapowca, który lubi odpocząć i osoby wrażliwe na estetykę nie będą się tam czuły najlepiej. A także osoby, które słabo sobie radzą z logistycznymi wyzwaniami podczas podróży. Dobrze się odnajdą w Chinach ludzie zaradni, otwarci, tolerancyjni, cierpliwi, silni fizycznie, którzy lubią wyjazdy trudne, podczas których mogą sprostać różnym zadaniom. W Chinach nie idzie się na łatwiznę, będąc tam samemu jesteście zdani tylko i wyłącznie na siebie. W Chinach już tak jest, że trzeba być twardym, nie miętkim. Trzeba patrzeć na wszystko z dystansem, otwartym umysłem, bez stereotypów, bez obrażania się, ze zrozumieniem i szacunkiem do odmienności, z przymróżeniem oka.

Chiny na własną rękę

Samotny białas w Chinach budzi zdziwienie

Chińczycy mieszkający w pobliżu najpopularniejszych atrakcji czy nawet w miastach takich jak Pekin czy Szanghaj, z reguły są już przyzwyczajeni do widoku zagranicznych grup zorganizowanych. A teraz spróbujcie sobie wyobrazić minę Chińczyka na jakimś totalnym odludziu, gdy nagle wyrasta przed nim na chodniku on, Polak. Cały na biało.

W takich bardziej odosobnionych miejscach odnosiliśmy wrażenie, że niektórzy Chińczycy (w sumie zdecydowana większość) po prostu się nas bała albo nami gardziła. Patrzyli na nas jak na przybyszy z obcej planety, chodzili za nami, jeżdzili za nami tuk tukami, przerywali pracę, wychylali się przez okna, wychodzili ze sklepów, robili ukradkiem zdjęcia. Ale nikt się do Ciebie nie uśmiechnie, nikt nie pokiwa ręką, nikt nie zagada – no bo po jakiemu? To uczucie wyobcowania na dłuższą metę było to nie do zniesienia. To będzie szczególnie męczące dla osób, które nie lubią być w centrum uwagi. Gdy jesteś w grupie zorganizowanej, ten wzrok tłumu rozkłada się na te kilkanaście twarzy i nie skupia się tylko na Tobie. Poza tym, wycieczki zazwyczaj odwiedzają te same, najbardziej znane miejsca, gdzie ich widok nie jest już żadnym zaskoczeniem. A więc zadaj sobie pytanie – na ile jesteś gotowy na to ciągle poczucie wyobcowania w tłumie i zwracanie na Ciebie uwagi, nieraz wytykanie palcami?

Chiny na własną rękę

Chiny na własną rękę to nerwy wciąż napięte do granic możliwości

Może tak było tylko w naszym przypadku, może jesteśmy zbyt nerwowi. Ale załatwianie wszystkiego na własną rękę – kupowanie biletów, szukanie noclegu, próby dogadania się z Chińczykami, zrozumienia ich, wtopienia się w tłum, szukania dworców, pociągów, drogi – po prostu nas wykańczały. Te nieustanne próby przebicia się przez mur kulturowy okazały się dla nas bardzo wyczerpujące. Może gdybyśmy spędzili w Chinach tylko kilka dni, nie byłoby to dla nas na tyle odczuwalne. Jednak po trzech tygodniach stało się to uciążliwe, że o wszystko musieliśmy dbać sami, o wszystko się pytać, wszystkiego szukać – zazwyczaj nie znajdując odpowiedzi. To, co w podróżach zazwyczaj uwielbiamy – czyli planowanie wszystkiego na własną rękę i podróżowanie samemu lub w niewielkiej grupce, w Chinach nagle stało się męczące. Po prostu marzyliśmy o tym, żeby nie musieć się już o nic więcej martwić – żeby ktoś za nas szukał drogi, próbował wytargować cenę lub kupował bilety – chcieliśmy mieć przez moment święty spokój i przestać o tym myśleć. Gdy jedziecie z biurem macie ten komfort, że nie przejmujecie się sprawami organizacyjnymi.

Chiny na własną rękę

Chiny na własnę rękę tak, ale tylko doskonale przygotowane!

Tak się złożyło, że zabrakło nam czasu na dokładne zaplanowanie wyjazdu do Chin. A trzeba wiedzieć, że rzeczy, których sprawdzenie i zorganizowanie podczas wycieczki w Europie zajmuje kilka minut, w Chinach urastają do rangi problemu, nieraz nie do rozwiązania. Wynika to z takich przyziemnych braków, typu brak internetu, brak VPN-u, brak możliwości korzystania z kart kredytowych, brak umiejętności językowych a nawet rozbieżności w rozumieniu mowy ciała czy – zdawać by się mogło – dość uniwersalnych zwrotów. Na przykład młody Chińczyk zapytany na dworcu o „Metro” pokazuje, że nie rozumie co do niego mówimy.

Chiny na własną rękę

Nawet te rzeczy, które mieliśmy zaplanowane, często okazywały się nieprzydatne, bo po drodze coś poszło nie tak. Prawie każdy wieczór spędzaliśmy przy laptopie – szukając, tłumacząc, czytając, oglądając mapy, kombinując jak koń pod górkę. Najgorsze było uczucie frustracji kolejnego dnia, gdy na przykład okazywało się, że najnowszy polski przewodnik podaje absolutnie błędne informacje lub dworzec, który według mapy powinien być w tym miejscu, znajduje się po drugiej stronie miasta. I musisz zmarnować kolejne 2,3 godziny na dojazd do niego – nieraz tak było, poruszanie się po chińskich miastach bez metra to katorga. Poza tym było to wkurzające, że zamiast miło spędzać wieczory, obydwoje zajmowaliśmy się planowaniem tego, jakby tu nie zginąć kolejnego dnia w tym chińskim gąszczu. Lepiej bardzo dobrze przygotować się na wyjazd już wcześniej – zarówno logistycznie, jak i mentalnie. Poczytać książki, obejrzeć filmy, popytać ludzi. Wtedy nic Was nie zaskoczy. Dobry plan w Chinach to podstawa. Dzięki niemu nie zmarnujecie czasu i energii, a także pieniędzy.

Czy Chiny w ogóle warto odwiedzić?

