Tarragona – atrakcje. Czy warto tu spędzić wakacje?

Chcielibyście pojechać do Hiszpanii na wakacje i zastanawiacie się, jakie miejsce wybrać na swój pobyt? Mamy dla Was rozwiązanie. Wybierzcie nie popularną Costa Bravę, a wybrzeże Costa Dorada. Dlaczego? Powodów jest tysiące. W Tarragonie, położonej na tym drugim  wybrzeżu, znajdziemy wszystko – wspaniałe plaże, mnóstwo zabytków, starożytne budowle, niezwykłe tradycje i huczne wydarzenia. Każdy będzie dobrze czuł się w tym miejscu pełnym Słońca. Poniżej w kilku punktach wyjaśniamy, dlaczego właśnie Tarragona jest jednym z najlepszych miejsc na spędzenie wakacji w Hiszpanii. Znajdziecie tu 5 powodów, dla których warto tam zaplanować urlop lub wyjazd połączony ze zwiedzaniem. 

Plaża w Tarragonie

 

1. Położenie

Widok na starą część Tarragony

Tarragona położona jest w Katalonii, na południe od Barcelony, co jest ogromnym plusem. Każdy, kto ma na to ochotę, może wsiąść do pociągu, który w 30 minut zawiezie go do stolicy Katalonii, gdzie atrakcji jest od groma. Bilet z Barcelony do Tarragony kosztuje 8 euro, a zakupić go można na stronie http://www.renfe.com/EN/viajeros/index.html

Kolejnym plusem jest fakt, że na lotnisko Barcelona – Girona oraz Barcelona El-Prat, latają z Polski tanie linie lotnicze, między innymi z Wrocławia, Krakowa i Warszawy. Będzie to najtańsza możliwa forma transportu do Hiszpanii. Bilety w promocyjnej cenie można czasem kupić już poniżej 100 zł w jedną stronę.

Tarragona leży na wybrzeżu Costa Dorada, czyli Złotym Wybrzeżu. Plaże w okolicach miasta rzeczywiście sprawiają wrażenie, jakby były złote. Woda jest turkusowa, a plażowiczów niewielu. Większość z nich wybiera bardziej znane Costa Brava. Spacerując wzdłuż wybrzeża, co chwilę można się natknąć na rajskie zatoki odcięte od świata bądź długie plaże, na których tętni życie. Wybrzeże jest urozmaicone, piękne, a pogoda wręcz idealna. We wrześniu temperatura wody wynosi ponad 20 stopni. Na długości 216 kilometrów Costa Dorada odnajdziecie prawdziwy raj. Tak więc położenie Tarragony jest niezwykle dogodne pod każdym względem.

 

2. Plaże 

Było już o nich kilka słów powyżej, jednak trzeba je wyodrębnić jako osobny punkt. Costa Dorada nie jest oczywistym celem pielgrzymek wczasowiczów z całego świata, nie jest tak znana i oblegana jak Costa Brava. A spokojnie możemy stwierdzić, że ten odcinek wybrzeża Katalonii jest równie piękny, jeśli nawet nie piękniejszy od jego sąsiadki z północy. Oczywistym też się wydaje, że im dalej na południe, tym cieplej. Jest to może różnica jedynie około 150 kilometrów, ale zawsze to coś i w okolicach Tarragony pogodę mamy gwarantowaną. Zazwyczaj temperatura jest tu wyższa o około 5 stopni, niż w północno-zachodniej części Katalonii. Płytkie wody przybrzeżne, szerokie plaże z miękkim, złocistym piaskiem, otoczone śródziemnomorskimi lasami, bezchmurne niebo przez większą część roku… Wystarczy spojrzeć na zdjęcia.

 

3. Miasto 

Gwarantuje ciekawe spędzenie czasu. Miasto jest na tyle duże, że zawsze będzie co robić. Ale nie aż tak wielkie, żeby przepychać się na ulicach i nie móc znaleźć miejsca na plaży. Nie jest tu zbyt spokojne i cicho, ale też nie tak tłoczno jak w Barcelonie. Można trafić miejsca ustronne i odosobnione, a dla spragnionych rozrywki, tańca i obecności wielu ludzi, z pewnością też się coś znajdzie. Tarragona ma bardzo dobrze rozwiniętą infrastrukturę turystyczną – nie będziecie mieć problemu ze znalezieniem 5-gwiazdkowego hotelu, studenckiego hostelu, pensjonatu czy campingu. W tym miejscu możemy polecić Tarragona Hostel (43 zł za noc) lub Camping Torre de la Mora (w okolicach Tarragony jest mnóstwo świetnych kampingów, tuż nad samym morzem!) Sklepy, bary, restauracje, kawiarnie? Muzea ? Rejs statkiem? Zakupy? Kino? Wielki port, gdzie spróbujecie pysznych i świeżych owoców morza? Wszystko tu jest, jak na miasto przystało. Z pewnością niczego Wam nie zabraknie.

 

4. Starożytne Tarraco

Katedra w TarragonieStarożytną nazwą Tarragony było Taracco. To osada założona przez Rzymian, która była jednym z elegantszych miast Imperium Rzymskiego. Jakie to ma znaczenie dla nas, chcących spędzić udane wakacje w starożytnym Tarraco? A takie, że w mieście zachował się olbrzymi kompleks archeologiczny pochodzący z czasów rzymskich i wpisany w 2000 roku na Światową Listę Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Do naszych czasów dotrwały m.in. resztki starożytnych murów miejskich , teatru, amfiteatru (dla 15 tysięcy widzów), dwóch forów, cyrku, na którym począwszy od I wieku p.n.e. urządzano wyścigi rydwanów, a także rozległej nekropoli z okresu między III a VI w. n.e.

Z kolei w miejscowym, niesamowitym Muzeum Archeologicznym, podziwiać można m.in. sarkofagi, mozaiki i amfory znalezione w grobowcach. Kilka kilometrów od miasta obejrzymy akwedukt, zwany od wieków Diabelskim Mostem oraz łuk triumfalny. W mieście znajduje się również wspaniała Katedra, która wcześniej była świątynią rzymską, kościołem Wizygotów, meczetem, by ostatecznie uzyskać obecny kształt. W obrębie katedry można zawiedzać piękny dziedziniec. Warto również wejść do Muzeum Katedralnego, które posiada aż 6 tysięcy eksponatów. Tarragona, na wzór stolicy Katalonii, posiada własną „ramblę” – Rambla Nova, na której panuje atmosfera nieustannej imprezy, wieczorami tętni życie i zawsze można spotkać mnóstwo osób spragnionych zabawy. Z jej końca, z punktu widokowego Balcón del Mediterráneo, roztacza się wspaniała panorama wybrzeża Morza Śródziemnego. Ale to nie wszystkie atrakcje miasta. Muzeum Morskie, Ratusz z dziełami Salvadora Dali, przepiękna starówka, secesyjne budynki – można byłoby wymieniać jeszcze długo. Dla osób, które nie lubią spędzać całego urlopu na plaży, a wolą zerknąć na jakieś interesujące zabytki znajdujące się w okolicy, Tarragona będzie idealnym miejscem wypadowym. Można tu połączyć w najlepszy sposób wypoczynek ze zwiedzaniem.

 

5. Miasto tradycji

Wieża z ludzi

W Tarragonie tradycja jest nadal żywa i wciąż możecie jej doświadczyć na własnej skórze. Słyszeliście kiedyś o wieżach z ludzi? Katalończycy zwykli mawiać, że Hiszpanie mają corridę, a Katalonia Castellers, czyli ludzkie wieże. Na czym to polega? Ludzie tworzą krąg, a na ich barski wspinają się kolejne osoby, tak powstają już dwa kręgi. Na drugi krąg wchodzą kolejne osoby, tworząc kolejne zamknięte koło i tak co raz wyżej i wyżej. Najwyższe wieże mają po 9, 10 kręgów. W tworzeniu wież biorą udział wszyscy – dzieci, miejscowi politycy, bezrobotni, mundurowi, rybacy, nauczyciele, prezesi firm, osoby pracujące w korporacjach, sklepikarze, lekarze, studenci… dosłownie wszyscy. I nie chodzi tu o akrobatykę. Tu liczy się równość, to że każdy może zapisać się do odpowiedniej grupy, przychodzić na treningi, na których nikt nie jest lepszy od innych, a wszyscy są traktowani tak samo. Ma to być wyrazem równości w społeczeństwie. Chodzi o zaufanie, które w ten sposób budują między sobą mieszkańcy, chodzi o wspólne próby i spędzanie ze sobą czasu i o podtrzymanie ponad dwustuletniej tradycji. Robi to tak niesamowite wrażenie, że nawet dla samego tego widoku warto odwiedzić Tarragonę chociaż raz w życiu. Co roku organizowane są pokazy, zawody i oficjalne mistrzostwa.

Uwielbiacie karnawały?

Nie musicie na nie czekać cały rok, aż do srogiej zimy. Co powiecie na to, że możecie wziąć udział w karnawale już we wrześniu? Pewnie popukacie się w czoło i ominiecie tą część tekstu. A jednak, to właśnie mieszkańcy tego zakątka świata, w połowie września organizują karnawał rodem z Rio! Patronką miasta jest święta Tekla i to właśnie na jej cześć odbywa się tarragoński karnawał. Przebywając w Tarragonie, rzeczywiście możecie się poczuć jak w Rio. Kolorowe, fantastyczne stroje, parady, przedstawienia, koncerty, ludzie tańczący na ulicach miasta, wspólne biesiady – wszystko to spotkacie na ulicach Tarragony w połowie września. A jak to Hiszpanie, świętować potrafią hucznie, więc możecie spodziewać się zabawy do samego rana.

Kiedy najlepiej jechać do Tarragony?

Zdecydowanie we wrześniu. Nie ma typowych wakacyjnych tłumów, za to pogoda jest wciąż cudowna, woda ciepła, a ceny niższe. Plaże wówczas świecą pustkami. Podczas gdy my siedzimy wieczorem przez trzy godziny w cieplutkiej wodzie, Hiszpanie pukają się w czoło twierdząc, że temperatura jest zbyt niska na kąpiele. Dodatkowo, to właśnie we wrześniu odbywa się tutaj karnawał, podczas którego zobaczycie, jak się tworzy wieża z ludzi.

Czy Was przekonaliśmy?

Chyba najlepiej będzie, jeśli tam pojedziecie i po prostu przekonacie się sami! Jedno z nas miało to szczęście, że kiedyś spędziło w Tarragonie dużo czasu i może z całego serca polecić to miejsce. Jest ono idealne na wakacje, podczas których można połączyć czas spędzony w promieniach słońca na plaży, z popołudniowym zwiedzaniem niesamowitych pomników starożytnej historii i wieczorną zabawą w iście hiszpańskim stylu.

Kontrola na lotniskach w Izraelu – fakty i mity. Jak ją przejść krok po kroku?

Kontrola na lotniskach w Izraelu – czy rzeczywiście taka straszna, jak ją malują? W internecie krąży wiele historii na ten temat. Osoby, które pierwszy raz wybierają się do Izraela, obawiają się tego etapu podróży. My rozprawimy się tu z niektórymi mitami i opowiemy, jak z tą kontrolą naprawdę jest. Nie znajdziecie tu zapewnień, że jest prosto i przyjemnie, ale też nie będziemy straszyć, że kontrola jest nie do przejścia. Bo jest. Może nieprzyjemna i nudna, ale to nadal tylko kontrola, której nie musimy się obawiać (o ile nie mamy nic na sumieniu). Doradzimy, jak ją przejść krok po kroku. 

Dużo opinii na ten temat pojawiajacych sie w internecie jest bardzo skrajnych i bardzo sprzecznych. Naszym zdaniem, na takie opinie należy patrzeć z przymrużeniem oka. Prawda jest taka, że nigdy nie wiadomo, na jakiego celnika traficie – a wiele właśnie zależy od niego. Może przepuścić Was z uśmiechem po 30 sekundach rozmowy, a może Was przemaglować i zadawac dużo pytań. Jeżeli ktoś pisze lub opowiada, że kontrole na lotnisku wcale nie są ciężkie, trwają krótko i są bezproblemowe to nie znaczy, że nasza kontrola też taka będzie. Jest to spora generalizacja i niepotrzebne wprowadzanie ludzi w błąd. To, że komuś kontrola się „udała” i poszła dość sprawnie nie oznacza od razu, że każda kontrola tak wygląda. Działa to też w drugą stronę. Jeśli ktoś miał pecha i przeszedł bardzo drobiazgową kontrolę i spędził na lotnisku wiele godzin nie oznacza od razu, że nam również to się przydarzy.

Na lotniskach w Izraelu nie ma reguły. Wiele zależy na okoliczności. Jak możemy się przed tym zabepieczyć? Pomoże nam w tym świadomość. Przed wyjazdem dobrze jest posiąść pewną wiedzę o tym, jak będzie wyglądałą kontrola, jakie pytania zostaną nam zadane, co należy, a czego nie należy mówić, jakie przysługują nam prawa i  jakie możliwe scenariusze mogą nam się przytrafić. Uzbrojeni w taką wiedzę zyskamy spokój i komfort psychiczny, a świadomość, że jesteśmy przygotowani na różne warianty ułatwi nam podróżowanie.  W kolejnych punktach wyjaśniamy pewne kwestie związane z podróżówaniem do Izraela.

Zaznaczamy, że poniższe rady nie są poleceniami, nie nakłaniają do krytykowania kogolwiek, nie podejmują próby moralnej oceny takiej kontroli. Jest to jedynie zbiór wieloletnich doświadczeń i wskazówek, które pomogły nam przechodzić kontrole dość sprawnie. To tylko rady i nikt nie musi się do nich stosować.

1.  Kontrola na lotniskach w Izraelu jest na pewno bardziej skrupulatna, niż na lotniskach w Polsce czy innych krajach europejskich. Powinniśmy pamiętać, że jeszcze w latach ’80 i ’90, to izraelskie samoloty były najczęściej porywane.  Izrael ma napięte stosunki z wieloma krajami. Dlatego też taka kontrola może wynikać właśnie ze względów bezpieczeństwa.

2. Do Izraela obywatele Polski mogą wjeżdżać z paszportem ważnym przez co najmniej sześć miesięcy, na okres nie dłuższy niż 90 dni – przez tyle czasu możemy podróżować po Izraelu bez formalnej wizy.

3. Po wyjściu z samolotu, a jeszcze przed opuszczeniem lotniska, nastąpi kontrola polegająca na rozmowie z celnikiem i sprawdzeniu paszportu.

4.  Kontrole są bardziej skrupulatne przy wylocie z Izraela, niż przy wlocie do kraju.

5. Nie ma reguły odnośnie faktu, przez ile czasu będzie przebiegać nasza kontrola po przylocie do kraju. Rozmowa może polegać jedynie na okazaniu paszportu, jednak mogą zostać również zadane pytania: po co przyjechaliśmy do Izraela, gdzie będziemy nocować, czy kogoś znamy z Izraelu, co mamy w planach, skąd jesteśmy. Są to zazwyczaj pytania ogólne na temat celu naszej podróży.

6.  Warto mieć przy sobie zapisany adres miejsca, w którym spędzimy pierwszą noc lub wydrukowane potwierdzenie rezerwacji w hotelu. Nie jest to jednak wymóg obowiązkowy.

7. Celnicy siedzą zazwyczaj w dwóch rodzajach budek – niektóre są przeznaczone tylko dla obywatelu Izraela (zdecydowana większość), reszta z nich (zazwyczaj dwie, trzy, przy których ustawiają się najdłuższe kolejki), przeznaczone są dla obywateli innych krajów, w tym dla Polaków. Na budkach wyświetlają się napisy, dlatego nie będzie problemu z rozróżnieniem, do której powinno się ustawić.

8. Podczas przylotu otrzymujemy darmową wizę, w formie małego druczku (niebiska karteczka), zamiast pieczątki w paszporcie. Wydruk tez jest bardzo ważny – w razie ewentualnej rutynowej kontroli w Izraelu (np. przy przekraczaniu granicy między Autonomią a Izraelem), wizy będą sprawdzane, a jej brak przy wylocie z kraju może skutkować poważnymi utrudnieniami. Dlatego bezwzględnie należy wizy pilnować. Jeśli jednak po przylocie zauważycie, że celnik będzie chciał wbić pieczątkę do paszportu, można go uprzejmie poprosić o wydrukowaną wizę. W przyszłości ułatwi to Wam podróżowanie po krajach arabskich.

9. Podczas kontroli paszportu, na nasz dokument zostanie przyklejona żółta naklejka z kodem kreskowym i ciągiem liczb. Pierwsza z tych liczb  oznacza stopień zagrożenia, jaki zdaniem celnika, stwarzamy dla bezpieczeństwa państwa Izrael. Skala przyznawanych punktów sięga 6 i im wyższy numer zostanie przyklejony na nasz paszport, tym większe prawdopodobieństwo, że przy kolejnych kontrolach zostaniemy skrupularniej sprawdzeni. Nie jest też powiedziane, że otrzymując wysoki numer, będziecie dłużej przepytywani. Działa to w drugą stronę. Niski numer nie oznacza, że zostaniecie szybko z lotniska wypuszczeni. Wszystko zalezy od tego, na jakiego celnika traficie.

10. Nie jest prawdą, że mając w paszporcie pieczątki wbite w krajach arabskich (Maroko, Egipt, Iran, ZEA), możemy zostać nie wpuszczeni do Izraela lub mieć z tym poważne trudności. Uciążliwością w takim przypadku, może być zwiększona ilość pytań  (czasem uszczypliwych) zadawanych przez celnika – dlaczego podróżowaliśmy do tych krajów, z kim, czy kogoś tam znamy. W skrajnych przypadkach, możemy zostać zabrani na przesłuchanie do osobnego pomieszczenia. Przesłuchanie może potrwać nawet kilka godzin. Wówczas będą wypytywali o naszą rodzinę, pracę, stan cywilny, czy znamy kogoś w tych krajach arabskich, które odwiedziliśmy (odpowiadać, że nie), dlaczego tam podróżowaliśmy (turystycznie).

W jaki sposób można się jeszcze zabezpieczyć ? Podczas takiego przesłuchania mogą zostać sprawdzone nasze telefony, konta bankowe i konta na Facebooku, maile, instagramy itp. Nie jest to wyjątkowa procedura. W wielu innych krajach, na przykład w Tajlandii, mogą od nas wymagać potwierdzenia, że mamy do dyspozycji wystarczająco dużo środków pieniężnych. Dlatego przed wyjazdem zdecydowanie zalecamy usunięcie z telefonu numerów telefonicznych, zdjęć z krajów arabskich. Najlepiej też usunąć rozmowy z przyjaciółmi z krajów arbaskich. Po prostu wyczyścić swoją historią tak, by celnicy nie mieli żadnego punktu zaczepienia. Oczywiście, nie da się wymazać historii podróży całkowicie, w końcu macie w paszporcie pieczątkę. Jednak niewarto dawać celnikom kolejnych drażliwych tematów do rozmowy.

Podczas takich przesłuchań należy odpowiadać krótko i na temat, mówić prawdę. Jeśli nie macie nic wspólnego z terrorystami – nic Wam nie grozi. Jesteście niewinni i nie możecie za nic ponieść odpowiedzialności. Może spróbujcie myśleć w ten sposób, że właśnie te kontrole sprawiają, że Izrael jest państwem bezpiecznym dla turystów. Mimo długich przesłuchań, nie ma takiego przepisu, który zabraniałby turystom, ktorzy wcześniej spędzali wakacje np. W Egipcie, wjazdu do Izraela.  Nie jest też powiedziane, że to się przydarzy każdej osobie, która była w Maroku czy Turcji. Zdarza to się rzadko, ale jednak zdarza. Mając pięczątki z Iranu czy ze ZEA, może w ogóle nie będziecie przepytywani, może rozmowa będzie trwałą 15 minut, a może 3 godziny. Po raz kolejny – wszystko zależy od tego, na jakiego celnika traficie.

A jeśli widzicie, że przesłuchanie się ” nie klei”, zawsze możecie udawać „głupich”. (W naszym przypadku pomogło. Celnik mówił tak niewyraźnie, że po dziesiątym razie, gdy zapytaliśmy czy może powtórzyć, machnął na nas ręką i kazał iść dalej). Jakby źle nie było – jeśli jesteście niewinni, nie ma się czego bać. To tylko rozmowa i prędzej czy później muszą Was z lotniska wypuścić.

11. Czego nie powinno mówić się lub robić podczas kontroli? Zdecydowanie zalecamy, aby nie wspominać, że w planach jest odwiedzenie Betlejem lub innego miejsca w Autonomii. W razie pytania o nasze plany, zalecamy mówić jedynie, że wybieramy się do Jerozolimy. Jeśli padnie pytanie o to, w jakim celu – lepiej mówić, że w celach turystycznych. Jeśli chcecie uniknąć długiej kontroli,  odradzamy odpowiadanie, że jedziemy na pielgrzymkę czy modlić się. Jeśli nosimy jakieś symbole religijne, np. Krzyżyk na szyi lub arafatkę, która jest tradycyjnym muzułmańskim nakryciem głowy, a chcemy, by kontrola przebigła szybko, bezstresowo i w spokojnej atmosferze, na czas kontroli zalecamy schowanie takich rzeczy. Kontrola może być szczególnie uciążliwa dla osób duchownych – księży, zakonników, zakonnic, może warto rozważyć, czy może na czas podróży zmianić habit na zwyczajny strój. Wszystko oczywiście zależy od naszych osobistych przekonań. Nikogo w tym miejscu nie nakłaniamy do ukrywania swoich przekonań i wiary. Jest to jedynenie wskazanie sposobu przyśpieszenia kotroli dla osób, które faktycznie tego chcą.

12.  Gdy stoicie w kolejce do kontroli, możliwe jest, że podejdą do Was ubrani po cywilnemu celnicy – tajniacy, którzy będą wypytywać o cel przyjazdu do Izraela.

13.  O wiele więcej czasu zajmuje odprawa podczas wylotu z Izraela – na lotnisku lepiej być odpowiednio wcześniej. Nawet jeżeli z naszych doświadczeń wynika, że na odprawienie się starczy mniej czasu, nigdy nie przewidzimy wypadków losowych oraz tego, na jakiego celnika trafimy. Dlatego zalecamy przybyć na lotnisko co najmniej 2 – 3 godzin przed planowanym odlotem.