Nie jest też tak, że Chiny mają – z punktu widzenia turysty – same wady. Artykuł nie miał na celu odstraszenia od wyjazdów do Państwa Środka, ale położeniu nacisku na kilka rzeczy, o których często się nie mówi. W internecie oglądamy jedynie piękne, podkolorowane zdjęcia, znajomi wrzucają na swoje tablice same ochy i achy ze swoich podróży, a często zasłyszane przez nas historie mijają się znacznie z rzeczywistością. Dobrze jest znać obie strony medalu, by móc obiektywnie ocenić sytuację i stwierdzić, czy taka podróż jest w ogóle dla nas. Na podstawie swojego doświadczenia możemy teraz stwierdzić, że pojechaliśmy do Chin za szybko. Uważamy, że lepiej było najpierw bardziej poznać Azję, lepiej przygotować się finansowo, lepiej zaplanować wyjazd, lepiej było tak nie zbaczać z utartych szlaków, lepiej było wybrać popularniejsze atrakcje zamiast dzikie rezerwaty na rubieżach kraju, lepiej było poczekać jakiś czas i pojechać do Chin z większym budżetem i doświadczeniem, a nie jako żółtodzioby. Chiny nas przytłoczyły i zmęczyły powodując, że nie czerpaliśmy z tej podróży aż tak dużo radości, jak to się powinno oczekiwać od każdej podróży.

Okazuje się, że w przypadku Chin tak nielubiany i przereklamowany „utarty szlak” wcale nie jest taki zły – zwłaszcza na pierwszą podróż do tego kraju. Szereg logistycznych błędów popełnionych po drodze, skutecznie obrzydził nam wyjazd, jednak Wy jeszcze macie szansę swoim błędom zapobiec – po to właśnie ten poradnik. Jak dla nas wyjazd do Chin po raz pierwszy – z biurem tak, na własną rękę – nie. A jeśli już na własną rękę, to najbardziej popularne miejsca – Pekin, Szanghaj, Hong Kong, Chengdu, Yangshuo, Xi’an. Dopiero później, znając już realia tego kraju, każdy kolejny pobyt łatwiej będzie  zaplanować samemu. Jednak jeśli zdecydujecie się odwiedzić mniej popularne miejsca podczas pierwszego wyjazdu do Chin, to zadajcie sobie najpierw pytanie, czy lubicie podczas podróży pokonywać liczne trudności. 

Chiny na własną rękę to świetny pomysł!

Z zastrzeżeniem wszystkich tych rzeczy, które opisaliśmy wyżej, ogólnie jesteśmy z wyjazdu zadowoleni. ŻADNA inna podróż tak bardzo nie poszerzyła naszych horyzontów, jak właśnie ta. Żadna tak bardzo nas nie poruszyła. Żadna nie dała nam takiego doświadczenia. Teraz mamy wrażenie, że jeżeli pokonaliśmy te wszystkie chińskie przeszkody, to jesteśmy w stanie pojechać wszędzie i żadna podróż nam niestraszna. Wiemy, że są o wiele „trudniejsze” kraje do podróżowania, miejsca niebezpieczne, gdzie ciężko dojechać i brak w nich jakiejkolwiek infrastruktury turystycznej, jednak same Chiny do „łatwych” również nie należą. Chiny niełatwo zrozumieć, niełatwo poznać. Ale podjęliśmy się tej próby i przy okazji poznaliśmy również wiele niesamowitych osób – Chińczyków, którzy umieli mówić po angielsku i sami do nas zagadywali, a także takich, którzy nie umieli – a  i tak nam pomagali, uśmiechali się, byli gościnni. Zobaczyliśmy na własne oczy miejsca niewymowanie piękne, dzikie, naturalne, a także takie, które stworzyła ręka człowieka. Chiny uchodzą za bezpieczny kraj i w naszym przypadku możemy to potwierdzić, nie zdarzyła nam się ani jedna sytuacja, w której czuliśmy się niebezpiecznie.

Chiny z biurem czy Chiny na własną rękę?

Nie da się poznać i zrozumieć tego kraju podczas jednej podróży. Na to może życia nie starczyć. Ale warto próbować. Jadąc do Chin na własną rękę możecie zboczyć z utartych szlaków, zobaczyć miejsca nieznane szerszemu gronu, odkryć nieskażone ludzką ręką naturalne perełki, podziwiać chińską technologię, próbować nawiązać bliższy kontakt z ludźmi i przede wszystkim zebrać nowe, niezwykłe doświadczenia i umiejetności. Podróż do Chin to niezła szkoła, której biuro podróży Ci nie zagwarantuje. Jednak gdybyśmy teraz mieli wybierać jeszcze raz, na pierwszą podróż do Chin wybralibyśmy się z biurem podróży. No chyba, że bylibyśmy już doświadczonymi podróżnikami, a uważamy, że takimi jeszcze nie jesteśmy. Weźcie też po uwagę, że sami nie byliśmy z biurem podróży i nasze odczucia mogą być mylne. Jest to jedynie nasza perspektywa i spostrzeżenia zebrane po powrocie.

Nie można jednoznacznie stwierdzić, czy lepsze będą Chiny z biurem czy Chiny na własną rękę. Wszystko zależy od Waszych upodobań, predyspozycji, podejścia do życia i podróży. Której opcji nie wybierzecie – będzie dobrze. Zobaczycie niesamowitą kulturę, niezwykłe krajobrazy, spróbujecie nowych smaków. Warto przemyśleć obie opcje, każda z nich ma swoje plusy i minusy. A my mamy nadzieję, że ten tekst pomoże Wam podjąć decyzję. 

Chiny na własną rękę

Tutaj znajdziecie przykładowe wycieczki z biurem podróży. I to nie jest wpis sponsorowany. 

https://r.pl/chiny

https://www.itaka.pl/nasze-kierunki/chiny.html

https://www.tui.pl/wypoczynek/chiny

Jeśli chcecie wiedzieć co warto zobaczyć w Chinach, sprawdźcie poniższą listę:

https://www.wypiszwymalujpodroz.pl/praktyczny-poradnik/azja/chiny/

Yangshuo – Chiny rodem z bajki

Yangshuo macie w myślach, gdy myślicie „Chiny”, „egzotyka” lub „Daleki Wschód”, jesteśmy tego niemal pewni. To, co dla Chińczyków zamieszkujących południową część Chin jest codziennością, dla nas jest widokiem niespotykanym i wręcz niepochodzącym z tej planety. Z pewnością większość z  Was słyszała o Yangshuo i natknęła się na to miejsce w trakcie planowania swojej podróży do Państwa Środka. Jak myślicie, czy rzeczywiście warto odwiedzić te regiony? Z czego wynika popularność Yangshuo? Jak zaplanować tam wyjazd i ile to będzie kosztować? Podpowiadamy 🙂

Yangshuo, Chiny

Czy warto odwiedzić Yangshuo?

O tym, że do Yangshuo pojedziemy, wiedzieliśmy już w momencie kupowania biletów do Chin. Bezapelacyjnie i jednogłośnie, decyzja zapadła od razu – Yangshuo jest przystankiem na naszej trasie. Chcieliśmy się przekonać na własne oczy, czy zachwyty płynące zewsząd na temat tego miejsca są słuszne. Czy warto było jechać do Yangshuo? Nie będziemy się rozwodzić nad tym pod koniec artykułu, tylko walimy prosto z mostu – z tyloma ludźmi, którzy byli tam przed nami, a którzy wracali zachwyceni, nie można dyskutować. Wszyscy mieli rację, Yangshuo jest obłędne. Nie ma co się o to spierać i chyba nie ma na świecie osoby, która twierdziłaby inaczej. Warto do Yangshuo jechać, bo to co tam zobaczycie, to będą jedne z najoryginalniejszych i najpiękniejszych miejsc, jakie w ogóle można na tej planecie zobaczyć.

Yangshuo, Chiny

Yangshuo jednak rozczarowuje?

Przyjeżdżacie do Yangshuo a tam psikus. Tłumy, hałas, nieciekawe miasto, zero atrakcji, ogromna komercja. I to ma być to Wasze wyśnione Yangshuo? Skąd się wzięły te wszystkie peany na jego cześć? Ano szkopuł tkwi w tym, że samo Yangshuo jako miejscowość tak naprawdę nie ma nic do zaoferowania oprócz tego, że jest doskonałą bazą wypadowa po okolicy. W samym mieście nie ma nic ciekawego. Ale znajdziecie tu tanie hostele, sensowne knajpki, wypożyczalnie rowerów i skuterów i trochę wieczornych rozrywek. Do Yangshuo przybywają turyści z całego świata, dlatego widok białych twarzy nie budzi już takiej sensacji, jak to nieraz bywa w innych częściach Chin. A uwierzcie, jest to prawdziwa ulga dla stułanego cudzoziemca przemierzającego chińskie rubieże, traktowanego czasem jak przybysza z innej planety.

Także wizyta w Yangshuo jest ulgą, jest łatwa, jest przyjemna. Bez najmniejszego problemu dostaniecie się do miejscowości, dogadacie się nawet po angielsku w niektórych miejscach, skołatane żołądki mogą odpocząć w KFC lub Mcdonaldzie, a nawet podczas jedzenia niemieckiej kiełbasy lub włoskiej pizzy. W Yangshuo się nie natrudzicie, nie zmęczycie ani nie doznacie aż tak dużego szoku kulturowego, jak w innych częściach Chin. Yangshuo jest dobrym pomysłem na pierwszy pobyt w Chinach. Ale nadal nie odpowiedzieliśmy na pytanie – skąd ta sława Yangshuo, skoro nie jest ono specjalnie ciekawe?

Okolice Yangshuo, to jest to!

Prawdziwa zabawa rozpoczyna się dopiero wtedy, gdy wypożyczycie skuter, ewentualnie rower. Ze zrozumiałych względów bardziej polecamy skuter – mniejszym kosztem zobaczycie więcej. W chińskim skwarze na rowerze można się nieźle umordować. Żeby zobaczyć krajobrazy żywo chwytające za serce, trzeba jak najprędzej opuścić Yangshuo i udać się na wycieczkę po okolicy. Wiele blogów sugeruje, by zrobić to bez mapy, ładu i składu. Tak też zrobiliśmy i my. I to była najlepsza z możliwych decyzji. Będąc w Yangshuo dwa dni, byliśmy w stanie zobaczyć naprawdę dużo. Nie planowaliśmy nic – skręcaliśmy tam, gdzie akurat nam się podobało, zmienialiśmy trasę w najmniej spodziewanym momencie, wybieraliśmy odludne uliczki i ścieżki, zatrzymywaliśmy się kiedy mieliśmy na to ochotę.

Yangshuo, Chiny

Yangshuo, Chiny

I to jest właśnie najlepszy sposób na zwiedzanie okolicy Yangshuo. Wystarczy bez konkretnego planu jeździć po okolicy, piknikować nad rzeką, obserwować rybaków z kormoranami, pływać tratwą po rzece Li, przejeżdżać przez ukryte wioski, w których jakby czas się zatrzymał czy podpatrywać ludzi pracujących na polach ryżowych. Uwierzcie nam, to będzie wycieczka tak pełna wrażeń, że zapamiętacie ją naprawdę na długi czas.

Czyli jak wyglądają okolice Yangshuo?

Kojarzycie ten obrazek – leniwe wody niebieskiej rzeki, białe obłoki odbiające się w jej nurcie, strzeliste, stożkowate góry, a wszystko to obrośnięte bujną, zieloną roślinnością? Tak wygląda właśnie okolica Yangshuo. Krasowe mogoty odbijające się w rzece Li są dla nas tak niespotykanym widokiem, że oglądając to wszystko, przez większość czasu mieliśmy oczy jak spodki a szczękę na ziemi. Człowiek czuje się tu maluczki w stosunku do potęgi przyrody. Trafiliśmy jeszcze na fenomenalną pogodę, także wakacyjny klimat w połączeniu z takimi widokami dał nam dwa dni sielskiego wypoczynku. Właśnie o takie Chiny walczyliśmy i dla takich widoków pakujemy plecaki, wlokąc je na grzbietach na drugi koniec świata. Wiele osób uważa Yangshuo za najpiękniejsze miejsce w Chinach. Nie byliśmy we wszystkich miejscach w tym kraju, ale damy sobie rękę i może nawet nogę uciąć, że i tak Yangshuo uplasowałoby się na podium. Tłumy przyjezdnych nie są w stanie odebrać temu miejscu uroku i luźnej atmosfery. Wydaje nam się, że więcej niż słowa opowiedzą za nas zdjęcia.

Najfajniejsze miejsce w okolicach Yangshuo

Okolica Yangshuo obfituje w różne badziewne atrakcje, które są oblegane przez Chińczyków (np. imitacja miasteczka westernowskiego itp.). Są też takie bardziej popularne wśród zagranicznych turystów, na przykład wzgórze Moon Hill, z którego można oglądać panoramę okolicy. My jednak polecimy Wam inne wzgórze, które z pewnością spodoba Wam się bardziej. Chodzi o wzniesienie Cuipeg, położone obok wioski Putao. Wzgórze ma tę zaletę, że w ogóle nie jest oblegane przez turystów. Do Cuipeg prowadzi wąska droga asfaltowa, którą pokonacie rowerem, skuterem, ale na pewno nie autem a co dopiero autobusem. Także wycieczki do Cuipeg po prostu nie docierają.