14. Na lotnisku w Tel Awiwie jest zamontowanych wiele automatów, w których możemy wydrukować bilet. Według przepisów nie jest możliwa odprawa z biletem w formie elektronicznej, chociaż doświadczenie pokazuje, że celnicy czasem przepuszczają osoby również posługujące się biletem zapisanym na telefonie. Na wszelki wypadek jednak zalecamy posiadanie wydrukowanych biletów. Jeżeli na lotnisku nie ma możliwości wydrukowania biletu, zawsze można poprosić o wydrukowanie w jednym ze sklepów lub barów, a także w hotelu (W Jerozolimie np. Hostel Abraham)

15. Przy sprawdzaniu biletów, będą zadawane nam pytania typu: (w nawiasach sugerowane odpowiedzi)
– z kim podróżowałeś po Izraelu? (z rodziną, przyjaciółmi, samemu – jeśli podróżujecie sami, celnik może się zdziwić i zadać to pytanie kilka razy)
– Czy znasz osoby, z którymi podróżujesz (tak) i kim dla siebie jesteście ?
– Gdzie podróżowałeś po Izraelu? (Jerozolima i Morze Martwe, nie Betlejem i Autonomia)
– Czy zawsze miałeś swój bagaż przy sobie? (zawsze)
– Czy ktoś był przy tym, jak pakowałeś swój bagaż? (nie)
– Gdzie mieszkałeś ? (w Jerozolimie, ewentualnie podać adres)
– Czy masz przy sobie broń, bombę? (nie. Przynajmniej mamy taką nadzieję 😉 )
– Czy wywozisz ze sobą jakieś prezenty ? (nie)
– Czy ktoś dawał ci do przekazania jakieś prezenty ? (nie)
– Jakiego jesteś wyznania? (tu już odpowiedź zależy od nas samych, musimy jednak pamiętać, że odpowiadając np. „jestem chrześcijaniem”, możemy narazić się na nieprzyjemności i przedłużoną kontrolę)
– Jeśli macie w paszportach pieczątki z krajów arabskich , mogą się pojawic takie same pytania o nie, jak podczas przylotu do Izraela (patrz punkt 10).
– w Izraelu bardzo przydatna okazuje się umiejętność mówienia po rosyjsku. Jeśli nie znacie angielskiego, a umiecie posługiwać się rosyjskim, nie wahajcie się podczas rozmowy przejść na ten język

16. Jeżeli nie umiecie posługiwać się językiem angielskim lub rosyjskim, na lotniskach często dostępne są wydrukowane listy pytań w wielu językach, równiez po polsku. Jeśli nie rozumiemy celnika lub wiemy już przed wyjazdem, że nie zrozumiemy – warto przygotować sobie wydrukowaną na kartce prośbę po angielsku o listę pytań, ponieważ nie rozumiecie tego języka.
Można również zapytać celnika, czy posługuje się jakimś innym językiem, który znacie Wy – np. francuskim, hiszpańskim czy niemieckim. Całkiem możliwe, że na takiego funkcjonariusza traficie.

17. Po kontroli paszportowej, przechodzi się do kontroli dużego bagażu, który zostanie zważony i nadany do luku bagażowego.

18. Następnym etapem jest kontrola bagażu podręcznego. Należy pamiętać, że jeżeli coś w Waszym zachowaniu nie spodoba się celnikom, mogą oni Was cofnąć do początku i rozpocząć kontrolę od nowa.

19.  Jeśli zakupiliście w Izraelu pamiątki – dewocjonalia lub przedmioty związane z Palestyną, nie polecamy wkładania ich do bagażu podręcznego. Izraelscy celnicy widząc w torbach różańce, krzyże itp., zazwyczaj stają się bardzo opryskliwi, a rutynowa kontrola, która powinna trwać kilka minut, może przedłużyć się nawet do godziny (choć tak jak i w poprzednich opisanych sytuacjach – nie jest to regułą).  W takiej sytuacji wszystkie Wasze rzeczy zostaną wyciągnięte z bagażu i skrupulatnie sprawdzone, a Wy zostaniecie sprawdzeni na obecnośc materiałów wybuchowych na Waszych dłoniach i ubraniach.

…i to już wszystko.

 

Podsumowanie

Kontrola na lotniskach w Izraelu może się okazać dość męcząca. Jednak nie ma na to reguły. Może się zdarzyć, że bezproblemowo przejdziecie odprawę w ciągu kilku minut, a może być tak, że potrwa ona nawet kilka godzin. Dlatego na lotnisku przed odlotem zalecamy być odpowiednio wcześniej. Nie jest to jednak kontrola, której nie da się przejść. Jeżeli będzie się pamiętać o powyższych zaleceniach i odpowiednio odpowiadać na zadane pytania, przy kontroli nie powinno być problemu. Zdarzają się skrajne przypadki, gdy dokonuje się  kontroli osobistej, jednak raczej w sytuacjach, gdy przy kontroli jednej osoby skumuluje się kilka przesłanek uzasadniających obawy celników (np. wiele pieczątek z krajów arabskich, podróżowanie w pojedynkę lub z nieznanymi osobami, krótki czas pobytu, rozmowa o podróży do Autonomii).

Wiele osób decyduje się na wyrobienie przed wyjazdem do Izraela nowego paszportu, jeśli w starym mieli wiele pieczątek z „niepożądancyh” krajów. Pamiętajmy jednak o tym, że czysty paszport, wyrobiony tuż przed wylotem, również może zaciekawić celnika. Jeśli decydujemy się na taki krok, to lepiej zaplanować wymianę paszportu odpowiednio wcześniej.

Kontrola jest czasochłonna, ale jeżeli zachowamy spokój i zdrowy rozsądek, obędzie się bez zbędnych utrudnień. Nie powinna również stanowić bariery, która zniechęci Was do podróży do Izraela. Jest to po prostu jakaś niedogodność, którą trzeba cierpliwie przetrwać i przejść, by później móc cieszyć się goracym słońcem tego kraju. 


Sprostowanie

Po udostępnieniu tego artykuły i burzy, jaką wywołał w kilku miejscach na portalach społecznościowych, musimy chyba dokonać sprostowania. Nie było naszym celem generalizowanie, branie stron, popadanie w skrajności. Artykuł miał pokazać, że sytuacji może być wiele. Na sto osób, które przejdą kontrolę w 5 minut, może się trafić jedna osoba, którą będą przepytywać godzinę. A może nie – bo nie ma reguły. Jednemu z czytelników przytafiła się drobiazgowa kontrola, drugiemu – uśmiechnięty celnik, który przepuścił go po minucie rozmowy. Wiemy, że obie sytuacje zdarzają się codziennie na izraelskich lotniskach setkom osób i każda opisana sytuacja jest prawdziwa. Bądźmy jednak świadomi i wyrozumiali – nie mamy monopolu na wszystkie możliwe życiowe doświadczenia. To, że coś się nam przytrafiło bądź nie, nie oznacza, że komuś innemu musi lub nie może się przydarzyć. W końcu ile ludzi, tyle przypadków.

To jest nadal tylko kontrola, której nie musimy się bać. Tekst przedstawia skrajne przypadki i rady, jak można się wtedy zachować. Niektórzy obawiają się wyjazdu właśnie ze względu na kontrolę. Nie jest może ona przyjemna, na pewno jest nudna i pewnie każdemu szkoda czasu, który można byłoby poświęcić na zwiedzanie. Starajmy się jednak myśleć, że tak szczegółowe kontrole prowadzone są właśnie w celu zapewnienia nam wszystkim, przebywającym w Izraelu, bezpieczeństwa. Nie bójmy się jechać do Izraela i nie rezygnujmy z wyjazdu z takiego powodu. A jeśli ktoś uważa, że tak szczegółowe sprawdzanie uwłacza jego godności, powinien wybrać inny kierunek i oszczędzić sobie stresu związanego z sytuacją na lotnisku.

Pamiętajmy również, że nie ma tu żadnej próby moralnej oceny takiej kontroli, bo ani to miejsce na to, ani my nie czujemy się powołani ku temu, by stawiać takie oceny.

Życzymy Wam spokojnej podróży!

 

 

Leukerbad- szwajcarskie termy Burgerbad

Szwajcarię zimą można zwiedzać na różne sposoby – i niekoniecznie na nartach. Dla tych, którzy wolą mniej ekstremalne sporty, a także dla wszystkich, którzy lubią taplać się w ciepłej wodzie, opisujemy fantastyczne miejsce – szwajcarskie źródła termalne Burgerbad, położone w Leukerbadzie, w Alpach Berneńskich. 

Leukerbad termy

 Wyobraźcie sobie – kąpiecie się w gorącej wodzie, odprężeni, z drinkiem w ręce, a na około Was wznoszą się ośnieżone alpejskie szczyty. Niesamowite przeżycie! Macie okazje wygrzać się z ciepłej i mającej właściwości lecznicze wodzie i to z takim zapierającym dech w piersiach widokiem! A jak będziecie mieli szczęście, uda Wam się dojrzeć na górskich szczytach stado kozic. W oszałamiającej górskiej scenerii można skorzystać również ze strefy SPA, wypocząć w nowoczesnym hotelu czy udać się na wędrówki po Alpach.

Leukerbad termy
Burgerbad nie jest jakimś podrzędnym kompleksem, to największe termy w całych Alpach! Składa się na nie aż 10 basenów o temperaturze wody od 28 do 43 stopni Celsjusza. Mimo, że obecnie jest to miejsce bardzo nowoczesne i wydawać by się mogło, względnie nowe – jednak posiada ono długą historię. Pierwsze baseny powstały tu już w czasach rzymskich. Z leczniczych kąpieli korzystał Johann Wolfgang Goethe, Mark Twain, Włodzimierz Lenin , Thomas Cook czy Pablo Picasso.

Baseny z wodą leczniczą, baseny sportowe, długie zjeżdżalnie i domki do zabawy dla dzieci, strefa wellness, solarium, sauny, studio fitness oraz masaże – każdy tu znajdzie coś dla siebie. Oficjalna strona basenów w Laukerbadzie mówi, że woda ma następujące działania lecznice: wzmacnia i rozluźnia mięśnie, działa na schorzenia stawów, na choroby neurologiczne i dolegliwości reumatyczne. Nam przypadła do gustu sala ciszy, w której można było się zrelaksować, leżąc na leżakach i podziwiać ośnieżone skały pobliskich szczytów. Termy warto odwiedzić w tygodniu lub wcześnie rano, ponieważ wieczorami i w weekendy są dość oblegane. W rejonie, w którym się znajdują, czyli kanton Vallis (południowa Szwajcaria, przy granicy z Włochami i Francją), funkcjonuje kilka podobnych miejsc, jednak Burgerbad, ze względu na wspaniałe widoki, jest najbardziej popularnym.

Leukerbad termy
Sama miejscowość jest świetną bazą wypadową po okolicy, gdzie można aktywnie spędzać czas na łonie natury. W Leukerbadzie znjdujesię zabytkowy kościół i galeria, a w bliskiej okolicy pole golfowe, kolejka linowa, liczne szlaki górskie piesze i rowerowe, korty tenisowe. Tutaj ma swój początek trasa narciarska licząca sobie 60 kilometrów, a także osiem różnych wyciągów. Niedaleko stąd do Lozanny czy Brna.
Pare dni w okolicy to świetny sposób na spędzenie czasu wśród oszałamiających alpejskich szczytów.

 

INFORMACJE PRAKTYCZNE

Bilety wstępu:

3 godziny – dorośli 26 franków, młodzież 19 franków, dzieci 14 franków;

1 dzień – dorośli 30 franków, młodzież 24 franki, dzieci 16 franków;

6 dni – dorśli 154 franki, młodzież 123 franki, dzieci 81 franków;

14dni – dorośli 320 franków, młodzież 260 franków, dzieci 175 franków;

5- krotne wejście – dorośli 130 franków, młodzież 103 franki, dzieci 70 franków;

10-krotne wejście – dorośli 240 franków, młodzież 192 franki, dzieci 130 franków.

Dzieci poniżej 8 życia – wejście darmowe

Istnieje możliwość zakupienia karnetów zniżkowych dla całej rodziny

 

Strona internetowa

www.leukerbad-therme.ch/en/

Bilety można kupować także na stronie internetowej

 

Adres

Rathausstrasse 32
CH-3954 Leukerbad

 

Godziny Otwarcia

Termy codziennie od 08:00 do 20:00

Strefa wellnes codziennie od 10:00 do 19:30

 

 

 

Maroko – niespełniony afrykański sen ?