Cuiping, Chiny

Cuiping, Chiny

Gdy przyjechaliśmy tam po południu, to bramy były zamknięte na cztery spusty. Byliśmy pierwszymi odwiedzającymi tego dnia, a kto wie – może i od jeszcze dłuższego czasu. Strażnik otworzył nam bramy, zainkasował opłatę i wpuścił na ścieżkę wiodącą ku górze. Podczas krótkiej, ledwie 20 minutowej wspinaczki panował niemiłosierny skwar, także zgrzaliśmy się bardzo. Ale widok z góry wynagradzał wszelkie trudy. Mieliśmy to miejsce wyłącznie sla siebie. Warto było jechać do Chin chociażby jedynie dla tych kilku chwil spędzonych na szczycie. Ogromnie polecamy Wam to miejsce. Będziecie tam mieli jedną z niewielu okazji obcować z jakąś atrakcją w samotności a uwierzcie, że w Chinach zdarza się to niezwykle rzadko.

Cuiping, Chiny

Inne atrakcje:

  • Moon Hill, wstęp 15 juanów
  • most Yulong, zwany Smoczym Mostem
  • Srebrna Jaskinia, wstęp 80 juanów, otwarte od 08:00 do 17:30

Rejs po Rzece Li i kormorany

Wiele osób decyduje się na rejs po rzece Li. My wybraliśmy skuter, ponieważ mieliśmy go do dyspozycji na cały dzień i mogliśmy dzięki temu zobaczyć więcej. Jednak w rozmowach z innymi turystami, którzy zdecydowali się na wykupienie rejsu, słychać było jedynie same zachwyty. Zakładamy więc, że taki rejs to nielada gratka. Do wyboru są dwie opcje – 5  godzinny rejs statkiem z Guilin do Yangshuo, z wliczonym lunchem. Ceny są różne, w zależności od standardu statku, ale najczęściej zaczynają się od około 65 dolarów za osobę. Wycieczek można szukać na wielu anglojęzycznych stronach.

Yangshuo, Chiny

Drugą opcją jest rejs bambusową za 160 juanów od osoby (ok. 85 zł), trwający 1,5-2 godziny. Jednak polski przewodnik po Chinach z 2018 roku (Wydawnictwo Bezdroża) zawiera informację, że rejs nie powinien kosztować więcej niż 300 juanów od osoby. Pewnie wszystko zależy od umiejętności targowania się o cenę. Taki rejs można wykupić w agencjach turystycznych dostępnych w Yangshuo na każdym kroku lub wygodniej, w hotelu/hostelu. Trzeba jednak pamiętać, że wycieczka kupiona w hotelu/hostelu może być ciut droższa, bo hotel naliczy sobie prowizję.

Na tych stronach znajdziecie proponowane rejsy z Guilin do Yangshuo

https://chinatour.net/

https://www.lirivercruises.com/

Yangshuo, Chiny

Kormorany w Yangshuo

Z pewnością ciekawym widokiem będzie obserwacja rybaków łowiących ze swoich tratw ryby przy pomocy kormoranów. Kormorany mają przywiązany sznurek na szyi, który uniemożliwia im połknięcie złowionych ryb, po które nurkują. Na powierzchni rybacy wyciągają z ich dziobów złowione ryby, po czym w nagrodę karmią je tymi mniejszymi. Podobno praktykują ten sposób łowienia od setek lat. Kormoranów nie widzieliśmy na żywo, a w filmie dokumentalnym o Chinach. I mamy co do tego trochę wątpliwości – czy to aby tych ptaków nie boli?

Wskazówka: A teraz nasza porada od serca, z której sami nie skorzystaliśmy. Może jednak Wy nauczycie się na naszych błędach. Jakkolwiek już bliskie okolice Yangshuo są jak rodem z bajki, to jednak lwia część zdjęć tych okolicy oglądanych w internecie pochodzi nie z Yangshuo, a z Xingping. Jest to miejscowość, w której zazwyczaj zaczynają się rejsy na bambusowych tratwach (chociaż z bambusem to one wiele współnego tak naprawdę nie mają). Warto przemyśleć czy nie zrobić sobie bazy wypadowej w tej wiosce, która jest bez porównania mniej turystyczna i oblegana, niż osławione Yangshuo? Szkoda, że wpadliśmy na ten trop już po powrocie. Jeśli Wy go wykorzystacie, dajcie znać jak było! W XinPing również znajduje się bardzo fajny punkt widokowy, na wzgórzu Xianggong (wstęp oczywiście jak to w Chinach za opłatą, 60 juanów od osoby).

Yangshuo – informacje praktyczne 

Yangshuo, Chiny

Położenie – południowe Chiny, prowincja Guangxi, niedaleko miasta Guilin

Dojazd – najlepiej dojechać najpierw do miasta Guilin. Do Guilin bez problemu dostaniecie się z każdego większego miasta w Chinach – z Pekinu, Szanghaju, Hong Kongu, Fenghuang, Congjiang, Nanning, Kunming, Xian czy Chengdu. Następnie w Guilin mamy kilka opcji:

  • rejs statkiem wycieczkowym do Yangshuo, najtańsze bilety kosztują mniej więcej od 65-100 dolarów za osobę
  • przejazd autobusem – autobusy z Guilin do Yangshuo kursują regularnie przez cały dzień od 7 rano co pół godziny aż do 21:00. Odjazdy odbywają się z Guilin South, znacznie oddalonego od centrum. Polski przewodnik z 2018 roku wskazuje, że busy odjeżdżają także z głównego dworca autobusowego. Jednak podczas naszej bytności w Guilin na tymże dworcu, zostaliśmy odesłani przez jego pracowników na południowy dworzec. Między tymi dworcami kursują specjalne zielone autobusy, które nie zatrzymują się po drodze. Koszt przejazdu to 2 juany. Lepiej niż brać taksówkę, podjechać na dworzec centralny, powiedzieć do któregokolwiek kierowcy „Yangshuo”, a oni już wsadzą Was do odpowiedniego busa na dworzec południowy. Czas przejazdu z Guilin do Yangshuo to godzina z hakiem, w zależności od korków. Bilety kosztują 27 juanów od osoby. To zdecydowanie najwygodniejsza opcja dojazdu.
  • pociągiem – z Guilin do Yangshuo kursują pociągi, jednak stacja kolejowa znajduje się aż 30 km od Yangshuo. Dodatkowo płatny autobus do miasteczka to koszt 20 juanów. Ze stacji kolejowej bliżej do Xingping niż do Yangshuo.
  • Z Shenzhen ( a więc i z Hong Kongu i okolic) – bezpośrednie autobusy do Yangshuo kursują kilka razy w ciągu dnia. Trasa wynosi 700 kilometrów, a bilety kosztują 180 juanów (ok. 90 zł), czyli całkiem nieźle jak na taką odległość.
  • Na tych stronach możecie sprawdzić rozkłady jazdy pociągów i autobusów w Chinach: https://www.chinabusguide.com/https://www.travelchinaguide.com/china-trains/

Wymowa nazwy miejscowości – „Jangszo”. Może się przydać gdy będziecie tłumaczyć kierowcom dokąd chcecie jechać.