Maroko naprawdę jest bajkowe? Czy to dla nas niespełniony afrykański sen?

W Marrakeszu kupiliśmy olej arganowy. Tam go próbowaliśmy w każdej postaci – jako olej, jako pastę, jako mydło czy dopiero co zebrany z drzewa owoc. Widzieliśmy go na co drugim straganie. Czuliśmy niemal wszędzie. Jego zapach towarzyszył nam przez całą podróż. Płynne złoto Maroka to coś, co od razu przypomina nam o tym wyjeździe. A w domu? W domu olej zwyczajnie nam śmierdzi.

Zapachy

Zapach, który nam się podobał w Maroku i w ogóle nie był dla nas uciążliwy, w domu jest nie do wytrzymania. Po otwarciu jednej z zakupionych buteleczek oleju, gdy intensywna woń dotrze do naszych nozdrzy, od razu staje nam przed oczami cały ten marokański kram. I zaraz szybko zakręcamy buteleczkę, by schować ją głęboko w czeluściach szafy.

Essaouira / Ludzie w Maroku

Dźwięki

Przemierzyliśmy małym busem w Maroku setki kilometrów, a czas podczas drogi umilały nam arabskie przeboje disco, słuchane przez kierowców. Gorsze czy  lepsze – tam były znośne. Po powrocie do Polski, z ciekawości i sentymentu, chcieliśmy posłuchać tych hitów. To było niewykonalne, gdyż uszy nam po prostu zwiędły.

Smaki

Zamówiliśmy obiad w jednej z przydrożnych knajpek przy drodze do Merzougi. Po chwili słyszymy, że nie ma tego, co chcemy. Proponują nam keftę (mięso jagnięce lub wołowe z czosnkiem, kolendrą, zwinięte w kulki, gotowane w sosie z pomidorów i cebuli, podawane z jajkiem ścinającym się na wierzchu), na co chętnie przystajemy.  Czekamy (dość długo), po czym na nasz stół wjeżdża danie przygotowanie w tadżinie. Są jakieś pomidory, są jakieś jajka – próbujemy. Po chwili dochodzimy do wniosku, że nie jest to kefta. Jeszcze nie do końca jesteśmy rozeznani  w nazwach lokalnych przysmaków, które w większości podawane w glinianym naczyniu, tadżinie. Po prostu nam się ze sobą mylą.

Zjedliśmy już część, więc by nie robić zamieszania, danie bez słowa skończyliśmy.  Po prostu było nam głupio, że chcemy oddać naruszony już posiłek. Że na ulicach biegają bose dzieci, a my wybrzydzamy. Dopiero gdy berberyjski kelner zaczął zbierać naczynia ze stołu, uprzejmie zapytaliśmy czy coś się stało, że nie dostaliśmy naszego zamówienia, tylko co innego. Kelner odpowiedział: „Nie rozumiem o co wam chodzi. Byliście głodni, my zrobiliśmy dla was posiłek, jesteście najedzeni i uśmiechnięci. Czego chcieć więcej? Dlaczego robicie problem?”.

Szok

Bam. Tu nastąpiło zderzenie. Zderzenie kultury europejskiej z arabską. Zderzenie wymagań europejskiego turysty – przyzwyczajonego do zazwyczaj łatwego podróżowania po Starym Kontynencie –  z minimalizem, prostotą i pogodnością.  I wtedy zaczęły pojawiać się w naszych głowach takie myśli: „No właśnie, czuliśmy głód, oni nas nakarmili. Jesteśmy najedzeni i szczęśliwi, nie mamyy pustych żołądków. Przecież o to tylko chodzi. Dlaczego szukamy dziury w całym?”

Essaouira / Ludzie w Maroku

W Europie raczej byłoby to nie do pomyślenia. U nas kelner wróciłby do stolika, oznajmił wszem i wobec, że nie można przyrządzić zamówionego dania i zaproponowałby co innego. Mielibyśmy wybór, czy chcemy zamówić coś innego, czy po prostu zmienić lokal.

Tutaj zostaliśmy postawieni przed faktem dokonanym. Marcinowi nie spodobał się sposób, w jakim mężczyzna się do nas odnosił i powiedział mu spokojnie, że owszem, jesteśmy najedzeni, ale nie rozumiemy sytuacji. Zamawiamy danie X, mówią, że go nie ma, proponują danie Y, po czym na stół wjeżdża danie Z. My je potulnie zjedliśmy, żeby właśnie nie stwarzać tych problemów, ale kelner niestety na nas naskoczył. Że jesteśmy kłopotliwymi gośćmi, że zabrakło im prądu (przed wejściem widzieliśmy panele słoneczne), jeśli nie chcemy, to nie musimy płacić i możemy się wynosić. Że mógł nam zrobić pizzę i się nami nie przejmować.

Trochę straciliśmy rozeznanie. Czy rzeczywiście jesteśmy problematycznymi gośćmi, roszczeniowymi turystami z Europy, którzy zamiast się cieszyć piękną pogoda i pełnym brzuchem, tylko narzekają i szukają dziury w całym? Którzy w kraju, gdzie widać biedę na ulicach, wybrzydzają, bo nie dostali tego, na co mieli ochotę? Nie potrafią wyluzować, poczuć ducha pustyni, trochę wolności i radości z tego, co się ma?

Marrakesz / Ludzie w Maroku

A może właśnie tak powinno być, że skoro mamy za to zapłacić, skoro jesteśmy klientami – nieważne, w jakim zakątku globu się znajdujemy. Czy to w Polsce, czy w Maroku, powinny obowiązywać te same, albo chociaż podobne standardy – płacimy za to, co zamówiliśmy. Chcemy wiedzieć, jaki dostaniemy towar czy posiłek. Zwykłe naciągactwo czy pogodna natura kelnera?

Może berberyjski strój kelnera był tylko wabikiem dla spragnionych nowości turystów, jego zachowanie zasłoną dymną i próbą wzbudzenia w nas wyrzutów sumienia, przygotowanie innego zamówienia – zwyczajnym naciąganiem przyjezdnych, byleby zarobić coś za wszelką cenę?

A może zachowaliśmy się nieodpowiednio. Trzeba było od razu powiedzieć, że nie jest to danie, które zamówiliśmy. Wstać i wyjść, nie jeść. Lub zjeść i siedzieć cicho. A my nieświadomi rozpoczęliśmy posiłek, w trakcie zorientowaliśmy się, że nie jest to nasze zamówienie, a po zjedzeniu  – może trochę bez zastanowienia – zwróciliśmy uwagę. Chcieliśmy zapłacić. I zapłaciliśmy. Ale pozostał olbrzymi niesmak.

bazar w Marrakeszu

Prawda czy mit?

Bo w Maroku tak to już właśnie jest. Człowiek traci rozeznanie. Nie wie, co jest prawdą, a kłamstwem. Co bajką, a rzeczywistością. Co fikcją, a codziennością. Pewne rzeczy, które byłyby nie do pomyślenia u nas, w Polsce czy Europie, w Maroku jakoś na nie się godzimy i patrzymy na nie z przymrużeniem oka.

Gdzie te nieprzebyte pustynie, gdzie te równe kopczyki orientalnych przypraw na straganach, gdzie te rzemieślnicze wyroby, gdzie ta smakowita marokańska kuchnia, gdzie ta gościnność, prawdziwe berberyjskie wioski, przyjaźni mieszkańcy, uczucie wolności, życiodajne oazy, kupieckie karawany? Gdzie to wszystko, o czym tyle słyszeliśmy i tak bardzo pragnęliśmy ujrzeć na własne oczy?

To wszystko gdzieś w Maroku ginie. Podróżując po tym kraju, ma się świadomość, że to wszystko gdzieś jest, ale szczelnie ukryte przed okiem wścibskiego turysty. Berberowie są nieraz tylko „z przebrania”. Pustynia, po której podróżuje się na wielbłądzie, na około jest przeorana śladami kół quadów i aut do tego stopnia, że traci się poczucie, iż naprawdę jesteśmy w odległym i tajemniczym miejscu. Berberyjskie wioski na pustyni nie są wcale pięknymi namiotami, postawionymi pośrodku niczego. Czerwone kazby chylą się ku upadkowi. Hotelowe riady nie wyglądają tak, jak na zdjęciach w ofertach. Kuchnia nie zawsze  jest tak wspaniała. Plaże nie tak odpowiednie do kąpieli. Jazda na wielbłądach nie do końca  tak wygodna. Miętowa herbata często nie tak dobra. Marokańczycy czasem nie tak mili i gościnni. Nie jest tak, jak w opowieściach.

Essaouira / Ludzie w Maroko

Więc jak jest?

Najlepszym tego przykładem jest główny plac Marrakeszu – Jamaa el Fna. Znajdzie się tam wszystko, czego dusza zapragnie (lub wolała by uniknąć). Miotacze ognia, fakirzy, zaklinacze węży, akrobaci, stragany ze ślimakami, głowami baranów lub innymi interesującymi produktami przeznaczonymi do spożycia, kobiety z kurami na głowie, bajarze, muzycy, wróżbici, handlarze każdym możliwym badziewiem, którzy wprost włażą ci na głowę z każdej strony i wołają w każdym języku świata. Istna wieża Babel. Takie jest pierwsze wrażenie.

Jamaa el-Fna  jest tak przesiąknięte ułudą i naciągactwem,  to tak turystyczne miejsce, że nie wiadomo, gdzie zaczyna a gdzie kończy się granica między kiczem a dobrą zabawą. Ale Marrakesz już taki jest. Brutalny, ze swoją głośna muzyką dobiegającą z bębnów. Nieco brudny i zakurzony, czasem popadający w ruinę. Zdarza się, że paskudny. Ale też olśniewający, wzbudzający zachwyt bogactwem zdobień, kunsztem architektury, przepychem, oryginalnością, precyzją i spójnością.  Gwarny, zatłoczony na placu lub między straganami, pusty i tajemniczy na mniejszych uliczkach. Tam olśniewające dzieła sztuki mieszają się z ruinami budynków, tloczne bazary krzyżują z tajemniczymi i cichymi uliczkami.

Czerwone miasto wprost tętni życiem, muzyką i tajemnicą. Bo tak, tam dobitnie czuć, że Marrakesz ma tajemnicę. Piękną, głęboko skrywaną, która tylko czeka na odkrycie. Nam jest sprzedawana wersja turystyczna. Wchodzisz albo do widzenia. Albo bierzesz Marrakesz takim, jakim jest, albo nie masz tu czego szukać.  Poza światłem latarni na Jamaa el – Fna, w cieniu, kryją się zaułki, sklepy, domy, ogrody i place, które tylko czekają na poznanie, która mają swoją niesamowita tajemnicę – ukryte piękno. W tym mieście, mimo jego turystycznego oblicza, czuć magię.   I tak jest z całym Marokiem. Trzeba szukać mocniej, dłużej, głębiej, żeby odkryć prawdziwą twarz tego afrykańskiego kraju.

Ludzie w Maroku

Bunt i akceptacja

To miejsce tak intensywne, tak impulsywne, przesycone zapachami i dźwiękami, że podróżujący w pewien sposób staje się otumaniony tą feerią barw, smaków i odgłosów. Zapachy, które w domu nas odstraszają, tam wydają się przyjemne. Smaki nie pasujące nam na co dzień, tam okazują się pyszne. Dźwięki zazwyczaj nieznośne dla uszu, tam zachęcają do tańca. W Maroku gdzieś gubi się poczucie rzeczywistości i realizm, zatraca się zdolność logicznego myślenia. Rzeczy, które nam nie pasują w domu, których nie lubimy w miejscu naszego zamieszkania, tam schodzą na dalszy plan lub po prostu je akceptujemy. Bo chcemy tej magii.

A więc coś za coś. Dajemy 10 dirhamów więcej, jedziemy 100 kilometrów dalej, akceptujemy 3 godziny spóźnienia, śpimy w zimnie pod gołym niebem, żyjemy bez bieżącej wody w kurzu i zgiełku ulic, wśród dzikich tłumów między straganami, by właśnie poczuć tą magię. I do nas należy wybór, czy chcemy tą magię poczuć. Możemy się na miejscu zbuntować. Bo to nie to, czego oczekiwaliśmy. Nie to nam obiecywali. Nie o tym czytaliśmy. Spakować walizki, wrócić do domu i o Maroku szybko zapomnieć.

Ludzie w Maroku

Ale możemy też się poddać i zaakceptować Maroko takim, jakim jest naprawdę. Wyluzować, oddychać głębiej, patrzeć dalej, nie zwracać uwagi na niuanse – tak jak berberyjski kelner z naszej pechowej restauracji. Chodzić w kurzu, w tłumie, w przykrym zapachu, ale cieszyć się chwilą w tym magicznym miejscu. Po prostu pamiętać – to nie jest już Europa. To  Czarny Ląd, nawet jeśli blisko powiązany z europejską kulturą, to nadal inny kontynent, inne zwyczaje, inny standard życia. Trzeba się dostosować.

Mimo naciągania, krętactwa, wrednych taksówkarzy, niezorganizowania, zaniedbania, niepunktualności – Maroko to magia, którą czuje się nawet między tym wszystkim, co nam się w tym kraju nie podoba.

Ciemna strona Maroka

Nasz wyjazd był dosyć pechowy. Na lotnisko dojechaliśmy 5-osobową taksówką w siedem osób (trzy z przodu, cztery z tyłu). Lot był oczywiście opóźniony o jakieś 3 godziny. Wszystko co mogło pójść nie tak w trakcie wyjazdu – tak właśnie poszło. Zgubione – karta pamięci, telefon, ręcznik, okulary słoneczne, kilka kosmetyków, torebka z paszportem i pieniędzmi ( dwa ostatnie odzyskane). Organizatorzy wycieczek zapominali nas na nie zabrać, wsadzali nas do złych busów, sama organizacja wołała o pomstę do nieba.

Naciągacze, wredni taksówkarze, brak prądu czy wody zdatnej do picia, węże i skorpiony, wszechobecni naganiacze, dziesiątki godzin spędzonych w busie, paskudna pogoda, przeraźliwy ziąb, zatrucia pokarmowe (faraon musiał się bardzo wkurzyć, skoro jego zemsta dosięgła nas  już w Polsce…), spadające na głowy małpy, dostawanie do jedzenia nie tego, co się zamawiało, problemy z dojazdem na lotnisko, pozamykane atrakcje, które najbardziej chcieliśmy odwiedzić, czy pomijanie atrakcji z planu wycieczek organizowanych przez biuro (nomen omen, najbardziej polecanego w internecie), wszechobecna komercja.

Noclegi zupełnie różniące się od tego, jak miały wyglądać według oferty (oczywiście na niekorzyść), nieustanna walka ze sklepikarzami o każdego dirhama, spóźnione busy, uciekające wielbłądy (tak, tylko nasze musiały odczepić się od karawany, by ruszyć samemu hen, w siną dal) – to tylko wierzchołek góry lodowej wszystkich pechowych historii, jakie nam się przytrafiły podczas tej podróży.

Essaouira / Ludzie w Maroku

Jasna strona Maroka

Ale będąc w Essaouirze, udało nam się poznać tą prawdziwą marokańską gościnność i inną stronę Maroka – nie turystyczną i komercyjną. Kupując przyprawy w kiosku przy targu rybnym, zaczęliśmy rozmawiać ze sprzedawcą, który nie mógł mieć więcej, niż 30 lat. Zaprosił nas na herbatę (odmówienie takiemu zaproszeniu jest olbrzymim nietaktem), podarował kilka upominków ze swojego kramu, opowiedział pare historii, pokazał swoje kameleony.

Zapytany przez nas, jak często jeździ po Maroku i co ciekawego może nam tu polecić odpowiedział, że jedyne miejsce, gdzie do tej pory podróżował, to Marrakesz, bo mieszka tam jego rodzina.
I wtedy dopiero do nas dotarło, jak wielkie mamy -mimo wszystko – szczęście.

Spotkaliśmy naciągaczy i bardzo pomocnych ludzi. Wprowadzających w błąd i niezwykłych przewodników. Widzieliśmy krajobrazy jak z bajki i miejsca brudne, zaśmiecone. Doświadczyliśmy prawdziwej uczty dla podniebienia i zatruliśmy się jedzeniem. Zostaliśmy wyrolowani i poznaliśmy prawdziwą marokańską gościnność.

Dolina Tysiąca Kazb, Maroko

Jednak magia

Maroko jest piękną bajką, mitem. Mitem, ponieważ jego wyobrażenie jest w nas wciąż żywe, ale naprawdę takie Maroko nie istnieje. Bajką, bo wciąż chcemy w takie Maroko wierzyć. Będąc tam, trafiamy to innego wymiaru, nierzeczywistego miejsca, niepodobnego do żadnego innego. Jest snem, w którym błądzimy jak dzieci. I choć wiemy, że prawda może wyglądać zupełnie inaczej, nie chcemy z tego snu się budzić, a jedynie dalej w tą piękną bajkę wierzyć.

My przyjmujemy Maroko takim, jakim jest – z wszystkimi jego wadami i zaletami. A przede wszystkim z jego magią, choć nieco inną, niż sobie to wcześniej wyobrażaliśmy. I im szybciej Wy zaakceptujecie prawdziwe Maroko, tym szybciej i łatwiej przyjdzie Wam prawdziwe doświadczanie tego kraju.

Ludzie w Maroko

Ludzie w Maroku

Ludzie w Maroku

Ludzie w Maroku

Ludzie w Maroku

Ludzie w Maroku

Ludzie w Maroku

Ludzie w Maroku

Ludzie w Maroku

Ludzie w Maroku

Ludzie w Maroku

Pastéis de nata – przepis na portugalski deser

Pastéis de nata , to miniaturowe tarty wypełnione delikatnym nadzieniem budyniowym, zrobione z chrupkiego ciasta francuskiego. Jeśli odwiedzicie (lub odwiedziliście już )Portugalię, prawdopodobnie jej smak będzie kojarzył się Wam właśnie z tym przysmakiem. A jeśli o podróży do tego odległego zakątku Europy jeszcze w planach nie macie, ale od samego czytania pociekła Wam ślinka, poniżej przedstawiamy prosty przepis na Pastéis de nata , choć teoretycznie, receptura jest pilnie strzeżona od wieków !

Skąd się wzięły Pastéis de nata ? Historia ich powstania ściśle wiąże się z Lizboną i historią Portugalii. Kojarzycie może Klasztor Hieronimitów ? To jeden z najwspanialnych zabytków tego kraju i najokazalsza budowla reprezentująca oryginalny styl manueliński.

Otóż niedaleko tego niesamowitego klasztoru, znajdowała się niewielka rafineria trzciny cukrowej. W 1834 roku w Portugalii nastała rewolucja liberalna, na skutek której zamknięto wszystkie klasztory. Zakonnicy żyjący w klasztorze zostali pozbawieni środków do życia i by zapewnić sobie utrzymanie, rozpoczęli produkcję Pastéis de nata i ich sprzedaż w sklepie leżącym tuż obok klasztoru. Słodycze szybko zdobyły popularność do tego stopnia, że obecnie uznawane są za najpopularniejszy portugalski deser. Będąc w Lizbonie po prostu trzeba wybrać się na kawę i słodkie ciasteczko, które najlepiej smakuje na ciepło.

Gdzie będzie najlepiej spróbować Pastéis de nata ? W miejscu, w którym zaczęto je piec po raz pierwszy! Tradycja wypieków Pasteis jest długa i każde ciastko o tej nazwie wypieczone poza lizbońską dzielnicą Belem uznawane jest za podłą imitację i podróbkę. Warto wziąć pod uwagę wizytę w uroczej kawiarni Pasteis de belem, gdzie rozpczyna się historia sławnego deseru, którego receptura nie zmieniła się od dwustu lat.

 

PRZEPIS: (około 12 sztuk)

  1. 3 żółtka
  2. 125 g drobnego cukru
  3. 13 g skrobi kukurydzianej
  4. 1 łyżka pasty z wanilii lub ziarenka z jednej laski wanilii)
  5. 175 ml mleka
  6. 200 ml śmietanki kremówki 30%
  7. 400 g ciasta francuskiego
  8. trochę masła do wysmarowania formy
  9. cynamon

 

PODGRZEWAMY cukier, żółtka i skrobię na niewielkim ogniu, mieszając; składniki mają się połączyć, przybrać żółty kolor; nie doprowadzamy do wrzenia

DODAJEMY mleko, kremówkę, pastę z ziarenek lub same ziarenka

MIESZAMY i doprowadzamy do wrzenia

ŚCIĄGAMY od razu, gdy na wierzchu pojawią się pierwsze bąble

ODSTAWIAMY do wystygnięcia i przykrywamy folią, by nie powstał kożuch

ZWIJAMY  w rulon ciasto fransukie

TNIEMY ciasto na ok. 3 – centymetrowe kawałki;

UMIESZCZAMY  każdy kawałek w foremce tak, aby zwijające się w rulon warstwy były widoczne od góry

NACISKAMY palcem na środek rulonu do samego spodu foremki;

WYGNIATAMY ciasto tak, by zapełniło całą foremkę ;

NAKŁADAMY na ciasto nadzienie tak, by zajęło ok. 3/4 miejsca w jednej foremce, inaczej będzie się wylewać w trakcie pieczenia;

PIECZEMY w temperaturze 220 stopni C (z termoobiegiem) lub 240 stopni C (bez termoobiegu) przez 10 – 15 minut, aż góra zrobi się brązowa i lekko nadpieczona

PODAJEMY na ciepło, posypane cynamonem.

SMACZEGO !

 

 

Triglavski Park Narodowy. Atrakcje i zwiedzanie

Triglavski Park Narodowy jest jedynym takim obszarem chronionym na terenie Słowenii. Nic więc dziwnego, że park jest tak dopieszczony przez Słoweńców, a infrastruktura turystyczna świetnie przygotowana. Triglavski Park Narodowy to prawdziwa perła w słoweńskiej koronie. Jakie są najlepsze atrakcje w tej okolicy? Co warto zobaczyć?

Triglavski Park Narodowy

1. Alpy Julijskie

Alpy Julijskie stanowią trzon Triglavskiego Parku Narodowego. To właśnie między ich wysokimi szczytami położone są najlepsze atrakcje Słowenii. Słoweńskie Alpy nadają się dla każdego. Nie musicie być zaprawionymi w bojach górskimi piechurami, by cieszyć się urokami tej okolicy. Bo Alpy Julijskie to nie tylko wysokie szczyty, z Triglavem na czele. To także bajkowe doliny, przełęcze, jeziora, rezerwaty, wąwozy czy wodospady… to wszystko jest na wyciągnięcie ręki, dla każdego.

Najpopularniejsze szczyty do zdobycia? Oczywiście sam Triglav, do tego Prisojnik, Mangart, Dolina Jezior Triglavskich, Viševnik. No i oczywiście jeszcze 270-kilometrowy szlak Juliana Trail wokół Alp Julijskich. Opisy ciekawych szlaków znajdziecie tutaj.