Nocleg – bardzo sobie chwalimy nocleg w The Hidden House. Hostel ma doskonałą  lokalizację, w samiutkim centrum. Był też najbardziej zadbanym obiektem noclegowym, w jakim nam przyszło spać podczas podróży do Chin. Pokój wieloosobowy był bardzo czysty, podobnie jak łazienka. Łóżka mają ogromne, obsługa mówi po angielsku, pod hostelem znajduje się wypożyczalnia skuterów. Na dachu można usiąść na tarasie i podziwiać widoki. Cena za noc w pokoju wieloosobowym wynosi 13 zł, a w prywatnym – 49 zł dla dwóch osób.  W Yangshuo baza noclegowa jest ogromna, a ceny niskie. Za najtańszy nocleg w hostelu zapłacicie już 8 zł.

Wyżywienie – w Yangshuo jest bardzo dużo chińskich knajpek, ale i też zachodnich. Polecamy oddalić się od drogiego głównego deptaku i zapuścić się w dalsze uliczki, gdzie znajdziecie chińskie garkuchnie z tanim, lokalnym i pysznym jedzeniem. Nazw tych miejsc nie podajemy, bo nie umiemy ich odszyfrować 😀 Ale bez problemu znajdziecie coś dla siebie.

Yangshuo, Chiny

Wypożyczenie skutera – 50 juanów (ok. 30 zł) lub 100 juanów (ok. 55 zł) na skuter dla dwóch osób na cały dzień! Droższe skutery to te o większej mocy, ale na jeden dzień spokojnie starczy Wam ten o mniejszej. Za jednym razem możecie przejechać około 60,70 kilometrów, chociaż jakimś cudem nam po całodziennej wycieczce została chyba z połowa energii. Wypożyczalnie w Yangshuo są na każdym kroku. Wypożyczenie takiego skutera jest dziecinnie proste. Dajecie pieniądze, otrzymujecie kluczyki – żadnych formalności. Trzeba pamiętać, że w Chinach można prowadzić pojazdy tylko z chińskim prawem jazdy, ale w Yangshuo i okolicach przymyka się na to oko i nikt tego nie rewiduje. Koniecznie poproście o parasolkę do skutera, inaczej się usmażycie. Wbrew pozorom jazda skuterem po drogach w mieście i okolicach wcale nie była zła. Szybko można było się przyzwyczaić do chińskiego stylu jazdy. Ale trzeba przyznać, że w porównaniu do dużych miast, ruch na ulicach Yangshuo jest niewielki.

Kiedy jechać – o każdej porze roku krasowe góry robią wrażenie. Jednak najładniejsza pogoda panuje tam we wrześniu i październiku. Wówczas traficie na słoneczne dni, a ryzyko deszczu jest minimalne. Ciepło jest już od maja jednak w maju, czerwcu i lipcu możecie się tam też spodziewać intensywnych opadów deszczu.

A czy warto jechać? – chyba widzieliście zdjęcia i więcej już Was przekonywać nie trzeba!

Yangshuo, Chiny

Cuiping, Chiny

 

Jeśli interesują Was Chiny, zajrzyjcie tutaj:

Atrakcje w Chinach – czym kusi południe Chin ?

Zhangjiajie – Jak nie zepsuć sobie wyjazdu?

 

Wodospad Detian i Ban Gioc

Wodospad Detian jest chyba najbardziej znaną atrakcją w południowej prowincji Guangxi i jednym z najbardziej spektakularnych wodospadów w Chinach. Jednak jego położenie zdala od utartych turytycznych szlaków sprawia, że niewielu zagranicznych turystów tu dociera. Jak zaplanować taką wycieczkę? Czy warto zobaczyć wodospad Detian? Sprawdźmy. 

Wodospad Detian, Chiny

Wodospad Detian – co to za miejsce?

Wodospad Detian leży na granicy chińsko-wietnamskiej i jest czwartym co do wielkości wodospadem granicznym świata, zaraz po wodospadach Iguazu, wodospadzie Wiktorii i wodospadzie Niagara. Wodospad znajduje się w górnym biegu rzeki Guichun i dzieli się na dwie części – jedna leży po stronie chińskiej, a druga – o nazwie Ban Gioc – po wietnamskiej. Wody Detian spadają miejscami z wysokości 30 metrów. Wodospad ma trzy części, poprzecinane głazami i drzewami, a w porze deszczowej huk wody przybiera na sile – rzeka zasilana ulewnymi deszczami wzmaga przepływ, co daje niesamowity efekt. Potężne kaskady spadają z rzeki wijącej się między krasowymi górami, które tak bardzo kojarzą nam się z egzotyką i dzikością, a są tak pięknym dodatkiem do tego krajobrazu. Pojawiają się rozbieżności co do dokładnego przebiegu granicy między krajami, jednak nie stanowi to żadnego problemu dla zwiedzających.

Wodospad Detian, Chiny

Czy warto odwiedzić wodospad Detian?

Wodospad Detian to miejsce, które chyba najbardziej uchwyciło nas za serce podczas długiego pobytu w Chinach. W tym miejscu jest coś egzotycznego, dzikiego i niewymownie pięknego. Gdy stoicie na jednej z platform widokowych, widzicie zielone stożki gór porośniętych tropikalną roślinnością i błękitne kaskady spadającej wody, a do Waszych uszu docieka huk wodospadu – to jest coś, co zostanie z Wami na długo po powrocie do domu. Taki widok jak z obrazka, jak ze zdjęcia lub z płótna jakiegoś wybitnego malarza. Wręcz nierzeczywisty widok. Tutaj nie trzeba wielu słów, by opisać to miejsce – jest zwyczajnie, a zarazem nadzwyczaj piękne. Z jednej strony jest to plusem, że wodospady leżą na samym południu Chin, daleko od najpopularniejszych atrakcji turystycznych – Detian nie jest aż tak bardzo oblegane (przynajmniej przez zagranicznych turystów). Podczas wycieczki byliśmy tam jedynymi cudzoziemcami. Z drugiej strony szkoda, że dojazd do Detian zajmuje tyle czasu. Powinien je zobaczyć każdy przybywający do Chin!

Gdzie najpiękniejszy widok na wodospad Detian?