Dolina Trenta | Najlepsze atrakcje w Triglavskim Parku Narodowym
Dolina Trenta
Przelęcz Vrsic | Najlepsze atrakcje w Triglavskim Parku Narodowym
Przełęcz Vršič

2. Jezioro Bohinj

Całkiem niedaleko od popularnego Bledu znajduje się jezioro, które ukochali sobie Słoweńcy i każdy z nich Wam powie, że jest od bledzkiego piękniejsze. Jezioro Bohinj rzeczywiście jest atrakcją, ktrórej Słowenii możemy pozazdrościć. Strome zbocza skalistych gór wpadające wprost do wody, białe chmury odbijające się w tafli jeziora, urocze wioski przy brzegach i drewniane pomosty przecinajace lusto jeziora z przycumowanymi doń łódkami, tworzą niepowtarzalny klimat. Najlepsza atrakcja? 40 – minutowy rejs statkiem po jeziorze.  Alternatywą dla rejsu będzie spacer wokół akwenu.

Jezioro Bohinj | Najlepsze atrakcje w Triglavskim Parku Narodowym
Wieczór nad Jeziorem Bohinj

3. Martuljški slapovi

Zdecydowanie jedno z najbardziej bajkowych miejsc, jakie widziałam w Słowenii. Wysoki, kilkuczęściowy wodospad wyłaniający się spomiędzy drzew robi ogromne wrażenie. Ale to nie wszystko, bo zachwyca już sam szlak prowadzący do wodospadu. Krótki, dość łatwy i urozmaicony. Jestem całkowicie tym miejscem oczarowana!

4. Wąwóz Vintgar

To niezwykle malownicze miejsce położone jest ledwie 4 km od miejscowości Bled. Wąwóz wyrzeźbiła rzeka Radovna, wzdłuż której poprowadzona jest atrakcyjna drewniana ścieżka widokowa. Przechajdząc się pomostami zawieszonymi tuż nad grzmiącą rzeką, mamy okazję przyjrzeć się spienionej górskiej wodzie, skalistymi półkom skalnym schodzącym pionowo do wody, roślinom opinającym twarde skały, wodospadom i zatoczkom.

Wąwóz Vintgar | Najlepsza atrakcje w Triglavskim Parku Narodowym

Jest to wyjątkowe zjawisko przyrodnicze, którego widok przypomina nam o sile i potędze natury. Kolor wody i jej poziom zmienia się w zależności od pogody, ale sam wąwóz jest niezmiennie przepiękny i stanowi świetny pomysł na ciekawe spędzenie kilku godzin w Triglavskim Parku Narodowym. Niestety potrafi być troche zatłoczony (nawet w deszczowe dni), jednak  nie na tyle, żeby miało to przeszkadzać w zwiedzaniu.

Wodospad w Wąwozie Vintgar | Najlepsza atrakcje w Triglavskim Parku Narodowym
Vintgar Gorge | Najlepsza atrakcje w Triglavskim Parku Narodowym
Wąwóz Vintgar

5. Vogel Cable Car

Tych, którzy nie lubią się forsować z pewnością ucieszy fakt, że na Vogel może się dostać już w 4 minuty. Nad jeziorem Bohinj znjaduje się bardzo nowoczesna kolejka linowa, która zawiezie was na sam szczyt. Z góry można podziwiać spektakularne widoki na Alpy i jeziora. Spod górnej stacji kolejki rozpoczynają sie liczne szlaki po okolicy. Choć takie atrakcje mi niestraszne, to jednak wysokość, na jaką wjeżdża kolejka, dostarczyła mi sporej dawki adrenaliny.

Vogel Cab;e Car | Najlepsza atrakcje w Triglavskim Parku Narodowym
Górna stacja kolejki Vogel | Najlepsza atrakcje w Triglavskim Parku Narodowym
Widok na Triglavski Park Narodowy ze szczytu Vogel
Widok ze szczytu Vogel

6. Dolina Soczy

Jeśli chodzi o najlepsze atrakcje w Triglavskim Parku Narodowym, to nie można nie wspomnieć o Dolinie Soczy. Ta niezwykle przejrzysta rzeka ciągnie się na odcinku 140 kilometrów i przyciąga tu fanów raftignu.

Dolina Soczy | Najlepsza atrakcje w Triglavskim Parku Narodowym
Wielkie Koryto Soczy

Ale warto tu przyjechać nawet jeśli nie interesują was sporty ekstremalne. Dolina Soczy to także piękne widoki, góry i okoliczne atrakcje. Zachwycające jest już samo koryto rzeki, które można podziwiać ze specjalnie nad nią wytyczonych szlaków. Do tego w Dolinie Soczy początek ma wiele szlaków, także z pewnością nie jest to miejsce, w którym można się nudzić.

Soca River | Najlepsza atrakcje w Triglavskim Parku Narodowym
Socza |  Najlepsza atrakcje w Triglavskim Parku Narodowym
Rzeka Socza

7. Wodospad Savica

Wypełnia wodą jezioro Bohinj i daje poczatek najdłużej rzece Słowenii – Savicy. Wodospad liczy sobie 70 metrów wysokości. Największe wrażenie robi kolor wody – niezwykle przejrzysta zieleń oraz fakt, że wodospad jest dwupoziomy. Jedyne dojście prowadzące do niego wychodzi spod schroniska Dom Savica. Muszę przyznać, że pojechałam tam bardziej z blaku laku i nie spodziewałam się cudów. A Slap Savica zrobił na mnie ogromne wrażenie. Moim zdaniem na żywo wygląda lepiej niż oglądany na zdjęciach, bo zdjęcia często nie oddają jego wysokości. Piękne miejsce!

9. Wodospad Pericnik

To jeden z najoryginalniejszych wodospadów w Triglavskim Parku Narodowym. Trasa zwiedzania wiedzie także pod wodospadem, także można sobie zafundować niezły prysznic. Ale warto, bo widoki na wysoki wodospad i kaskady wody rozbijające się o skały, są naprawdę piękne.

9. Wąwóz Tolmin

Bardzo malownicze miejsce, które zachwyca wysokimi skałami otaczającymi źródło spokojnej, niezbyt wartkiej rzeki. A raczej rzek, bo to nie jeden, a tak naprawdę dwa zbiegające się wąwozy, dwóch różnych rzek. Co najbardziej zwraca uwagę? Niezwykły kolor wody, turkusowy i przejrzysty.

Wąwóz Tolmin | Najlepsza atrakcje w Triglavskim Parku Narodowym
Tolmin Gorge | Najlepsza atrakcje w Triglavskim Parku Narodowym
Wąwóz Tolmin
Wąwóz Tolmin

10.  Jezioro Jasna

To sztuczne, dwuczęściowe jezioro położone jest w Kranjskiej Gorze. Ale to, że zostało stworzone ręką człowieka w ogóle nie odbiera mu uroku. Wyjątkowo szmaragdowa woda, poszarpane szczyty Alp Julijskich, kilka barów i knajpek na brzegu… to idealne miejsce na krótką przerwę podczas zwiedzania Triglavskiego Parku Narodowego.

Jezioro Jasna | Najlepsza atrakcje w Triglavskim Parku Narodowym
Lake Jasna, Kranjska Gora | Najlepsza atrakcje w Triglavskim Parku Narodowym
Jezioro Jasna

Najlepsze atrakcje w okolicy

Wiele osób mylnie uważa, że Jezioro Bled i Rezerwat Zelenci to część Trigavskiego Parku Narodowego. Jednak te dwie atrakcje leżą już poza jego granicami. Mimo to położone są na tyle blisko, że będąc w okolicy warto zahaczyć także i o nie.

Zagęszczenie atrakcji na terenie tak niewielkiego obszaru, jak to ma miejsce w Triglavskim Parku Narodowym, jest niesamowite. Do tego miejsca można wracać wielokrotnie i zawsze można odkryć nowe, wspaniałe miejsca. Moim zdaniem, najlepsze atrakcje Słowenii znajdują się właśnie w tej okolicy. To idealne miejsce dla tych, którzy chcą odpocząć na łonie natury.

Pozostałe artykuły ze Słowenii:

Udanej podróży, Magda

Góry w Słowenii |  Najlepsza atrakcje w Triglavskim Parku Narodowym
Alpy Julijskie

Bruschetta – przepis

Dzisiaj przenosimy się do kraju, którego kuchnię kochają chyba wszyscy – do Włoch !

Oto przepis i krótki filmik instruktażowy o tym, jak przygotować bruschettę. To popularne danie często pojawia się w menu restauracji jako przekąska i sprawia osobom nie znającym języka włoskiego spore problemy z wymową. Najczęściej słyszmy o „bruszećcie”, jednak prawidłowa wymowa powinna brzmieć „brusketta”. Danie jest bardzo łatwe w wykonaniu i dość uniwersalne – będzie się nadawało jako przekąska na imprezie, smakołyk z grilla czy przystawka do wykwintnej kolacji. Oto przepis na bruschettę:

 


 

 

PRZEPIS (porcja dla 4 osób)

2-3 kulki sera mozzarella (pokroić w paski)

2 bagietki (pokroić na małe kromki)

Oliwa z oliwej (skropić pokrojone bagietki)

Salami Salsiccia lub inna wędlina (pokroić, na bagietki położyć mozzarellę i salami)

Bagietki piec w piekarniku przez 15 minut w temperaturze 180 stopnii

4 duże pomidory (pokroić w kostkę i przełożyć do miski)

7 ząbków czosnku (obrać, pokroić, wymieszać z kilkoma listkami świeżej bazylii łyżeczką soli, przyprawą bazylią )

kilka łyżek pesto (Wedle uznania; dodać do pesto pozostałe przyprawy i czosnek,  rozgnieść razem)

Przyprawy z pesto dodać do pomidorów, wymieszać

Gotowy farsz nakładać na upieczone bagietki

Smacznego!

 

 

 

Najpiękniejsze miejsce w Gruzji – David Gareja

Dwie godziny jazdy od Tbilisi, tuż przy granicy z Azerbejdżanem, znajduje się miejsce niezwykłe, przyprawiające o dreszcze, które – będąc w Gruzji – po prostu zobaczyć trzeba. Pominięcie David Gareja podczas zwiedzania Gruzji będzie grzechem niewybaczalnym. Na pytanie, co warto zobaczyć tym pięknym zakątku świata, pierwsze co przychodzi nam na myśl, to monastyry kute w skale, zwane David Gareja. Według nas, to najpiękniejsze miejsce w Gruzji. Dojazd do tego miejsca nie jest najlepszy. Podejście pod górę nie najłatwiejsze. Ale widoki warte są każdego trudu, każdej kropli potu. Największe wrażenie miejsce to zrobi na osobach, które jeszcze nigdy nie były na stepie lub pustyni, a także na tych, którzy kochają otwarte przestrzenie.

        David Gareja, Gruzja

 

Na wycieczkę do David Gareja nieopatrznie wybraliśmy dzień, podczas którego panował 45-stopniowy upał. Już sama trasa, choć krótka, ze względu na brak porządnej drogi, była trochę męcząca. W busie nieznośny upał, po otwarciu okien do środka wdzierał się pył i kurz z kamienistej drogi. Ale gdy nie zwracało się uwagi na takie drobne niedogodności, przez okna można było dojrzeć widoki nieziemskie. Odnieśliśmy wrażenie, że trafiliśmy na Marsa. Niesamowite formacje górskie, głębokie doliny porośnięte wysokim trawami, wysuszone słone jeziora – były to dość niecodziennie widoki.

W trakcie jazdy zgłębiamy przewodnik. Czym jest David Gareja? Jest to kompleks monastyrów wykutych w skale w regionie Kachetia. Ten kościelny kompleks został założony przez 13 syryjskich mnichów w IV wieku na zboczach góry zwanej Garedża. Pierwszy z osiedlających się tam mnichów na imię miał David, stąd nazwa całego kompleksu. Z każdym kolejny wiekiem klasztory przeżywały rozkwit. Budowano następne monastyr,  korytarze i zbiorniki na wodę. W pobliskim Udabno powstała szkoła malarska, która odseparowała się od wpływów bizantyjskich. Dlatego też freski widniejące na ścianach skał w Garedża są unikatem na skalę światową. Malowidła te prezentują pierwszych budowniczych klasztorów czy uwielbianą przez Gruzinów królową Tamarę. Wydawać by się mogło, że kompleks leżący na uboczy, w górach na dość niedostępnym terenie, nie będzie rzucał się w oczy i zaprzątał myśli okolicznych potęg. Jednak klasztory zostały zdobyte przez Turków Seldżuckich, a kilka wieków później Mongołów i wojska perskie, co hamowało rozwój monastyrów. Kolejni władcy gruzińscy próbowali ożywić David Gareja. Na przełomie XVIII i XIX wieku monastyry pozostawały niezamieszkane. Obecnie przebywa w nich kilku mnichów. Sytuacja prawna tego miejsca niestety jest nieuregulowana. David Gareja leży na granicy między Gruzją a Azerbejdżanem, a państwa te wciąż pozostają w sporze na temat przynależności kompleksu świątyń. Nie stanowi to jednak żadnego problemu przy zwiedzaniu tego przepięknego miejsca.

 

Wyobraźcie sobie miejsce, gdzie  nie dochodzą do Was żadne dźwięki. Jedynie cisza aż dzwoni w uszach. Żadnych aut, żadnej muzyki, żadnych zwierząt ani jakichkolwiek ludzkich odgłosów – tylko wy i ten niecodzienny widok. Wchodząc na szczyt Garedża, już obracając się za siebie, ujrzycie niesamowite formacje skalne i wspaniałe pasmo górskie o różnych odcieniach różu, beżu i brązu. Podejście jest krótkie, ale wymaga sporo wysiłku. Zwłaszcza podczas upalnych dni. Ale jedno Wam gwarantujemy. Gdy wejdziecie na górę, ten widok aż przygniecie. Ta przestrzeń jest wprost przytłaczająca. Z pewnością nie jest to miejsce dla osób z lękiem wysokości lub przestrzeni. Ścieżki między poszczególnymi monastyrami, w niektórych miejscach przyprawiają o dreszcze. Z jednej strony ściana, z drugiej przepaść. A dalej tylko niekończąca się przestrzeń, po horyzont którego nie widać. Gdyby tak przyjrzeć się dokładnie fragmentom ziemi rozciągającej się u podnóża góry, dostrzec można niezwykle urozmaicone ukształtowanie terenu – wzgórza, doliny, czy kaniony. Płaskowyż jest ogromny, a należy już do Azerbejdżanu, dlatego od czasu do czasu można spotkać na drodze straż graniczną. Same monastyr prezentują ciekawy widok. Podziwiając je, ciągle nasuwa się pytania – komu chciało się kuć w skale na takiej wysokości ? Ile siły trzeba było to włożyć? Jak żyło się w tym miejscu dziesięć wieków temu ?

W David Gareja łatwo o refleksje. W miejscach takich jak to, dobitnie odczuwamy, jak malutcy jesteśmy i jak ogromny jest świat. Pochylamy głowy przed ogromem, pięknem i przestrzenią. A najwspanialsze jest uczucie wolności. Tutaj naprawdę można się poczuć jak prawdziwy wilk stepowy – wolny, dziki i spragniony biegu w stronę niedoścignionego horyzontu.

 

INFORMACJE PRAKTYCZNE

Do David Gareja można dojechać wypożyczonym autem. Jednak stan dróg nie sprzyja szarżom. Można również dojechać taksówką za 80 lari / 4 osoby w jedną stronę. Jednak obie formy dojazdu sprawdzą się jedynie, jeśli podróżujecie w grupie – im was więcej, tym mniej zapłacicie za dojazd. No chyba, że kosztami podróży przejmować się nie musicie.
Najciekawszą opcją, sprawdzoną przez nas osobiście, będzie dojazd marszrutką z Tbilisi. Bud odjeżdża codziennie z placu Puszkina o godzinie 11. Wystarczy przyjść na plac [skwer? park?] naprzeciwko Pałacu Prezydenckiego. Ten niewielki skwer liczy ledwie kilka metrów kwadratowych, więc bez najmniejszych trudności odnajdziecie niewielki pomnik Puszkina. Na miejscu należy zjawić się 15 minut przed odjazdem. Od razu podejdzie do Was pracownik firmy organizującej wycieczkę i wręczy ulotkę informacyjną w wybranym przez was języku – również po polsku. Na ulotce odnajdziecie wszystkie niezbędne wiadomości, także podstawowe informacje na temat historii monastyru.

      

Wycieczka trwa cały dzień. Nie musicie się martwić, że zabraknie miejsca – jeśli jest wiele chętnych, na parking zostanie podstawiony kolejny bus. Przed wejściem do busa uiszcza się opłatę za wycieczkę – 25 lari, które były najlepiej wydanymi przez nas pieniędzmi w trakcie całej podróży po Gruzji. Dojazd do klasztorów trwa około 2 godzin. Po drodze kierowca zatrzyma się w kilku interesujących miejscach, aby podróżujący mogli na spokojnie zrobić kilka zdjęć. Na miejscu mamy około 3 godzin na zwiedzanie monastyrów, co jest wystarczającym czasem na poznanie każdego zakamarka. Zwiedzanie zajmuje średnio około dwóch godzin. Wstęp do klasztorów jest darmowy.

Co bardzo istotne, należy zabrać ze sobą naprawdę dużo wody. W David Gareja nie ma sklepu, a jeżeli upał doskwiera, zwiedzanie zrobi się bardzo uciążliwe. Podejście jest strome, nieraz trzeba się wręcz wspinać. Podobnie przy zejściu – trasa jest stroma. My zaliczyliśmy kilka nieprzyjemnych wywrotek. Ważne jest wygodne obuwie – odpuście sobie klapki, a to z dwóch przyczyn. Trasa miejscami wiedzie po kamieniach, przy monastyrach ścieżka jest naprawdę stroma. W takim dość ekstremalnych warunkach przydaje się stabilne obuwie. Poza tym, Garedżia to region, w którym żyją żmije. My co prawda (na szczęście) żadnej nie spotkaliśmy, podobnie jak większość osób, z którymi rozmawialiśmy, a które tam były przed nami. Jednak czytaliśmy opinie wielu osób, które węże spotkały na swojej drodze. Wydawać by się mogło, by te zwierzęta raczej unikały ścieżek uczęszczanych przez ludzi, jednak dla własnego komfortu psychicznego, warto przywdziać na ten dzień zabudowane obuwie. Bo nigdy nie wiadomo, czy nie staniemy oko w oko z jakąś zbłąkaną żmiją. Wycieczkę możemy odradzić dla osób podróżujących z małymi dziećmi – chyba, że chcecie przeżywać zawał serca przy każdym spojrzeniu na urwiska i ścieżki wiodące nad nimi. Podczas powrotu przewidziany jest postój w polskim hostelu w Udabno, gdzie można się posilić pysznymi gruzińskimi potrawami i smacznym piwem. Do Tbilisi wrócicie około godziny 20.

Możemy was zapewnić, że będzie to jedna z najciekawszych wycieczek w Waszym życiu.

 

       

Stockholm Pass – czy to się opłaca ?

Stockholm Pass jest kartą, która ma za zadanie ułatwić nam zwiedzanie Sztokholmu pod względem finansowym. Czy spełnia swoje zadanie? Bilety wstępu do atrakcji w Sztokholmie z pewnością poważnie nadwyrężą was podróżniczy budżet. W takim wypadku, gdy za każdy pojedynczy bilet płacimy co najmniej kilkadziesiąt złotych, przed wyjazdem warto zrobić odpowiednie rozeznanie by wiedzieć, co chcemy, a czego nie chcemy zobaczyć. W końcu nie każdy będzie zainteresowany zwiedzaniem Muzeum Abby lub Pałacem Królewskim. Tak jak w przypadku innych europejskich miast, karta miejska nie jest najtańszym zakupem, dlatego warto rozważyć i przekalkulować wszystkie koszty, w czym pomóc Wam może niniejszy artykuł. W jaki sposób to zrobić?

W pierwszej kolejności warto zapoznać się z całą listą atrakcji oferowanych przez stolicę Sztokholmu, poczytać o nich, obejrzeć zdjęcia, zdecydować się, co nas interesuje. Następnie powinniśmy zrobić listę tych miejsc, które chcemy odwiedzić i wyliczyć, ile będą nas kosztować wszystkie bilety wstępu łącznie. Kwotę, która nam wyjdzie, należy porównać z cenami StockholmPass, które zamieściliśmy w tym artykule. Porównując ceny, warto też wziąć pod uwagę, jak często będziemy przemieszczać się komunikacją miejską, o kosztach której informacje znajdzie w tym artykule. Kartę miejską można zakupić w wariancie z dodatkowymi przejazdami wszystkimi środkami transportu publicznego. Opłaca się więc porównać również ceny Stockholm Pass z wliczonymi przejazdami środkami transportu z kwotą, jaką przewidujemy przeznaczyć na korzystanie ze środków transportu.

Stockholm Pass – czy zakup się opłaca?

Czy Stockholm Pass się opłaca? Jest to na tyle preferencyjny wybór, że nie możemy w tym miejscu pisać, co się opłaca, a co nie. Możemy jedynie ułatwić Wam zadanie, podając ceny wszystkich możliwych wariantów kart, a także ceny biletów do wybranych atrakcji oraz komunikacji miejskiej. Wszystko zależy od naszych subiektywnych odczuć, nastawienia, tego gdzie będziemy mieszkać, w jaki sposób chcemy się przemieszczać i co nas interesuje.

Jedynym faktem, z którym z pewnością zgodzą się wszyscy jest to, że Stockholm Pass jest nieprzyjemnie droga.

Dla niektórych jednak może nie być do duży wydatek, a fantastyczne ułatwienie w zwiedzaniu wszystkich miejsc, na które ma się ochotę, a dla innych może to być kwota przerastająca finansowe możliwości – cena samej karty miejskiej może być nawet dwa razy wyższa niż to, ile będzie kosztował was cały pobyt w Sztokholmie. Z kolei jeśli zamierzacie odwiedzić większość atrakcji, do których wejścia z kartą przewidziane jest jako darmowe lub ze zniżką, zakup karty będzie się opłacał. Dlatego zapraszamy do zapoznania się z poniższym zestawieniem i mamy nadzieję, że pomoże Wam ono dokonać odpowiedniego wyboru.

Karta przewidziana jest w wersji dla dorosłych – od 66 lat – oraz dla dzieci – od 5 do 15 lat. Można zakupić kartę z dodatkowym wariantem na nielimitowane przejazdy komunikacją miejską. Karta może być ważna przez 1 dzień, 2,3 lub 5.

1. KARTA BEZ KOMUNIAKCJI MIEJSKIEJ

Rodzaj karty Cena dla dorosłych (Adult Pass) Cena dla dzieci (Child Pass)
1 Day 595,00 SEK / ok. 273 PLN 298,00 SEK / ok. 137 PLN
2 Day 795,00 SEK / ok. 365 PLN 398,00 SEK / ok. 183 PLN
3 Day 995,00 SEK / ok. 457 PLN 498,00 SEK / ok. 229 PLN
5 Day 1295,00 SEK / ok. 595 PLN 648,00 SEK / ok. 298 PLN

 

2. KARTA Z KOMUNIKACJĄ MIEJSKĄ

Rodzaj karty Cena dla dorosłych (Adult Pass) Cena dla dzieci (Child Pass)
1 Day Pass + Travel 24 h 715,00 SEK / ok. 343 PLN 378,00 SEK / ok. 181 PLN
2 Day Pass + Travel 2×24 h 1035,00 SEK / ok. 497 PLN 558,00 SEK / ok. 268 PLN
3 Day Pass + Travel 72 h 1235,00 SEK / ok. 593 PLN 658,00 SEK / ok. 316 PLN
5 Day Pass + Travel 2×72 1775,00 SEK / ok. 852 PLN 968,00 SEK / ok. 465 PLN

 

3. LISTA ATRAKCJI

Na stronach internetowych poszczegółncyh atrakcji należy sprawdzić, komu przysługują zniżki.