Co ciekawe, chińscy turyści tłumnie tłoczyli się na platformach tuż pod samymi wodospadami, co naturalnie skutkowało ograniczonym widokiem. A wystarczyło przejść kilkaset metrów do tyłu, by trafić na punkt widokowy, gdzie nie było absolutnie nikogo poza nami. Tylko my i obcowanie z czystą naturą. Intensywne kolory roślin, motyle, niesamowity górski krajobraz – a tym wszystkim możecie cieszyć się w samotności. Gdy tam będziecie, uciekajcie jak najdalej od wodospadu! Tuż przy nim widok jest ładny, ale bez porównania z tym, co można zobaczyć z większej odległości. Wystarczy wejść na górę po schodach przy wodospadzie, wzdłuż jedynej ścieżki i udać się w stronę bramy wyjściowej. Po drodze będziecie mijać platformy widokowe, ale ta najlepsza czeka na Was przy końcu, tuż przy bramie. Gdy zobaczycie po lewej wyjście z terenu parku, spójrzcie na prawo – zobaczycie tam kilka schodków prowadzących na drewniany taras, skąd rozpościera się jeden z najpiękniejszych widoków, jakie zobaczycie w życiu.

Wodospad Detian, Chiny

Wodospad Detian, Chiny

Wodospady Detian – informacje praktyczne

Położenie – południowe Chiny, prowincja Guangxi, granica chińsko-wietnamska, okolice miasta Jingxi i Hurun. Najbliższa metropolia to Nanning.

Dojazd – najłatwiej będzie najpierw dojechać do Nanning, do którego można się dostać praktycznie z każdego dużego miasta w Chinach, m.in. z Pekingu, Szanghaju, Shenzhen, Xian, Chengdu czy Guilinu.  Z Nanning dojedziemy do Detian np. z dworca Nanning Langdong do Detian za 75 juanów o godzinie 08:30, czas przejazdu to około 4 godziny. Polski przewodnik z 2018 roku (wydawnictwo Bezdroża) wskazuje jeszcze możliwość złapania busa spod Centrum Dystrybucji Turystów – koszt 50-60 juanów, czas przejazdu 3,4 godziny. Rozkład internetowy pokazuje godziny odjazdów widoczne na zdjęciach, na kilku chińskich stronach można znaleźć jeszcze informacje o autobusie odjeżdżającym   dworca centralnego o godzinie 11:30. Według tych samych źródł autobus powrotny odjeżdża do Nanning o 15:00 lub 15:30. Wyszukiwarka jednak na ten temat milczy, mimo że w drugą stronę działa – jednak jakoś kompletnie nas to nie dziwi.

Przewodnik wskazuje również trzecią opcję – przejazd autobusem z przesiadką w mieście Daxin lub podróż od strony Ningmingu z przesiadką w Chongzuo – koszt 60-70 juanów, czas przejazdu 3,4 godziny. Jednak najlepszą opcją wydaje się być ranny przejazd autobusem z dworca w Nanning. Po wizycie przy wodospadach, na parkingu przy wejściu stało całkiem sporo autobusów wycieczkowych, w tym jeden zwykły do Nanning. Odjechał o 17, przejazd trwał około 4 godzin, a za bilety zapłaciliśmy 75 juanów. Gdybyście nie znaleźli żadnego autobusu, można próbować zabrać się z wycieczką.

Bilety wstępu – osoby dorosłe płacą 80 juanów, studenci ze zniżką płacą 40 juanów. Oprócz tego w kasie należy wykupić bilety na przejazd od kas do samego wodospadu. Uwierzcie – chcecie ten bilet wykupić, bo jedzie się naprawdę długo. Możliwe, że pieszy spacer nie jest nawet dozwolony. Gdy w kolejce strażnicy zobaczą Wasze białe twarze, prawdopodobnie przepuszczą Was od razu do autobusu.

Przejazd powrotny – do bramy wyjściowej kursują melexy. Odradzamy! Odległość jest niewielka, przejazd dodatkowy płatny po 10 juanów od osoby, a widoki po drodze są zniewalające – szkoda by było zmarnować szansę na ich podziwianie.

Forma zwiedzania – bez przewodnika, w sporawym tłumie przy samych wodospadach, w samotności w pewnej odległości od wodospadu.

Czas zwiedzania – samo przejście z przystanku do wodospadu, schodami powyżej jego poziomu i z powrotem zajęło nam około 1-1,5 godziny, łącznie z długimi postojami na zdjęcia. Jeśli dodać do tego przejazd autobusem od kas do wodospadu oraz powrót, a także kupienie biletów itp., wszystko może zająć około 3 godzin.

Godziny otwarcia – 07:30-17:30. Pierwszy autobus do wodospadu odjeżdża o godzinie 07:45, a ostatni powrotny o 18:30.

Strona wietnamska – jeśli przebywacie w Wietnamie, również możecie odwiedzić wodospad po wietnamskiej stronie. Wietnamska nazwa wodospadu to Ban Gioc.

Strona internetowa – http://www.detian1999.com/

Wskazówka: wodospad Detian leży około 40 kilometrów od kanionu Tongling. Warto połączyć zwiedzanie obu miejsc w ciągu  jednodniowej wycieczki. O ile do wodospadu Detian można dojechać z Nanning, a do Tongling również z Nanning przez Jingxi, o tyle między samym kanionem Tongling a wodospadem Detian nie kursuje transport zbiorowy. Co naszym zdaniem, jest wielką szkodą dla rozwoju turystyki w tym regionie. Połączenie obu atrakcji autobusami lub wspólnymi biletami z pewnością urozmaiciło by zwiedzanie. Jedynym rozwiązaniem będzie przejazd stopem lub taksówką – nas zgarnął ktoś z drogi i za przejazd wziął 100 juanów za dwie osoby, czyli około 55 zł, co stanowi raczej akceptowalną kwotę. A widoki po drodze! Coś niewiarygodnego. Więcej o Kanionie Tongling przeczytacie tutaj -> https://www.wypiszwymalujpodroz.pl/praktyczny-poradnik/kanion-tongling/

Wodospad Detian, Chiny

Wodospad Detian, Chiny

Jeśli macie taką możliwość, koniecznie odwiedźcie wodospad Detian. To zapewne będzie jedna z najpiękniejszych wycieczek w Waszym życiu. Dla tego jednego widoku – warto. 

Wpis powstał we współpracy z pośrednikiem wizowym Aina.pl

Kanion Tongling – atrakcje na południu Chin

Kanion Tongling dosłownie wyrwał nas z butów. Nasz obiektyw nie był w stanie uwiecznić na zdjęciach ogromu tego miejsca. W kanionie spotkaliśmy ledwie kilka osób, bo nie jest to typowe „must see” w Chinach, a jego położenie sprawia, że Tongling nie stanowi oczywistego celu wycieczek zachodnich turystów. Jednak warto nadłożyć drogi, żeby zobaczyć takie cuda! W internecie na próźno szukać polskojęzycznych informacji na temat kanionu, przewodnik też udziela jedynie strzępkowych informacji. Dlatego przygotowaliśmy ten oto wpis – znajdziecie tu informacje praktyczne, piękne zdjęcia i kilka zachęcających opisów. 