Atrakcja Cena z kartą Bilet normalny Bilet ulgowy
Archipelago tour with guide bezpłatne 270 SEK 135 SEK
Artipelag art gallery & BOAT TOUR bezpłatne 150 SEK 200 SEK
Bergius Botanical Garden Museum bezpłatne 80 SEK
Butterfly House – Haga Ocean bezpłatne 155 SEK 95 SEK
Casino Cosmopol bezpłatne 30 SEK
Chinese Pavilion at Drottningholm bezpłatne 100 SEK 50 SEK
Daytrip to Birka by boat bezpłatne 390 SEK 125 SEK
Drottningholm Court Theatre bezpłatne 100 SEK
Drottningholm Palace & boat tour (of Lake Mälaren) bezpłatne 325 SEK 70SEK
Fjäderholmarna Islands boat trip bezpłatne 140 SEK 70 SEK
Good Morning Stockholm Tour bezpłatne 250 SEK 125 SEK
Gripsholm Castle bezpłatne 120 SEK 60 SEK
Gröna Lund Tivoli bezpłatne
Guided Old Town Walking Tour bezpłatne 150 SEK 125 SEK
Gustav III’s Museum of Antiques bezpłatne 160 SEK 80 SEK
Gustav III’s Pavilion bezpłatne 100 SEK 50 SEK
Gustavsberg Boat Tour bezpłatne 270 SEK 135 SEK
Gustavsbergs Porcelain Museum bezpłatne 70 SEK
Historical Canal Boat Tour bezpłatne 190 SEK 95 SEK
Hop on Hop off bus and boat tours bezpłatne 400 SEK 200 SEK
Junibacken bezpłatne 159 SEK 139 SEK
K.A. Almgren Silk Weaving Mill bezpłatne 75 SEK
Millesgården bezpłatne 150 SEK
Museum of Photography bezpłatne 130 SEK
Museum of Spirits bezpłatne 100 SEK 90 SEK
Museum of Toys bezpłatne 50 SEK 25 SEK
National Museum of Science and Technology bezpłatne 150 SEK 90 SEK
Nobel Museum bezpłatne 100 SEK
Nordic Museum bezpłatne 100 SEK
Police Museum bezpłatne 60 SEK
Postal Museum bezpłatne 80 SEK
Prince Eugen’s Waldemarsudde bezpłatne 120 SEK
Rosendal Palace bezpłatne 100 SEK 50 SEK
Rosersberg Palace & boat tour bezpłatne 335 SEK 50 SEK
Royal Canal Tour bezpłatne 190 SEK 95 SEK
Sigtuna Boat Tour bezpłatne 365 SEK 135,5 SEK
Skokloster Castle & Coat Tour bezpłatne 365 SEK 132,5 SEK
Skyview bezpłatne 150 SEK 100 SEK
Stockholm Panorama Tour bezpłatne 300 SEK 100 SEK
Stockholm Transport Museum bezpłatne 50 SEK 25 SEK
Stockholm Winter Tour bezpłatne 250 SEK 125 SEK
Storkyrkan Cathedral bezpłatne 40 SEK
Sven Harry’s Art Gallery bezpłatne 100 SEK
The House of Nobility – Riddarhuset bezpłatne 60 SEK
The Royal Palace bezpłatne 160 SEK 80 SEK
The Royal Stables bezpłatne 100 SEK 50 SEK
Thiel Gallery bezpłatne 100 SEK
Tom Tits Experiment bezpłatne 190 SEK 150 SEK
Tullgarn Palace bezpłatne 100 SEK 50 SEK
Ulriksdal Palace & orangery bezpłatne 120 SEK 60 SEK
Under The Bridges of Stockholm bezpłatne 250 SEK 125 SEK
Vasa Museum bezpłatne 130 SEK
Vaxholm Boat Tour bezpłatne 270 SEK 135 SEK
Vaxholm Fortress Museum bezpłatne 80 SEK

 

Strona internetowa – https://www.stockholmpass.com/ 

 

Niemiecki kolos – katedra w Kolonii

Jest miasto Kolonia i jest katedra. Są nieciekawe budynki, a nad nimi świątynia. Dwie osobne kategorie. Miasto miastem – nie najciekawsze. Ale dla tego jednego cudu warto przebyć nawet daleką drogę. Poraża ogromem, kolorem elewacji i kształtem. Ciemna, masywna, groźna i imponująca. Przytłacza swą dostojnością. Gotyckie świątynia takie właśnie miały być – ich zadaniem było zawstydzenie prostego ludu. Poprzez wielkość budowli chciano wyrazić potęgę Boga, wzbudzić podziw, szacunek i trochę bojaźni – zarówno w stosunku do Wszechmogącego, a przy okazji do samej instytucji Kościoła. W Kolonii to zadanie udało się wypełnić oklaskowo. Co więcej, wieki średnie minęły, mamy nowe milenium, nowe technologie, maszyny, projekty-a katedra wciąż zachwyca, oszałamia i budzi pytania „ale jak to jest zrobione?”

 

 

Druga co do wysokości świątynia sakralna na świecie, trzecie pod względem wielkości. Jej wieża liczy sobie około 158 metrów wysokości, 144 metry długości oraz 86 metrów szerokości. Od 1996 roku wpisana na listę UNESCO, stanowi wizytówkę samej Kolonii, jak i całych Niemiec, rok rocznie ściągając do tego miasta tłumy ciekawskich.

Trochę historii
Pierwszy kościół wybudowany w tym miejscu pochodzi jeszcze z czasów karolińskich, a budowa obecnego rozpoczęła się w 1248 roku i trwała aż do XIX wieku! Katedra jest doskonałym przykładem gotyku francuskiego, na co wskazują jej rozmiary, układ przestrzenny oraz diafoniczność (przejrzystość budowli, minimalna ilość ścian w jej wnętrzu). Sam obiekt nie powstał z błahej przyczyny- miał stanowić ozdobę i schron dla jednych z najważniejszych relikwii średniowiecznych, stanowiących jeden z najpopularniejszych celów pielgrzymkowych – mianowicie, miały być przechowywane w niej przywiezione z Mediolanu relikwie Trzech Króli. Na wieży można odnaleźć największy bijący dzwon w Europie –dzwon świętego Piotra.

Miejsce, w którym stanął ów Kolos, było uświęcone jeszcze w czasach pogańskich. Tereny te obejmowało miasto założone tu przez Agrypinę i dopiero po przejęciu chrześcijaństwa zburzono pogańską świątynię, a na jej miejscu rozpoczęto budowę obiektu chrześcijańskiego. Bazylika zyskiwała na znaczeniu w czasach karolińskich, by ostatecznie ulec zniszczeniu w 1248 roku.

 

Nie dla wszystkich oczywistość stanowi fakt, że Kolonia była zaraz po Jerozolimie i Santiago de Compostela, najważniejszym ośrodkiem pielgrzymkowym w Europie. W Nadrenii w tamtym czasie większość budowli stawiana była w stylu romańskim. Jednak arcybiskup Konrad von Hochstaden pragnął wyróżnić się na tle całej Rzeszy i rozpoczął budowę świątyni w stylu francuskiego gotyku katedralnego -. Pierwszym budowniczym – architektem katedry był Gerhard von Rile., po nim nastąpili kolejni, znani nam z imion – m.in. Arnold i Johannes. W kolejnych wiekach porzucono budowę, by powrócić do niej w epoce romantyzmu, gdy gotyk powrócił do łask. Patronat nad odbudowywaną katedra wziął cesarz Fryderyk Wilhelm IV. Cudem, katedra przetrwała II wojnę światową . Obecnie może jedynie nasuwać nam się pytanie – jak to możliwe, biorąc pod rozwagę gabaryty budowli oraz fakt, że całe miasto zostało zrównane z ziemią ?

To jednak nie koniec przeciwieństw, jakie pokonać musiała nasza główna bohaterka – tym razem niebezpieczeństwo przychodzi z dość niespodziewanej strony. Po 2000 roku świątynia nabyła tego złowieszczego wyglądu i zwęglonego koloru, czego przyczyną były kwaśne deszcze oraz miejskie spaliny. Prace restauratorskie trwają po dziś dzień.

 

Trochę architektury 
Katedra zbudowana jest na planie krzyża łacińskiego. To orientowana (prezbiterium skierowane na wchód, w stronę Jerozolimy) pięcionawowa bazylika, z dwoma wieżami na planie kwadratu, trójnawowym transeptem i prezbiterium z ambitem i wieńcem kaplic. Wnętrze katedry przykryte jest sklepieniem krzyżowo-żebrowym, a opiera się na filarach, które wydaj się nie mieć końca. Filary są nieskończenie wysokie i smukłe.

Co jest ujmujące, powrót do budowy w XIX wieku nie wiązał się z zastosowaniem nowych technik i podporządkowaniem się ówczesnej modzie. Nadal stosowano się do Planu F, czyli do jednego z zachowanych projektów świątyni, wykonanych w średniowieczu.
Co można obejrzeć wewnątrz? Poza obłędnie wysokimi filarami, ogromne wrażenie wywierają witraże. Są absolutnie wyjątkowe! W naszej opinii najpiękniejsze, jakie widzieliśmy do tej pory. Okna są ogromne, tak więc i „powierzchnie witrażowe” są większe niż w podobnych obiektach. Dzięki temu surowy wystrój kościoła nabiera pięknych kolorów. Niektóre z nich pochodzą nawet z XIII wieku. Uwagę zwraca też wielkich rozmiarów mozaika wyłożona w XIX wieku. Ołtarz zachował gotycką mensę pochodzącą z 1322 roku.

   

Kolejną perłą katedry jest relikwiarz trzech króli, który stanowi arcydzieło sztuki złotniczej średniowiecza. Relikwiarz wykonany jest z drewna, a pokryty został złotą okładziną i ozdobiony figurami z tysięcy kamieni szlachetnych. Jest to dzieło Michała z Verdun, które przedstawia historię świata, różnych świętych i apostołów, a spoczywają w nim relikwie Trzech Króli i kilku innych świętych.

Oprócz tego, w katedrze znajduje się wiele dzieł sztuki średniowiecznej i współczesnej ( z naciskiem na tą pierwszą), m.in. oryginalny szkic planu F, ołtarz klarysek, pochodzący z X wieku krucyfiks Gerona czy wspaniała rzezba Madonny Mediolańskiej, sprowadzona do katedry przez Fryderyka Barbarossę.

Każdy wielbiciel wieków średnich, gotyku lub europejskich katedr po prostu musi raz w życiu odwiedzić Katedrę w Kolonii. Jest to prawdziwa perła na mapie Niemiec, wyróżniająca się na tle całego miasta i reszty kraju.

 

Adres – czy jest potrzebny ? Katedrę widać już wjeżdżając do miasta!
Kölner Dom
Domkloster4
50667 Köln

Godziny otwarcia 
Listopad – Kwiecień 6:00 – 19:30
Maj – pazdziernik 6:00 – 21:00
Codziennie z wyjątkiem poniedziałków

Można wchodzić na wieżę, skąd rozciąga się panorama miasta. Wejście na wieże jest dość męczące, ale widok wart wysiłku. Cena za wejście – 3,5 euro od osoby.  W katedrze co godzinę można obejrzeć film poświęcony świątyni.