Kanion Tongling, Chiny

Kanion Tongling – kilka słów o kanionie

Tongling stanowi jedną z pięciu części Wielkiego Kanionu Jingxi. Liczy sobie kilometr długości, 200 metrów szerokości oraz 300 metrów głębokości. Jest całkowicie zamknięty. U jego końca można podziwiać wodospad o ponad 170 metrach wysokości co oznacza, że jest to najwyższy wodospad w południowo-wschodnich Chinach. Naturalny basen, do którego wpada woda w wodospadu, ma 8 metrów głębokości. Kanion jest wyjątkowym miejscem pod względem przyrodniczym. Można w nim spotkać ponad 2 tysiące gatunków roślin i 800 gatunków zwierząt,  z czego większość podlega ochronie. Las porastający kanion jest dziewiczy, a niektóre rośliny w nim pojawiły się już w erze jurajskiej!

Najwyższym szczytem otaczającym kanion Tongling jest Góra Gulong, która liczy sobie 1034 m.n.p.m. Na terenie kanionu Tongling odnaleziono stare cmentarzysko. Na północnym krańcu kanionu znajduje się jaskinia o wysokości 100 metrów i szerokości 60 metrów, która  jest jedynym przejściem prowadzącym do doliny. Niestety, znalezienie jakichkolwiek innych informacji przyrodniczych o Tongling jest bardzo trudne. Internet milczy, polskie książki i przewodniki również. Nawet anglo i francuskojęzyczne źródła internetowe są bardzo skąpe.

Jak wygląda Kanion Tongling?

Kanion Tonglin spokojnie buduje napięcie przyjezdnych. Najpierw będziecie schodzić w dół wśród bujnej, tropikalnej roślinności, by dotrzeć do niezwykłego wejścia do jaskini. Po drodze miniecie kilka wodospadów i ciekawych formacji skalnych. Te 800 schodów doprowadzi Was do… górnej części jaskini. Musimy przyznać, że czegoś takiego nigdy wcześniej nie widzieliśmy. Pokonując schody można obserwować po prawej stronie rzekę wypływającą z góry. Schody poprowadzą Was do ogromnego otworu w skale, do wyjścia, z którego wypływa również rwąca rzeka. Ten widok jest niesamowity.

Następnie czeka Was niedługa wędrówka wśród zielonej, bujnej roślinności. Gęste pnącza, liany, figowce i palmy wyglądają jak prawdziwa dżungla. Po drodze miniecie kilka mostków i chińskich altan. Niezwykłe wrażenie robią bloki skalne usadowione po obu stronach kanionu. Rzeka tak bardzo wryła się w ziemię i skały, że te skalne ściany wydają się otaczać ścieżkę i rzekę z każdej strony, nawet od góry – co wygląda jak skalne, naturalne zadaszenie. Do tego te ściany mają tak nieprawdopodbnie dziwne i ostre kształty oraz zakończenia, że chciałoby się tylko ich dotknąć i przyjrzeć z bliska. Niestety są one na tyle wysoko, że można tylko wytężać ku nim  wzrok od dołu.

Kanion Tongling, Chiny

Pod koniec wędrówki ujrzycie piekny, wysoki wodospad, którego wody spadają po ścianie wąwozu. Wielki Wodospad Tongling liczy sobie ponad 170 metrów wysokości i na tle granitowych skał obrośniętych zielonym mchem, prezentują się niezwykle ujmująco. W Kanionie Tongling traficie jeszcze do długiego tunelu wiodącego w jaskini wzdłuż rzeki oraz jeszcze kilku mniejszych, kolorowo podświetlonych grot.  Przy wyjściu z jaskini trafiacie do ogromnej, półotwartej groty o fantazyjnych kształtach, a u jej końca możecie podziwiać huczącą rzekę, intensywną zieleń i wysokie ściany Kanionu Tongling. Coś pięknego!

Czy warto odwiedzić Kanion Tongling?

Jeśli tylko macie chociaż trochę czasu i znajdujecie się w południowych Chinach lub północnym Wietnamie, koniecznie pomyślcie o odwiedzinach w Kanionie Tongling! Dla nas było to jedno z napiękniejszych miejsc podczas naszej przeszło miesięcznej wyprawy do Państwa Środka.  Urzekająca jest różnorodność kanionu – tropikalne lasy deszczowe, wodospady, jaskinie, tunele, chińśkie altany, a to wszystko zgromadzone na tak niewielkim terenie. Jeśli pragniecie kontaktu z naturą, to miejsce nada się idealnie na jednodniową wycieczkę. W Kanionie Tongling trudno spotkać jakichkolwiek turystów, a co dopiero turystów zza granicy. Podczas naszej wizyty było tam oprócz nas kilka osób, ale to nic w porównaniu z masowymi wycieczkami, wśród których zwiedzaliśmy inne chińskie atrakcje.

Kanion Tongling, Chiny

Jak dojechać do Kanionu Tongling?

Etap I – Nanning – Jingxi

Dojazd do Kanionu Tongling jest niestety dość czasochłonny i nienajlepiej zorganizowany, jednak nie jest tak, że w ogóle nie da się do niego dojechać. Kanion  leży w południowo-wschodnich Chinach, w prowincji Guangxi, tuż przy granicy z Wietnamem, niedaleko miasta Baise, Huran i Jingxi. Najlepiej dojechać do stolicy prowincji Guanxji – Nanning. Do samego Nanning bez większych problemów dojedziecie z większych miast w Chinach, m.in. z Pekingu, Shenzhen, Szanghaju, Xian, Chengdu czy Guilinu. W Nanning musicie wsiąść w pociąg do Jingxi, które swoją drogą, jest bardzo fajnym, mało znanym chińskim miastem z wieloma atrakcjami w okolicy. Pod dworcem w Jingxi czekać będą taksówki i autobusy miejskie, dowożące przyjezdnych do centrum. Za przejazd miejskim autobusem jak zawsze zapłacicie 2 juany, które wrzuca się do skrzynki przy przednim wejściu do autobusu. Kierowca nie wydaje reszty.

Etap II – Jingxi – Kanion Tongling

W Jingxi, by dojechać do Tongling, musicie udać się na południowy dworzec autobusowy. Najlepiej będzie, jeśli napiszecie sobie na kartce papieru chińską nazwę Kanionu Tongling i pokażecie ją kierowcy tuk tuka. On już będzie wiedział dokąd Was zawieźć. Za przejazd zapłacicie około 10 juanów (ok. 5,5 zł). Ewentualnie możecie się udać na główny dworzec autobusowo-kolejowy, podejść do informacji turystycznej, powiedzieć „Tongling”, a pani odeśle Was i tak do tuk tuka, która zawiezie Was na odpowiednią stację. Gdy już na niej będziecie, w jedynej kasie znowu powtórzcie „Tongling” lub pokażcie zapisaną chińską nazwę kanionu, ewentualnie pokażcie na mapie gdzie chcecie jechać. Pracownik dworca zaprowadzi Was do odpowiedniego autobusu. Ustalenie godzin odjazdów okazało się dla nas niewykonalne. Możemy jedynie napisać, że nasz odjechał o 09:40 rano i prawdopodobnie busy w tamtym kierunku odjeżdżają średnio co godzinę, zapewne do 18 wieczorem.

Kanion Tongling, Chiny

Etap III – Dojście do bramy Kanionu Tongling

Jednak busy nie zatrzymują się w samym Tongling, a jedynie przy zjeździe do miejscowości o nazwie Jantun. Kierowca powinien zatrzymać się dla Was na skrzyżowaniu dróg i wskazać Wam kierunek. Będziecie wiedzieć gdzie iść, bo to jedyna inna droga poza tą, którą pojedzie dalej autobus. Poza tym, obwieszona jest plakatami reklamującymi Kanion Tongling. Z tego miejsca do bram kanionu macie jakieś pół godziny spaceru. Widoki po drodze są bardzo piękne, więc nie powinno Wam się nudzić. Będziecie szli cały czas tą samą jezdnią aż po około połtora kilometra będziecie na miejscu.

Kanion Tongling, Chiny

Wskazówka: Wydaje nam się, że z Baise również się da dojechać bezpośrednio do kanionu, ponieważ droga z kanionu do Baise jest tylko przedłużeniem tej do Jingxi. Jednak nie udało nam się uzyskać konkretnych informacji na ten temat. Juz w Polsce na jendym z podróżniczych Chin ktoś napisał, że „na pewno coś kursuje na tej trasie”. Z lakoniczych informacji na stronie kanionu oraz na Tripadvisorze również można wywnioskować, że jakiś bus z Baise kursuje. Ale skąd dokładnie, o której i za ile – musicie pytać sami na miejscu.

Kanion Tongling – inne informacje praktyczne

Godziny otwarcia – 08:00-17:00

Bilety wstępu – 115 juanów (ok. 63 zł)

Zniżki – przewidziane dla dzieci, studentów, reporterów, seniorów, niepełnosprawnych za okazaniem odpowiednich dokumentów. Zielona polska legitymacja studencka prawdopodobnie nie zostanie uznana. Bilety ze zniżką dla seniorów kosztują 90 juanów, a dla pozostałych 55 juanów.

Bilet powrotny do bramy parku – 20 juanów (około 10 zł), tyle wskazuje strona internetowa. Na miejscu okazało się, że tyle mamy zapłacić za dwie osoby. Dobrze jest być przygotowanym na obie ewentualności.

Niepełnosprawni, rodzice z wózkami dla dzieci – będą mieli ogromy problem w kanionie. Miejsce nie jest przystosowane do zwiedzania na wózku lub z wózkiem dla dzieci ze względu na sporą liczbę schodów i bardzo wąskie przejścia.

Czas zwiedzania – przejście kanionu w dwie strony zajęło nam około godziny, łącznie z długimi przystankami na zdjęcia. Potrzebny czas na dojazd do kanionu, jego zwiedzanie i powrót, to około 3-4 godziny.

Forma zwiedzania – bez przewodnika, pieszo.

Infrastruktura – całkiem nieźle rozwinięta, ale nie na tyle, by kuła po oczach. W kilku miejscach można natrafić w kanionie na stoiska z tanimi pamiątkami i jedzeniem. Od wyjścia z kanionu do jego bram i parkingu kursuje autobus. Warto ze sobą zabrać jakąś bluzę lub kurtkę z kapturem, bo podczas przechodzenia podziemnego tunelu nieźle nas zmoczyło. Przy kasach biletowych znajduje się przechowywalnia bagażu.

Strona internetowa – http://www.gxtldxg.com/

 

Jak wyglądała nasza wizyta w Kanionie Tongling?

Przedstawimy poniżej plan naszej wycieczki na południu Chin, między miastem Nanning, Jingxi, kanionem Tongling, wodospadem Detian i miastem Baise, również bardzo interesującym.

Jechaliśmy z Nanning do Jingxi pociągiem, zostaliśmy na noc w Jingxi. Rano z dworca południowego wyruszyliśmy do Tongling. Wcześniej poinformowany kierowca zatrzymał się dla nas przy zjeździe do Kanionu Tongling. Chwilę później przejeżdżający obok nas Chińczyk zatrzymał się i zachwycony zabrał  po samą bramę kanionu. Po około 2 godzinach opuściliśmy Kanion Tongling i z powrotem ruszyliśmy do miejsca, gdzie zostaliśmy wysadzeni. Trasa nie jest długa, zajęła nam około pół godziny. Po drodze mogliśmy podziwiać niesamowite widoki. Gdy doszliśmy na miejsce dość długo nic nie jechało, a obok stało auto, którego kierowca usilnie próbował nas namówić na transport do Jingxi za 200 juanów (śmiech na sali). Tuż obok znajdowało się coś na wzór informacji turystycznej, gdzie spytaliśmy o autobus do Wodospadów Dietian. Powiedziano nam, że o 13 coś będzie jechać.

Niestety, 13 minęła i nic nie nadjechało. Ale zjawił się inny kierowca, który zabrał naszą dwójkę za 100 juanów do odległych o 40 kilometrów wodospadów Detian, zatrzymując się po drodze w najpiękniejszych miejscach, byśmy mogli zrobić kilka zdjęć. Nie testowaliśmy drogi powrotnej do Jingxi, ale z położonego godzinę drogi od niego Kanionu Tongling raczej nie powinno być problemów ze złapaniem autobusu lub stopa. Chcieliśmy z wodospadów Detian dojechać z powrotem do Jingxi lub jeszcze dalej – do miasta Baise, gdzie mieliśmy zaplanowane zwiedzanie kolejnego dnia. Jednak wszyscy nas zapewniali, że z Detian nic do Jingxi i Baise nie kursuje. Pozostał nam 4 – godzinny powrót atutobusem do Nanning, a następnie przesiadka do pociągu do Baise, które było dla nas bazą wypadową na zwiedzanie rewerwatu Leye – Fengshan.

Czy było ciężko? Może trochę. Ale wizyta w Kanionie Tongling i przy wodospadach Detian wynagrodziła wszelkie trudy podróży. Gorąco polecamy Kanion Tongling!

Wpis powstał we współpracy z pośrednikiem wizowym Aina.pl

A jeśli jesteście ciekawi innych pięknych miejsc w Chinach, zajrzyjcie do naszej listy top atrakcji południowych Chin!

 

Atrakcje w Chinach – czym kusi południe Chin ?